Back to school.

3 komentarze

Wakacje wakacjami, pora na powrót do rzeczywistości. Do momentu uderzenia kołami samolotu o płytę lotniska, nie wiedziałam, że wylądowaliśmy. Za oknem było widać dosłownie – nic. Szarość Wrocławia, deszcz i wiatr były zupełnym przeciwieństwem gorącej Grecji, w której byliśmy jeszcze dwie godziny wcześniej. Jesienna chandra dopadła mnie zanim zdążyłam odpiąć pas a po bagaże sunęłam ze łzami w oczach. Albo deszczem. Nie wiem.

Oczywiście jak na Matkę Nieidealną przystało, byłam totalnie nieprzygotowana na dziesięć stopni i wrześniowe pogodowe zło w Polsce. PT w krótkich rajtkach, ja błyszczałam opalenizną na przedramionach. Mieliśmy w torbach jakieś długie szmatki, które w momencie dojścia do parkingu wyglądały co najmniej jakbyśmy wracali ze spływu kajakowego z finałem na dnie rzeki. Do tego, jedynymi spodniami w szafie Duracellka* (wyjaśnienie ksywki poniżej) były leginsy. Spoko. Daję sobie pałę z przygotowania odzieżowego.

Zderzenie z jesienią, bardziej szarą niż złotą odbiło się mocno na naszym budżecie zdrowotnym. I tak oto utknęłam na kolejny tydzień z przedszkolakiem i żłobkowiczem w domu. Zastanawiam się, czy otworzyć domową aptekę. Zostanę milionerką do trzydziestki. A zostało jedynie pół roku.

Umówmy się – lubię spędzać czas w domu, to moje miejsce na tym dziwnym świecie. Ale kiedy masz do dyspozycji dwie marudy, cztery wyżynające się zęby i własne zapalenie płuc, perspektywa użycia balkonu do skrócenia swojej męki wydaje się zbyt ciekawa. Jak już zrobiło się na tyle znośnie, żeby wystawić nos gdzieś dalej niż do lodówki, odmalowałam twarz, wytarłam zasmarkane nosy i wyruszyliśmy ćpać wrześniowe promienie słońca. Zapomniałam w tym wszystkim o fakcie, że młody Duracellek jest w separacji z wózkiem a ja z moją wydolnością oddechową zdecydowanie nie nadaję się na długie dystanse. Przy okazji, zrobienie Nadii ostrego zdjęcia graniczy z cudem. Ona się rusza zawsze i wszędzie.

Pamiętam, że gdy Hanka była jeszcze mała na tyle, że pod stół wchodziła w pionie, w naszym mieście był sklep 5.10.15. Później sklep zabrali, a szkoda, bo pół mojego widzi-mi-się w jej szafie było tej marki. Teraz Nadka odziedziczyła większość jej ubrań, i dobrze, bo jest niewiele firm, które po pierwszym, drugim i dziesiątym praniu wyglądają tak samo jak w dniu zakupu. Albo co najmniej podobnie do pierwotnego kształtu i koloru. 5-10-15 zawsze kojarzyło mi się z kolorowym i pstrokatym logo. Dziś marka poszła w minimalizm i prostotę przekazu. Tak jak lubię.

To co widzicie, to nowa kolekcja jesienno – zimowa. Tak, jak Hani nigdy nie ubierałam na różowo, tak przy #2 mam totalnie zaróżowienie mózgu. Miś Nadki wygrywa wszystko. Jest miękki, gruby i w chłodniejsze dni może zastąpić cieńszą kurtkę. Gdybym była chociaż ze dwa lata młodsza, sama bym sobie takiego kupiła.

Ubrania 5.10.15 są ładne a co najważniejsze, są dobrej jakości. Niestety, wiele dziecięcych firm poszło w sam look, bez jakości. A mi najzwyczajniej w świecie szkoda płacić pieniądze za coś, czym po praniu wytrę kurze albo podłogę.

Wśród kilku kolekcji znajdziemy coś zarówno dla najmłodszych jak i tych trochę starszych, którzy tytułują się mianem nastolatków. Ja będąc nastolatką (czasy prehistorii), ubierałam się w szerokie dzwony i t-shirty o kroju „trzy rozmiary za duże”. Smuteczek. Swoją drogą, zastanawiam się, jak nasze dzieci będą postrzegały modę roku 2017 za dziesięć lat.

*Duracell – czy wystawianie półtoraroczniaków w Olimpiadzie lekkoatletycznej jest legalne? Albo chociaż przywiązywanie do kaloryfera. Jest?

3 Komentarzy/e
  • Renia

    Odpowiedz

    Witam.
    Przepraszam ze tak z innej beczki.Ale co to za Spartą robi takie super zdjęcia.Bo dziewczynki wyszły przepiekne☺

  • Aneta

    Odpowiedz

    Pięknie :)) czy można zapytać nieśmiało jakim aparatem robisz fotografie ? Bo są wspaniałe.

  • Magda

    Odpowiedz

    Boski zdjecia a dziewczynki jeszcze piekniejszeSwoja droga plus dla nich ze chca pozowac bo moje niedokonca. Pozdrawiam

Skomentuj