Czy nieposłuszeństwo naszych dzieci jest naszą winą?

5 komentarzy

Jestem taka jak moja mama. I chociaż ona zapiera się rękami i nogami, chociaż mówi, że ja to cały ojciec, patrząc na mnie wiem, że patrzy w lustro. Tak samo się denerwujemy. Tak samo przeżywamy, śmiejemy się i martwimy. Z pozoru niedostępne, zimne, lekko choleryczne. Patrzysz na mnie i nie wiesz, czego się spodziewać. A już na pewno nie tego, że pod maską superbohaterki kuli się mała dziewczynka. Nieśmiała, bojąca się kontaktu z ludźmi, chcąca bardzo przypodobać się innym. Wiecznie analizująca, neurotyczna. Nie mam cierpliwości – zupełnie jak Dorota. Nie lubię dzieci – tak jak ona. Chociaż za swoje oddam życie, są moją dumą i życiową wygraną. A jeśli ktoś mi podpadnie – to koniec.

Podobno wszystkie nasze dorosłe decyzje są odzwierciedleniem naszego dzieciństwa. Zawsze powtarzam, że jeśli zepsujesz dziecko dzisiaj, jutro zaważy to na jego dorosłym życiu. Umysł dziecka jest bardzo plastyczny, jest idealnym materiałem w naszych rękach. Przy czym my nie tworzymy dziecka, możemy jedynie wskazać mu drogę.

Wszystkie swoje zachowania widzę w Hance. Od pewnego czasu głównym naszym „problemem” jest jej upartość i chęć przeciwstawienia się przyjętym zasadom. Zdarzają się naprawdę ciężkie dni, kiedy zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd wychowawczy i czy jesteśmy skazani na jej wieczne histerie.

Rachunek jest prosty. Nie mogę powiedzieć, że jestem idealną mamą. Bardzo często, kiedy nie mogę się dogadać, ponoszą mnie emocje. Ona nie chce czegoś zrobić, nie słucha co do niej mówię, olewa to a ja zaczynam się denerwować i krzyczeć bo oczekuję rezultatu JUŻ. Ale jej nieposłuszeństwo (bardzo nie lubię tego słowa bo kojarzy mi się z tresurą) wynika w dużej mierze z tego, że ja nie słucham jej. Praca w domu, praca w internecie wymaga ode mnie dostępności 24h na dobę. Zazwyczaj siedzę przed komputerem lub telefonem w dłoni i dopiero po czasie zauważam, że dziecko mówi do mnie coś trzy razy, piąty raz prosi o picie i na koniec sama idzie sobie tego picia nalać. Nie jestem psychologiem ale wnioskuję, że skoro ja nie słucham jej, ona wychodzi z założenia, że nie musi słuchać mnie.

Wystarczy poranek, kiedy wstaję zmęczona i sfrustrowana. Dzieci chłoną wszystko jak gąbki. Zaczynam krzyczeć – zaczyna krzyczeć Hanka. Dzieci nabierają naszych nawyków, zwłaszcza jeśli w inny sposób nie potrafią wyrazić swojej złości czy też nie potrafią się obronić. Wnioskuje, że skoro ja krzyczę żeby osiągnąć jakiś cel, jej również uda się w ten sposób osiągnąć swój.

Ostatnio największy problem mamy z jedzeniem. Hania mogłaby żyć powietrzem. Każdy posiłek odbywany jest w nerwach, dziecko kręci się i robi wszystko poza jedzeniem. Tak samo zachowywałam się ja, kiedy byłam w jej wieku. Różnica polega na tym, że ja do jedzenia byłam zmuszana i przez długi czas miałam wstręt do posiłków. To oczywiście zaważyło na mojej przyszłości, na tym jak wyglądam, na nawykach żywieniowych i kompleksach, które są moimi demonami. Dlatego Hanka je to co lubi, je ile chce i wtedy kiedy jest głodna. I chociaż wiem, że nie powinnam jej zmuszać do jedzenia, w momencie kiedy nie je śniadania i obiadu, efekt staram się uzyskać podstępem tylko lub wmiksowuję do posiłku tyle składników odżywczych, żeby dziecko nie padło z braku energii.

Każde zachowanie dziecka ma jakieś podłoże i powód. Hania nie krzyczy lub też nie płacze dlatego, że chce mi zrobić na złość. Jej zachowanie jest najczęściej rezultatem mojej złości lub jej odmiennego zdania. A do tego ma najpełniejsze prawo. Ma prawo nie chcieć ubrać do przedszkola spodni tylko tiulową spódnicę. I tylko w mojej gestii leży uświadomienie jej, że to nie jest dobry pomysł bo na dworze jest dziesięć stopni na minusie. Ma prawo nie chcieć jeść zupy bo albo ona jej nie smakuje albo najzwyczajniej w świecie jadła dopiero w przedszkolu. Ma prawo sprzeciwić mi się, kiedy proszę by posprzątała zabawki, podczas gdy ona woli oglądać teraz bajki.

Głównym celem dzieci jest zaspokajanie swoich potrzeb. Jednak świat jest brutalny i trzeba się do niego dostosować. Można to jednak zrobić sposobem.

Zauważyłam, że dużo lepiej dogadujemy się, kiedy budzę ją do przedszkola z uśmiechem na twarzy. Kiedy ją motywuję, kiedy daję wyraźnie do zrozumienia, że jest moją małą cudowną dziewczynką i sprawia mi ogromną przyjemność przebywanie z nią kiedy jest „grzeczna”. Przy czym zawsze ale to zawsze w sytuacjach kryzysowych powtarzam jej, że ją kocham. Nawet wtedy kiedy jest nieposłuszna.

Staram się słuchać co do mnie mówi i rozwijać tematy. Kiedy ja jestem dobra dla niej – ona odpowiada tym samym.

Niestety, w dobie „szybko”, „teraz”, „natychmiast” szkoda nam czasu na rozwiązywanie problemów. Oczekujemy rezultatów i zwyczajnego posłuszeństwa, nie tylko od dzieci.

Nie staramy się poznać przyczyn złego zachowania naszych dzieci, wypierając zupełnie ze świadomości, że mogą one być następstwem naszych zachowań. Najczęściej w tym przypadku stosujemy kary, co jednak jest rozwiązaniem krótkoterminowym.

Przykład?

Rodzice pozwolili mi iść na bal gimnazjalny, jednak miałam wrócić o godzinie 20 do domu. Bal trwał od 18 a ja byłam na końcówce choroby i kończyłam antybiotyk. Do domu wróciłam o 22 razem z rówieśnikami, pomimo iż wiedziałam, że to zakończy się szlabanem i solidnym opierdolem. I tak też się stało. Nikt nie zapytał dlaczego się spóźniłam, nikt nie porozmawiał ze mną na ten temat. Sprzeciwiłam się – kara. Nikt też nie wiedział, że ta zakompleksiona nastolatka, wiecznie wyśmiewana z powodu swojej niskiej wagi pragnie akceptacji rówieśników. Nikt nie pomyślał o tym, że następnego dnia klasa pożarłaby mnie żywcem, rówieśnicy zrównaliby mnie z ziemią. Wolałam narazić się rodzicom niż zostać wyśmiana przez społeczeństwo szkolne. Wiadomo jak ważna jest dla dziecka akceptacja.

Co zrobiłabym ja?

Zapewne, jeśli nie umarłabym wcześniej ze strachu o swoje dziecko, porozmawiałabym z nim. Nawet jeśli wcześniej pokierowałyby mną emocje. Zapytała co było powodem, dlaczego postąpiła w taki a nie inny sposób. Zapytała jak mogę mu pomóc i zapewniła, że zawsze ma moje wsparcie, moją miłość i jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie. Mi tego brakowało. Bardzo.

Co było następstwem mojego zachowania i kary, którą dostałam?

Że od tej pory cały czas odwalałam jakieś akcje. Wiedziałam, że mama się powkurza, dostanę szlaban na tydzień, po dwóch dniach dobrego sprawowania tato mi go odwoła i tak w kółko. Przestałam rozmawiać z rodzicami, bo to nie miało sensu. W pewnym momencie nie wiedzieli o mnie nic, bywały dni, że nie odzywaliśmy się do siebie słowem, schodząc sobie jedynie z drogi i wymieniając informacje typu „obierz ziemniaki”.

Dopiero niedawno nauczyłam się mówić o swoich problemach i potrzebach. Niestety nadal przychodzi mi to z trudem i wolę radzić sobie sama niż poprosić kogoś o pomoc.

Wiem, że w pewnych sytuacjach ponoszą nas emocje. Ale postarajmy się przewidzieć, jak nasze zachowanie wpłynie na zachowanie naszych dzieci – teraz i w przyszłości. Często denerwują nas zachowania naszych dzieci, których nauczyliśmy je sami. I rozmowa. To ona jest kluczem do sukcesu.

 

5 Komentarzy/e
  • Sandra

    Odpowiedz

    Oj zupelnie jakbym czytala o sobie od poczatku do konca

  • Klaudia

    Odpowiedz

    W pełni zgadzam się z wpisem, codziennie ze sobą walczę, żeby nie krzyczeć, a wręcz się nie drzeć, liczę po cichu do 10 żeby się uspokoić ale to jest tak cholernie trudne!

  • Maria

    Odpowiedz

    Nie sądzę. Na dzieci działają różne czynniki. Także społeczeństwo (np. ich rówieśnicy) mocno na nich oddziałują

    • matka-nie-idealna

      Oczywiście. Ale pierwszy (niekoniecznie największy) wpływ mają rodzice. I to oni mają za zadanie wbić dobre wzorce.

  • Gaja

    Odpowiedz

    Musimy po prostu bardziej uważnie i świadomi konsekwencji swoich zachowań. Tak jak napisałaś dzieci chłoną wszystko jak gąbką i zwyczajnie biorą z nas przykład. Nie oznacza to, że nie mamy prawa do gorszego dnia. Na szczęście dzieci zapamiętuje te zachowania które obserwują najcześciej.

Skomentuj