A gdyby tak… Trzecie dziecko?

7 komentarzy

Dzień dobry, dawno mnie tutaj nie było.

Będąc pod wpływem minionego urlopu, w składzie 2+4, z czego dwa to dwie matki z mózgiem o konsystencji ciastoliny wdeptanej w dywan a cztery to brygada czwórki dzieciaków, wyżymających naszą energię przez wyciskarkę do tejże ciastoliny, kłaniam się nisko rodzicom, którzy mają potomstwo w ilości większej niż dwa osobniki. Rodzicom od bliźniaków i konfiguracji rok po roku też. I tym od high needów. Chociaż dla Was to pewnie normalka i nie ma nic nadzwyczajnego w ogarnianiu sytuacji dla mnie będącej typowym zapierdolem.

Dawno temu, kiedy Hanka wykosiła mi siano, zapełniające obszar między uszami i wpompowała we mnie stan, zwany potocznie macierzyństwem, zamarzyłam mieć co najmniej trójkę dzieci. Po roku matkowania zdecydowaliśmy się na kontynuację produkcji a po kolejnym roku chcieliśmy strugać dalej. No piękne to było, jak było tylko jedno dziecko do ogarnięcia. Zachęcona jej bezproblemowością chciałam stworzyć chatę pełną ludzi, dziecięcego śmiechu i odgłosów bosych stóp na panelach każdego ranka. Marzyła mi się ogromna rodzina, grzechoczący na wertepach van, wiozący wesołą gromadkę na wieś, daleko w góry. Marzyły mi się poranki z rosą na stopach i książki czytane domowemu przedszkolu.

Nikt tylko mnie nie uprzedził, że dziecka nie da się wyłączyć chociażby na pięć minut, żeby oddać się spokojnej posiadówce na tronie, po obfitym śniadaniu. I że pierwsze wcale nie musi być bezproblemowe jak drugie. Chociaż moje jest. No i że jak chorują to w pakiecie albo jedno po drugim. I o ile podwójne macierzyństwo wydaje mi się być łatwiejsze niż pojedyncze, moja organizacja czasu pracy jest dopracowana w najmniejszym detalu, nawet gdy się wszystko za przeproszeniem zesra nieprzewidzianymi wypadkami, o tyle potrójne… W tym miejscu pozdrawiam moją teściową, która ogarnęła czwórkę, niemalże rok po roku, pracując przy tym i studiując. No szapoba mamusiu. Jesteś wielka.

Na „szczęście” życie zweryfikowało nasze chęci rozrodcze i na dzień dzisiejszy pozostaniemy w drużynie 2+2. Z jednej strony nadal marzy mi się trzecie ale z drugiej, czuję się totalnie niegotowa na ten krok. Psychicznie i fizycznie. Chociaż…

Dziękuję Bozi, że Hanka jest już na tyle kumata, że podetrze sobie sama tyłek i posmaruje kanapkę masłem. Co prawda połową opakowania, ale zawsze jest to jakieś ułatwienie, kiedy siostra przyssie się do łydki. Ogarnia wszystkie te rzeczy, mocno niewychowawcze a będące sporym uproszczeniem w życiu codziennym Nieidealnej, takie jak tablet czy bajki. Taka ze mnie patomatka. Dzisiaj nie wyobrażam sobie bez tego życia. Bez taśmy izolacyjnej i sznurka też.

I tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Jeśli zachce się Wam trzeciego, czwartego czy któregoś z kolei dziecka, wystarczy, że wybierzecie się na wakacje z przyjaciółką, która ma tyle samo na koncie co Wy. Potomstwa bo kasy to wiadomo – lepiej jeśli ma więcej bo za gofry sobie liczą całkiem niemało. Kreujecie w myślach kocyk, plażę, bezalkoholowe browary i tonę fajek pod bacznymi spojrzeniami współużytkowników piasku a w zamian macie sprint po plaży za roczniakami, z czego jedno chodem przypomina mnie sprzed pięciu lat, ze sporym promilem we krwi, celującej stopą w chodnik a drugie czyści jelita piaskiem. Są jeszcze dwie czterolatki, co to solo z reguły są usłuchane, kochane i w ogóle miód, za to w duecie konstruują bombę do wysadzenia matczynych umysłów.

No i na przykład już o dwunastej marzycie żeby była już dwudziesta bo banda powinna oddalić się w objęcia Morfeusza. Ale przecież są wakacje. I w rezultacie kończycie błagając o 22 dzieci, żeby łaskawie pozwoliły Wam zasnąć. Tylko po co, skoro naokoło tylu nowych znajomych i trzysta piłek do grania?

Do tego któreś z młodszych może nagle zacząć gorączkować i wymyśli sobie zapalenie uszu. Bo zapalenie tchawicy i angina to za mało. A później drugie zaczyna żreć gile i charczeć. Aaaa i jedna z Was też ma anginę. Druga nie. Ale za to nie ma głosu i przy ewentualnej próbie ryknięcia brzmi równie żałośnie jak Mandaryna live.

Z takich newsów to my sobie wymyśliłyśmy wspólny pokój. Będzie fajnie, jedna wielka rodzinka. Będzie wesoło, wspólne śniadanka i szorowanie plecków. Wieczorem młodzież zaśnie, my odpalimy film i wino. Well… Not.

Fajnie jest do wieczora, kiedy maluchy muszą iść spać a starszaki rozsadza energia ale muszą siedzieć cicho. No i później w nocy, kiedy jedno budzi drugie a drugie pierwsze. I jeszcze trzecie kaszle a czwarte chce pić co pięć minut. Na szczęście pomysł przeszedł nam po pierwszej nocy i rozdzieliłyśmy się do osobnych pokoi.*

Co do ludzi i naszego babińca… Każdy rzucał nam się do pomocy. Przy wbijaniu parawanu na plaży, przy zarzucaniu dziecka na plecy w nosidle i przy wyborze leków w aptece. Jednak istnieją mili ludzie. Albo my wyglądałyśmy tak żałośnie 😀

Szczerze? To były bardzo udane wakacje. Co prawda byłyśmy totalnie zjechane i szłyśmy spać razem z dzieciakami ale ich uśmiechy… były tego warte. Wspólne obiady, sprint po plaży i skakanie na trampolinach. Spacery w deszczu, rozpieprzanie kasy na gówno wartą chińszczyznę, kawa mrożona i gofry. I byłyśmy razem, a to najważniejsze. Zmęczone ale szczęśliwe. Wróciłam z rakiem płuc ale za to zdrową wątrobą. Naładowana dziećmi, wspólnymi wspomnieniami. No i potwornie, potwornie brakuje mi dziewczynek. Moich. Tamtych. Moich – tamtych. Bez wahania powtórzyłabym taki wyjazd. Za dziesięć lat.

*Zawsze, ale to zawsze zabierajcie ze sobą na wakacje elektroniczną niańkę.


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY. MOŻESZ ZATEM:

  1. Polubić lub/i zostawić komentarz tutaj lub na Fejsiku Nieidealnej.
  2. Polubić nasz profil na Facebooku.
  3. Zajrzeć do nas na Instagram.
  4. Puścić artykuł dalej w świat.

 

7 Komentarzy/e
  • Marta

    Odpowiedz

    Ja mam chłopaków, rok po roku-4 latek i prawie 3 latek. Ciężko bylo momentami ale teraz jak bliźnięta, bez siebie żyć nie mogą, całymi dniami się bawią, pomagają sobie nawzajem. Oczywiście są niegrzeczni, wymyślają durne zabawy, broń boże żeby dorwali się np. do farbek lub ciastoliny…najgorzej jest jak mój mąż podchwytuje te ich durnoctwa bo wtedy mam 3 wariatów, a za mc pojawi się siostra..;)

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Depresja po dwóch dzieciach i myśl o trzecim? No way.. Skrajna nieodpowiedzialność… Najpierw lekarz od głowy, potem reszta..

  • Daria

    Odpowiedz

    Ha ha kocham Cie za autentyczność! Oj mi się też marzy wielka odzinka. Wielkie łoże w sypialni i wskakujace dzieci na dzień dobry 🙂 taka 5 fąfli była by całkiem spoko*
    Elektroczninej niani nie posiadamy, ale w takich sytuacjach wspomagany się telefonami, ustawiamy na głośno-mówiący u dziecka a z drugim do pokoju z wyłączonym mikrofonem. Spisuje się ekstra ?
    * do 5 daleko, na razie 1egzemplarz

  • MarzenaW

    Odpowiedz

    A u mnie właśnie trójeczka Zuzia 7 lat, Dawidek 6 i Kacperek 3 przy czym Zuzia jest niepełnosprawna ma mózgowe porażenie dziecięce. Kacperek nie był planowany i jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży to byłam zła na siebie i męża ale i przerażona bo jak na rehabilitację z Zuzią brać zbuntowanego trzylatka i jeszcze noworodka ale jakoś poszło i nie żałuję bo kocham ich nad życie a przynajmniej

  • MarzenaW

    Odpowiedz

    jest wesoło i nie ma czasu na nudę.

  • Anszpi- Droga do perfekcyjnych włosów

    Odpowiedz

    Mam jedno dziecko 8 miesięczne i tak mi daje popalić, że o drugim nie chcę nawet myślec, choć zawsze chciałam trójkę jak Ty 🙂

Skomentuj