Musisz.

15 komentarzy

Jeśli ktoś kazałby mi opisać macierzyństwo jednym słowem, zdecydowanie byłby to „paradoks”.

Wiecie, że ja Wam tu objawiam macierzyństwo bez ściemy i całej tej lukrowo – gównianej otoczki.

Jeśli coś jest brązowe i śmierdzi piszę, że sraczka, że mnie cofa jak mam zmienić pieluchę a z każdą zawartością mniej płynną wysyłam dziecko do tatusia a nie, że „ojoj, jaka słodka kupcia”. Nigdy nie byłam zwolenniczką rodzicielskiego rzygania tęczą, często powtarzam, że nie lubię dzieci (bo nie lubię) i na palcach jednej ręki zliczę te, które kocham. Tylko moje mi się jakoś tak względnie udały, że są najcudowniejsze, najpiękniejsze i najwszystko na świecie. Do tej pory nie ogarniam podpisywania zdjęć noworodków w typie „śliczne maleństwo”, kiedy rzeczone wygląda jak odmoczony delfin a przy mojej #2 wciąż mam nadzieję, że Matka Natura da jej szansę i zetrze z twarzy uśmiech gremlina.

Jeśli jestem zmęczona to nie udaję, że jest inaczej. Jeśli mam w domu syf, nie wrzucam do sieci wyidealizowanych do granic możliwości zdjęć salonu. Palę, przeklinam i zdarza mi się mieć kaca. Co prawda od święta ale jednak. Jestem normalną kobietą i mamą, nie wydmuchanymi ustami z głównej strony Pudelka i sztabem kryzysowym trzy kroki za mną.

Czym jest macierzyństwo? Jest przede wszystkim ciężką pracą. To nie tylko przyjemności, słodkie stópki i urocze chwile zapisane na kartkach pamiętnika. To nieprzespane noce, choroby i bunty. To krew, pot i łzy. Macierzyństwo to zmęczenie, frustracja i niejednokrotnie rezygnacja. To błędy popełniane każdego dnia i naprawiane i popełniane znów. To wieczny strach i zamartwianie się z błahych z pozoru rzeczy. W macierzyństwie niczego nie możesz brać za pewnik. Ani przespanych przez dziecko nocy, ani tego, że lubi warzywa. Za dwa dni ukochany rosół może stać się najbardziej obrzydliwą zupą na świecie a znienawidzony krupnik, hitem numer jeden.

W macierzyństwie nie ma miejsca na „nie chce mi się”, „nie mam siły’.

W macierzyństwie musisz. Musisz wstać, musisz ubrać. Musisz nakarmić, ululać do snu. Musisz tłumaczyć, musisz być cierpliwa (bez przesady). Musisz mieć siłę, nawet kiedy ryjesz pyskiem ziemię. Musisz być zdrowa, nawet wtedy kiedy choroba odbiera Ci świadomość. Musisz tulić, nawet gdy tego dnia odradzasz się od wszystkich kolczastym drutem. Szepczesz do ucha „kocham cię” i przeczesujesz palcami mokre po kąpieli włosy, podczas gdy w koszu rośnie składowisko odpadów komunalnych a zlew domaga się kilofa, by rozłupać skamieliny z obiadu… trzy dni temu.

Możesz twierdzić, że macierzyństwo można wytresować i podporządkować pod swój styl życia. Ale w którymś momencie życia przyznajesz, że to gówno prawda i to macierzyństwo wytresowało Ciebie. Podporządkowało Twoją codzienność, systematyczność i rytm dnia. To ono kieruje Twoim życiem.

I w tym wszystkim nagle spostrzegasz, że już dawno przestałaś się buntować. Dajesz sobie wejść macierzyństwu na głowę już w momencie pojawienia się na świecie tego odmoczonego delfina. Dla Ciebie najpiękniejszego na świecie. Poddajesz się, chłoniesz je w całej matczynej okazałości. Bycie mamą staje się Twoim stylem życia. I pomimo, że Twój umysł próbuje czasami wyemancypować swoją kobiecą niezależność, szybko pokornieje.

Patrzysz na śpiące dziecko i wiesz, że jeśli miałabyś wybrać rzecz, która wyszła Ci w życiu najlepiej, byłoby to te kilkadziesiąt centymetrów miłości i glutów, wiszących od rana na Twoich spodniach. Kilkadziesiąt centymetrów bezzębnej słodyczy, okraszonej szczyptą krzyku i bezsensownych łez.

I pomimo faktu, że raz na jakiś czas masz ochotę rzucić to w pizdu bo fizycznie i psychicznie nie dajesz rady wiesz, że macierzyństwo jest najwspanialszym strzałem w kolano, jaki sobie zafundowałaś. I kiedy słyszysz, że koleżanka się stara o pierwsze, z nerwowym chichotem stwierdzasz „Nie rób tego”. A gdy za chwilę inna rzecze, że ona nigdy nie zanurkuje w pieluchach, cała w środku krzyczysz, że w życiu nie słyszałaś większego debilizmu.

I w reszcie, pomimo, że to Ty wydałaś na świat, niejednokrotnie one, oni czy każda inna konfiguracja wyglądająca jak wierna kopia taty ratuje Ci życie. To one ładują Twoje życiowe baterie, sprawiają, ze po nieprzespanej nocy chce Ci się podnieść głowę z poduszki. To dla nich znajdujesz resztki energii wieczorem, by poczytać do snu. I w reszcie stwierdzasz, że chwilę temu Ty uczyłaś je chodzić a teraz to one pomagają Ci wstać. Bo niejednokrotnie dla nich musisz. Dla nich warto.

Paradoks.

15 Komentarzy/e
  • karolina

    Odpowiedz

    Tak właśnie jest… dziękuję za ten tekst.

    „… to one pomagają Ci wstać..”

    dosłownie i w przenośni..

  • Tusiowamaminka

    Odpowiedz

    Oj jak ja się zgadzam:)paradoks najpiękniejsze i najtrafniejsze słowo dzisiejszego dnia 🙂

  • magda

    Odpowiedz

    Wzruszyłam się. Piękne i prawdziwe to co piszesz. Dużo siły Natalia!

  • Kasia

    Odpowiedz

    Ech hormony… poryczałam się?

  • inka

    Odpowiedz

    No tak wszystko się zgadza i kolejny raz czytając Twój mistrzowski tekst, czułam się jakbym czytała o sobie. Idealnie to ujelas. Ps też nie lubiw dzieci ? swoje kocham bezgranicznie i parę innych wybranych, ale to wyjątki czynią regułę
    Buziaki dla Was :*

  • Luiza

    Odpowiedz

    Cudo ❤❤❤❤

  • Talkablespl

    Odpowiedz

    Dosadnie! „też tak mam”.Może nie to, że dzieci nie lubię, bo z tym jest trochę odwrotnie. Taki lajf bycia matką i nie ma co kwiatkami się obsypywać każdego dnia. Są dni straszne i straszniejsze… ale są też piękne i urocze… O „przepięknej” rzeczywistości posiadania dzieci i spędzania z nimi każdej chwili pisałam u siebie: http://www.talkables.pl/macierzynstwo-fanaberia-dla-wybranych/ zapraszam

  • Kasia

    Odpowiedz

    „Najwspanialszy strzał w kolano” – mega! ♥

  • Magda z Zakopanego :)

    Odpowiedz

    I ja się poryczałam ;( Po cholerę piszesz takie wyciskacze łez? I jak Ty to robisz, że opisując swoje przemyślenia trafiasz zawsze w moje myśli? :* Ściskam

  • Paulina

    Odpowiedz

    Tekst daje do myslenia 😉 staram się właśnie o 1 dziecko, wiek już dość zaawansowany bo 29 lat… ale mam obawy bo… właściwie to ja nie lubię dzieci – przedszkolaków ;( nie umiem z nimi rozmawiać, nie umiem się sztucznie zachwycać ich nową sztuczką typu skakanie na jednej nodze. Nie wiem jak to będzie ze swoim. Mam nadzieję, że pokocham i będę potrafił się zająć.

    • matka-nie-idealna

      Swoje to swoje. Jest inaczej ?

    • Aga

      jaki zaawansowany wiek?!?!??!?! dopiero 29 🙂 ja obecnie 31 i jestem (w końcu) obecnie w ciąży, a jak urodzę pyknie 32 na liczniku a gdzie jeszcze produkcja drugiego smarka?:)

  • Talkablespl

    Odpowiedz

    Wiek jest ważny, ale chyba nie aż tak bardzo. Jeżeli wszystko ogarniemy dość racjonalnie (odżywianie, aktywność fiz., swoje zdrowie >również te psychiczne, czyli zredukujemy stres i się na te kilka miesięcy wyluzujemy<) to będzie dobrze. Dużo zależy od naszego nastawienia i podejścia do tematu. wiek… wiekiem… to tylko kalendarz

  • An Po

    Odpowiedz

    Się nie obawiaj, rób?co Cię inne przedszkolaki(taki wiek, co zrobisz?)swojego to będziesz słuchać do porzygu? gdzie, kiedyś…”Dzieci są jak bąki, własne śmierdzą mniej”Houk
    Tekst miażdży. Dziękuję Natalia

  • aga

    Odpowiedz

    Strzał…..Strzał ….tylko to słowo przychodzi na myśl gdy czytam Twojego bloga..kosmos.ratujesz mi zycie

Skomentuj