Jestem matką. Jestem kobietą.

10 komentarzy

Uwielbiam niedzieciatych.

Kocham koleżanki, które macierzyństwo znają jedynie z okładek „Mamo to ja” wyblakłych od słońca na witrynach sklepów i z Pudelka, gdzie Ania Mucha kupiła nowy wózek za „ojaciepierdolę to moja wypłata” a głównym zmartwieniem Kim Kardashian jest nienaturalny przyrost dupy w ciąży i dylemat, czy odessać co nieco z ud, brzucha i mózgu.
Uwielbiam spotykać się ze znajomymi, którzy za przeproszeniem prawią o pierdołach a nie o trzydziestu nocnych kursach z flachą w dłoni, o tym, że Zosia zamiast zaszczać pieluchę kulturalnie poprosiła o nocnik i tylko winą matki było, że nie złapała w locie, co też skutkowało koniecznością użycia mopa.

Uwielbiam oderwać swoje myśli od macierzyństwa i w towarzystwie butelki z mocno schłodzonym piwem posłuchać o życiu beztroskim, wtrącając co jakiś czas w myślach „Co ty kuźwa wiesz o egzystencji, puchu marny?”. Bo tak, prawdziwe życie zaczyna się gdy powołasz na świat nowe istnienie. Wróć. Wtedy zaczyna się jazda bez trzymanki. Wtedy zaczynasz rozumieć swoje gównowiedzenie a twój światopogląd kopie cię w dupę. Wcześniej byłaś twardzielką? Don’t worry. Hormony wypiorą ci mózg jak Zygmunt Hajzer. W gratisie poryczysz sobie na reklamie proszku do prania. Ryczysz ciągle. Nie chcesz ale ryczysz. Do tego fala miłości ogarnia cię niepojęcie. I znowu zdajesz sobie sprawę o swoim gównowiedzeniu. Oh wait, to już było.

Lubię oderwać się od codzienności i popitolić z niedzieciatymi o niczym, jednak nie zawsze się to udaje. Zdarza się, że gdy spanikowany PT dzwoni, że „Sorry żona, wiesz jak jest”, ja równie spanikowana dzwonię do „Sorry niedzieciata, wiesz jak jest”, po czym ciągnę Hanisławę na spotkanie. Rozbiegany wzrok, trzydzieści zapewnień „Tak, tak słucham cię…Hanka zejdź z tego parapetu… No wyrżniesz dziecko…No nie mam już siły do ciebie mała cholero. To o czym mówiłaś?”, a gdy wydaje ci się, że ogarniasz sytuację, że słuchasz koleżankę a dziecko spacyfikowane bawi się w kącie, młode właśnie wypracowuje sobie siniaka miesiąca w kooperacji z kantem stołu, po czym nie omieszka zakomunikować rykiem, że żąda podmuchania, przytulenia i buziaka.

Tak, lubię piwo. Schłodzone, wmasowujące generalny luz w umysł i ciało. Piwo jest dobre.
Lubię też raz czasem zniknąć z domu wieczorową porą w celu resetu totalnego. Lubię z drinkiem w dłoni, w towarzystwie niedzieciatych snuć się po parkiecie i czuć się kobietą. Lubię spoliczkować wzrokiem osiłka przy barze snującego oczami za moimi snującymi się biodrami. Lubię gdy podchodzi a ja proponuję, że zapoznam go z moim mężem: „Może pójdziemy do tego kina we trójkę?”. Lubię grać, a być może tylko wydaje mi się, że gram. Ale zawsze wiem kiedy przestać. Nikt nie wygra z PT.

Lubię jak lud łechta moje ego, poklaskuje i mówi „Robisz to dobrze!”. Kocham pisać i pomimo, że piszę o dziecku, odrywa mnie to od codzienności. Lubię zaszyć się w sypialni, mieć wszystko głęboko i tworzyć, tworzyć, tworzyć. Generalnie swój wizerunek pokazuję po większej obróbce, nie zdziwcie się, jeśli nie poznacie mnie na mieście. To wszystko w sieci to fake. Na blogu wyglądam inaczej. Mam milion kompleksów. Lubię wyglądać ładnie ale z racji mojego wiecznego spóźnienia, wygląd mam jakby… w dupie. Jednocześnie bardziej jarają mnie wyrazy uznania pod zdjęciem mojego dziecka niż pod moim, wtedy duma grzeje mnie od środka. Siły nieczyste kuszą mnie żeby zasypywać was zdjęciami Hanisławy ale leczę się z tego. Leczę się z Hanisławy. Tylko ja tak mam?

W odróżnieniu od kobiet nie lubię zakupów. Idąc na „shopping” z PT, stoję ze zdegustowaną miną przed sklepem w towarzystwie trzech równie zdegustowanych facetów, przesyłając sobie wzajemnie wyrazy współczucia i układając w myślach wiązankę, którą puszczę małżonowi za 30-minutowe oczekiwanie na to, aż wciągnie na swoje jędrne pośladki kolejno siedem par spodni, po czym wyjdzie z wielkim niczym. Generalnie zachowuję się jak duże dziecko, dyndam Panu Tacie na nodze i jęczę, dopóki nie uciszy mnie zgodą na nadwyrężenie karty kredytowej w dziale dziecięcym. Zakupy dla siebie robię max godzinę, przy czym większość kończy się osłabieniem organizmu i generalnym porzygiem. Być może to przez fakt, że mam w peselu cyfrę 666.
PS. Nie dotyczy sklepów dziecięcych.

Lubię czasami rzutem za trzy punkty podesłać dziecko dziadkom i pobyć tylko w towarzystwie męża.  Lubię mojego męża. Lubię być jego żoną pomimo, że czasami posłałabym go w cholerę. I posyłam.

Oprócz tego, że jestem matką, jestem też kobietą. Macierzyństwu oddaję się w 110%, mając jednocześnie świadomość, że dziecko może kiedyś kopnąć mnie w dupę, dziękując w ten sposób za lata posługi, jak i ja podziękowałam rodzicom w okresie młodzieńczego buntu. Chcę być jak najlepszą matką, dlatego nie rezygnuję z życia „poza”, które mnie uszczęśliwia. Bo szczęśliwa i zrelaksowana kobieta to szczęśliwa i zrelaksowana matka.
PS. Nie dotyczy „shoppingu”. To mnie wykańcza nerwowo. Do porzygu i tak dalej…

10 Komentarzy/e
  • Paulina

    Odpowiedz

    zaprawdę prawdę rzeczesz tu Kobieto

  • Mamatorka

    Odpowiedz

    Oj znam ten ból! Sama prawda

  • kwintesencja

    Odpowiedz

    Uwielbiam czytać…. czytać i czytać. Przy tym zanoszę się od śmiechu. Tak. Twoje pisanie doprowadza mnie do śmiechu. Najzajebistszy stan 🙂

    • matka-nie-idealna

      Uwaga, niedługo to będzie nielegalne 😉

  • Aga

    Odpowiedz

    Nie mogłaś tego lepiej ująć ;-)))))) Mama 3 dzieci

  • Z filiżanką kawy

    Odpowiedz

    Ja też się nie znoszę pokazywać na blogu, nie chodzę w makijażu na co dzień, z reguły wyglądam jak zombie z tłustawym włosem i w brudnym dresie, ale się jednak nie poprawiam w photoshopie, po prostu do zdjęć staram się wyglądać :P- więc też nikt by mnie raczej na ulicy nie poznał… ;). Mój blog zasypany jest zdjęciami córy i jej stylówami 😉

  • MauraFrog93

    Odpowiedz

    Piona! No czytam o sobie 🙂

  • Kinga Wójcik

    Odpowiedz

    OMG ! Chyba siedzisz w mojej głowie. Ja przy dwójce dzieci nieraz wysiadam:)

  • Maria

    Odpowiedz

    tez mam w peselu 666 😀

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Niestety nie mam w peselu 666 ale tak, jak Ty nienawidzę „shoppingu”. Nieważne czy to spożywka, czy kosmetyki. Po prostu nienawidzę 😀 Zakupy dla syna, typu ciuchy zrzucam na babcię, czytaj „Masz tu kasę, masz Młodego na weekend, kup mu ciucha, bo mnie trafia” 😀 wiem, jestem złą matką, bo obowiązki zrzucam na osoby trzecie. Nawet jeśli sobie muszę już coś kupić, idę do sąsiadki, która prowadzi ciucholand ze słowami „Pani Elu, spodnie potrzebuję. Nie ma rozmiaru 34/36? To widzimy się za miesiąc, jak już totalnie nie będę miała w czym chodzić”. Zua kobieta ze mnie 🙁

Skomentuj