O tym, jak łatwo wpłynąć na życie dziecka.

2 komentarze

O szacunku można by długo. Tym do dzieci zwłaszcza.

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wypowiadane przez nas słowa, wwiercają się w mózg dziecka i ważą o jego przyszłości. Do tej pory pamiętam zdania, zwroty i żarty wypowiadane pod moim adresem przez rodziców. Być może taka moja natura, a z natury jestem pamiętliwa. To chyba cecha wspólna kobiet, bo potrafimy z dokładnością do nanosekundy odtworzyć, co nasz mąż zrobił 25 października 2011 roku, o godzinie 17.

Staram się uważać na to, co mówię do moich dzieci. Oczywiście w tym całym uważaniu jestem bardzo nieidealna. Często wpadam w furię i z prędkością kałacha walę słowami, które potrafią ranić. Od pewnego czasu nie wdaję się w dyskusję z czterolatką, być może dlatego, że z góry jestem skazana na porażkę. Czterolatki mają wgrane w system wyprowadzanie z równowagi rodziców. Później podobno jest tylko gorzej.

Pamiętam sytuację, z serii nieidealnych, kiedy Hanisława coś przeskrobała. Może niekoniecznie pamiętam, bo totalnie nie potrafię przypomnieć sobie o co chodziło ale wiem, że rzuciłam wtedy w jej stronę: „Hanka, czy ty jesteś mądra?”. Dalej wszystko popłynęło dziecięcym wodospadem po policzkach i moimi wyrzutami sumienia. Padła odpowiedź, która złamała moje wściekłe serce na pół i powaliła nokautem wszystkie macierzyńskie założenia: „Nie jestem mądra, chlip, siorb, przepraszam mamusiu”.

Usiadłam obok niej na podłodze, pozbierałam myśli, rozpieprzone po salonie huraganem Histeria i stwierdziłam, że jestem idiotką. Nigdy, pod żadnym pozorem nie powinnam podważać jej inteligencji. Nigdy pod żadnym pozorem nie powinnam była twierdzić, że nie jest mądra. Zadając pytanie wiedziałam jaka padnie odpowiedź. Nie wiem co chciałam pokazać jej w tamtym momencie. Że jest głupia? Że jestem lepsza?

Siedziałam na podłodze, wybrukowanej moją porażką i przeprosiłam ją. Powiedziałam, że oczywiście, że jest mądra i nigdy nie powinna w to wątpić. Nawet jeśli ja czy ktokolwiek inny twierdzimy, że jest inaczej, ona powinna znać swoją wartość. A ja ją w tym momencie podważyłam. Zamiast słów „Czy ty jesteś mądra?”, mogłam zapytać „Czy postąpiłaś mądrze?” lub „Czy to co zrobiłaś było mądre?”. Tymczasem ja niestety generalizowałam i odniosłam się do ogółu jej osoby.

Emocje emocjami. Wiadomo, że w złości mówi się wiele rzeczy, których później żałujemy. Zawsze powtarzam, że rzucając w czyjąś stronę niewinny żart, nie wiemy jak on wpłynie na życie drugiej osoby. My zapominamy, ktoś może rozpaść się na kawałki.

I tutaj należy się słowo wstępu do tego rozwinięcia. Coś, czego o mnie nie wiecie a co jest anegdotką przy wódeczce z okazji każdej okazji do wódeczki to fakt, że boję się trzech rzeczy. Nie polecę tutaj filozofią na temat śmierci, choroby czy niestabilności finansowej. Trzy rzeczy, które spędzają mi sen z powiek i sprawiają, że pocą się dłonie na samą myśl o nich to dziury (nie pytajcie), wiatraki (tym bardziej nie pytajcie) i porcelanowe lalki.

Dawno temu, jak byłam w ciąży z Hanką i nie wiedziałam ile mam szczęścia, mając spacyfikowane dziecko pod sercem, wybraliśmy się z PT do jego brata w odwiedziny. Wtedy jeszcze nie żona brata, miała w domu porcelanową lalkę. Wiecie, taka słodka, ubrana na biało laleczka, pół metra wzrostu. Albo pięć. Suka, za przeproszeniem, tak mi siedziała cały wieczór w głowie i świdrowała swoimi zimnymi oczami, że musieli wynieść ją do drugiego pokoju. W lalkach jest dla mnie coś przerażającego. Coś złego. Albo naoglądałam się za dużo horrorów.

I po tym krótkim, ośmieszającym wstępie rozwinięcia, przechodzimy do sedna sprawy.

Dwa tygodnie temu, zostaliśmy zaproszeni na roczek pewnego jegomościa. Jako, że Nadia się rozchorowała, ja zostałam z nią w domu a PT poszedł balować z Hanką. Impreza imprezą, wrócili. W nocy starszak budzi się ze wrzaskiem i ucieka do naszego pokoju. A raczej jest przeniesiona bo sparaliżowana strachem nie jest w stanie się ruszać. I kolejnej nocy też. I kolejnej. I tej dwa tygodnie później też.

Jak się okazało, przyśniła jej się lalka. Ta sama lalka, której ja panicznie bałam się, kiedy byłam z nią w ciąży. Tylko, że tym razem do lalki została dopisana historia. Wśród urodzinowych gości był kilkuletni chłopiec, który postanowił nastraszyć dwie czterolatki opowieścią o tym, że w nocy lalka ożywa i wbija dzieciom w plecy nóż.

Do dzisiaj żałuję, że nie było mnie na tej imprezie. Powyrywałabym nogi z dupy. Niekoniecznie chłopcu, który wypowiedział te słowa, nie mając świadomości ich konsekwencji. Bardziej rodzicom za brak wyobraźni i niedopilnowanie dziecka, dla którego horrory nie są odpowiednią lekturą.

Te dwie sytuacje pokazują, że nigdy nie wiemy, kiedy nasze z pozoru niewinne słowa mogą zaważyć na czyjejś przyszłości. Używajmy wyobraźni.

 

 

2 Komentarzy/e
  • Anna W

    Odpowiedz

    Niekoniecznie pozwalali chłopcu oglądać horrory. Chłopcy nie muszą, a wyobraźnię mają taką że ho ho. Znam to z doświadczenia. Mój nie ogląda, a wymyśla takie rzeczy i chętnie się nimi dzieli, zwłaszcza z dziewczynkami. I nie pomaga tłumaczenie, że nie wolno straszyć.

  • Nataliaaa

    Odpowiedz

    Czy tylko ja nie mam tak ze za każdym razem przepraszam swoje dziecko i mam poczucie winy? Kurde chyba muszę się nad sobą zachować Ale moja 7,5 latka jest trudnym dzieckiem ze juz nawet zapisałam nas do psychologa. Na dodatek po drugiej ciąży nasilily mi się ataki paniki i nie wiem co się ze mną dzieje. Dałaś mi do myślenia zbyt nerwowa jestem :/ jutro siade z córką i porozmawiam z nią 🙂

Skomentuj