Kiedy Twoje macierzyństwo wkurwia innych…

1 Komentarz

Podobno w życiu są trzy prawdy. Prawda, tylko prawda i gówno prawda.

Usłyszałam ostatnio prawdę. To znaczy, prawdę często słyszę, ale ta prawda była pewnego rodzaju kropką, postawioną na karcie mojego macierzyństwa.

Jak Hania była malutka to byłaś nieznośna. Byłaś naprawdę nieznośną mamą.

Na czym polegało to moje bycie nieznośną?

Na konsekwencji.

Kiedy Hanka ledwo odrastała tyłkiem od ziemi, moim głównym założeniem było wykreowanie człowieka, który w przyszłości nie będzie w stanie zarzucić mi macierzyńskiej niekompetencji. Chłonęłam zatem wiedzę, wręcz wciągałam ją nosem i przekładałam słowo na praktykę. Nie czytałam poradników bo ja generalnie z czytaniem jestem na bakier, do czego niechlubnie się przyznaję ale dużo pytałam, dużo rozmawiałam i czasami interesowałam się jakimś wielkim nagłówkiem w internecie.

Najzwyczajniej w świecie chciałam, żeby moje dziecko było zdrowe i szczęśliwe.

Do drugiego roku życia, albo i dłużej – nie pamiętam bo to lata świetlne temu było, dziecko nie spróbowało cukru i soli. To miała być taka moja mała inwestycja w przyszłość. Zarówno w pieniądze jak i zdrowie, kolejność nieprzypadkowa, bo jak wiadomo, w tym kraju bez pieniędzy o zdrowiu możemy sobie tylko pomarzyć.

Każdy kto przychodził do naszego domu, pukał się w czoło mówiąc, że marnuję dziecku życie, separując je od czekolady. Ludzie nie rozumieli, kiedy kasowałam roczniakowi podarowane Kinder Jajko i w zamian prosiłam o owoce. Rano zamiast słodkich płatków kleiłam w kuchni owsiankę z owocami. Rodzina patrzyła na mnie jak na kretynkę, kiedy na niedzielny obiad do teściowej wiozłam Hani własny rosół. Bez soli, bez kostki. Chyba też bez smaku. Babcia wydziedziczała mnie za każdym razem kiedy odmawiałam podania młodej bombonierki.

Moje dziecko nie korzystało też z telefonów, nie oglądało telewizji a całe dnie spędzałyśmy na dworze lub w sposób, na który dzisiaj nie mam czasu. Generalnie miałam głęboko w poważaniu zdanie innych, robiłam to co podpowiadała mi intuicja i osoby w założeniu bardziej kompetentne niż babcine rady sprzed pięćdziesięciu lat. Nie trafiały do mnie argumenty „Ja jadłam wszystko i żyję”, „Kiedyś jadło się chleb z wodą i cukrem”, zwłaszcza od osób, które od lat zmagały się z nietolerancjami pokarmowymi, alergiami, otyłością czy innymi chorobami wyżerającymi ich organizm.

Ale jak to zazwyczaj bywa, czas weryfikuje macierzyństwo. Moje zostało zweryfikowane, kiedy przykuto mnie do łóżka pod pretekstem zagrożonej ciąży i straciłam stuprocentową kontrolę nad istnieniem mojego pierworodnego dziecka. Ja – dziewczyna, która lubi mieć kontrolę nad wszystkim, nie lubi życiowych niespodzianek a niemoc to spora porażka, nie mogłam zadbać o swoje dziecko w najlepszy możliwy sposób, a osoby obok chętnie to wykorzystywały, robiąc totalnie wbrew mi.

Ale my nie o tym.

Jak dzisiaj myślę o tym moim byciu nieznośną, chyba rzeczywiście tak było. Sama siebie wkurwiałabym takim radykalnym zachowaniem ale wiem, że było mi ono potrzebne. W dużej mierze potrzebne do tego by zrozumieć, jak mało akceptacji i zrozumienia jest w innych ludziach. Jak obce osoby lubią ingerować w nasze decyzje i sposób życia, próbując przeforsować swoje własne idee. Żeby zrozumieć, że to co różne, niejednokrotnie jest dla nas dziwne i niezrozumiałe. I to też mnie nauczyło szacunku do wyborów innych ludzi. Dzisiaj, kiedy Hania chce poczęstować koleżankę cukierkiem, najpierw pyta ich rodziców, czy wyrażą na to zgodę a zanim przyjdzie do nas jakieś obce dziecko, pytam mamę o alergie pokarmowe czy jakieś wyłączenia. Nie daję czegoś po kryjomu kiedy „mama nie widzi”. Po pierwsze z troski, po drugie z szacunku. Albo przede wszystkim z szacunku.

Nie musimy rozumieć sposobu wychowania innych ludzi ale bezwzględnie powinniśmy go szanować i dostosować się do tego, o co nas poproszono.

Zajrzyj do nas na Facebooka i Instagram !



1 Komentarzy/e
  • taka sobie

    Odpowiedz

    Ja przegrałam walkę z teściami i mężem o wychowanie dziecka przynajmniej przez pierwsze lata życia bez słodyczy. Przegrałam ją właśnie dlatego, że nie zawsze mogłam mieć nad wszystkim kontrolę i nie zawsze widziałam, czy byłam obecna , kiedy dziecku po kryjomu podawano słodycze.

Skomentuj