Niespełnione ambicje.

7 komentarzy

Nie jestem wielką fanką seriali. Kiedy w liceum koleżanki i koledzy tworzyli koła dyskusyjne miłośników „S jak sraczka”, ja uchodziłam za freaka bo powyższego tasiemca nie oglądałam. Starałam się przełamać, naprawdę walczyłam. Gdy równo o dwudziestej wszyscy zmywali się z trzepaka na „Klany” i inne takie, ja pokornie gnałam do domu, żeby wiedzieć o czym mowa. Po pięciu minutach serialu odpadałam. Wyjątek zrobiłam dla „Pierwszej Miłości” ale to też z częstotliwością raz na pierdyliard lat. Pomimo tego i tak wszystko wiedziałam, umówmy się, fabuła polskich seriali dupy nie urywa. No i jak raz przypadkiem spotkałam aktora z „ulubionego” serialu na Andrzejkach, podjarałam się. Piszczałam jak nastolatka na widok Dody czy innego Biebera. Było jeszcze coś tam w czasie gimbazy (tak, ja z tych pokrzywdzonych przez los), gdzie będąc parę miesięcy w USA dzwoniłam do kuzynki w Polsce tylko po to, by dowiedzieć się co było w kolejnym odcinku. O ile dobrze pamiętam, chodziło o „Na Wspólnej”. Serial jeszcze istnieje ale podobnie jak reszta porywających produkcji stoczyła się na dno i zapewne długo jeszcze tam pozostanie, chyba że Kinga zmieni płeć. To byłoby na czasie.

Anyway, do czego zmierzam. Jakiś czas temu pojawił się serial z gatunku niskobudżetowych, który jako matka orgazmicznie pochłaniam. Mowa o serialu „Szkoła”. Kto „siedzi” w domu z dzieckiem wie, o czym mowa. A kto nie wie to już przybliżam. Chodzi o patologię w polskich gimnazjach i liceach. Fabuła serialu jest mocno nadwyrężana, niemożliwością jest żeby w jednej szkole tyle na razie się działo. Albo możliwe, nie wiem, nie znam się. Jeśli jednak tak jest naprawdę, już zaczynam seans zdrowasiek.

Był swego czasu odcinek gdzie jedna z matek dosłownie nawiedziła nauczycieli swojej córki w celu generalnego zamieszania ich ze szkolnym łajnem. Matka twierdziła, że nauczyciele są be, za to jej córka to ambitna i genialna w całej swojej okazałości uczennica. Podważała autorytet wszystkich, groziła pozwaniem do sądu szkoły, która w jej mniemaniu była na niewystarczającym poziomie. Zanim strzelicie klasyczne łot de fuk, panna gada o serialach i odlajkujecie mnie w socialach, dodam tylko, że dziewczyna była karana za każdą ocenę poniżej bardzo dobrej. Nietrudno się domyślić, że dziecko było bardzo pokrzywdzone zarówno postawą jak i zachowaniem mamy. No to tego… To tak w skrócie.

Zanim wkręcicie się w porywająca fabułę i tłumnie uderzycie przed odbiorniki, już tłumaczę dlaczego piszę o beznadziejności polskich seriali. Ja tez byłam trochę takim dzieckiem na zaspokajanie ambicji rodziców. Na początku byłam bardzo dobrą uczennicą, w liceum utarłam im nosa niepokornością i buntem kwalifikującym do wystawienia walizek za drzwi. Co prawda daleko mi do Chylińskiej i jej „nauczyciele fuck off” ale popalić dałam im nieźle. Bądź co bądź na ludzi wyszłam. Skończyłam studia z niezłym wynikiem, mam wspaniałą rodzinę, dobrą pracę, dom i pasję, którą realizuję. Jestem potwierdzeniem na to, że oceny i frekwencja nie ważą o przyszłości dziecka i znam wielu, którzy tą tezę potwierdzają. Wiem, że nic dziecka nie wkurwia rujnuje tak jak niespełnione ambicje rodzica.

Rozumiem, że chcemy by nasze dziecko miało w życiu wszystko, co dla niego wymarzyliśmy, no ale właśnie… To my wymarzyliśmy. To oczywiste, że chcemy uchronić dziecko przed złem całego świata, chcemy by miało dobry zawód, kupę kasy i miłość życia. Często tak zatracamy się w tym, czego my chcemy, że przestają mieć znaczenie zadanie i uczucia dziecka. Jego plany i marzenia schodzą na drugi plan bo musi zostać lekarzem jak dziadek i ojciec lub przejmie rodzinną firmę. Będzie drugim Beckhamem (no dobra, sama chciałabym mieć w domu Beckhama, to zły przykład) lub Iglesiasem. Ojcowie ciągają synów na treningi a matki na lekcje śpiewu. I ciśniemy te bidy nie słysząc wołania „mamo ja już nie chcę”.

Pisząc o chorych ambicjach rodziców, nie mam na myśli zdrowego zaszczepiania pasji. Gdy widzimy, że dziecko chce i jest szczęśliwe w tym co robi, jestem jak najbardziej na tak. Pamiętajmy jednak, że dziecko często i szybko się czymś nudzi. Lekcje gry na fortepianie na siłę? Bad idea. Pamiętajmy też, że dzieci po czasie są w stanie zrozumieć swój błąd i prawie zawsze da się wrócić do tego co robiły. Powrót do gry na własne życzenie? Good idea.

I dlatego życzę Ci Haniu,żebyś była tym, kim zapragniesz. A jeśli będzie inaczej, wypomnij mi ten wpis.

Ps. Dlatego chciałoby się czasami powiedzieć „rodzice fuck off”.

7 Komentarzy/e
  • Gosia

    Odpowiedz

    W moim rodzinnym domu zawsze ważne było to żeby się dobrze uczyć, czyli mieć dobre oceny. Efekt tego był taki, że uczyłam się dla ocen i dla uciechy rodziców. I chyba też dla dowartościowania samej siebie, że potrafię. Ja nie chcę tu teraz się żalić i wypominać rodzicom ich podejścia do rodzicielstwa – starali się i w ich mniemaniu robili to, co powinni. Ale ja nie chcę, by moja córka była ze wszystkiego na piątkę. Chcę, by rozwijała się w tym, co ją będzie interesowało, by miała pasje. By uczyła się dla własnej wiedzy, nie dla rodziców. Chcę pokazywać jej możliwości i pozwolić samej decydować. I chcę, by przy tym wiedziała, że niezależnie jaką drogę wybierze, zawsze będziemy ją kochać, wspierać.

  • Magda M.

    Odpowiedz

    Ojjj ja też dalam „czadu” z ocenami w liceum. I wogole wspolczuje mojej mamie tamtego okresu w naszym zyciu. Moja mama tez byla tym ambitnym rodzicem, z perspektywy czasu wiem, ze wyszło mi to na dobre, ale nie raz chcialo sie krzyknac „fuck off”.Mam nadzieje ze ja bede umiala znalezc ten złoty środek w stawianiu wymagan. Amen?

  • Monika

    Odpowiedz

    Dobrze powiedziane. Też jestem takim dzieckiem i znam ten ból. Najtrudniej jest powiedzieć „stop mamo, chcę inaczej” ale warto walczyć o siebie. Matko nie-idealna czytam cię regularnie i bardzo podoba mi się twoje podejście do macierzyństwa. Podobne do mojego. Też mam córkę, ale pół roku młodszą. Pisz dalej. Całuski dla Hani :-*

  • Anik

    Odpowiedz

    A moi rodzice nie cisneli mnie bardzo o stopnie w szkole. Tzn dosc dobrze sie uczylam. Mialam wmiare dobre oceny poza matematyka i chemia bo tutaj jak sie pojawila 3 to bylo swieto. Cala reszta byla spoko. I dziekuje im bardzo za to podejscie. Pamietam jak w 3 klasie podstawowki na zebraniu babka mowi do mojego ojca ze ja mam problemy z ortografia na co moj ojciec z umiechem stwierdzil ze pewnie mam to po nim bo on tez mial problemy. Kocham go za to. Pamietam tez kolezanke ktora ze wszystkuego byla najlepsza. Rodzice cisneli ja strasznie. Czesto miala jedna z lepszych srednich w szkole. Po latsch dziewczyna przyplacila ta presje zakamsniem nerwowym i genetalnie problemami psychicznymi. Wielu rodzicow zapomona ze co za roznica czy ddzieko bedzie mialo 4 czy 5. Nie rzutuje to jakos batdzo na jego pozniejsza jakosc zycia wiec odpuscmy troche tym dzieciakom. Wiadomo ze jesli mlode olewa szkole ma w dupie nauke i stopnie mega kiepskie to juz jest inna rozmowa

  • aga

    Odpowiedz

    a ja trochę żałuję, że rodzice nie cisnęli mnie do gry na instrumencie (miałam kilkanaście lekcji, ale nie chciało mi się ćwiczyć) i przebudziłam się w wieku 26 lat że chcę się nauczyć grać na akordeonie (co pewnie po części też jest spełnianiem ambicji rodziców) i tym sposobem całe 3 lata raz w tygodniu chodziłam na lekcje:)

    • aga

      Jeszcze dodam: rodzice też mnie cisnęli do nauki, ciągłe teksty „tylko 4??? a nie było 5?” ech, dopiero na studiach wyluzowali:) wtedy były teksty „dostałaś 3? bardzo dobrze, ważne że zdane” 🙂

  • Kasia

    Odpowiedz

    A ja wygląda na to, że miałam wspaniałych rodziców, pozwalali wybierać i decydować, nigdy na nic nie naciskali. I mimo tej wspaniałości teraz mam trochę żalu bo nic nie robię dobrze. Jako dziecko próbowałam wszystkiego. Chodziłam na pływanie, tenisa, bilard, karate, rysunek, kupili mi gitarę i wykupili lekcje, do tego różne języki ale wszystko fascynowało mnie od 3 miesięcy do pół roku. Mam żal, że w pewnym momencie nie przycisnęli trochę. Co do szkoły ogólnie zawszy uczyłam się dobrze, a gdy nawet zdarzały się gorsze momenty słyszałam od mamy, że każdemu się zdarza. Dorosłemu człowiekowi niestety jest już trudniej się czegoś nauczyć, próbuje ale żałuje, że mnie wtedy bardziej nie naciskali. Teraz mając syna myślę, że trzeba dać wybór ale czasem też przypilnować.

Skomentuj