O karmieniu jeszcze słów kilka, czyli co z tym mlesiem?

6 komentarzy

Ostatni, dosyć 'kontrowersyjny’ temat karmienia piersią wywołał dużą dyskusję zarówno wśród mlekodajnych jak i niemlekodajnych kobiet. Wypowiadali się nawet, co mnie bardzo cieszy, mężczyźni broniący piersi swoich dam i zdrowia następców.
Wraz z pojawieniem się mojego artykułu na jednym z portali internetowych, kobiety zwarły pośladki, naostrzyły pazurki i ruszyły do boju, bynajmniej nie w proponowanym temacie ale dyskutując między sobą. Każdy poczuł się w obowiązku wypowiedzieć swoje zdanie, co również mnie cieszy, bo to miałam na myśli poruszając kwestię KP, jednak nie zawsze w tej formie, co mamusia w domu kazaniami dobrze wychowanym dziewczynom kładła. Przy kolejnym temacie ruszam ze sprzedażą gumowych pałek, bo wojna jaka wybuchła pomiędzy niektórymi uczestnikami dyskusji nadawałaby się na osobny post. Jednego możemy być pewni, jeśli Ruskim się noga omsknie i postanowią zwiedzić Polskę, bojówki mamy w gotowości bo Polacy zawsze będą bronić swego.

Jako, że temat karmienia piersią gorący, postanowiłam go trochę pociągnąć, bo poczytałam kilka forów i zdecydowanie nie zgadzam się z opinią niektórych znawczyń tematu. Niektóre dyskusje przypominały zbory wyznawców wielkiego cycka a jego uczestniczki, dosyć radykalne, powinny sobie zrobić koszulki tematyczne i założyć berety. Zauważyłam, że niektóre osoby, gdy tylko ktoś nie zgadzał się z ich zdaniem, tryskały soczyście mlekiem i rzucały klątwy. Po lekturze większości komentarzy postanowiłam pobronić trochę dzieci butelkowych.

Na szkole rodzenia miałam dwa zajęcia z karmienia piersią. Położna tłumaczyła nam, jakie korzyści przynosi mleko matki i puściła kilka 'pasjonujących’ filmów, na których wypowiadały się matki z dziećmi przyklejonymi do klatki piersiowej. Na zajęciach trafiła się jedna desperatka, która twierdziła, że karmić piersią nie będzie i koniec. Wszystkie popatrzyłyśmy na nią jak na czarownicę, jeszcze chwila a ułożyłybyśmy na środku sali stos z krzeseł i puściły z dymem heretyczkę.
Fajnie przestało być, gdy przyszło co do czego. Nikt nie powiedział nam, że początki karmienia piersią są takie trudne. Że z sutków tryska soczysta krew, robią się strupy, że nie można założyć koszulki, ba! Stanika. Przez pierwszy tydzień lub dwa chodziłam po domu topless i nie wyglądałam wcale jak gwiazda porno albo turystka z plaży dla nudystów. Piersi smarowałam czym tylko się da, a gdy już dobierałam się do ziemi z kwiatków, Pan Tata zwiedzał wszystkie apteki i sklepy dziecięce w mieście, w poszukiwaniu ratunku. Później laktacja rozchwiała się prawie jak moje hormony po porodzie i raz mleko ciekło po kolanach, a raz Hanisława była przyssana do piersi przez bite trzy godziny, po czym wrzeszczała jak opętana, bo okazało się, że mleko to chyba zbierało mi się dopiero w piętach. Prawdziwy baby blues. Karmienie piersią to zadanie na poziomie hard i naprawdę na początku trzeba nieźle się namęczyć i nacierpieć, by dojść do momentu, w którym jestem teraz. A teraz? Nie mam czucia w sutkach, mogłabym sobie trzasnąć kolczyki domowym gwoździem i nawet nie zadrżałaby mi powieka. Małż kiedyś próbował mnie gdzieś tam pomerdać palcem po brodawce, co skończyło się dla niego dosyć nieszczęśliwie.
Wracając do kobiety, która została wyklęta przez nas na zajęciach, okazało się, że pierwszego syna karmiła przez… 3 lata. Haniutek ma pół roku, a ja powoli zaczynam wymiękać i oczami wyobraźni widzę siebie z cyckiem do pasa i dwuletnią dziewczynkę wiszącą na nim.
Na szkole rodzenia wyprali nam mózgi. Koleżanka, która dokarmiała dziecko mieszanką, stwierdziła, że ma wyrzuty sumienia, że robi dziecku krzywdę, bynajmniej nie przez sam fakt dokarmiania, ale po zajęciach w owej szkole.

A teraz na poważnie.

Drogie mamy. Butelka, mleko modyfikowane to nie jest zło, nie krzywdzimy tym maluchów. Owszem wiadomo, mleko matki to najlepszy pokarm jaki można dać dziecku. Wspomaga odporność, chroni przed alergiami pokarmowymi i takie tam, ale kobieta, która decyduje się na karmienie butelką nie jest wyrodną matką. Miłość można okazać niemowlęciu np. zacałowując dziecko (aczkolwiek nie należy z tym przesadzać, bo Hanisława na widok maminego „dziubka”, odpycha się ode mnie nogami i rękami), przytulając, kołysząc, śpiewając. Powody mogą być różne. Niektóre dziewczyny po prostu karmić piersią nie mogą. Niektóre nie wytrzymują bólu związanego z początkiem karmienia, niektóre huśtawki laktacyjnej. I ja to doskonale rozumiem. Gdybym wiedziała, przez co trzeba przejść, nie wiem czy zdecydowałabym się na to drugi raz. Hanisława smoczek traktuje jak wroga nr 1 i służy on jej co najwyżej do plucia na odległość a butelki świetnie komponują się na mikrofalówce w kuchni. Z resztą, gdybym miała ich użyć, najpierw trzeba zdrapać co najmniej centymetrową warstwę kurzu. Przy kolejnym dziecku, Pan Tata towarzyszący przy porodzie, wetknie noworodkowi smoczka do buzi, gdy tylko pojawi się główka.
Są różne powody niekarmienia piersią i do każdego należy podchodzić indywidualnie.
Poza tym, ludzie! Szanujmy się nawzajem. Szanujmy zdanie innych, nie potępiajmy ich. Gdy czytałam pewne komentarze, miałam ochotę rzucić komputerem w cholerę i wyłączałam sprzęt by nie dołączyć do tej walki w kisielu. Jeśli komuś nie podoba się fakt, że obok niego siedzi kobieta z piersią na wierzchu, jest to sprawa krępująca, nie próbujmy go na siłę uszczęśliwić. Można usiąść obok, odsunąć się, lub po prostu się zakryć. Radykalnymi podejściami typu „mam w dupie, będę karmić gdzie chcę i kiedy chcę” nic nie wskóramy w naszym i tak już mocno nietolerancyjnym społeczeństwie. Zamiast narzucać komuś swoje zdanie, pokażmy plusy pewnych zachowań.

Ucinając wszystkie plotki i broniąc się przed CYCmaniakami, zamierzam karmić Hanisławę piersią, aż jej mleko uszami będzie wychodzić lub co najmniej do 3 klasy szkoły podstawowej. Rośnie w siłę mała kluseczka na moim pokarmie, poza tym jestem zbyt leniwa by o 6 rano skikać po zimnych kafelkach w kuchni w oczekiwaniu na mleko. Poza tym, wolę dziuni kupić jakiegoś ciucha niż wydawać na mleko tryliony PLN-ów co kilka dni.

6 Komentarzy/e
  • ~Reggie

    Odpowiedz

    Doskonale Cię rozumiem. Ja jako matka karmiąca piersią (15 miesiąc) marzę o wsadzeniu do pyska Bączysławowi butelki z mieszanką. Ale on nie chce. Próbowaliśmy wiele razy i nic. Tylko cici-cici. Jestem czasem po prostu zmęczona, czuję się uwiązana i zniewolona. I na nic mi gadki o zbawiennym wpływie mleka matki na dziecko, bliskości i poczuciu bezpieczeństwa. Młodą karmiłam jeszcze dłużej i wiem, jakie to poświęcenie. Oczywiście nie jestem męczennicą, ale są takie chwile, że… mam dość. I tyle.

    • Matka-Nie-Idealna

      Jezu! Jakbym czytała o sobie. Cieszę się (wybacz), że nie jestem sama 🙂

  • ~mamaAntosia

    Odpowiedz

    może to zaspokojenie mojego egoizmu, ale ja naprawdę jestem szczęśliwa, że nikt oprócz mnie ( no jeszcze moja mama) nie jest w stanie nakarmić mojego dziecka. A od czasu urodzenia się Antka moje życie poleciało na łeb . Przedtem próby zespołu cztery razy w tygodniu, dziesiątki wypitych piw plus paczka Westów dziennie. Koncerty wyjazdy i telefony ” Judźka, za pół godziny na sali.” Moje życie naprawdę się zmieniło. A teraz piorąc te ubabrane śpiochy, gotując i przecierając marchewki i jabłka naprawdę jestem szczęśliwa. Zmęczona? Owszem, ale osiągnęłam chyba poczucie spełnienia, którego zawsze chyba szukałam. Dalej kocham muzykę, ale kwituje uśmiechem pytania kumpli z zespołu, kiedy w końcu zaczniemy grać. Czekają już rok i poczekają dłużej bo przez te oczyska Antka wpatrzone we mnie gdy karmię piersią mogłabym zostawić cały świat.

  • ~stella

    Odpowiedz

    Witam
    Mam dwuletniego syna, którego karmiłam piersią przez pierwsze pól roku, po tym okresie przeszłam na mleko modyfikowane. Nie był to „mój wybór” ale zalecenie lekarza po tym, jak mały dostał alergii pokarmowej pomimo spożywania przeze mnie suchych bułek bezglutenowych popijanych wodą. Taką dieta męczyłam się prawie przez miesiąc a i tak lekarze nie doszli na co z rzeczy które jadłam był uczulony. Jedynym plusem tej męczarni była szybka utrata pociągowych kilogramów przeze mnie…

  • ~emis

    Odpowiedz

    A ja karmiłam dwoje dzieci piersią:
    córkę 21 miesięcy w tym pierwsze 3 miesiące męki z których pamiętam że nie mogłam zrobić siku bo mała już się darła jeść a mamusia mówiła nie dokarmiaj bo stracisz pokarm,
    syna karmiłam 10 miesięcy z których pierwsze 2 miesiące dokarmiałam mieszanką, pokarmu nie straciłam, syn o wiele spokojniejszy od córki
    jedno i drugie miało kolki

    teraz jestem w trzeciej ciąży – marzę by nie karmić piersią bo dziecko było najedzone ciepłym krowim mleczkiem z buteleczki, żebym wiedziała ile zjada, żeby brało do ust smoczka i nauczyło się nie wisieć na mnie całymi godzinami, żeby poczuć ten spokój macierzyństwa i rozkoszować się moim bądź co bądź ostatnim dzieckiem
    niestety dopadła mnie cukrzyca ciążowa czy zaszkodzę małemu nie karmiąc go piersią?? mam straszne obawy o otyłość alergie i odporność
    tylko że moje dzieci choć na cycu nie są wcale odporne a syn ma alergie? jest sens się szarpać??? mając dwójkę w domu????

    • Matka-Nie-Idealna

      Cukrzyca ciążowa w żadnym wypadku nie przeszkadza w karmieniu piersią 🙂
      Pamiętaj, że karmienie piersią to tylko i wyłącznie TWÓJ wybór. Jasne, że idą za tym korzyści (jakaś tam odporność, jakaś tam oszczędność finansowa) ale wiele dzieci od początku jedzie na flaszce i żyją, mają się całkiem dobrze. No i można karmić mieszanie tak, jak było to w przypadku Twojej drugiej ciąży 🙂 Hanisława aktualnie też choruje, pomimo karmienia piersią 8 miesięcy i zimnego chowu. Na to chyba nie ma reguły. Może warto spróbować a gdy nie wyjdzie, zwyczajnie zmienić sposób karmienia?

Skomentuj