Dlaczego te związki nie wypalają?

1 Komentarz

Wkradają się cicho, niezauważone. Otoczone pierwszym wrażeniem, skryte pod pierzyną miłosnych uniesień.

Niedopowiedzenia.

Bo jak niby, w pierwszym miesiącu naszego zakochania rozmawiać o rzeczach istotnych dla dorosłych? Jak spojrzeć w oczy i powiedzieć: „Ok, ale porozmawiajmy o kasie” by w odpowiedzi nie zostać posądzonym o materializm szerokopojęty?

Jak powiedzieć dwa miesiące po pierwszej randce, że nam się nie podoba jego relacja z byłą albo niedoszłą albo jakąkolwiek „lafiryndą”, którą została mianowana w naszej głowie? I nie przesadzić przy tym za bardzo, nie wyjść na panikarę albo czepialską?

Jak być dorosłym i rozważnym, kiedy serce wiruje a trzeźwość umysłu odchodzi przy pierwszym i kolejnym pocałunku?

Niedopowiedzenia.


Pamiętam jak któregoś dnia, chwilę po naszym poznaniu powiedział, że idzie z kumplami na imprezę. Zaczęłam nerwowo przebierać w szafie, żeby godnie się prezentować wśród czujnych oczu żyri, w składzie kolegów mojego lubego.

– Nie kochanie. Idę sam.
– Jak to sam? Ale nie możesz! – mój poukładany świat runął gdy on zamknął mi przed nosem drzwi swoich przekonań. Oczami wyobraźni widziałam siebie samą, samiuteńką w jego mieszkaniu, czekającą na jego powrót o wczesnych porannych godzinach.
– Dlaczego?
– Bo… Bo nie. Jezu, przecież jak się z kimś jest, nie powinno chodzić się samemu na imprezy. Możesz się w kimś zakochać, ktoś może cię podrywać. Coś może ci się stać. No nie możesz!
– Zakochać to i ja się mogę w kolejce do kasy w markecie. – zaśmiał się, po czym dodał poważnie – Rozumiem, że na zakupy też mam nie chodzić? Kocham ciebie i nie mam zamiaru szukać miłości. Idę rozerwać się z kolegami. Musisz mi zaufać.
– Jeśli pójdziesz to z nami koniec. – salwa słów zawirowała w powietrzu po to by po chwili wylądować na jego policzku.
– W porządku.
– Słucham?
– W porządku. Kocham cię ale związek to nie więzienie. Nie możesz mnie ograniczać tak samo jak i ja nie mam zamiaru ograniczać ciebie. Nie robię nic złego wychodząc z kolegami a ty robisz z tego wielką aferę, jakbym co najmniej miał zamiar cię zostawić. Powinniśmy obgadać jakieś zasady, porozmawiać o tym czego od siebie oczekujemy, czego nie akceptujemy i co nas boli. Nie powinno być żadnych niedopowiedzeń.

Chwilę później, zaraz po tym jak mi opadły pierwsze emocje z poczuciem zamachu na nasze miłosne początki, czyli po jakichś trzech dniach, zrozumiałam jak mądrze do mnie mówił.


Napisała do mnie Magda.

Cześć.

Mogłabyś dodać post na grupe Matki Nieidealne lub do siebie na bloga? Chciałabym zapytać jak jest u was. Mamy z mężem półroczną córeczkę i odkąd się urodziła, nigdy nie byłam nigdzie bez niej. Zakupy z nią, wyjścia do koleżanek z nią. Mąż wychodzi sam z kolegami ale ma problem zostać z dzieckiem kiedy ja chcę sama wyjść. Mówi, że sobie nie poradzi, że matka powinna być z dzieckiem. Zostało mi jeszcze pół roku macierzyńskiego i szczerze mówiąc nie mogę się doczekać żeby wrócić do pracy i wyjść w końcu bez dziecka! Mała jest 24 na dobę ze mną. On wraca z pracy, ma ugotowany obiad, posprzątane, pozmywane, poprane. Nic sam w domu nie robi. Ostatnio kiedy poprosiłam go żeby zrobił obiad i trochę ogarnął łazienkę bo byłam z małą u rodziców, zrobił awanturę, że wraca z pracy zmęczony i nie ma zamiaru nic robić. Do tego coraz częściej dochodzi do kłótni o pieniądze. Ja mam więcej macierzyńskiego niż on zarabia. Każde z nas ma swoje konto. Do tej pory „składaliśmy się” po połowie na życie, jednak on uważa, że powinnam dawać więcej, skoro więcej zarabiam bo jemu zostaje mniej na przyjemności. Problem w tym, że część, która mi zostaje ja odkładam na fundusz dla dzieci i na przyjemności typu wakacje dla rodziny, on na gry na Xboxa, drony i aparaty fotograficzne. Kończy mi się cierpliwość bo na początku raczej nie gadaliśmy o kasie i podziale obowiązków a teraz pojawiają się jakieś jazdy. Chyba przyzwyczaiłam go do wygodnictwa. Tylko jak go oduczyć teraz tego?


Skrywane miesiącami głęboko w naszej głowie rosną, nabierają siły.

Bo jest miło na początku, bo jest błogo. Przełykamy gorzką pigułkę żalu o coś, nie chcąc psuć atmosfery. Uchodzić za czepialską (odmienić przez osoby). Przymykamy oko, machamy niedbale ręką.

Przekładamy na później, wciąż i wciąż. A to później następuje zbyt nagle, nie przygotowując nas wcześniej na swoje przybycie. I wtedy z całą tą gorzkością wylewamy niedopowiedzenia, zbierane miesiącami.

– Nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało!
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej tylko dopiero w wielkiej kłótni?
– Nie możesz mnie ograniczać.
– Bez przerwy idę ci na rękę.
– Mam dość twojego zachowania.
– Nie szanujesz moich potrzeb.
– Zrezygnowałem dla ciebie ze swoich pasji.
– W ogóle mnie nie przytulasz.
– Duszę się w tym związku.
– Ograniczasz mnie.
– Przestałaś ze mną rozmawiać.
– Nie jesteś szczery.
– Obiecałaś mi, że będziesz mówiła mi wszystko.

Może warto rozmawiać ze sobą już na początku? Może nie warto czekać ze wspólnym życiem latami, po to by za chwilę okazało się, że nie dogadujemy się w życiu codziennym?

Związek to nie wyrzeczenia. Związek to nie ograniczenie wolności, bo ograniczając kogoś, o wolności nie ma mowy. Związek to nie niedopowiedzenia. Związek to szczerość i rozmowa.

Jakie jest Wasze zdanie na temat niedopowiedzeń?

Co poradziłybyście Magdzie?

 

1 Komentarzy/e
  • dorota

    Odpowiedz

    Bardzo dosadnie wskazane błędy. Te niedopowiedzenia niszczą większość związków.

Skomentuj