O tym, jak nie robię postanowień noworocznych.

6 komentarzy

Trzeci dzień stycznia.

Trzeci dzień od totalnego restartu większości ludzi, od wyzerowania licznika alkoholowego i papierosowego połowy populacji ludzkiej. Postanowienia noworoczne pyrkają w wielkim garze, podsycane dobrymi chęciami. Na bieżniach i orbitrekach falują pierogi z kapustą i grzybami, sylwestrowy strogonow chlupie pod czujną batutą trenera stepu. Siłownie nie wyrabiają z wydawaniem ręczników i wyrabianiem kart członkowskich. Świat jest przez chwilę lepszy, ludzie są milsi i odrobinę zdrowsi.

Ja od kilku lat obiecywałam sobie być milszą dla męża, ale moja wrodzona jędzowatość i sukowatość dziko śmieje mi się w twarz już około 2 stycznia. W końcu stwierdziłam, ze moja asertywność ledwo kuleje od momentu zameldowania się na świecie Hanki a silna wola jest konsystencji kisielu. W związku z powyższym, od dwóch lat nie robię postanowień noworocznych. Do teraz.

Kiedy alkohol już przestał być główną składową krwi a papierosowego kapcia zastąpiłam smakiem mięty, czyli byłam już zdolna do (w miarę) logicznego myślenia, postanowiłam złamać moje postanowienie nie robienia postanowień noworocznych. Zrobiłam wiadro kawy, naciągnęłam na piszczele wełniane skarpety i zaczęłam zastanawiać się, na czym w życiu najbardziej mi zależy.

Na dzieciach.

Dwie małe, ledwo odrośnięte od ziemi istoty to główna składowa, przyczyna i chęć mojego bycia. To dla nich chcę być lepsza, najlepsza. To im chcę dać to, czego ja nie miałam w dzieciństwie, sprawić, żeby za 20 lat przyszły i przytuliły się do mnie jak teraz, kiedy mają odpowiednio 3 lata i 7 miesięcy. Chcę za 30 lat napić się z nimi wina i ponarzekać na wychowawcze problemy pierwszego świata- świata dzieci. Chcę, żeby zadzwoniły do mnie z własnej, nieprzymuszonej woli, stwierdzając, że tęsknią, że kochają i że zajebiście byłoby znowu zjeść mojego rosołu w niedzielne popołudnie.

A ja mam postanowienie…

Być.

Chcę po prostu być. Wspierać, trwać, być obecną w każdym aspekcie ich życia. Pomimo tego, że nie muszę zgadzać się z każdą decyzją czy planem, moim zakichanym obowiązkiem jest być ścianą, o którą zawsze będą mogły się oprzeć kiedy zabraknie sił. To postanowienie na całe życie, nie jedynie na ten rok. Rodzina powinna być najlepszym oparciem. Mówić, kiedy poproszą i milczeć kiedy wypada. Chcę być pierwszą osobą, do której przyjdą z jedynką w dzienniczku i złamanym sercem.

Wagary.

Hanka, kiedy jeszcze nie było w planie #2, często wagarowała od żłobka. Budziłam się rano z przekonaniem, że dzisiaj powinnyśmy po prostu pobyć razem. Pójść na spacer, zjeść wiadro lodów czy pooglądać bajki w telewizji. Nadia za pół roku pójdzie do żłobka. To dobry czas, żeby wrócić do tego rytuału „randek” z własnymi dziećmi, zanim jeszcze Hanisława pójdzie do szkoły. Fajnie mieć mamę na wyłączność, nie musieć dzielić się nią z nikim.

Książki.

Odkąd urodziła się Nadka, staram się sprawiedliwie podzielić czas między dziewczynki. Hania ma ogromny zbiór książek, nieruszanych od wielu miesięcy. Pora włożyć niemowlęce książeczki na półkę młodszej siostry i zastąpić je pozycjami dla przedszkolaka. A później wskoczyć pod koc i topić się w historiach dziecięcych bohaterów. Jako dziecko i nastolatka kochałam książki, które podkradałam tacie. Chcę zaszczepić dobre wzorce w dziewczynkach, miłość do słowa pisanego i czytanego.

Zabawa.

Niestety, najczęstszą rozrywką starszaka po przedszkolu jest telewizja. Młoda siedzi z nosem przyklejonym do telewizora albo bawi się sama, ja ceduję na PT opiekę nad młodszą, deportuję się z salonu do sypialni i chłonę ciszę. Pora zainstalować dodatkowe baterie, przewartościować obowiązki i zajęcia i pobyć chwilę dzieckiem.

Więcej mnie.

Mniej wirtualnie, więcej realnie, kiedy jestem z dziećmi. Blog był i nadal jest moją ogromną miłością. Niekiedy to praca 24 na dobę, stąd też często podczas zabawy z dziećmi spoglądam jednym okiem na telefon czy komputer. Od teraz 100 pro uwagi dla maluchów, kiedy jestem tylko z nimi.

Więcej miłości.

Jeszcze więcej. Hanka i #2 są najbardziej kochanymi, przytulanymi i całowanymi dziećmi na świecie. Za chwilę będą rzygać moją uczuciowością ale wpompuję w nie jeszcze więcej uczuć, jeszcze więcej miłości. Będą „rozpuszczone” do granic możliwości. Noszone, tulone, bujane, kołysane i huśtane.

Uważam na to, co mówię.

Kończę z tekstami typu „przestań płakać”, „uspokój się” itp, itd. Skupię się na przyczynach i potrzebach dziecka, które, skoro płacze, najwidoczniej ma ku temu powód. Nie bagatelizuję problemów dziecka, dla którego przecież są one najważniejsze na świecie. Jednocześnie przestaję dawać sobie wejść na głowę. Dla Hanki jestem miękką kluską, asertywność uleciała ze mnie razem z łożyskiem. Więcej „nie” i więcej ponoszenia konsekwencji pewnych zachowań.

A Wy co byście dopisali do tej listy?

 

6 Komentarzy/e
  • Barbarella

    Odpowiedz

    Będę mniej się denerwować a tym samym mniej krzyczeć. Bo to nie przynosi nic dobrego ani mnie ani małej. Ona wpada w jeszcze większy szał a ja mam wyrzuty sumienia jak stąd do Afryki…więc po co? Jak narazie 3 stycznia a ja ani razy nie podniosłam głosu choć krew mnie w środku zalewała…wytrwać 🙂

  • Marta

    Odpowiedz

    Wyczerpałaś chyba temat totalnie. Nic dodać,nic ująć ☺

  • ita88

    Odpowiedz

    U siebie dopisałabym tylko jedno: nie zapominaj o sobie. Cała rodzina jest ważna, ale bez mamy z anielską cierpliwością i żony po nocach trudno długo pociągnąć.

  • Paulina

    Odpowiedz

    A ja w tym roku po raz pierwszy zrobiłam postanowienie noworoczne. 😉 mam nadzieję, że wytrwam. 😉

  • Justyna

    Odpowiedz

    Nie wkurzać się tym, co niesie życie. ..z racji tego, że u mnie ostatnio wszystko od górkę i same niepowodzenia, postanowiłam nie przejmować się i z uśmiechem iść dalej. Może to będzie taki prztyczek w nos losowi? 😉

  • Jadwiga Samolińska

    Odpowiedz

    Ja nie robię postanowień. Bo potem ich nie dotrzymuję :). Robię plany sobie różne, rozbijam je na mniejsze etapy, planuję na miesiąc, potem rozbijam to na tygodnie, wdrażam po kawałku.
    Jeśli chodzi o życie rodzinne chcę wprowadzić dwie zasady:
    a) więcej zdrowego gotowania
    b) dzieci najpierw – zanim usiądę do pracy, najpierw czas tylko dla nich

Skomentuj