Być może właśnie uratowałyśmy Ci życie.

4 komentarze

Biegniemy.

Zatopieni umysłami w codzienności, ze wzrokiem wbitym w szklane ekrany, każdego dnia wykonujemy mistrzowskie sprinty od rana do wieczora.

Mam wrażenie, że kiedyś było wolniej. Było spokojniej. Było więcej nas w nas. Byliśmy obecni. Nie dziwię się, że ludzie nie zauważają. Kobiety w ciąży, w kolejce do kasy. Mężczyzny, który zasłabł na ulicy w drodze do pracy i dziecka, które zgubiło się w centrum handlowym. Jesteśmy nieczuli na krzywdę obok, nie chcemy się wtrącać. Naiwnie wierzymy, że pomoże ktoś inny.


Piątek.

Dzień, w którym zostałam zostałam spuszczona z macierzyńskiej uprzęży. W perspektywie Gdynia, weekend z przyjaciółką (nie zgadniecie) i konferencja blogerów. Bez dzieci. Trzy piękne dni bez dzieci. Ani jednego dziecka.

W bagażniku nasrane butami jak na wyprzedaży, muzyka rzęzi głośniej niż to zalecane przez laryngologów, suniemy szybciej niż to dopuszczalne w przepisach. Łykamy kilometry zdecydowanie zbyt wolno niż byśmy chciały, myślami topimy się w butelce z zimnym procentem. W sumie to nie mamy parcia na nic poza łóżkiem, poduszką i spaniem co najmniej do dziesiątej bo ostatnie dni, delikatnie mówiąc wyrzygały nas chorobami najmłodszych.

Coś o czym należy tu wspomnieć to synchronizacja. Nasza wspólna synchronizacja przestała nas dziwić już w momencie porodu, kiedy to Zu i #2 urodziły się w odstępie dwóch dni. I tak zaczynając od synchronizacji myśli, kiedy to nie musimy rozmawiać bo generalnie to rozmawiamy chóralnie, mówiąc to samo w tym samym czasie, przez synchronizację okresów, kłopotów i kupowaniu tych samych ciuchów dla całej czwórki, synchronizują nam się dzieci. Chorują w tym samym czasie, w tym samym czasie leżą razem w szpitalu. Nawet, nie wiedząc o sobie nawzajem, umawiamy się na tą samą godzinę do lekarza.

Gdzieś w połowie drogi, kilkanaście kilometrów przed Bydgoszczą, trzęsąc autem po koleinach, spotykamy na swojej drodze Opla. Nie jakiś wypas, raczej rocznik przedwojenny a już na pewno mocno zmęczony życiem. Zielona Astra jedzie niepewnie. Na początku zero podejrzeń, samochód lawiruje po szwajcarskim serze na asfalcie. Zwalniamy bo kierujący osobnik kieruje zbyt szaleńczo, uniemożliwiając wyprzedzenie swojej gabloty. Gdzieś między chichami wspominam sytuację ze studiów, kiedy jadąc z przyszłą jeszcze wtedy szwagierką, dzwoniłyśmy po policję bo przed nami jechała ciężarówka z kierowcą ewidentnie na podwójnym.

Włączamy czujność bo jegomość z Astry trochę za bardzo w tę i trochę za mocno we w tę. Przez dziesięć a może dwadzieścia kilometrów wjebałby się (bo wjechał to słowo zbyt delikatne) co najmniej trzy razy do rowu, skasowałby dwie barierki i kilka samochodów jadących z naprzeciwka. Wtedy padła decyzja, trochę niepewna bo a nóż widelec okaże się, że Oplem jedzie najzwyklejszy na świecie kretyn i ot tak sobie kręci kierownicą, jako i ja kręcę by rozegnać towarzystwo na tylnej kanapie, w postaci dwóch wyjców +1 i +4, o zadzwonieniu na policję. Jako, że panowie z 997 pili kawę i ani myśleli odebrać telefon, dzwonimy na 112, obserwując cały czas Astrę, przez kolejne dziesięć kilometrów.

Na szczęście 112 a chwilę potem 997 traktuje nasze zgłoszenie poważnie i wysyła patrol by sprawdzić, z kim mamy do czynienia. Ja mrugam światłami, Nela nawiguje policjantów a pan kulturalnie wpieprza się na pobocze, o włos od rowu. Do tej pory pamiętam tabliczkę z napisem „Brzoza”, tuż przed Bydgoszczą. Zajeżdżamy drogę, awaryjne po garach i wyskakujemy z auta.

I wtedy pojawia się On. Chciałabym napisać, że wychodzi z auta ale on zwyczajnie z niego wypełza. Podbiegamy do kierowcy, od którego totalnie nie było czuć alkoholu. Autentycznie, wystraszyłyśmy się, że udar lub zawał i zaraz nam delikwent zejdzie. Ona pyta „Co panu jest?”, ja krzyczę „Wyciągnij kluczyki ze stacyjki”, On mówi, że „Jedno piwo, a może dwa”, po czym się szarpie, My zatrzymujemy przypadkowe auto, w którym na szczęście było czterech rosłych facetów. Panowie trzymają pana, my trzęsiemy się z nerwów, do końca nie jestem pewna czy z chęci przypierdolenia gościowi czy w obawie, że zaraz wszystko okaże się głupim żartem. Niestety, nie było.

Policja, która przybyła na miejsce po wstępnym zbadaniu tego od Opla stwierdziła, że nie ma sensu kazać dmuchać panu w alkomat bo i tak nie wceluje. Kajdanki, radiowóz, pogotowie. Do pana dotarła powaga sytuacji i rozlał się na betonie, słoną rzeką, jak małe dziecko.

Dziękujemy, być może właśnie uratowałyście komuś życie.


Czy piszę to, żeby się pochwalić?

Tak.

Bo o takich rzeczach należy mówić. Na takie rzeczy trzeba reagować. Nie ważne, czy jest to osoba pod wpływem alkoholu, leżąca na ławce, pijany kierowca, czy kobieta w ciąży. Często uważamy, że sprawa nas nie dotyczy, a później możemy mieć kogoś na sumieniu. Nawet wtedy gdy boicie się, że się ośmieszycie. My się bałyśmy.

A później wsiadasz do auta i ogarnia Cię wściekłość. Masz w głowie wszystkich ludzi, którzy mogli stracić życie przez jedną Astrę. Rodziny z dziećmi, matki, ojców, synów i córki. I wiesz, że któregoś dnia Ty możesz wsiąść w auto i już nie wrócić bo ktoś postanowi rozbić na Twojej masce litr wódki. A być może ktoś inny postanowi nie zareagować.

Być może właśnie przejeżdżałaś tamtą drogą chwilę po tym zdarzeniu. Być może dzięki temu właśnie wróciłaś do domu. Ja też chcę wrócić.

Nie bądź obojętna.

Nie bądź obojętny.

Ziembiaki, jesteśmy zajebiste.

 

4 Komentarzy/e
  • Beti

    Odpowiedz

    Brawo dziewczyny !!! postawa na medal. Szkoda że tak mało ludzie reaguje w podobnych sytuacjach bo przecież ciągle się słyszy o tysiącu pijanych kierowców zatrzymanych przez policję!
    Jestem z Was bardzo dumna

  • Maja

    Odpowiedz

    Bardzo dobrze! W ostatnią sobotę też mielismy „przyjemność” zgłaszać slalom na ulicy na 112 ?

  • Jagoda

    Odpowiedz

    Brawo !! Jestem z was dumna !! Za mało was na tym świecie. Podziwiam odwagę i nawołuję do naśladowania. Nie bądźmy ślepi !!

  • kasia

    Odpowiedz

    Jestescie, a ja mieszkam w owej Brzozie i Cie czytam 🙂

Skomentuj