„Bądź grzeczna bo przyjdzie Babok i cię zabierze!”. Czyli rzecz o straszeniu.

8 komentarzy

Ręce opadają mi rzadko ale jak już to konkretnie. Zazwyczaj jest to związane ze stwierdzeniem, że świat nieubłagalnie zmierza ku końcowi a my napędzamy go w przekonaniu, że to już chyba moment na spektakularne przylutowanie z czółka w ścianę. Czyli, że aktualnie jestem na etapie szurania knykciami po szarych panelach Hankowej sypialni.

Rzecz rozchodzi się o wychowanie, jak zawsze z resztą. Mam swoje przekonania, swoje metody i swoje prawdy. Część z nich weryfikuje życie, część ginie śmiercią tragiczną w starciu z wszystkowiedzącymi i lepiejwiedzącymi. Część przeforsowałam, chociaż kto tam wie, czy dziadki potajemnie nie wstrzykują Hance czekolady do krwiobiegu.

Dawno, dawno temu, kiedy jedną z niewielu metod wychowawczych było wyliczenie, w którą część tyłka wymierzyć sprawiedliwość, tudzież wymusić posłuszeństwo, była jeszcze jedna metoda, niezwykle skuteczna. Kiedy byłam zainstalowana na świecie krócej niż teraz a moje problemy pierwszego świata opierały się na prostym szlaczku smarniętym ołówkiem, spotkała mnie pewna sytuacja, którą pamiętam dosyć koślawo. Byłam dosyć żywym dzieckiem, przy czym żywym to określenie względne. Mama nie raz i nie dwa zbierała mózg z podłogi gdy weszła do pokoju a ja jej machałam gdzieś z poziomu szafy. Umówmy się, ja w takich sytuacjach byłabym już po trzech zawałach i turnusie u psychiatry. Ciągle wszędzie właziłam, ciągle wszędzie było mnie pełno i dzisiaj śmiem twierdzić, że byłam kotem. Niestety zostało mi ostatnie życie. Ciągle też zwiewałam mamie podczas spacerów i zakupów, w związku z czym cały czas słyszałam też stwierdzenie „Przyjdą cygani i cię zabiorą”, „W końcu cię gdzieś zostawię” i takie tam inne, mające za zadanie wywołać na mnie wrażenie. Dziwny mam charakter, słowa wywoływały efekt w postaci jeszcze większej petardy. Razu któregoś, gdy standardowo schowałam się mamie w drodze powrotnej ze sklepu, mama postanowiła zabawić się ze mną według moich zasad. I tak znudzona czekaniem na śmiertelnie przestraszoną rodzicielkę, by przestraszyć ją jeszcze bardziej nagłym wyskoczeniem zza czegoś tam zauważyłam, że od mojej nieobecności minęło więcej czasu niż powinno a nikt mnie nie szuka. Wylazłam więc zza swojego słupka, a że chuda byłam to mi słupek do kryjówki wystarczył i zaczęłam się rozglądać. Mamy nie było. Łatwo wyobrazić sobie, co stało się później. Histeria, panika i ludzie pytający cztero czy pięcioletnie dziecko, co się stało i gdzie jest jego mama. Mama miała się dobrze, stała za murkiem i przyglądała się całej sprawie z nutką poczucia wygranej. A i owszem, wygrała. Każde kolejne wyjście wiązało się z panicznym wiszeniem na kolanie.

Jak już wspomniałam, dzieckiem byłam dosyć charakternym. Wyższe uczucia, potrzeba wyznania miłości czy przytulania pojawiły się u mnie dosyć późno. Byłam nietykalska i dosyć twarda więc samo straszenie nie robiło na mnie wrażenia, dopiero rozegrana przez mamę scenka.

Hania jest moim totalnym przeciwieństwem. Wrażliwa, uczuciowa i niezwykle empatyczna. Jest żywa, pewnie nie bardziej niż inne dzieci w jej wieku. Dobre dwa lata temu za cel wyznaczyłam sobie wychowanie bez kar psychicznych, choćbym swoją decyzję miała podsumowywać cowieczorną łaciną w czeluściach toalety.

„Bądź grzeczna, inaczej przyjdzie po ciebie Babok!”
„Zobaczysz, wszystko powiem ojcu!”
„Mamusia przestanie cię kochać!”
„Jak ci się coś nie podoba to się wyprowadź.”
„Oddam cię do domu dziecka!”

Wyobrażam sobie las rąk jeśli zapytałabym, kto spotkał się w dzieciństwie ze straszeniem.
Moc słów wypowiadanych przez nas rodziców jest olbrzymia. Nie zapominajmy, że to my jesteśmy największym autorytetem dla dziecka, jego ostoją i to my mamy obowiązek zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. Skoro już powołaliśmy dziecko na świat, powinniśmy uczynić wszystko, by zapewnić mu bezpieczeństwo i szczęście. Kropka.

Czym jest zatem straszenie?

Według mnie jest próbą wyegzekwowania jakiegoś zachowania. „Bądź grzeczna”, „jedz wszystko”, „nie odchodź za daleko” to jedne z nielicznych przykładów niepożądanych zachowań dzieci. Jeśli dodamy do tego „bo przyjdzie zły pan i cię zabierze”, „bo oddam cię do domu dziecka” lub „bo dostaniesz lanie”, słowa nabierają ogromnej magii. Czarnej magii. Jest też druga strona medalu, również negatywna. Nie wiemy jak bardzo dziecko weźmie sobie do serca słowa typu „przyjdzie pan i cię zabierze”. Może nagle się okazać, że mały Jasiu będzie się bał każdego napotkanego pana. Ale i na to my- mądrzy rodzice mamy radę: „on jest nieśmiały”. Kiedy my niekoniecznie pamiętamy szybko rzucone słowa, Jasiu może je chować w sercu długi czas.

Strasząc dziecko warunkujemy swoją miłość. Gdy mówimy „Jak nie będziesz grzeczna to zabierze cię zły pan”, dziecko rozumie „Moja mama mnie nie obroni. Nie kocha mnie na tyle mocno, by mnie nie oddać”. Nie zapewniamy mu wtedy komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa. Dziecko wie, że jeśli nie będzie zachowywało się tak jak my chcemy, oddamy je. Bo kochamy je tylko za to, że jest grzeczne. To jest właśnie warunkowanie miłości.

Patrząc teraz z perspektywy prawie 30-letniej matki zaczynam rozumieć, czym był mój strach wtedy. Byłam niegrzeczna i się doigrałam. Mama mnie zostawiła, miała mnie dosyć.

Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę straszyła mojego dziecka. Gdy tylko słyszę „Daj buziaka bo będę płakać”, krew mnie zalewa. Często takie słowa są sprzeczne z tym czego chce i potrzebuje dziecko. Są zwykłym zmuszaniem i pokazaniem „Nie interesuje mnie to, czego ty chcesz. Jeśli nie zrobisz tego co ja chcę, spotka cię kara. Będę płakała, a przecież nie lubisz gdy ktoś płacze. W końcu jesteś taka wrażliwa i uczuciowa. Nie chcę żebyś była sobą”.

I tutaj pojawia się pytanie:
Czy chcemy posłuszeństwa czy może umiejętności podejmowania dobrych decyzji?

8 Komentarzy/e
  • Aga

    Odpowiedz

    Kochana, bardzo bardzo trafny tekst! 🙂 zgadzam się z nim w 100% i mnie też krew zalewa jak słyszę od dziadków mojego syna (czyli moich rodziców) „no dziadziuś będzie płakał jak się nie przywitasz/przytulisz/nie dasz buziaka/nie zjesz obiadku” i takie tam… Mąż tez czasem stosuje takie zabiegi ale szybko go prostuje… niestety z dziadkami trochę gorzej mi to wychodzi 🙁 dlatego podsyłam Twój wpis do tych najbardziej zainteresowanych! 🙂 i napisz koniecznie jak rozmowa w żłobku w sprawie wilków bo to tez ciekawy wątek 🙂 miłego!

  • Aga

    Odpowiedz

    Czytam Cię od pewnego czasu i mam wrażenie, że siedzisz w mojej głowie. Tak bardzo zgadzam się z tym o czym piszesz. My dorośli w ogóle bardzo dużo oczekujemy od dzieci. A to straszenie to nie jednemu sie czkawką odbije.
    Mnie straszono dziadem z worem ? i cyganami też

  • Zabawki

    Odpowiedz

    Babol. U mnie był Babol, a nie Babok. I też nei rozumiem tego motywu ze straszniem. Uważam, że to szkodzi dziecku niż pomaga i wszystko można inaczej załatwić niż wzbudzaniem strachu. Zresztą Potwory i Spółka chociażby dowodzą, że śmiech jest lepszy 😀

  • Zabawki

    Odpowiedz

    P.S. A odpowiadając na Twoje pytanie: umiejętność podejmowania decyzji – to powinniśmy krzewić w naszych dzieciach. Pozdrawiam 🙂

  • Felia

    Odpowiedz

    Moja znajoma, matka dwoch chlopcow, z najmlodszym synem od poczatku ma straszne problemy. Chlopiec jest prawie zawsze i prawie w stosunku do wszystkiego na NIE. Kompletne przeciwienstwo brata – trudny charakter. Raz wracajac z nim z przedszkola byla naprawde na skraju bo mlody ostro dawal popalic. Powiedziala mu w koncu, ze jak sie nie uspokoi to go pan idacy z naprzeciwka zabierze. Leszek – jak zwykle obrazony na wszystko i wszystkich – kompletnie niezrazony, podszedl do owego pana i zapytal czy go ze soba nie zabierze. Oj trudny charakter. 🙂

  • Anne

    Odpowiedz

    Kiedyś, gdy jeszcze młodą panną byłam na przystanku usłyszałam jak jedna Pani mówi do swojej latorośli: „uspokój się, bo przyjdzie pan policjant i cię zabierze”. Pamietam jak za parę miesięcy mój tato, który w policji notabene pracuje, wrócił z roboty z nie lada wqrwem. Powód – pół dnia szukali dzieciaka, który zagubił się swoim rodzicom. Dlaczego aż tyle czasu? Bo mlody człowiek panicznie bał się panów policjantów, którzy przecież chcą zabrać go od mamy i co za tym idzie, kiedy tylko widział mundurowego zwiewał i chował się…. Rodzice – myślcie! To na prawdę nie boli…

  • Anik

    Odpowiedz

    Zgadzam sie w 100%. Czesto dorosli nie zdaja sobie sprawy ze takim straszeniem robia dziecku krzywde. Znam przyklad osoby ktora straszono baba jaga i tym ze jak bedzie niegrzeczna to mama pojdzie w swiat. Takie straszenie mialo miejsce moze ze 2 razy ake wrylo sie w pamiec i podswiadomosc tego dziecka ze mama moze sobie pojsc i je zostawic. Mimo ze mama nie mowila tego w wielkim gniewie i tak troche z ironia w glosie. Nagle to dziecko zaczelo sie panicznie bac zostawac nawet na chwilke samo. Traumatycznym przezyciem bylo to ze mama wychodzila do sklepu ktory byl po drugiej stronie ulicy i wracala za 2 minuty. Dziecko mialo wtedy ok 7 czy 8 lat. Ubzduralo sobie ze mama moze nie wrocic. Ze moze jej sie cos stac zlego. W tej chwili to dziecko ma 30 lat i od 10 walczy z nerwica. Ma za soba stany lekowe wizyty u psychatrow i terapeutow i powoli wychodzi na prosta a co sie wycierpiala ta osoba to tylko ona wie. Nie twierdze ze kazde straszenie dziecka bedzie mialo takie skutki ale po co ryzykowac?

  • Lola

    Odpowiedz

    „mama nie kocha mnie wystarczająco żeby mnie obronic” co za głupoty. Dziecko nie jest dorosłym i nie myśli jak dorosły. Krew mnie zalewa jak tacy domorośli psychologowie rozprzestrzeniają swoje pseudo mądrości.

Skomentuj