A czy ty chwalisz swoje dziecko?

15 komentarzy

Moje macierzyństwo nie jest idealne, ja wiem. Nie raz w plenerze mnie szlag trafia kiedy młode, ostatnio częściej penetrujące osiedle pieszo niż na czterech kółkach na przykład postanawia w jednej chwili położyć się na środku chodnika z zupełnie nieuzasadnioną histerią, mając głęboko w poważaniu fakt, że matka właśnie ciągnie po chodnikowych nierównościach nadgarstkami, obciążonymi siatami, po 5 kg każda. Żeby nie było, nie jestem kamikaze wybierającym się na zakupy z dzieckiem bez wózka. Zazwyczaj wchodzę po jedną rzecz i jak to również czasami się zdarza, dostaję małpiego rozumu. A to promocyjka na pieluchy, a to kaszki w cenie mówiącej „weź mnie, weź mnie ostro” które z pewnością w ciągu najbliższych trzydziestu lat wykorzystam chyba, że z Panem Tatą sklepiemy sobie w niedługim czasie drużynę piłkarską w wersji koedukacyjnej. Tak więc wchodzę do sklepu po jedną rzecz a wychodzę z debetem na koncie i młodzieżą w złym humorze, bo przecież miało być „usiu, usiu” a matka godzinę lizała jęzorem sklepowe regały. Ja też w tym czasie jestem już lekko nie w humorze bo doskonałym strzałem w kolano jest wybranie się z młodą do sklepu bez towarzystwa wózka a ściślej pasów, w które wózek jest wyposażony. Kiedy ja elegancko zachwycam się składem sera koziego, Hanisława w tym czasie postanawia przetasować towar na półce z makaronami. W rezultacie zakupy zajmują pół godziny plus pół godziny ogarniania Armagedonu skomponowanego przez pierworodną.

Anyway, wróćmy do tematu matko. Kiedy już mnie trafi ten szlag, a zdarza się to raz na jakiś czas, rzucam siaty samopas, mogąc sobie przy okazji zapomnieć o szarlotce domowej roboty bo kilogram jabłek skończył swój żywot pod jakąś pyrkającą Skodą, ja natomiast rzucam się ratować sytuację. Sytuacja w zależności od poziomu histerii i decybeli produkowanych przez gardło Hanisławy da się uratować albo nie. Najczęściej wracam do domu odliczając w myślach do pierdyliarda, rzucając od czasu do czasu pod nosem soczyste „niech to dunder świśnie”, z młodą przerzuconą przez ramię, uboga o kilogram jabłek i trzy kilogramy cierpliwości. Staram się jednak nie okazywać na ulicy swojej złości, broń Boziu nie krzyczę na dziecko i nie szarpię. Wiem, że reakcja w dużej mierze zależy od sytuacji i emocji obydwu stron, a i bywają ewenementy nieskłonne do jakiejkolwiek współpracy. Póki mogę udźwignąć trzynaście kilo wierzgające nogami i rękami z gilem po pas, reaguję jak potrafię. Nie potrafię teraz przewidzieć tego, jak zareaguję z dzieckiem równającym się ze mną siłą fizyczną i siłą argumentów.

Nie jestem zwolenniczką głośnego karcenia lub zwykłego opieprzania starszego dziecka w towarzystwie obcych osób. Istnieją sytuacje, gdy dziecko po prostu musi być postawione do pionu lub skarcone, jednak będąc świadkiem takiego zdarzenia, jako osoba postronna czuję się bardzo nieswojo, nie wspominając o dziecku, które jest karcone. Zupełnie niedopuszczalne są dla mnie stwierdzenia typu: „No ja nie wiem w kogo ty się wdałeś”, „Chyba masz to po ojcu, bo na pewno nie po mnie” lub inne słowa godzące nie tylko w godność małego człowieka ale również w drugiego rodzica i to za jego plecami. Takie stwierdzenia pokazują, że nie tylko ty jesteś zły ale i twój tato/mama. Do tego kara jest podwójna bo nie dość, że upominamy dziecko, pokazujemy, że coś zrobiło źle, dodatkowo gdy robimy to na forum, wywołujemy u niego poczucie wstydu.

matka-nie-idealna

I tutaj przechodzimy do właściwego przekazu tego posta.

Uważam, że ludzie często zapominają o chwaleniu dziecka. Karcenie, zwracanie uwagi przychodzi nam dosyć łatwo i jest następstwem pewnych działań, natomiast pochwała, chociażby za oczywistą rzecz już nie jest takie powszechna. Pan Tata jest mistrzem w chwaleniu Hanisławy pomimo, że czasami ociera się to o przesadę. Faktem jest, małe dziecko, wykonujące polecenie lub prośbę dorosłego łatwiej jest pochwalić niż dziecko starsze bo zachęcamy je w ten sposób do pewnych działań czy reakcji.

– Haniu, super! Dziękuję, że posprzątałaś swoje klocki- Ile razy chwalimy dziecko, dziękujemy za to, że nam pomogło? Może przy pierwszym, drugim czy trzecim razie. Po pewnym czasie jednak przestajemy zauważać fakt, że klocki są posprzątane bo stało się to codziennością.

Wiele dobrych rzeczy uznajemy jako pewnik, coś oczywistego. Dziecko posprzątało swój pokój? Fajnie? To to powiedz, podziękuj. Wyrzuciło samo śmieci? Umyło po sobie kubek? Fajnie? To to powiedz, podziękuj. Uważam, że takie sytuacje pokazują dziecku, że warto coś robić, warto pomagać i z czasem będzie ono robiło to chętniej widząc, że rodzic jest z niego dumny. „Sprawiłem mamie przyjemność? Fajnie, będę robić to częściej”. Jako, że niektórzy nie potrafią nałożyć filtra na słowo pisane lub zasłyszane, nadmienię tylko, że nie mówię tutaj o popadaniu w przesadyzm. Przegięcie w każdą ze stron jest złe dlatego należy znaleźć bezpieczny środek.

Rodzina jest pewnego rodzaju firmą, gdzie każdy członek pracuje na jej rozwój. Jedną z głównych zasad funkcjonujących w relacjach przełożony- podwładny jest ta mówiąca, że „Upominaj na osobności ale chwal na forum”. Swoją drogą, przełożeni również często zapominają o dobrym słowie ale to już osobna bajka…

15 Komentarzy/e
  • Ania

    Odpowiedz

    Najgorsze co można zrobić w ciężkich momentach to publicznie upokorzyć dziecko. Karcić w obecności obcych i obdzierać dziecko z godności. Zdecydowanie łatwiej jest chwalić, niż umiejętnie karcić. Mój niespełna roczny synek już manifestuje złością czego chce, czego nie chce, czego żąda lub po prostu wpada w histerię, bo nie potrafi sobie z czymś poradzić. Tylko spokój może nas uratować.

    • matka-nie-idealna

      Wiele osób myśli, że to „tylko dziecko”… A później zastanawiają się skąd kompleksy. Kompleksy tak naprawdę zaczynają się w domu, w naszym najbliższym otoczeniu.

      • Ania

        Z tymi kompleksami masz stu procentową rację. Niestety znam to z własnego przykładu. Takie cholerstwo, które zaszczepione w dzieciństwie nie chce wyjść z człowieka. A dziecko to też człowiek. Może i niewielki, nieporadny, zależny od nas ale ma takie same potrzeby jak dorośli. Wydaje mi się, że aby zrozumieć dziecko, trzeba spojrzeć na świat jego oczami, z jego perspektywy, wtedy łatwiej zrozumieć jego problemy.

  • pati_b

    Odpowiedz

    Nie dalej jak godzinę temu mijałam mamusię, rozgłośnie sie drącą na swojego ledwo dreptającego synka. Dziecko zapłakane, matka w przypływie emocji wypomniała mu chyba wszystkie bolączki od zarania świata. No nic tylko w dziób strzelić. Moja osobista też na konkretnie fochliwą się zapowiada, ale nie wyobrażam sobie wywalać żali na środku deptaka i tłamsić kiełkujące poczucie wartości dziecia.

    • matka-nie-idealna

      Też staram się tego unikać, jednak gdy emocje biorą górę albo sytuacja jest ostra (typu wybiegnięcie na ulicę) czasami jest ciężko…

  • Gosia

    Odpowiedz

    Ja staram się zawsze tłumaczyć dziecku, że czegoś nie wolno, rozmawiać z nią, choć jako 14-miesięczniak jeszcze mi nie odpowie. Traktuję ją jak dorosłego człowieka, z szacunkiem. Nie wyobrażam sobie karcić jej, bo w moim odczuciu to karcić można psa (choć i z tym miałabym problem). Karcenie podszyte jest negatywnymi emocjami, złością a przecież ta mała istotka jest tylko ciekawa świata i z tego powodu często nie robi tego, co my byśmy chcieli. Za to uwielbiam chwalić moje dziecko i robię to zawsze, gdy tylko jest ku temu powód 🙂

  • Agata

    Odpowiedz

    Świetny tekst. Ja byłam świadkiem jak tato uczył syna jeździć rowerem i co chwila krzyczał: „skręcaj gamoniu!”. Byłam na drugim końcu parku i to słyszałam…chyba wszyscy słyszeli i byli tak samo zażenowani jak ja 🙁 Żal dziecka, że z czegoś co mogło być wspaniałą zabawą taty i syna, rodziciel zrobił wojskowy trening ;/

    • matka-nie-idealna

      Jak ja się uczyłam jeździć na rowerze, mój tato wyprowadzony z równowagi poszedł do domu. Tez wspominam to raczej jako coś stresującego niż przyjemnego…

      • Agata

        A szkoda, bo można z tego zrobić świetną zabawę, zbliżającą do siebie dziecko i rodzica (ja mam takie wspomnienie 🙂 ). Taka „duża” nowość dla dziecka jest stresem. Do tego dochodzi strach przed upadkiem, czy wyśmianiem przez obserwatorów, a rodzic mógłby zrobić z tego rewelacyjną przygodę, uczącą pewnego pozytywnego podejścia do nauki nowych umiejętności, a nie strachu przed zmianami i nieznanym. Przecież taka nauka to nie obowiązek, nie masz dziś humoru i cierpliwości, to zostaw to sobie na weekend.

  • Paulina

    Odpowiedz

    Właśnie piszę pracę licencjacką na temat nagród i kar jako środek wychowawczy i mogę śmiało napisać, że pochwała to najlepsza i najbardziej skuteczna nagroda dla dziecka. Powinniśmy chwalić dziecko na każdym kroku. W druga strone zaś, krzyk jest absolutnie beznadziejnym wyjściem na karcenie, najlepszą kara jest kara naturalna.
    http://www.optymistycznie.eu

    • matka-nie-idealna

      Zainteresowała mnie ta kara naturalna. Czyli co? Np. szlaban?

      • Pniazylina

        To jest kra polegająca na ponoszeniu konsekwencji swojego postępowania np: zjadłeś klej to nie będzie wyklejanek, albo pomazałeś ścianę to umyj albo zabiorę ci kredki. Jest to dla mnie ograniczony rodzaj kary, bo jeżeli moja 14 miesięczna córcia chce, kilkakrotnie w ciągu dnia przytulić się do rozgrzanego kominka, pomimo stałego przypominania, że „to robi ała i jest siiii”, to karą będą poparzenia 3 stopnia i wizyta na intensywnej terapii? Oczywistym dla mnie jest że w tym wypadku wydeleguję Gwiazdę do innego pomieszczenia, gdzie kominka nie ma, a wiem że spotka się to z czynnym oporem od kopania gdzie popadnie, po gryzienie w cyc.

  • mamaFranka

    Odpowiedz

    Krzyk i bicie to objaw bezradności i porazki rodzica. Ostatnio zastanawiałam sie , co chcą uzyskać rodzice karcący dzieci w sposób fizyczny ? są zdenerwowani zlym , w ich ocenie,zachowaniem dziecka, które marudzi, bądź przeżywa histerie. Chcą, żeby dziecko uspokoiło sie w mgnieniu oka i ot tak wiedziało jak ma sie zachowywać. A co tak naprawdę daje klaps( tudzież mocne potrząsanie, bądź ściskanie dziecka, które, o zgrozo, nie sa przez niektorych traktowane jako bicie )? Dziecko placze jeszcze głośniej, czesto jest przestraszone i do tego upokorzone . Zero logiki jak dla mnie . Sama dostawałam klapsy i nigdy nie uderzę swojego dziecka.

  • aleksandra

    Odpowiedz

    Sama byłam w świadkiem jak mamusia w piaskownicy darła się jak potrzepana na malucha, bo ten podrzucał piasek do góry i krzyczał.. raczej ze szczęścia, jak to dziecko. Zaczęła go szarpać, w końcu uderzyła raz czy drugi.. Nie wytrzymałam nerwowo, podeszłam i zwróciłam jej uwagę.. Zapytałam się jej czemu go bije, skoro zachowuje się jak normalny 3 latek: ” Bo krzyczy, bo mnie denerwuje”. Wiem, że to może dziwnie wyglądało, ale też zaczęłam się drzeć jak debil na pół osiedla i uprzejmie poprosiłam żeby i mnie wytarmosiła po piasku i 3 razy z liścia strzeliła, bo przecież też się drę. Pani uznała mnie za nienormalną, odeszła w pokorze i przeprosiła swoje dziecko.. Sama byłam w szoku, ale widać co do poniektórych trzeba dotrzeć inaczej.; ) Moje zbuntowane ma 17 miesięcy i też momentami ręce mi opadają, bo teraz ma etap ” wszędzie wlezę, byleby za mną biegła,bo to takie śmieszne” O ile skoki z niskiego stołu umiem już przyswoić to wspinaczka na parapet i skakanie w przepaść nadal mnie przeraża. O_O Są sytuacje, że drę japę.. Ale to nie ze złości tylko raczej ze strachu, nie umiem tego zmienić.. A takie karcenie, jeszcze publiczne tak strasznie dziecko zniechęca, młode czuje się najgorzej na świecie, jest to po prostu upokorzony człowiek, mały lecz to nadal człowiek. I to jest okrutnie przykre, co rodzice robią swoim dzieciom całkiem świadomie.. A później psychologowie, problemy z pisaniem i czytaniem, kompleksy i zryta psycha na resztę życia.

  • Mirek

    Odpowiedz

    Niczego sobie 🙂

Skomentuj