Czy małżeństwo bez dzieci może być szczęśliwe?

2 komentarze

„Cześć Natalko.

(…) Chwilę temu wróciliśmy od rodziny. Razem z mężem spędziłam w moim rodzinnym mieście trzy dni. Ze względu na specyfikę mojej pracy i odległość miasta, w którym mieszkam od tego, gdzie się wychowałam, pojawiam się tam tylko przy okazji świąt i dużych wydarzeń rodzinnych.

Wszystko było pięknie, do momentu kiedy przy stole 15 innych osób poruszyło temat dzieci w związku. Jesteśmy cztery lata po ślubie. Nie mamy inie planujemy dzieci. Zwyczajnie za nimi nie przepadamy, nie chcemy dzieci. Mamy inne plany względem naszego życia. Już przed ślubem ustaliliśmy, że nie chcemy mieć dzieci. Rozważamy nawet wazektomię dla męża. Niestety nikt z rodziny nie był w stanie tego zrozumieć, oprócz kuzynki, która sama ma dwójkę dzieciaków. Wszystkie ciotki, babcia i moja mama się na mnie poobrażali. Stwierdzili, że rodzina bez dzieci to nie rodzina. I kiedyś będziemy żałowali tej decyzji. (…)”

Czy małżeństwo bez dzieci może być szczęśliwe?

Zacznijmy od tego, że bezdzietność to piętno. Bez względu na to, czy wynika z naszego wyboru, czy jest świadomym ludzkim wyborem. Wynika ono z tego, że jesteśmy wpisani w pewne społeczne normy, pewien system przekonań. A ten system przekonań mówi nam, że rodzina to kobieta, mężczyzna i dziecko.

Zdarzają się wieczory, kiedy leżymy z Grześkiem nieżywi na kanapie. Chwilę wcześniej dziewczynki zostały spacyfikowane a my, zamiast zrobić sobie kolację, obejrzeć film albo ogarnąć krajobraz po wojnie domowej, zasypiamy na siedząco. I wtedy przychodzi ta myśl: „O ile życie bez dzieci byłoby łatwiejsze!”. Ok, łatwiejsze. Ale czy szczęśliwsze?

Czym jest szczęście?

Wikipedia mówi, że szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. 

Słownik wyrazów bliskoznacznych pokazuje takie hasła jak: pomyślność, powodzenie, sukces, fortuna, wena, fart, szczęśliwe zrządzenie losu, zadowolenie, radość, rozkosz, uniesienie, idylla itd.

Czy posiadanie dzieci to obowiązek?

Niestety, w naszym społeczeństwie utarło się przekonanie, że skoro dwoje ludzi bierze ślub, powinni mieć dzieci. POWINNI. Zanim urodziłam Hanię, wydawało mi się, iż wynika to z faktu, że spora część naszego społeczeństwa to osoby starsze i wielodzietne. A jak wiadomo, skoro jesteśmy nauczeni jakichś zachowań, co więcej- są one dla nas słuszne, próbujemy je przekazać dalej.

Jeszcze 40 lat temu, nasze mamy i babcie „siedziały w domach” i wychowywały dzieci. To mężczyźni w dużej mierze zajmowali się utrzymaniem rodziny. Rynek pracy dla kobiet był mocno ograniczony, z resztą nadal jest, chociaż już nie tak bardzo. Dzisiaj kobiety mogą robić międzynarodową karierę w korporacjach, zakładać firmy, pracować w typowo „męskich” zawodach.

Dzisiaj, kiedy słyszę o kolejnej ciąży jakiejś koleżanki, przez głowę przelatuje mi żartobliwa myśl „A co będziesz miała lepiej ode mnie?”

Jak utrzymać związek bez dziecka?

Chociaż ja bym poszła tutaj w inną stronę – jak utrzymać związek z dzieckiem?

Nie ukrywajmy. Kiedy na świecie pojawia się dziecko, wiele kobiet dostaje „odpieluszkowego zapalenia mózgu”. Przedkładają wartość i dobro dziecka ponad swoje własne.

Gdy urodziła się Hanka, stała się dla mnie całym światem. Byłam tak pochłonięta opieką nad nią, organizacją czasu oraz naćpana miłością, że Grzesiek na długi czas poszedł w odstawkę. Jako, że Hania była dzieckiem dość wymagającym, bywały dni, że chodziłam w piżamie do południa, nie miałam czasu lub siły robić makijażu, a wieczorami zasypiałam zdezelowana minionym dniem. Do tego, czasami pojawiały się różnice w naszej wizji wychowania dziecka. Punktem kulminacyjnym i dobrym testem dla naszego małżeństwa była moja druga ciąża, kiedy przez cztery miesiące byłam przykuta do łóżka a Grzesiek musiał ogarnąć dom, pracę, 2,5 – latkę oraz mnie. Robił dosłownie wszystko, a ja wstawałam tylko do toalety. Do tej pory jestem mu wdzięczna za to, że w pewnym momencie nie jebnął wszystkiego.

Wydaje mi się, że związek, w którym nie ma dzieci, w pewnym sensie jest sobie bliższy. W końcu całą uwagę i wszystkie nasze siły wkładamy w budowę tego związku. Możemy spełniać się zawodowo, podróżować, dzielić swoje pasje. Doskonałe odzwierciedlenie mam w samotnych randkach i wyjazdach z Grześkiem. Zachowujemy się wtedy zupełnie inaczej niż w domu, z dziećmi. Poruszamy wcześniej nieporuszane tematy, zgadzamy się w prawie wszystkich kwestiach, śmiejemy, gadamy… Zachowujemy się jak zakochani gówniarze.

Wróćmy do pytania.

Czy małżeństwo bez dzieci może być szczęśliwe?

Oczywiście. Tak samo może być szczęśliwe z dziećmi jak i bez nich. Tak samo może być szczęśliwe z jednym dzieckiem jak i z piątką. Najważniejsze jest tutaj jednak wspólne określenie celów. Jednak powinno się to zrobić jeszcze przed ślubem (lub kredytem hipotecznym), niż po. Dobrze jest określić swoje wizje i plany jeszcze na początku związku, kiedy nie jesteśmy tak bardzo zaangażowani emocjonalnie. Wiadomo, że po pewnym czasie motylki odlatują z brzucha a klapki z oczu opadają. Bo nagle okazuje się, że ona chce dzieci, a on nie. Jednak ona jest taka zakochana, że myśli, że mu się kiedyś jeszcze odmieni. I na przykład z tej miłości zdecyduje się na dziecko.

Impas.

A co jeśli jedno z małżonków chce mieć dziecko a drugie nie? Prędzej czy później pojawią się zgrzyty, następuje konflikt wartości.

Istnieją dwa wyjścia. Albo jedno z partnerów ustąpi, albo się rozstaną.

W pierwszym przypadku istnieje ryzyko, że osoba ustępująca już zawsze będzie nieszczęśliwa. Na przykład ona rezygnuje ze swoich poglądów, bo on chce mieć dziecko. Pojawia się frustracja, kiedy siedzi w domu z dzieckiem, nie może wrócić do pracy, jej życie towarzyskie powoli umiera lub nie może ruszyć w kolejną ekscytującą podróż. Ale jej życie może się też przewartościować i nagle okaże się, że macierzyństwo jest najlepszym, co jej się w życiu przytrafiło.

Wydaje mi się, że trochę gorzej może być w drugą stronę. Jej instynkt macierzyński szaleje ale on nie chce mieć dziecka.

Dużo gorzej jest ulec wpływom społeczeństwa czy rodziny i zdecydować się na dziecko, kiedy się nie jest na to mentalnie i fizycznie przygotowanym. Umówmy się – nie każdy człowiek nadaje się do tego, by być rodzicem i zdarzają się sytuacje, kiedy lepiej, żeby nim nie został. Na świecie jest zbyt dużo niechcianych dzieci.

Brak dzieci w związku to wyraz odpowiedzialności. Drugi człowiek to wyraz odpowiedzialności. Nasze zadanie nie kończy się w momencie rozwarcia lub jeszcze wcześniej – w momencie zapłodnienia. „Jesteśmy rodzicami więc już jest z bańki”. Trzeba jeszcze tego człowieka wprowadzić w życie, nakarmić i ubrać. Przekazać mu dobre wartości, kupić książki do szkoły i syrop na kaszel. Dać poczucie bezpieczeństwa i masę uczucia. I tutaj już nie ma „powinno się” tylko „trzeba”. Dziecko to nie modny gadżet, zabawka, którą odłoży się na półkę, kiedy się nam znudzi. To nie wymówka dla rodziny, żeby się nie przypieprzali podczas świątecznych obiadów. To nie ciotka wychowa za nas dziecko.

Nikt nie powinien tłumaczyć się ze swoich życiowych wyborów, tak samo jak nikt nie przeżyje naszego życia za nas.

Co myślicie na temat bezdzietności z wyboru?


Więcej fajnych treści znajdziesz na moim Facebooku (klik) oraz na Instagramie (klik). Tam też relacjonuję na bieżąco co u nas. Jeśli spodobał Ci się ten wpis, będę wdzięczna, jeśli dasz mi o tym znać albo puścisz go dalej w świat <3
2 Komentarzy/e
  • Anna

    Odpowiedz

    Wszystkie kuzynki, babcie i pociotki życia za Was nie przeżyją. Nam też mówili wiecznie, że trzeba mieć dzieci. Po pewnym czasie zaczęłam odpowiadać: „Babciu, to adoptuj jakieś, jeśli uważasz, że w rodzinie jest ich za mało.”. Nagle nastała cisza 🙂
    A swoją drogą, wazektomia posiadania dzieci nie wyklucza. Zabezpiecza jedynie przed ciążą tu i teraz.

Skomentuj