Jak wychować i nie zwariować?

20 komentarzy

Z racji tego, że „siedzę” w domu na macierzyńskim, mam mnóstwo czasu na nic nierobienie i nadrabianie wszystkich telewizyjnych kotletów z okresu kilku lat. Ostatnio w oko wpadła mi powtórka programu „Wychować i nie zwariować”. Pomiędzy kneblowaniem Nadii i przywiązywaniem Hanki do kaloryfera, z nadzieją na rozszerzenie mojej macierzyńskiej wiedzy, chętnie rzucałam okiem na bohaterów pierwszego odcinka programu. W końcu człowiek uczy się całe życie.

Jeśli nie mieliście niewątpliwej „przyjemności” oglądania programu, odcinek mówił o małym, 9- miesięcznym Tomku, który od samego początku nie chciał zasypiać w swoim łóżeczku, ponadto budził się kilka razy w nocy. Wierzę, że mama Tomka może być niewyspana, zmęczona i zirytowana. Pomimo faktu, że matki są napędzane paliwem jądrowym zasysanym z miłości, brak snu może zrobić niezłą Hiroszimę z organizmu i umysłu człowieka.

Jakieś trzy lata temu, toczyłam wieczorne wojny z Hanką. Dziecko zasypiało jedynie przy piersi lub na rękach, a w momencie odłożenia do łóżeczka, częstowała mnie gorzkim rykiem. W końcu, po kilku wieczorach zaklejania ust taśmą izolacyjną, nauczyła się zasypiać sama*. Z Nadią nie miałam tego problemu. Od początku kumała o co chodzi z zasypianiem i kiedy jest zmęczona, po prostu odwraca się na boczek, mając głęboko fakt, że na przykład właśnie coś do niej mówię. Przy okazji, uwielbiam z nią spać w jednym łóżku. Zanim Nadka się urodziła, byłam ogromną przeciwniczką spania z dzieckiem, bałam się, że może się przyzwyczaić. Ale teraz… Po prostu to kocham. Lubię kiedy w środku nocy Hanka wskakuje mi do łóżka. Jedyna rzecz, do której przyzwyczaiły się dziewczynki to ogrom miłości i uczuć, które zawsze wpompowuję w nie, gdy przytulają się do mnie w nocy. A i ja jestem po prostu szczęśliwa.

No dobra, ale dlaczego wspominam o programie? W pewnym momencie w programie padło stwierdzenie „przytulenie powinno być nagrodą za dobre zachowanie, nie za płacz”.

Łokurwa.

Ja przepraszam bardzo, ale łaat? Zastanówmy się chwilę, dlaczego niemowlęta płaczą? Bo są głodne, bo je coś boli, bo w pieluszce jest niespodzianka, bo potrzebują się poprzytulać. Płaczą dlatego, że nie potrafią w inny sposób oznajmiać swoich potrzeb, nie dlatego, że są rozwydrzone, źle wychowane a w ich żyłach płynie krew małego terrorysty.

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Szef w pracy walnął Ci wypowiedzenie. Jak już odpuściła Ci kurwica, zaczynasz zastanawiać się, co włożysz za tydzień do gara, że starszakowi trzeba książki do szkoły a młodszy chodzi bez jednej podeszwy. Wracasz do domu i wpadasz w ryk. Wtedy mąż podchodzi do Ciebie i mówi, że jeśli nie przestaniesz płakać, to Cię nie przytuli, nie pocieszy.

Dalej jest mowa o wypłakiwaniu się. Podczas płaczu wytwarza się kortyzol- hormon stresu.

Pozwalając dziecku się wypłakać, czyli mówiąc dosadniej- olewając jego uczucia, pokazujemy, że nie interesują nas jego potrzeby. Dziecko w końcu przestaje płakać, z przekonaniem, że nikt mu nie pomoże. Dziecko w końcu zaczyna rozumieć, że nie może na nas polegać. Że kiedy będzie działa mu się krzywda (w przypadku zasypiania może być to uczucie samotności- dla malutkiego dziecka, będącego cały dzień blisko matki, największy dramat na świecie), nikt mu nie przybędzie na ratunek, jest zdane tylko na siebie.

Wy ze swoimi dziećmi róbcie co chcecie. Ja w stosunku do moich, nie godzę się na takie rozwiązania, chociaż nie raz mam ochotę posłać towarzystwo w kosmos i po prostu mieć święty spokój. Umówmy się, dzieci same na świat się nie prosiły, więc róbmy to tak, jak należy. Moje córki zawsze mają mieć PEWNOŚĆ, że cokolwiek będzie się działo, mogą na mnie polegać. Jeśli teraz pokażę, że nie ma mnie przy takich „trywialnych” z punktu widzenia dorosłego sprawach jak płacz podczas zasypiania, za dwadzieścia lat, kiedy ich problemy nabiorą nowego wymiaru, jedna z drugą mogą stwierdzić „nie mówię nic matce, bo i tak ma to w dupie”.

Kolejnym problemem, poruszanym w programie było „uwiązanie” mamy przy Tomku, który jest karmiony piersią. Prowadząca- Paulina Krupińska poradziła Monice, żeby odciągała pokarm i zostawiała dziecko pod opieką taty.

No.

I w tym momencie znowu przytoczę przykład Hanki- totalnie anty- smoczkowej. Młoda nie tolerowała nic co miało smak gumy, do ukończenia 8 miesiąca życia. Ja chciałam karmić piersią, naiwnie wierząc w to, że ładuję w nią litry odporności. W każdym razie, wierzę, że taka sytuacja (uwiązania) może być uciążliwa bo ja czasami dostawałam już pierdolca, kiedy mogłam wyjść z domu maksymalnie na godzinę a i tak cały czas byłam „pod telefonem”. Stąd też postanowiłam #2 karmić mieszanie, co udało mi się niestety jedynie do ukończenia przez nią 3 miesiąca życia. Nadia sama odrzuciła pierś.

Tutaj, według mnie, nie ma złotej rady. Karmienie piersią jest najlepszym, co możemy dać dziecku w kwestii żywienia ale… no właśnie. Przede wszystkim róbmy to, co czujemy za stosowne, za najlepsze dla dziecka i dla nas. Nie dajmy się zwariować ruchom pro i anty laktacyjnym. Każda kobieta powinna podjąć sama decyzję, licząc się w wszystkimi konsekwencjami. Ja stałam po dwóch stronach „barykady”, karmiąc pierwsze dziecko wyłącznie piersią do 9 miesiąca życia a drugie mlekiem modyfikowanym, zaraz po ukończeniu 3 miesiąca. Kiedy zaczęłam karmić Nadię wyłącznie butelką, bardzo, bardzo się tego wstydziłam. Czułam, że jestem złą matką, nie potrafię podołać podstawowym potrzebom mojej córki. Trochę czasu zajęło mi przekonanie się, że Nadka jest szczęśliwa wtedy kiedy ja jestem szczęśliwa.

Podsumowując.

Nie ma jednej- prawidłowej recepty na wychowanie. Nie ma jedynej słusznej racji. Powinniśmy działać zgodnie ze swoją intuicją, ze swoimi uczuciami. Nie powinniśmy bagatelizować potrzeb dziecka ale też nie możemy dać wejść sobie na głowę. Trzeba znaleźć złoty środek, a ten, każdy ma swój.

*Jakby ktoś nie miał „luzu” w gaciach, nauka samodzielnego zasypiania Hani polegała na odkładaniu do łóżeczka i wychodzeniu z sypialni. Kiedy zaczynała płakać, przychodziłam, przytulałam, do momentu aż się uspokoi. Następnie odkładałam znowu i… tak do skutku. Pierwszej nocy trwało to od 19 do 24, każdej kolejnej coraz krócej. Czasami zostawałam przy niej, trzymając za rączkę. Czasami brałam do siebie do łóżka, przytulając pół nocy. Nie bagatelizowałam płaczu dziecka. Nigdy. Ale co się naprzeklinałam, to moje.

20 Komentarzy/e
  • Beata

    Odpowiedz

    Mam pytanie odnosnie samodzielnego zasypiania Hani. Ile miesiecy miala kiedy zaczelas ja „uczyc”? Wieczorne usypianie mojego 2mies synka to jest dramat, tylko piers, w dzien jest duzo lepiej.
    Co do wyplakiwania sie to naprawdę jest mnostwo osob, ktore w to wierza. „Daj sie mu wyplakac”, „przeciez nic mu sie nie dzieje”- mam dość jak to slysze

    • JollieMa

      I jeszcze: „niech ćwiczy struny głosowe” 🙂 Nasza Młoda ma 2 miesiące, gada po swojemu jak najęta, normalnie Radio Wolna Europa, więc chyba ma wystarczająco wyćwiczone struny głosowe 😉

  • Jagoda

    Odpowiedz

    Dokładnie…ostatnie zdanie!

  • Aga

    Odpowiedz

    Podsumowując: Prowadząca program to kolejna „sexi,super,mądra,szczupła,najlepsza na świecie ever mama” ? która zjadła wszystkie poradniki o wychowaniu a ma AŻ jedno dziecko….i wie lepiej! ? Pozdro

    • matka-nie-idealna

      Ona to akurat najmniejsze zło. Gorzej ze specjalistą..

  • anna

    Odpowiedz

    Co za glupoty w tym programie opowiadaja?! Jak przytulenie niemowlaka ma byc nagroda?! Ludzie!!! Jak mozna niereagowac na placz dziecka. Szczegolnie malego. Moim zdaniem wyrzadza aie wtedy wielka krzywde jego psychice. Nie chodzi mi o to ze dziecko np 5 letnie wymusza placzem kupno zabawki ale o zupelnie inne sytuacje

  • Bela

    Odpowiedz

    A ja powiem tylko jedno, w mojej rodzinie jest troje dzieci które były adoptowane w przerwach kilkuletnich, jedno z domu dziecka inne „Przejęte” od rodzin zastępczych. Jak było formalnie nie jest to istotne. Dzieci od kilku miesięcy do trzech lat. Walką ich nowych rodziców była nauka płaczu. Ponieważ nikt nie reagował wcześniej na płacz więc dzieci nie płakały bo nie widziały w tym sensu.

  • Bela

    Odpowiedz

    Byłam świadkiem kiedy rodzice płakali nad 3-letnim synkiem który miał złamanie otwarte nogi i nie uronił łzy, bardzo cierpiał. Jednak nie płakał bo uczono go że nie ma sensu bo nikt nie zareaguje. Dlatego Natalio podpisuje się każdą moją kończyną, należy reagować na każdy płacz pokazując małemu człowiekowi że jest dla nas ważny i chętnie pomożemy mu odnaleźć przyczynę i pomóc się z nią zmierzyć

  • Bela

    Odpowiedz

    coś poszło nie tak i zabrakło pierwszej części. Mam w rodzinie przykład adopcji trojga dzieci od kilku miesięcy do trzech lat. Jednym z pierwszych zadań rodziców była nauka płaczu. Niestety żadne z dzieci nie płakało i nie wyrażało tak smutku, bólu niewygody. Zostały nauczone że nie ma sensu płakać bo nikt na płacz nie reaguje. I kiedy ich synek po kilu tygodniach miał wypadek w przedszkolu

  • Ania DK

    Odpowiedz

    Oglądałam ten odcinek z przerażeniem w oczach. Jak lekarz może proponować reglamentowanie przytulania… Albo podejscie do karmienia w nocy typu: Nie karm w nocy, a jak płacze to trudno-w końcu się uspokoi. A mamy w to ślepo wierzą.

  • Migrena

    Odpowiedz

    Proszę o formacje ile miesięcy miała Hania , kiedy rozpoczęłas naukę samodzielnego zasypiania?

    • matka-nie-idealna

      Jeju, nie pamiętam 🙁 wydaje mi się, że z końcem kp

    • Dominika

      Też mi się wydaje że najsensowniej tą metodę stosować jak dziecko nie jest kp – bo wtedy ma się gwarancję, że to nie płacz z głodu i można się wtedy brać za tulenie i pocieszanie 🙂

  • Dominika

    Odpowiedz

    Jesteś cudowna :* Ja młodego chcę odstawić jak będzie miał pół roku i wydaje mi się to z różnych względów słuszne. A w towarzystwie zostałam za to zlinczowana, bo u nas akurat moda na karmienie dziecka do oporu – do wieku szkolnego najlepiej :/ Ale racja! To tylko i wyłącznie moja decyzja 🙂 Dziękuję za słowa otuchy 🙂

  • vivalazycie.pl

    Odpowiedz

    Mieszkam w Niemczech i tutaj też wychowuje mojego 3 – letniego synka. Tutaj panuje tzw Zimny Chów, lekarz od początku nie tylko sugeruje, ale wręcz nalega na przetrzymanie dziecka, czyli niech płacze ile wlezie, kilka godzin, i tak ze 2-3 razy bez reakcji rodziców i już więcej nie przyjdzie mu to do główki bo i tak nic nie wskóra. Panuje zasada – to dziecko ma się dostosować nie odwrotnie! Sic!

    • matka-nie-idealna

      Nic nie wskora bo nikt nie reaguje. A w przyszłości nie poprosi nikogo o pomoc gdy zaczną się prawdziwe problemy bo po co, skoro wszyscy olewają?

    • Justyna

      Ja też mieszkam w Niemczech i nic takiego nie spostrzegłam. Raczej zauważyłam, że zarówno położne, pielęgniarki, lekarze liczą się ze zdaniem rodziców i absolutnie nic nie narzucają, ale jednocześnie są fachowi i kompetentni. Zimny chów panuje owszem, ale raczej jeśli chodzi i hartowanie maluchów ?

    • blabla

      My w szpitalu w Niemczech po cesarce chcielismy oddac w nocy mala na kilka godzin pod opieke poloznych, zeby chwile odpoczac i dojsc do siebie. I co? Po 15 minutach panie polozne przywiozla ja nam spowrotem ze slowami: Mala domaga sie przytulenia. Takze nie wszedzie w Niemczech takie podejscie 🙂

  • Karina Jessa

    Odpowiedz

    Ja jestem w 3 miesiącu ciąży i planujemy za miesiąc maksymalnie dwa wyprowadzić się na stałę do Niemiec, mąż już tam mieszka, ja kończę załatwiać sprawy i wprowadzam się do niego, także poród będzie tam. Także te informacje na pewno mi się przydadzą.

Skomentuj