O tym, jak olała mnie policja.

6 komentarzy

Kiedy siadam przy komputerze, najciężej mi urodzić pierwszy akapit tekstu.

Ale skoro ten mam już za sobą, opowiem Wam pewną historię, która zmroziła mi krew w żyłach.

Różne są rodzicielskie pokręcenia. Jedni są eko, inni bezcukrowi, jeszcze inni karmią dziecko piersią do piątego roku życia. Nie wiem, nie oceniam, ja się nie znam. Na tyle, na ile zdążyliście mnie już poznać przez ten blogowy filtr, w którym to pokazuję Wam ułamek naszego życia, zauważyliście, że priorytetem w macierzyństwie są dla mnie dwie rzeczy: bezpieczeństwo dzieci i budowanie ich poczucia własnej wartości.

Ten przydługi wstęp, zupełnie nieistotny dla sprawy będzie połączeniem tych dwóch składowych: bezpieczeństwa i poczucia własnej wartości.

Wczoraj poszliśmy „w gości”.
Typowa rodzinna niedziela, rosół na stole, tankowanie żarcia pod kurek, przysypianie na kanapie i kawa, rozpuszczalna. Kilka godzin minęło, guziki w spodniach zaczęły powoli się dopinać, można było dojść do przedpokoju bez ryzyka zaklinowania we framudze drzwi, bo człowiek przy takiej niedzieli szerszy jak dłuższy.

Poszłam do łazienki na ostatnią spowiedź, a jak zapewne wiecie – łazienka to konfesjonał w bloku. Słychać każde trzaśnięcie focha trzy piętra wyżej, każde kichnięcie w pionie i inne czynności uchodzące za ludzkie, bardziej lub mniej.

Siedzę w tym konfesjonale ale nie, że czynności fizjologiczne, tylko lubię czasami pobyć z innymi ludźmi, co kontrastuje nieco z naszym wygnaniem na odludzie, za miasto. Włączam monitoring osiedlowy, nasłuchuję ploteczek z wielkiego świata, kto kogo zdradził, kto został zwolniony z pracy i kto komu zaraz chętnie zrobi loda, za nowe buty.

Wtem.

Kurwa mać, co ty robisz?! Zaraz ci przyjebię, no ja pierdolę!

I płacz. Dziecięcy płacz. Dziecięce wycie, histeria i rozpacz.

Zwiększyłam nasłuch w uszach bo szumy komunikacyjne w postaci moich dzieci drących paszczę nie pozwalał na obiektywną ocenę sytuacji. Dalej było tylko gorzej. Nie będę przytaczała reszty rozmowy, podobnie jak wcześniejszych rozmów sąsiadów.

Dlaczego i po co o tym piszę? Bo to nie była pierwsza sytuacja, jaka wydarzyła się u sąsiadów powyżej. Często byłam świadkiem, jak kilkuletnie dziecko było wyzywane w najgorszych możliwych inwektywach. Często byłam świadkiem jak dziecko było gnębione psychicznie, jego wartość była wcierana w podeszwę buta. Nie tylko ja.

Przeklinam. Ale nigdy nie odezwałabym się w ten sposób do drugiej osoby, tym bardziej do dziecka. Zanim pomówicie mnie jako rozhisteryzowaną matkę – wielokrotnie byłam świadkiem awantur w mieszkaniu powyżej. Wielokrotnie byłam świadkiem jak dziecko było wyzywane i traktowane w straszny sposób.

Jestem matką. Czasami drę mordę jak oszalała. Wściekam się, irytuję, bywam zmęczona i sfrustrowana. Ale, na Boga, potrafię odróżnić ludzką złość od psychicznego znęcania nad drugim człowiekiem.

Gospodyni domu, w którym gościliśmy, podczas jednej z moich wizyt, a bywam tam co najmniej raz w tygodniu, rzuciła:

Natala, co oni robią z tym dzieckiem… Jak oni się odzywają do tej dziewczynki… To dziecko jest chyba bite. Nie raz myślałam o tym, czy zadzwonić na policję, bo to co tam się wyprawia, przechodzi ludzkie pojęcie.

Ja też wiele razy zastanawiałam się czy podejść do sąsiadów, zwrócić im uwagę lub anonimowo zadzwonić do glin.

Zadzwonienie na policję w takiej sprawie, z resztą umówmy się – w jakiejkolwiek sprawie, nie jest prostą rzeczą. Zawsze wydaje Ci się, że może coś Ci się wydawało, że może nie jest tak, jak myślisz. W grę wchodzi trochę wstydu, trochę myślenia „Nie chcę robić nikomu kłopotu”, trochę strachu, że kłopotów narobimy sobie sami i zostaniemy pociągnięci do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Ale ja od pewnego czasu wyznaję zasadę „niepierdolenia”. Jak mam wątpliwości, czy czyjeś zachowanie jest poprawne, czy może komuś dziać lub stać się krzywda – nie pierdolę się, dzwonię. Wolę zareagować niepotrzebnie niż pluć sobie w brodę, że nic nie zrobiłam.

O innej przygodzie z policją przeczytasz tutaj -> (klik).

Wracając do sprawy.

Zadzwoniłam. Trochę z duszą na ramieniu wykręciłam 112. Opowiedziałam całą sytuację i podałam swoje dane:

Bardzo dziękuję pani za telefon. Oczywiście, ze względu na ochronę danych osobowych zgłoszenie zostało przyjęte anonimowo. Doceniam pani reakcję, ponieważ mało ludzi dzwoni w takich sprawach a bezpieczeństwo dzieci jest niezwykle ważne.

I się rozłączył.

Sprawa męczyła mnie do końca dnia. Do momentu, kiedy wieczorem, będąc z przyjaciółką na kolacji, odebrałam rozmowę z nieznanego numeru. To była komenda policji w moim mieście.

-Dzień dobry, czy to pani zgłaszała dzisiaj przypadek przemocy wobec dziecka?
-Dzień dobry. Tak.
-Proszę opisać jeszcze raz dokładnie zdarzenie. – Opisałam. – Wie pani, różni ludzie mają różne sposoby wychowywania dzieci. Być może ci ludzie mają właśnie taki.
-Proszę pana, ja też jestem matką. Ja też czasami krzyczę. Ale potrafię odróżnić darcie mordy z jakiegoś powodu od przemocy psychicznej. Słów używanych przez ojca dziecka nie powinno używać się w stosunku do kogokolwiek. Jeśli facet odezwałby się tak do dorosłej osoby, można by założyć mu sprawę. Niejednokrotnie byłam świadkiem jak dziecko było wyzywane, jak były stosowane do niego teksty, które ścinały mnie z nóg.
-Ale to jest kilkuletnie dziecko. Dzieci czasami broją.
-I to oznacza, że można je wyzywać? Grozić?
-Proszę pani. My nie mamy czasu zajmować się takimi sprawami.
-Pan sobie raczy ze mnie żartować? Na prawo i lewo trąbi się o tragediach w rodzinach. O przemocy wobec dzieci. A pan olewa twierdzi, że nie macie czasu zajmować się takimi zgłoszeniami? Zareagujecie dopiero jak stanie się komuś krzywda? Abstrahując od tego, że uważam, że już się dzieje…
-Mogę pani podać numer do dzielnicowego. Na tą chwilę nie mam patrolu.

Poczułam, jakbym dostała w pysk. Wróciłam do restauracji i przez dłuższą chwilę nie mogłam się pozbierać.

Zacznijmy od tego. Owszem, są różne sposoby wychowywania dzieci. Ale przekleństwa, wyzywanie, bicie – TO JEST PRZEMOC PSYCHICZNA. TO JEST AGRESJA. Nie ważne czy dziecko coś zbroi. Nikt nie ma prawa odzywać się tak do drugiego człowieka. Nikt, kurwa, nie ma prawa wyzywać drugiego człowieka, niszczyć jego poczucia własnej wartości.

Po drugie, reakcja policji, a raczej jej brak jest karygodny. Zadzwoniłam bo wydawało mi się, że dziecku może dziać się krzywda, że może być wobec niego stosowana przemoc. Nie zrobiłam tego w złej wierze, nie zrobiłam tego by zaszkodzić komukolwiek. Nawet jeśli odniosłam złudne wrażenie, chociaż fakty wskazywały na coś innego, interwencja policji mogła sprawić, że rodzice dziecka chociaż częściowo by się opamiętali. Jak widać, zareagują dopiero, jeśli stanie się jakaś tragedia.

Po trzecie, zastanawiam się, kim będzie to dziecko, które za chwile wyjdzie w świat? Czy będzie potrafiło stworzyć normalny związek? Czy jego zrujnowane poczucie wartości nie sprawi, że ofiarą pozostanie już do końca życia? Czy nie przeniesie błędów swoich rodziców na dzieci? A może czy nie przeniesie agresji na swoich rówieśników? W końcu takie wzorce i nawyki wyniesie z domu.

Po czwarte, matka dziecka pracuje z dziećmi. Chcielibyście, żeby taka osoba pracowała z Waszym dzieckiem?

Sprawy nie zostawię. Nie tym razem. Nie, kiedy chodzi o bezpieczeństwo dziecka.

6 Komentarzy/e
  • Jane

    Odpowiedz

    Chwała Ci za to, że masz odwagę zadzwonić, zgłosić. Zachowanie policji pozostawia duuuzo do życzenia wg mnie powinien juz się opamiętac bo Twoim wywodzie… a po trzecie jeśli ma w d… co do niego mówisz popros jeszcze raz o Pana/Pani godność z policji to zawsze działa ? trzymam kciuki za dziewczynke i całą sprawę.

  • Monika

    Odpowiedz

    Dramat co się w tym kraju wyprawia !

  • M.

    Odpowiedz

    Takie polskie realia, „policja” i cały ten „wymiar sprawiedliwości” jest do D…

  • Kamila

    Odpowiedz

    Zgłoś anonimowo (listownie), do opieki społecznej, wtedy musi ktoś przyjść i sprawdzić. Ja kiedyś tak zrobiłam, i na szczęście zadziałało. Pozdrawiam

  • Gudz

    Odpowiedz

    Bardzo bardzo dobrze zrobiłaś też bym zadzwoniła bądź siebie dumna im więcejto nie są czasy totalitarne gdzie ktoś kto kto donosił to był konfidentem to chodzi o dzieci o dzieci i jeszcze raz dzieci które są bezbronne które nie mogą sobie same pomóc , ci chorzy rodzice za swoje niepowodzenia w życiu wyżywają się bez żadnych skrupułów na dzieciach very very well done

  • Natalia

    Odpowiedz

    Przemoc psychiczna – nie tylko względem dzieci – jest bagatelizowana bardzo często. Tak, jakby krzywda ograniczała się do tego, że się kogos uderzy… A zresztą – przecież często nawet uderzenie dziecka nie jest wystarczającym argumentem do tego, aby zareagować… 🙁

Skomentuj