Najlepszy sposób na to jak stracić zaufanie dziecka.

9 komentarzy

Powodów może być milion.

Wracasz do domu podminowana bandą kretynów, wśród której masz przyjemność obracać się przez kilka godzin w robocie. A to Jola wylizała najwyższemu pięty i publicznie podtarła sobie tobą tyłek. Czyli, że podłożyła świnię. A to Mariolka, która weszła w konszachty z Lucyferem dowaliła ci nadgodziny.

A to Mareczek spojrzał na inną, co to większe piersi miała. A piersi to twój kompleks, chociaż trochę 'mniejszy’ niż krzywe nogi.

A to pokłóciłaś się z ślubnym. Nikt nie wie o co chodzi, a jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Nowe buty ci wyrzygał choć wcale drogie nie były. Po promocji jedynie 345zł.

A to matka przysposobiona, czyli mamusia vel „teściowa” kolejny raz stwierdziła, że jej synek, taki mądry, taki przystojny i taki wykształcony, wybierając ciebie miał zaburzenia postrzegania świata. A Klaudię mógł wybrać. Własne mieszkanie miała.

Możesz być też zmęczona. Bo ona płacze cały dzień a on mało nie wtrąbił się pod samochód na spacerze. Puścił rękę i długa. Zanim rzuciłaś siatę z kartoflami i drugą z piersiami z promocji, on już szurał brodą po zebrze. Chwała sąsiadowi spod trójki, że daleko mu do prędkości świetlnej. I nieletnia broda tylko trochę zepsuta.

Możesz być sfrustrowana, wkurzona, zmęczona, może dosłownie i w przenośni zalewać cię krew. Jak już wspomniałam powyżej, powodów może być milion.

Wracasz do domu i masz ochotę wybić każdego kto stanie na trajetorii lotu tłuczka do mięsa.

Ale!

Jest jeszcze coś. Jesteś matką. I czasami (nie)wiele trzeba by mały człowiek dolał oliwy do ognia.

Odkąd jest z nami Czajna, cholera kochana ale wredna, moja cierpliwość wymaga renowacji. Autentycznie jestem ostatnio na takiej (miałam nie przeklinać ale nie ma słowa, które określi lepiej ten stan) „wkurwie”, że iskry lecą. A zabawa wygląda tak.

Scena 1.

Siedzi Hanisława i siedzi Czajna. Nagle pies podchodzi do młodej żeby na przykład wepchnąć całą stopę dziecka, rozmiar 22 do pyska. Hance się to nie podoba, co okazuje potraktowaniem psa z półobrotu.

Scena 2.

Siedzi Hanisława i siedzi Czajna. Rozdzielona bójka, pies pozbawia pana małpkę ogonka. Hanisława podchodzi do psa i wpycha mu do pyska całą stopę, rozmiar 22.

Sytuacja powtarza się jeszcze dwadzieścia razy, przy 17 zaczynam dostawać drgawek. Zasmarane dziecko bo przecież przejechanie po skórze mleczakiem goldena robi „ty ty” i pies, który zachęcony zapachem małej stopy, właśnie oddaje w ogrodzie przetworzone skarpetki.

Albo jeszcze inaczej.

Ranek, godzina „zbyt krótko do pracy”. Zamiatam skarpetkami podłogę skacząc na jednej nodze, próbując jednocześnie podmalować oko, założyć buta i podetrzeć Hankowy tyłek. Zanim włączę odliczanie do fajrantu, wypadałoby odprawić dziecko do żłobka. Spieszę się i to bardzo, poziom „jak cholera”. I wtedy ja w swoją stronę, ona w swoją. Ja jej zakładam buty, ona je ściąga. Albo „ja siama”. Siama buty, prawy na lewą nogę. Siama portki w górę i szura połową gołej dupy po kaflach. I tłucze głową po podłodze bo aktualnie wszelkiego rodzaju obuwie jest na nie a skarpetki poziom przyczepności zero.

Do sedna.

Czasami są takie momenty, że masz ochotę przylutować w dupę. Odliczasz w myślach od jednego do miliarda i z powrotem. Widzisz oczami wyobraźni jak suniesz palcami po pampersie. No kręci cię, świerzbi ręka.

Po chwili się ogarniasz.

Masz prawo się wkurzyć, to oczywiste. Masz prawo mieć zły dzień, tonę spraw na głowie i o 48 godzin za krótką dobę. Możesz być sfrustrowana sytuacją w pracy, możesz mieć doła czy jesienną deprechę. Jesteś tylko człowiekiem. Plus PMS, który tłumaczy wszystko inne. Masz prawo mieć dosyć dziecka, które nijak nie współpracuje albo postanawia wznieść cię na wyżyny cierpliwości.

Ale nie masz prawa przeobrazić swojej złości, frustracji czy zmęczenia w przemoc.

Nie będę sypała wam górnolotnymi stwierdzeniami dlaczego nie wolno bić dzieci. Po prostu nie wolno. Kto bije, ten frajer. Kto podnosi rękę na osobę mniejszą, słabszą i bezbronną jest po prostu dupkiem.

To jedyna poprawna odpowiedź.

I klaps nie jest ani metodą dyscyplinującą ani metodą karania. To nieumiejętność poradzenia sobie z problemem w inny sposób. A jest ich mnóstwo. Sposobów znaczy.

Jak sobie radzić z własnym ładunkiem emocjonalnym, na dodatek z podpalonym lontem?

Kiedy moja cierpliwość się kończy, zaczynam myśleć. Wyobrażam sobie, że zrobiłam to na co miałam ochotę. Dajmy na to klaps. Lekki, dyscyplinujący (tak, nie ma klapsów dyscyplinujących). I co widzę? W wyobraźni widzę Hanię zalewającą się łzami. Widzę żal, strach i utratę zaufania do osoby, która miała ją chronić. Która obiecała, że nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Innym razem widzę agresję, która powstała na skutek mojej. Czyli odwrotny efekt.

Pomaga?

Mi bardzo. Bo zaraz potem pojawiają się wyrzuty, pojawia się oprzytomnienie. Przecież ja mogłam skrzywdzić moją miłość! Mogłam sprawić, że już nigdy nie spojrzy na mnie w ten sam sposób. Nie spojrzy na mnie z ufnością.

Powodów jest milion. Okazji również niemało. Pewnie i sposobów na ulżenie sobie też znajdzie się kilka.

Rzuć szklanką.
Przeklnij w myślach (nie działa, sprawdzałam).
Pobiegaj.
Licz do dziesięciu. Dziesięć powtórzeń.
Licz do stu. Dziesięć powtórzeń.
Wyjdź z pomieszczenia.
Sceduj obowiązek opieki na starego i idź na piwo.

 

 

9 Komentarzy/e
  • anjanka

    Odpowiedz

    haha mi tez wyobraźnia pomaga. Ostatnio prawie codziennie. Lutuję w głowie, aż dudni.

  • Magda

    Odpowiedz

    Brawo. Dzieci bic nie wolno. To oznaka twojej slabosci. Przeciez kochasz swoje dziecko, wiec dlaczego chcesz je skrzywdzić?

    • matka-nie-idealna

      Bo to „działa” szybko. A ludzie lubią proste rozwiązania.

  • F.

    Odpowiedz

    Zgadzam się z tobą (prawie) całkowicie! Łatwo stracić zaufanie dziecka a potem bardzo trudno je odbudować. Jednak należy w tym wszystkim pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy. W tej całej sytuacji masz prawo się złościć! Nie masz prawa wyżywać się na dziecku ale masz prawo być zła i powiedzieć dziecku o tym. Jesteśmy ludźmi, czujemy różne emocje i dobrze jest dzielić się nimi z dzieckiem. Nie zawsze tłumienie wszystkiego jest najlepszym rozwiązaniem. A pokazując dziecku, że też czasem się złościmy i pokazanie mu w jaki sposób sobie z tym radzimy jest dla nich świetną lekcją!

    • matka-nie-idealna

      Oczywiście, masz rację. Nigdzie nie napisałam, że należy tłumić swoje uczucia. Często mówię w takich sytuacjach Hani, że jest mi przykro, smutno czy jestem zła. Czasami „warczę” pod nosem (coś zamiast krzyku). Hania widzi, że coś jest nie tak. Prawie zawsze podchodzi wtedy, przytula się. Zdarza się od niedawna, że mówi „przepraszam”.

  • Agmas

    Odpowiedz

    Ja nie biję dziecka, kocham nad życie, ale niejednego klapsa synek dostał, a raczej pacnięcie przez łapkę. Nie patrzy po tym na mnie z wyrzutem, czasami nawet się śmieje. Wyrażasz tylko SWOJE zdanie, dlaczego używasz formy jakby była to jedyna prawda?

    • matka-nie-idealna

      Bo to jest prawda. I to nie jest tylko moje zdanie. Klaps nie jest metodą wychowawczą ani dyscyplinującą. Koniec i kropka. To nie jest mój wymysł, takie jest prawo.

      http://stopklapsom.pl/

      Dlaczego i w jakiej sytuacji dajesz klapsa? Bo tracisz cierpliwość? Bo nie potrafisz wytłumaczyć? Bo to najszybszy sposób na nauczenie dziecka dyscypliny? Skoro teraz dziecko się śmieje to jesteś pewna, że kolejnym razem nie uderzysz mocniej żeby zadziałało?

      I zadam ci jeszcze jedno pytanie. Kłócisz się z kimś. Obojętne czy to partner, szef, koleżanka czy policjant, który kosi cię po kieszeni plus punkty. Jesteś zła. Uderzysz szefa, partnera lub policjanta? Adekwatnie do jego postury, wzrostu i wagi.

  • Nasze Kluski

    Odpowiedz

    Ta ostatnia opcja mi się podoba 🙂
    Chociaż mi jak do tej pory (a jestem mamą już od 4 lat) nie przeszło nawet przez głowę, że mogłabym dać klapsa. Nie wierzę w wychowanie przez zastraszanie i robienie krzywdy. A przecież nie da się nie zrobić krzywdy i nie zastraszyć dając klapsa. Żeby osiągnąć efekt posłuszeństwa w wypadku tej metody dziecko musi to a) odczuć, b) bać się. A ja jakoś nie wyobrażam sobie, że moje dziecko będzie się mnie bało.
    Oczywiście nie zawsze jest różowo i czasem nerwy puszczają. Wtedy jest krzyk, czasem rzucanie przedmiotami, jak już nie wiem co z robić to z bezsilności czasem mi się wymsknie jakiś szantaż z gatunku „jak nie przestaniesz, to … ” (ale nigdy nie grożę biciem). Potem przepraszam, bo wiem, że to moja bezsilność i moje emocje, a dziecko – no cóż, dziecko jest dziecko i dorosły powinien być na to przygotowanym.
    Mi pomaga teoria trzech mózgów – nie wiem czy słyszałaś? Podobno mamy w naszym mózgu trzy oddzielne podzespoły – mózg gadzi, ten najbardziej pierwotny, który jest odpowiedzialny za przeżycie czysto fizyczne, jest mózg ssaczy – trochę młodszy ewolucyjnie, odpowiedzialny za życie w stadzie (społeczeństwie) i jest kora nowa – najmłodsza struktura charaterystyczna tylko dla człowieka, odpowiedzialna za racjonalne myślenie, samokontrolę itd. W momencie stresu, mózg wraca do tego pierwotnego poziomu, bo stres jest dla organizmu znakiem zagrożenia. A skoro jesteśmy zagrożeni, to znaczy, że nie ma czasu na myślenie, tylko trzeba reagować. Organizm nie rozróżnia czy stres jest wywołany nieposłusznym dzieckiem, czy może atakiem tygrysa szablozębnego. Potrzebna jest szybka reakcja, więc nie ma czasu na myślenie, włącza się opcja ucieczka albo walka. Jak już znajdziemy się w sytuacji, w której mózg gadzi przejmuje kontrolę to niewiele możemy zrobić. Ciekawa teoria prawda? 🙂

  • Ewelina

    Odpowiedz

    U mnie klapsy są ok. Ale tylko w trakcie zabawy, kiedy synu lata po chałupie w samych majtach. Wtedy aż łapa świerzbi, żeby sprzedać Młodemu takiego klapsika ale nie dlatego, że nie chciał założyć spodenek tylko dlatego, że jego pupcia jest tak słodko pulchniutka 🙂
    Nie, nie daję klapsów, bo jest niegrzeczny. „Daję” klapsy, w dodatku dla niego nieodczuwalne, bo kocham jego dupencję 🙂 a on się cieszy, bo może bezkarnie też przylutować mamusi w poślady.

Skomentuj