Nic mi nie wisi. A Tobie?

0 Komentarzy

Poznałam ją 1,5 roku temu. Wódka w jej towarzystwie dobrze smakowała, Wrocław zachwycał bożonarodzeniowym jarmarkiem, kluby grały dobrą muzykę a kac leczył się długo i boleśnie. Piękne to były czasy. Z dziećmi pod opieką tatusiów i alkoholem pyrkającym wesoło w krwiobiegu.

Trochę dziwnie na nią patrzyłyśmy bo jak inaczej patrzeć na dziewczynę, która w grudniu wrzuca roczne dziecko do chusty w bodziaku i rajtach kiedy nasze szczęki grały Jingle Bells i która od samego początku nie miała wózka? No wariatka, nie inaczej.

O noszeniu, a w zasadzie o chustowaniu wiedziałam coś, z naciskiem na coś. Magda, bo o niej mowa, powoli wprowadzała nas w świat chust i nosideł. Zarażała nas wirusem, który powoli wrzynał się w naszą świadomość. Zaszczepiła miłość do kawałka materiału, który wbrew pozorom potrafi czynić cuda.

A później postawiła na nogi i zmobilizowała całą Polskę. Skopała tyłki stereotypom, stworzyła imperium. I to imperium pod hasłem #nicminiewisi obchodziło niedawno pierwsze urodziny. I to w wielkim stylu.

Kiedy podczas ciąży lekarz dał mi zielone światło do podniesienia się z kanapy, z wielkim „hura” ruszyliśmy do Wrocławia na imprezę chustową. Nie mogłam przegapić czegoś, co poruszyło całą Polskę. Zaczęło się od jednego, z pozoru niewinnego, „ohashtagowanego” zdjęcia. Kilka dni później akcją #nicminiewisi żył cały internet. Nie wierzycie? Wrzućcie hasha na Instagram lub Facebooka.

Będę z wami szczera. Hankę w chuście miałam dwa razy. I to była tak zamotana, że w każdej chwili mogła przeorać czachą podłogę. Spróbowałyśmy późno, zbyt późno. Każda próba włożenia jej do chusty kończyła się mordobiciem i moim rozstrojem nerwowym. Hania chusty nie polubiła a ja nie miałam okazji jej używać. Odkąd wyprowadziliśmy się na osiedle gdzie psy szczekają dupami a spacer wiąże się z przejściem przez wydmy wyprodukowane pod nową ekspresówkę, zaparłam się nogami i rękami, że #2 będzie noszona. Zwłaszcza, że mieszamy w domu, który ma milion metrów kwadratowych. Chusta jest po prostu wygodna. I można się przytulać a ja tego cholernie potrzebuję.

Żeby dostać się na imprezę, trzeba było przejść rejestrację. Już po kilku minutach serwery padły z przeciążenia, tylu było chętnych. A na samej imprezie? Setki chustomaniaków. Czysty, bawełniany obłęd. Pasja, bliskość, morze miłości, wiedza i laktacja. Magda skrzyknęła masę świetnych ludzi (np. Hafija, Antoonovka, Ala’Antkowe BLW, Piwnooka), którzy dzielili się wiedzą w panelach dyskusyjnych, prowadzili warsztaty chustowe i z zakresu żywienia. Ja też miałam dać występ ale okazało się, że wszystkie okna w BarBarze były umyte, if you know what I mean. Poród live miał być. Nie pykło.
Były animacje dla dzieci, spotkanie z dogoterapeutą i zdrowe przekąski. Były powiewające na wietrze flagi zrobione z chust, tatuaże z hasłem przewodnim imprezy i tort urodzinowy. I była masa pozytywnych ludzi. I nawet jeśli ktoś nie jest zwolennikiem chustonoszenia warto odwiedzić taką imprezę. Chociażby właśnie ze względu na ludzi. Wkręcił się nawet PT.

Jako, że pogoda lała potem po tyłku a ja w dwupaku turlałam się po lokalu z miną „co by tu jeszcze zeżreć”, z imprezy zmyliśmy się po około 3 godzinach. Warto było tarabanić się w korkach 80 klocków w jedną stronę żeby to przeżyć. I wiem, że Magda w przyszłym roku zrobi „wow, wow”. A ja przybędę z Calineczką w chuście. Oczywiście jeśli przejdę rejestrację.

Ps. Co jest najseksowniejsze u faceta? Tyłek i dziecko na rękach.

Zdjęcia : Kacper Cybuch

10620521_1782176765347473_4598527164366940234_n 12036466_1783067398591743_6113009424480830072_n 13125029_1782175595347590_8251193938474937320_n 13151573_1782176312014185_6268521956710242155_n 13164299_1783067721925044_5378530030312076404_n 13165998_1782176275347522_1337763785715034159_n 13177945_1782175902014226_5682126815480879736_n 13233002_1784908971740919_4343960520744919185_n

13151825_1783069321924884_642541138180031395_n

0 Komentarzy/e

Skomentuj