Przestańcie w końcu pytać mnie o dziecko. (Wasze historie).

4 komentarze

Cześć Nieidealna.

Pamiętam, że dodawałaś kiedyś posty swoich czytelniczek. Dzisiaj piszę do Ciebie ja. Piszę z jednego ważnego powodu i proszę, pokaż to swoim czytelniczkom. Mam egoistyczną nadzieję, że ten wpis trafi do bliskich mi osób i raz na zawsze się ode mnie odpieprzą.

Mam 37 lat. Mam męża, jesteśmy razem dwanaście lat po ślubie. Twojego bloga czytam prawie od początku, pomimo iż nie mam dzieci. Kiedyś nawet zażartowałam w komentarzu, że mnie odstraszyłaś od macierzyństwa. Pewnie tego nie pamiętasz.

Ten komentarz miał wtedy drugie dno. Ale od początku.

Nie chcieliśmy mieć z mężem dzieci od razu po ślubie. Chcieliśmy podróżować przez pierwsze lata małżeństwa, poszaleć trochę. Pójść do teatru, wyjść na koncert. Wtedy musiałam się tłumaczyć babciom i ciociom, że nie jestem gotowa na dzieci i jeszcze nie chcę ich mieć. Może za dwa – trzy lata. Każde święta, każde rodzinne spotkanie wyglądało tak samo. Kiedy w końcu dzieci i kiedy w końcu dzieci.

Na czwartą rocznicę ślubu pojechaliśmy do Włoch. I któregoś wieczoru po pierwszej butelce wina stwierdziliśmy, że może już czas na dziecko. Odstawiłam tabletki i pierwszy raz w życiu kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Akurat teoretycznie miałam dni płodne. Trochę się zdziwiłam kiedy po powrocie dostałam okres ale zwaliłam to na antykoncepcję, którą dopiero co przestałam przyjmować. Nie spinaliśmy się szczególnie pewni, że od razu się uda. Kolejne rozczarowanie. Poszłam do lekarza, teoretycznie nie było przeciwwskazań do ciąży. Zaczęłam przyjmować suplementy diety, lepiej się odżywiać. Ćwiczyłam od zawsze, mój mąż również.

Niestety po roku starań cały czas ciąży nie było. Zaczęliśmy badania w kierunku problemów z płodnością moich i Marka. Okazało się, że problem tkwi w mężu ale ciąża nadal była możliwa. Przeszliśmy inseminację trzy razy. Dwie próby in vitro. Ale to nie to jest najważniejsze w tej historii.

Ważniejsze jest podejście ludzi, nie tylko tych bliskich. Abstrahując od tego, że babcie (te, które jeszcze żyją) i ciocie nadal drążyły temat, pomimo iż wiedziały o naszych problemach, zwalały winę na mnie, na Marka, na antykoncepcję, na to, że to klątwa (bo nie chcieliśmy dzieci od razu). Chodzi o sam fakt drążenia tego tematu, kiedy prosiłam by tego nie robiły bo temat jest bardzo bolesny dla mnie. W ciągu tych wszystkich lat starań przeszłam depresję, co teoretycznie wykluczało na tamtą chwilę ciążę. One cały czas, kurwa mać, drążyły i męczyły temat.

Do tego reakcje obcych ludzi: „Jak to? Masz 30/34/37 lat i jeszcze nie macie dzieci?”. A ja już po prostu nie miałam siły tłumaczyć każdemu znajomemu, koleżance czy nowo poznanej osobie w Sylwestra, że ja chcę, ba! Pragnę mieć dziecko tylko, że nie mogę… Czasami spławiałam to krótkim „Nie lubię dzieci” a czasami, jeśli ktoś stawał mi się bliższy – wyjaśniałam. Zazwyczaj wtedy zapada niezręczna cisza, skrępowanie. Bo ludzie nie myślą o konsekwencjach swoich słów. Często ogarniają się dopiero w momencie kiedy okazuje się, że palną jakąś gafę, nawet niechcący.

Stąd też apel do Was dziewczyny. Nie pytajcie koleżanek „Kiedy dziecko”, „Kiedy drugie”, „Czy nie chce ktoś mieć dzieci”. Nie mówcie „To teraz pora na chłopca, skoro jest dziewczynka lub dwie”. Przestańcie się wpieprzać w życie innych, dawać dobre rady zwłaszcza, jeśli nie macie pojęcia o temacie. Odpowiedź „Nie myślałaś o adopcji?” też nie jest dobrym rozwiązaniem bo zaręczam Was, każdy kto ma problemy z płodnością o tej adopcji kiedyś myślał. Ale to nie jest takie proste. Poza tym zawsze jest nadzieja, że tym razem się uda.

Reasumując, pytanie o dziecko jest dla mnie pytaniem intymnym. Zbyt intymnym by o tym opowiadać na prawo i lewo. Zanim je zadacie, zdziwicie się faktem nieposiadania dzieci lub jakoś to skomentujecie pomyślcie, że ktoś może mieć nieciekawą sytuację życiową i to pytanie może go zaboleć.

4 Komentarzy/e
  • Małgorzata

    Odpowiedz

    Znam ten problem z autopsji.Także słyszę,że skoro mamy chłopca to teraz czas na dziewczynkę.Nikt nie zapyta DLACZEGO Wojtek jest jedynakiem.Nie chce mi się każdemu mówić o stanie przedrzucawkowym i innych problemach okołoporodowych.

    • Ola

      Przeżywam to samo. 5 lat po ślubie, staramy się od 2,5 roku. Choruję na endometriozę, mam jeden jajowód drożny, po drodze 2 operacje (usuwanie torbieli, rozdzielanie narządów – mialam zrośnięte jelita, macice, pęcherz), dwa razy byłam wprowadzana w sztuczną menopauzę. Robię wszystko, żeby mieć jedno dziecko. Oboje z mężem mieliśmy psychicznego doła. Ja płakałam wciąż, on wylądował u psychologa.

  • Ola

    Odpowiedz

    Przeżywam to samo. 5 lat po ślubie, staramy się od 2,5 roku. Choruję na endometriozę, mam jeden jajowód drożny, po drodze 2 operacje (usuwanie torbieli, rozdzielanie narządów – mialam zrośnięte jelita, macice, pęcherz), dwa razy byłam wprowadzana w sztuczną menopauzę. Robię wszystko, żeby mieć jedno dziecko. Oboje z mężem mieliśmy psychicznego doła. Ja płakałam wciąż, on wylądował u psychologa.

  • Ola

    Odpowiedz

    Po drodze jedno poronienie. Pytania rodziny i ludzi z pracy lub znajomych wprowadziły mnie w psychoze. Zaczęłam się tej ciąży bać, miałam koszmarne sny o dziecku. Wyszłam psychicznie na prostą i musi się udać 😉

Skomentuj