Dorosłość jest przereklamowana.

7 komentarzy

Kiedy byłam jeszcze małą Natalką, ledwie odrośniętą od ziemi, dorosłość wydawała mi się niezwykle kuszącą i odległą perspektywą. Kuszącą na tyle, że codziennie grałam inną rolę w przedstawieniu dziecięcej wyobraźni. Jednego dnia byłam ekspedientką w sklepie, drugiego przedszkolanką. Jeszcze innego policjantką a po pracy mamą lalki, czekającej cały dzień na mój powrót w drewnianym łóżeczku. Bywałam 17-latką z chłopakiem o bujnej blond czuprynie i wymarzonym „Nick” w dowodzie osobistym. I w końcu bywałam odtwórcą roli ojca, w podwórkowym modelu 2+ połowa osiedla.

Dorosłość była czymś fascynującym, nieosiągalnym. Miałam wrażenie, że nigdy nie dorosnę, że nie doczekam się swojego momentu, w którym będę miała własne pieniądze, własne mieszkanie a o godzinie dwudziestej mój dzień dopiero się zacznie, nie skończy.

Moje dzieciństwo a później życie nastoletnie, można określić mianem jednego, wiecznego buntu. Byłam zadziorna, pyskata, uparta. Walczyłam do upadłego o swoje racje, nikt nie miał odwagi mną rządzić. Od małego zajmowałam kierownicze stanowisko. I marzyłam, zawsze marzyłam o wyprowadzce z domu, o byciu niezależną.

Niestety nikt mi nie powiedział, że dorosłość totalnie rozmija się z pojęciem „wolność”.

Że stając się dorosłym, wpadasz w pułapkę życia, tego prawdziwego. Stajesz się więźniem korporacji lub małego osiedlowego sklepiku. Stajesz się więźniem rachunków, zobowiązań i terminowości. Stajesz się więźniem „od pierwszego do pierwszego”.

Nikt nie powiedział, że dorosłość to martwienie się, co włożyć do garnka i czy najpierw nakarmić dzieci czy zapłacić za prąd. A jeśli nie zapłacisz za prąd, nie nakarmisz dzieci. Impas.

Nikt nie powiedział, że wymarzona sklepowa nie zarabia tyle co prezes wielkiej firmy a żyją w tym samym kraju, płacą takie same podatki i mają oboje opłaty, kredyty. Tylko jedno z nich musi wygospodarować na to dwa tysiące, minus danina dla państwa i zakładu utylizacji starców.

Nikt nie mówił o tym, że żeby być kimś, musisz ciężko na to pracować lub mieć znajomości. Wtedy, gdy byłam ledwie odrośnięta od ziemi, wszystko wydawało się takie proste.

I tato wtedy nie mówił, że żeby mieć na chleb, zbierał butelki.

I mama nie mówiła, że musi wstawać o piątej, kombinować co ze mną zrobić bo przedszkole od szóstej, żeby móc iść do pracy.

Nie mówiła też, jak bardzo była zmęczona po powrocie z pracy, kiedy trzeba ogarnąć dom i zająć się dzieckiem. I że jej życie kończy się o dwudziestej, kiedy zasypiała razem ze mną.

Nikt nie mówił, że nieprzespane noce wcale nie są takie fajne, kiedy w pewnym momencie sensem życia były imprezy do rana.

Nikt nie mówił o depresji i byciu więźniem własnego umysłu. Nawet kiedy z pozoru masz wszystko i z pozoru jesteś wolnym człowiekiem. Pozory czasami mylą.

Nikt nie mówił o tym, że bycie mamą to ciągła praca. O to by człowiek, który chwilę temu był tylko małą kropką na monitorze, stał się człowiekiem, tak w ogóle. Że podłoga w szpitalu jest zimna. I że bywają momenty, kiedy na rachunku bankowym wieje pustką a on, ta kropka chwilę temu a dziś mały człowiek, prosi o loda kiedy Ty nie masz na chleb.

Nikt nie mówił, że w dorosłym życiu przyjaciele różnią się od tych z podwórka. I tych prawdziwych poznaje się nie tyle w biedzie a w momencie, kiedy Ty odniesiesz sukces. I że nie wystarczy poszarpać się za włosy czy pójść na skargę do mamy. Tutaj mama nie ochroni.

I że, pomimo że jesteśmy w stanie oddać życie, szczęście i „wolność’ za dziecko, nadejdzie moment, w którym ono tego nie doceni. Odwróci się i odejdzie. A my zostaniemy sami, ze złamanym sercem, spracowanymi dłońmi i wyschniętymi łzami. Nadal bojąc się o nie i troszcząc. Z setkami zdjęć na telefonie, kiedy jeszcze pozwalało się przytulać. Ale wróci. Zrozumie. I co, nie przyjmiesz? Oczywiście, że przyjmiesz.

I że czasami boli. Serce, dusza, umysł lub ciało. Że można złamać serce lub zranić duszę. Zniszczyć umysł. I nie ma na to L4, często nie ma lekarstwa. Nie można wziąć zwolnienia od macierzyństwa lub od życia. Krwawisz ale przesz do przodu.

Że ludzie najpierw się kochają a później mogą znienawidzić. Ci, którzy kochają, rozstają się a ci, którzy się nie kochają, walczą ze sobą do końca życia pod jednym dachem. Zajmując miejsce innej szansie.

Albo, że czasami musisz się stać dorosłym, zanim zaczynasz tak naprawdę być dzieckiem.

Nie mówił też, że ludzie to kurwy. I zawsze znajdzie się ktoś, kto chce zniszczyć Twoje szczęście, komu płynie w żyłach jad. Że są ci źli, zazdrośni, lepsi i gorsi.

I że nic nie jest tylko czarne lub tylko białe. Też nie usłyszałam. A moje dziecięce „chcę” mogę włożyć między pośladki. Lub rozwinąć do „Chcę, muszę tylko włożyć w to zajebiście dużo roboty”. I że marzenia się spełniają, są tylko poprzedzone ciężką pracą i wieloma wyrzeczeniami.

Nikt nie powiedział, że bycie dorosłym wcale nie jest tak fajne, jak mi się wydawało. I że dzisiaj, dwadzieścia lat później będę chciała znowu być beztroskim, niewiele wiedzącym o życiu dzieckiem.

Bo dorosłość jest przereklamowana.

7 Komentarzy/e
  • Ewelina

    Odpowiedz

    Kurde jak zawsze nie zawodna i trafiająca w sedno sprawy Nieidealna.Każdy tekst czytam z wypiekami na twarzy:D

  • Logopeda

    Odpowiedz

    Bardzo dosadny tekst, przedstawiający rzeczywistość taką jaka ona jest – bez zbędnych upiększeń i ozdobników. Pamiętam jaka sama będąc dzieckiem czekałam na magiczne przekroczenie 18 roku życia. Wtedy jeszcze nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, bo mieszkałam jeszcze z rodzicami. Teraz mam upragnioną niezależność i też nie wiem do czego te dzieci się tak śpieszą.

  • Kasia z matking.pl

    Odpowiedz

    No i poryczałam się przy „porannej”, „gorącej” kawie (kawa pita o 13., rzecz jasna zimna :p ).

  • Groszka

    Odpowiedz

    Ale na szczęście nie jest też aż tak źle 🙂 Bycie dorosłym ma na szczęście kilka plusów i tego należy się trzymać bo inaczej możemy zwariować:)

  • Natala

    Odpowiedz

    Jakie to wszystko realne i rzeczywiste jak tak to ujęłas w słowa.
    Choć zauważamy chyba to dopiero wtedy, gdy stajemy się rodzicami. Odpowiedzialność staje się większa i już nie da się tak tylko na zupce chińskiej przeżyć do wypłaty.

  • Marta

    Odpowiedz

    Inspirujący wpis, dzięki.

  • Michał Karpiński

    Odpowiedz

    super

Skomentuj