Dziecko, naucz mnie proszę jak być…

1 Komentarz

Pamiętam, że jak byłam mała, w sensie miałam głowę bliżej dupy czyli, że więcej gówna w niej niż teraz, lubiłam obserwować ludzi. Często brałam rower, książkę czy inny atrybut zapewniający alibi, siadałam w parku i godzinami patrzyłam na ludzi.

Zamiłowanie zostało mi do teraz. Lubię czasami usiąść na ławce, puścić dzieci wolno na placu zabaw i patrzeć. Tylko, że obecnie nie ma na co, bo dorośli, w których wpatrywałam się z lubością wtedy, dziś zasłonięci kotarami współczesnej elektroniki, są zwyczajnie nudni. Na ich twarzach widać znudzenie i widać zmęczenie. Poza tym nie widać nic. Są poukrywani we własnych umysłach, we własnych sprawach. Emocje, uśmiechy i iskra w oku gdzieś zniknęła nieodwracalnie. Chyba, że odbija się w nich święcący prostokąt ekranu telefonu.

Kiedy już tak siadam na tej parkowej ławce i przez chwilę postanawiam być outsiderem teraźniejszości, czyli chowam telefon do kieszeni i skupiam się na resztce swojego człowieczeństwa, patrzę na dzieci. Z reguły swoje. Uwielbiam patrzeć na zabawę, na kreatywność i to, jak raz za razem któreś ląduje paszczą w piachu lub spada z huśtawki. Lubię patrzeć na relacje, które nawiązują z nieznanymi im jeszcze chwilę wcześniej dziećmi. Właściwie to ja lubię patrzeć na relacje międzyludzkie.

I tutaj nachodzi mnie pewna refleksja. W czasie, gdy znajomości podtrzymuje się jedynie przez Fejsbuki po to, by na ulicy odwrócić głowę, w czasie gdy SMS czy Mesanger zastępuje rozmowę twarzą w twarz lub uchem w ucho, dzieci pozostają namiastką normalności. Dorośli zamykają się za szybami nieufności, własnych problemów i codzienności. Nic dziwnego – na świecie jest tak wiele kurew, tak wiele jadu i tak wiele fałszu, że dorośli częściej stają do siebie plecami niż ramię w ramię. A dzieci…

A dzieci wygrywają wszystko swoją niewinnością. Łatwość nawiązywania przyjaźni jest nieproporcjonalnie wielka do znajomości nawiązywanych przez nas. Ufność, umiejętność przebaczania to atrybuty, których nam – dorosłym w tych czasach brakuje. Umiejętność nawiązywania porozumienia i rozwiązywania konfliktów, o których nikt za moment nie pamięta to coś, co w naszym świecie nie istnieje. Kiedy w jednej chwili się nienawidzą, napieprzają po głowach łopatkami i wszystkim, co im wpadnie w drobne ręce, w drugiej kochają się nad życie i umawiają na następny dzień. Dzień, w którym jedno przez drugie znowu będzie płakało. A później nie będzie sobie wyobrażało bez niego życia.

Dzieci posiadają też umiejętność, lub raczej nie posiadają jej – nie rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze. To z reguły domena kobiet – węszenie podstępu, analizowania, zamartwiania się. Dzieciaki biorą życie takim, jakie jest. Bez zbędnego rozwalania wszystkiego na mało istotne kawałki. I ostatnie – nie ranią, a przynajmniej nie świadomie. Nie walczą się w imię chorych idei, religii czy najwłaściwszych prawd – najwłaściwszych tylko dla nas. Nieważny jest dla nich kolor skóry, pochodzenie czy stopień niepełnosprawności. Nieistotne są bariery językowe. I kiedy na wakacjach Hanka zaprzyjaźniła się z niemiecką dziewczynką, a ich rodzice sączyli drinki w naszym towarzystwie, ja w głowie miałam blokadę kulturalno – językową. Nie lubię Niemców. Nie wiem dlaczego. Przecież nigdy nie zrobili mi nic złego. Być może przez wzgląd historyczny, być może przez uraz do języka niemieckiego, który w szkole był moim osobistym koszmarem. Ja mam uprzedzenia do niewinnych ludzi. Podczas gdy sama uczę swoje dzieci tolerancji dla osób innych niż my. Hipokryzja, nie?

To my dorośli uczymy dzieci nienawiści do otaczającego świata. To my uczymy ich dystansu, zamartwiania się i nadmiernego analizowania sytuacji, po części przerzucając na nich swoje fobie, problemy i idee. To my pokazujemy, że nie warto ufać ludziom. I po części to dobre rozwiązanie bo na świecie jest tyle zła, że ostrożność jest jak najbardziej wskazana. Tylko, że to zło tworzymy sami. Sami nakręcamy spiralę nienawiści.

I zamiast uczyć dzieci postępowania w stosunku do drugiego człowieka, powinniśmy sami się uczyć od nich. Czasami wyluzować. Czasami zapomnieć, wybaczyć. Przestać skupiać się na rzeczach nieistotnych. Czasami przestać być dorosłymi i zacząć być dziećmi.

1 Komentarzy/e
  • Magda

    Odpowiedz

    Tak jak mówisz, jak zawsze trafiłaś w sedno 🙂 Zazdroszczę dzieciom jak nikomu innemu ufnego spojrzenia na świat i tego nieskrepowanego okazywania uczuć…

Skomentuj