Stało się.
Nadszedł ten dzień kiedy w końcu możesz oderwać się od macierzyństwa i wyjść „w miasto”. Zalewasz dziecko po kurek, pacyfikujesz i dajesz instrukcje tacie co w razie gdyby nabombało w pieluchę i jak się podgrzewa mleko. Pokazujesz jak działa rzep przy pampersie, gdzie są zapasowe body na wypadek awarii i trzeci raz tego wieczoru wysłuchujesz „dam radę kochanie, idź już”.
Trochę już wyrzygana wrzucasz się pod prysznic bo przecież 19 to godzina, o której kładziesz się z narybkiem spać, pod pretekstem karmienia na leżąco. Opierasz się głową o kafelki, usiłując trzymać pion po całym dniu mordobicia dwójką dzieci. Golisz pachy, odgruzowujesz nogi i wciąż nie możesz uwierzyć w kilka godzin bez pacholęcia przy cycku. Już teraz nie wiesz co zrobić z rękami więc odkurzasz maskarę do rzęs i wyschniętą, czerwoną pomadkę, bujając się przy tym z prawa na lewo w rytm szaroburych kotków.
Idziesz do szafy i wtedy zaczynają się schody. Próbujesz zmieścić pośladki w jedyne sensowne przedciążowe, nieobrzygane i nie będące dresami spodnie, wkoponowując soczyste kurwy pomiędzy pociągnięcia nogawek i podskoki. Miotasz się jak dziki osioł w nadziei, że nie obudzisz swoją szamotaniną dziatwy a mąż zatroskany ogląda Twój niekontrolowany wybuch garderobianej epilepsji. Kiedy już spodnie leżą na tyłku, modlisz się, żeby przy siadaniu nie zaświecić doliną i ponadprogramowymi kilogramami gdy spodnie w pewnym momencie kulturalnie walną w kroku, kiedy na przykład pochylisz się po podkładkę pod piwo, która upadła na ziemię.
Piwo! Właśnie… Na samą myśl o zimnym browarku, szorujesz jęzorem brodę. Kochasz piwo miłością absolutną. Ponadroczna abstynencja i już wiesz, że dwa to totalne maksimum, inaczej będą Cię zbierać po rowach w drodze do domu. Trzy razy upewniasz się, że założyłaś wkładki laktacyjne i zamawiasz taksę pod dom w obawie, że połamiesz sobie nogi w szpilkach jeszcze przed dojściem na miejsce.
Zamawiasz pierwsze piwo, które wypijasz z namaszczeniem. Gdzieś mniej więcej w połowie zauważasz, że masz kołtun w głowie i zaczynasz nerwowo chrumkać. Pod koniec pierwszej butelki stwierdzasz, że przy drugiej zaczniesz przystawiać się do barmana, pora więc ograniczyć przepływ alkoholu we krwi.
Przenosisz obiekt zainteresowań z pustej już butelki po piwie na ludzi, maglujących się na parkiecie i zastanawiasz się, jak bardzo świat poszedł do przodu w ciągu twojej ponadrocznej nieobecności. Techno-napierdalanie to całkiem miła odmiana dla Jagódek i Krasnoludków. Koleżanki rwą cię do tańca a ty zastanawiasz się w jakim stanie są twoje stawy i czy kręgosłup wytrzyma nerwowe podrygiwanie z nogi na nogę. Jakiś koleś świruje wokół ciebie, ty kiwasz się nieporadnie, pęcherz chlupocze, mózg podpowiada, że pora się ewakuować. Wiesz, że rano będziesz cierpiała, a w zasadzie rano pewnie już nie tak daleko.
Spoglądasz na zegarek z nadzieją, że telewizja już dawno zamieniła dobranockę na panie spod numeru 0-700 a tam jaja, panie- ukryta kamera. Dwudziesta druga i ani minuty więcej. I to jest ten moment, w którym zauważasz, że Twoje starsze dziecko może jeszcze nie spać a nie ma jeszcze nawet stałych zębów. Kuśtykasz do krzesełka bo okazuje się, że twoje stopy po kilku miesiącach abstynencji dostały uczulenie na szpilki i spuchły do rozmiarów małego walenia. Zrzucasz obcas pod stołem z nadzieją, że uda Ci się go z powrotem wcisnąć na powrót do domu i zaczynasz lustrować okazy bujające się pod batutą DJ-a. Masz szczerą nadzieję, że w momencie kiedy Twoja córka zacznie chodzić na dyskoteki, w szafach na powrót będą królowały dzwony z wysokim stanem i swetry do kolan a koszulki wielkości Twojego stanika do karmienia to tylko chwilowy modowy error.
W końcu nadchodzi moment, w którym wiesz, że już dłużej nie pociągniesz z okiem na zapałkę.
Wsiadasz w taksówkę, buty wkładasz do torebki i stwierdzasz, że nigdzie nie jest Ci dobrze tak, jak we własnym łóżku.
8 Komentarzy/e
Kasik
O jak mi sie marzy wypic zimne piwko…albo likierek kawowy ktory dostalam rok temu na urodziny od siorki i nie zdazylam wypic bo okazalo sie ze jestem w stanie blogoslawionym. A teraz siedze z mlodym przy cycku i pije zimna kawe ale nie taka normalna tylko zbozowke…ah piwko…czekaj na mnie ?
Natalia
Samo życie 🙂 Nic dodać, nic ująć
Nie – idealna, czy nie minęłaś się z powołaniem? Byłabyś świetnym psychologiem 😉
MammaModna
Kocham ten tekst 🙂 i właśnie po to są potrzebne takie wyjścia. Żeby nie żałować ze się jest kurą domową. A jak już wyjdziesz to zalujesz ze to zrobiłaś ? i wszyscy są happy!
Eve
Udało mi się zaliczyć już dwa wesela bez potomstwa. Och jakie życie stało się piękne:) do woli jedzenia, tańców i rozmów z dorosłymi. W życiu nie myślałam że czyjeś wesele będzie dla mnie takim powodem do radości
Kasia
My z mężem wyrwaliśmy się sami na wesele. Na oczepinach już trzymaliśmy oczy na zapałki a jak po torcie zmywaliśmy się do domu, znajomi się dziwili: dziadki pilnują, szalejcie! Nie rozumieli, że to My już nie damy rady dłużej a sen to jedyne, o czym marzymy 😉
Kate
Skąd ja znam ten stan 🙂 Wyskoczysz na chwilę z domu i już myślisz o powrocie. Dlatego za miesiąc z koleżankami pakujemy plecaki, zostawiamy mężów z dziećmi i ruszamy w góry do SPA 🙂 Pierwszy raz w życiu ale pewnie nie ostatni 🙂
karola
czy tak naparwde ma wiekszosc matek? ja mam małę dziecko, ale wychodze bez niego regularnie, tak samo jak moj partner, po prostu sie zmieniamy i nie robimy z tego wielkiego halo. przez tego typu posty utrwala sie stereotyp matki polki, ktora nigdy nie wyjdzie, a jak juz wyjdzie raz w roku to i tak teskni za dzieckiem
Beata
Ja w sobotę byłam na weselu. Pacholęcie było ok 300m ode mnie u koleżanki, więc byłam spokojna prawie, ale cycki mało nie wybuchły, a telefon najchętniej bym przykleiła do siebie, bo nikt nie wymyślił kieszeni w wieczorowych sukienkach xd