Dziecka nie oszukasz.

2 komentarze

Gorąco jak w piecu. Człowiek zaczyna myśleć, że dotychczasowe przeświadczenie o osobistych możliwościach wlewania z siebie hektolitrów wody było błędne. Pocisz się już w momencie wyciągania chusteczki w celu ogarnięcia kropelek zalewających ci oczy. Synapsy zaczynają niebezpiecznie iskrzyć, bo wiecie… pot. Nawet kiedy kolejna próba odpieluchowania Hanisławy kończy się kałużą na świeżo umytej podłodze nieświadomie cedzisz przez zęby „Nosz krew pot mnie zaraz zaleje”. Noce wcale nie lepsze. To, że słoneczko chowa się za horyzontem nie oznacza, że przestajemy się topić w naszym piekarniku ulokowanym pod czarną dachówką. W związku z powyższym, najmłodszy członek rodziny (pomijając sierść) ma problemy z zasypianiem.

Po ogarnięciu wieczornej butli co to ma skutecznie spacyfikować i uczynić rodziców szczęśliwych, obdarowując namiastką wolności a która nie pacyfikuje w najmniejszym stopniu, młode zaczyna odgrywać przedstawienie pt. „Siódme poty”. Na pierwszy ogień idzie Pan Tata. Po dwudziestu minutach osobnik płci męskiej wraca z piętra na tarczy, artykułując te oto słowa: „Nie, nie zasnęła. Wzywa cię”. Tutaj następuje moment „W imię Ojca i Syna”, po czym ofiara numer dwa udaje się do pieczary potożerczego potwora. Po serii zabiegów odpalających w matce wnerwa, bo:
1. A to siku nagle księżniczka zechciała zrobić do nocnika którego oczywiście nie było w promieniu miliona kilometrów i który w rezultacie znalazł się w toalecie w czeluściach parteru, co jest w sumie całkiem logiczne,
2. A to gorąco i trzeba odpalić nawilżacz i wentylator,
3. A to wentylator jednak nie bo tworzy naszą osobistą Hanisławę Monroe z łaskoczącą koszulką,
4. A to nawilżacz jednak też nie, chyba że w planie jest otwarcie domowej sauny,
5. A to przeczytaj mi bajkę,
6. A to przeczytaj mi bajkę,
7. A to przeczytaj mi bajkę. Och wait! A nie, dobrze…
8. A to przeczytaj mi bajkę,
9. A to chcę stanąć na rzęsach,
.
.
.
.
170. A to chcę pogrzebać mamie w pępku.

I tak dalej, i tak dalej.

No więc po serii zabiegów 1-170 przychodzi moment na plan B, czyli pacyfikację w łożu rodziców. Młode przewala się z boku na bok, strofowane co jedną milisekundę moimi słowami „Pierdykniesz z tego łóżka, nie ruszaj się przez minutę”, jakby naiwnie myśląc, że przez tą jedną minutę może jednak dziecko padnie, zostaje przez najmłodszą dojrzana bajka w wersji papierowej. Tutaj należy wspomnieć, że Hanisława bajki rangą stawia na równi z rodzicami, dziadkami i jajkami (nie pytajcie) i ma całkiem imponującą kolekcję jak na kogoś, kto jeszcze sika w majty. Matka po początkowym facepalmie i pluciu sobie w brodę, że wyjątkowo pominęła wieczorny obchód zabawkowy, mający za zadanie odgruzowanie domu z wszechobecnych wózków, lalek, misiów, butelek i innych plastikowych śmieci, bierze do ręki wciskaną siłą książeczkę.

Ciemno jak w pośladkach, za cholerę nic nie widać. Wytężając starczy wzrok dochodzę do wniosku, że mamy do czynienia z Królewną Śnieżką i jej haremem. Śnieżka, standard polskiej bajki, lecę z pamięci, przerzucając ciemne strony i skracając tak, że całe przesłanie traci sens.
– Dawno dawno temu była sobie Królewna Śnieżka. I zjadła jabłko zatrute przez złą macochę. I pocałował ją książę. I żyli długo długo i koniec.- Widzę w ciemności, że młode wpatruje się w kartki, obraca książeczką jak mną i ojcem przy straganie z Kinderami (nie pytajcie, Kinder Niespodzianko zgiń, przepadnij) i czuję unoszące się w duszności kłopoty. Nagle rozlega się smutne.
– Mama, ne widac.- Oczy w słup, dziecko wypiszczało mi całkiem sensowne zdanie. Gdzie ona się tego nauczyła?
– No nie widać skarbie. Już jest ciemno, jutro poczytamy, śpij.- Hanisława, upór po matce, spogląda na okno dachowe niefortunnie ulokowane tuż nad małżeńskim łożem. Że niby tak romantycznie, seks i te sprawy, patrzycie sobie w oczy, potem w gwiazdy, potem w oczy i znowu w gwiazdy.
– Słonecko?- Sytuacja punkt krytyczny, zaraz każe mi odsłonić to cholerne okno bo przecież o 20.30 na dworze jeszcze jasność poziom milion.
– Haniu, nie ma już słoneczka.- Kręcę przecząco głową w nadziei na ucięcie tej i tak z góry przegranej wymiany ZDAŃ (Bosheee, rozmawiam ze swoim dzieckiem. Kisiel w piżamie, jaram się jak zwłoki PT na leżaku w ogrodzie ale nie daję po sobie poznać).
– Eeeest słonecko!- Hanisława wspina się na palce i pokazuje prześwity w obramowaniu rolety. Wspominałam już, że upór po matce?

Także ten, no. Dziecka nie oszukasz.

I tym oto sposobem, zasnęłyśmy o 22. Mówiąc zasnęłyśmy o 22, mam na myśli ja zasnęłam a Hania po mnie. Przytulona. Szczęśliwa.

Jestem szczęśliwa.

2 Komentarzy/e
  • justyna

    Odpowiedz

    Właśnie stoczylam podobną batalię. Mila (Milenka) tez wierci się z boku na bok. A to buziaczki mamusi musi dać a to siku chce a to za dzidziusiem teskni (który siedzi w pokoju obok). 3 razy sciagala pieluchy bo gorąco. Masakra z tymi upał ami.

  • daria

    Odpowiedz

    ojej, nasza pociecha, prawie dwuletnia, codziennie zasypia koło 22. Może odstawić drzemkę w dzień, ale jak wtedy wypić kawę, zrobić obiad, pogłaskać koty, wykąpać się, COKOLWIEK ? ; ) Tak więc kiedy teraz te upały, smażymy się w trójke, przy włączonym wentylatorze, wręcz przyklejeni do siebie(bo przecież tak gorąco to człowiek się topi!) i stosujemy najlepszą broń(w sensie ja stosuję, mężu nie może), mianowicie dajemy(znów ta liczba mnoga tfu) daję mleko z piersi, cichutko szepcze tosia śpi, i tak zasypiamy. Nie wiem kto pierwszy, ale wiem że śpię 😉

Skomentuj