Dziecko to nie przeszkoda.

14 komentarzy

Przy Hanisławie moje podejście do macierzyństwa było dosyć książkowe. Każda drzemka, pora karmienia i kąpieli była dla mnie świętością. Odcięłam się od normalności na własne życzenie, starając się szanować potrzeby 54-centymetrowego człowieka. Codzienne spacery, kąpiele, zabawy wplotły się szarością w moje życie. Nie narzekałam. Uważałam, że to właśnie chcę dać dziecku, które oprócz serca skradło mi zdrowy rozsądek. Cieszyłam się macierzyństwem, czerpałam garściami nowe doświadczenia.

Nie wychodziliśmy do znajomych, każde wyjście gdziekolwiek było podporządkowane pod początek/koniec drzemki. Przygotowana na tip top, byłam mamą w 200 matczynych, pachnących zupą w słoiczku i ulanym mlekiem, procentach. Czułam się w tym tak bardzo, tak dobrze, że kwestią czasu było zdecydowanie się na dziecko #2.

Nadia pojawiła się w momencie kiedy moje życie ruszyło z kopyta a ja, bywało, że nie wyrabiałam na zakrętach. W momencie kiedy napędzana oklaskami czytelników i głową pełną pomysłów zaczęłam żyć z tego co przez dwa lata wstecz było moją pasją. Mały człowiek, o wadze kurczaka na niedzielny rosół, stanął w drzwiach naszego czy raczej mojego życia i oznajmił, że oto jest i oto domaga się miłości, troski, pełnego brzucha i suchej pieluchy. Od początku nie miała w życiu łatwo, od początku pod górkę.

I ja stanęłam przed nią, w całej swej rozlazłej, zalanej poporodowymi hormonami okazałości, z odrostem na głowie i burzą w sercu. Miałam wybór. Rzucić wszystko w pizdu i zająć się tym, co każda normalna mama noworodka robi lub wziąć pacholę pod pachę, zapakować paczkę pieluch, starszą siostrę i ruszyć dalej przed siebie. Dzień po porodzie leżałam z laptopem na kolanach, ocierałam łzy wzruszenia i kończyłam zlecenie.  Bo komuś coś obiecałam. Bo ktoś mnie docenił, uwierzył we mnie i dorysował kolejną kreskę w kalendarzu sukcesu. Nie jest lekko. Dzień zaczynam z telefonem w ręku, kiedy normalni ludzie jeszcze kręcą się w objęciach kołdry a kończę późną nocą, kiedy głowa opada na klawiaturę. Czasami nie mam siły zmyć makijażu, budzę się w ubraniu, w pozycji zawstydzającej niejednego jogina.

W ciągu dnia staram się zapewnić normalność mojej rodzinie- ciepły obiad, czystą podłogę, kwiatka malowanego pomiędzy tłuczeniem schabowych a sprawdzaniem e-maili od klientów. Czasami chciałabym usiąść, włączyć telewizję i wyłączyć myślenie. Chcę zamknąć oczy wieczorem nie mając w głowie tysiąca słów i miliona pomysłów. Chciałabym nie martwić się kolejnym terminem, tekstem do autoryzacji lub korekty i pogodą przed jutrzejszą sesją. Chciałabym wiedzieć co się dzieje na świecie bo od wielu tygodni nie włączałam telewizora. Chciałabym nie trzeć zmęczonych oczu i moczyć pyska w wiadrze z kawą.

A później otwieram oczy, zmieniam pieluchę, biorę pod pachę jedno lub dwójkę, pakuję mandżur i na placu zabaw znowu tworzę, kołysząc nogą wózek z trzymiesięczniakiem i zmieniając trzylatce mokrą od potu koszulkę. Tempo, które obrałam to dobre 170 km na godzinę jazdy po krętej drodze. Kręcę reklamy, piszę zlecenia, recenzuję, wspieram, występuję w telewizji, będąc przy tym żoną, mamą i przyjaciółką. I nie narzekam bo to pozwala mi, pomimo stopnia zaangażowania, zrelaksować się, oderwać od bycia „tylko” mamą. Pozwala mi spojrzeć trzeźwo na świat, oderwać się od wspomnianej pieluchy i wierszyka do żłobka na Dzień Matki. Kocham być w tym miejscu, w którym jestem. I wciąż jestem głodna sukcesu. Wciąż chcę więcej, wciąż mi za mało.

Gdzie zatem jest miejsce moich dzieci?

Tuż obok mnie. Pod pachą, na rękach i na kolanach. Towarzyszą mi prawie zawsze i prawie wszędzie. #2, wyrośnięta jak diabli, wyhodowana na piersi- rozmiar jajecznica, leży w tym wózku, prawie już za małym, kołysanym nogą i śpi. Nie ważne czy na tarasie we własnym domu czy na drugim końcu Polski. Nie ważne czy w studio nagraniowym czy własnym łóżeczku. Jedną ręką karmię i naklejam plastry, drugą tworzę historię swojego życia, swoją pasję. I dobrze mi z tym bo wiem, że oprócz dla nich, robię coś dla siebie. Wiem, że za 10-20 lat będę mogła powiedzieć, że jestem dumna z siebie, z tego, że dałam radę. Z tego, że się nie poddałam chociaż nie raz miałam ochotę rzucić wszystko w pizdu, nałożyć domowe laczki, szlafrok i usiąść z książką w fotelu. I chociaż są tacy, którzy mówią żeby zwolnić, żeby poluzować i w końcu się wyspać, bo przecież nie śpię na własne życzenie. Nie chcę.

To Nadia weszła do naszego życia, nie na odwrót. Idealnie wpasowała się pomiędzy występ w śniadaniówce a kolejną porcję prania. Już nie spinam się, nie zapieram rękami i nogami. Wiem, że ona, że one będą szczęśliwe wtedy kiedy ja będę. Obiecałam sobie tylko, że nigdy nic kosztem dzieci. To one są w tym wszystkim gazem i hamulcem. To one są motywacją i natchnieniem. To dla nich zamykam laptopa i idę na spacer lub czytam bajkę.

Bo dziecko to nie przeszkoda, przeszkody są w naszej głowie. Sami je tworzymy, wylewamy fundamenty, piętrzymy i stawiamy przed sobą. Sami przed nimi stajemy i omijamy, nie starając się nawet ich pokonać. Dzieci potrafią idealnie dopasowywać się do sytuacji tylko my tego nie widzimy lub też nie chcemy widzieć.

Mierząc się z przeszkodą, człowiek poznaje siebie.

Antoine de Saint-Exupery

 

14 Komentarzy/e
  • Magda

    Odpowiedz

    Wypisz wymaluj jak u nas….macierzyński skończył się po 6 tygodniach od porodu. A teraz w pełni sezonu z dwójka dzieci 4,5 laikiem i 9 miesieczniakiem ogarniam cały ten nasz gastrokramik nad samym Bałtykiem pomiędzy latarnia i molo. Da sie? Oczywiście! A Twój blog jest dla mnie inspiracją, pocieszeniem i tak bardzo odnajduje siebie w Twoich tekstach że sama się dziwię!

    • Justyna

      Bo Natalia i jej wpisy to samo życie, które nie jest jak lukrowany cukier puder

  • Ola

    Odpowiedz

    Super napisane

  • Red Heels

    Odpowiedz

    I właśnie dlatego, ja również z 3-miesięczną Zośką kontynuuję bloga, kręcę filmy, założyłam fb i Instagrama? I jest dobrze mi z tym?

  • anna

    Odpowiedz

    Boze jak ja zazdroszcze tego powera, tego entuzjazmu i checi dzialania. U mnie chyba najwiekszym problemem jest brak wiary w siebie. Ech…podziwiam

  • lola

    Odpowiedz

    mam 7-miesieczne dziecko, ale regularnie wychodze ze znajomymi, do kina i mam czas na parce zdalna. wszytsko jest kwestia organizacji

  • Mama z różową torebką

    Odpowiedz

    Nie czuję żeby dziecko było przeszkodą w czymkolwiek. Dziecko nie musi nic nam odbierać, a tak wiele daje. Choć bywa ciężko, jak naginam swój organizm do granic, ale okazuje się, że mogę więcej niż kiedykolwiek się spodziewałam. Ale ostatnie 2 lata nauczyły mnie żeby nie dostosowywać się do standardów innych, jak mogę ułatwić sobie i synowi życie, dając mu spokojnie wyspać się w domu to czemu nie.

  • Ola

    Odpowiedz

    Podziwiam, szanuję i uwielbiam, ale wybrałam inaczej – do stycznia nic nie robię, tylko zajmuję się dziewczynkami 🙂 Ale ten tekst będzie mi przypominał o tym, żeby się totalnie nie wkręcić w to co robię teraz (bo mogłabym) i o tym, że chcę wrócić i realizować się również w pracy! Dziękuję!
    Pozdrawiam!

  • Ali babka

    Odpowiedz

    Uwielbiam Cię czytać. Widziałam Cię dziś w pnś, równa babka z Ciebie 🙂

    Zajrzyj do mnie w wolnej chwili.

    ali-babka.blogspot.com

  • Iza

    Odpowiedz

    Jakbym czytała o sobie…
    Ale jak widać nawet znajdę 5 minut na przeczytanie nowego wpisu.
    Nie jest chyba ze mną najgorzej. ;))
    Pozdrawiam i trzymam kciuki. Za siebie też. 😉

  • śmieszne dzieci

    Odpowiedz

    Zgadzam się, że dziecko nie jest żadną przeszkodą, z drugiej strony w dzisiejszym świecie ludzie są bardzo wygodni i zwlekają z dzieckiem jak najdłużej. Później tego żałują i zadają sobie pytania dlaczego nie zdecydowali się na dziecko dużo wcześniej.

  • Kasia

    Odpowiedz

    Nie zgadzam się – nie każde dziecko wpasuje się w nasze życie. Gdy urodził się nasz synek, chcieliśmy być aktywnymi rodzicami, wszędzie go zabierać, nie rezygnować z życia towarzyskiego. Efekt? Wszędzie histeria i nocne odreagowywania. Musieliśmy zwolnić tempo, ograniczyć wyjścia, dopasować nasz plan dnia do niego. Teraz, po 3 latach wiemy, że synek ma zespół Aspergera – łagodny autyzm.

  • MamaSpace

    Odpowiedz

    Dziecko to nie przeszkoda to dar, radość i promyk słońca, nawet jeśli czasem nie możemy robić tego co byśmy chcieli 🙂

  • Justyna

    Odpowiedz

    Natalia Ty naprawde jesteś „normalna” nie lukrujesz i nie słodzisz. Takie mamuśki muszą trzymać razem i nie dać się tym „słodko-pierdzącym” Buziaczki .PS musialam odparować 🙂

Skomentuj