Pociąg zwany życiem.

1 Komentarz

Trochę mnie przygniotło. Stutonowa lokomotywa zmiotła mnie z przejazdu, na którym zatrzymałam się żeby sprawdzić, czy będzie bolało. Nie bolało.

Pędzę więc na tej lokomotywie nieszczęśliwych przypadków, obserwując jakby trochę z boku, to co się ze mną dzieje. Za chwilę wejdę do wagonu i poproszę o herbatę. Usiądę na zniszczonej kanapie i przeczekam aż ktoś mnie dowiezie do celu.

W którymś momencie moje nogi nie nadążały za głową. A ta pełna obaw, pomysłów i prób przetrwania biegła przed siebie, nie zważając na ofiary. W sumie jedną ofiarę, w postaci kruchej dziewczynki wyciągającej ręce do góry, żeby ktoś ją podniósł i przytulił.

Pamiętam rok temu, kiedy jedynym pomysłem na życie był oddech. Pamiętam, że automat odpowiadający za podstawowe funkcje istnienia nawalił w najważniejszym module i oddychanie nie było już wcale takie automatyczne. Bo jak nie przypominałam sobie, że trzeba zasysać powietrze i ruszać płucami to tonęłam gdzieś w odmętach czarnych myśli. Dusiłam się. Dosłownie.

Dzisiaj, rok później, nie mam czasu na oddychanie. Życie tak bardzo mnie wyprzedziło, że wącham spaliny tego, co zostało przetworzone przed moją maską. Dzisiaj, w każdej sekundzie tak bardzo pochłania mnie bieg, że czasami brakuje oddechu. A meta wciąż tak bardzo odległa, tak bardzo niewiadoma.


Bieg ma przeszkody, od samego początku. Skaczę wysoko nad słupkami z niesłownych ludzi, obiecujących pomoc i nawalających zanim rozlegnie się strzał pistoletu sygnalizującego początek wyścigu. Gdzieś po drodze okazuje się, że sponsor obojętnie wzrusza ramionami twierdząc, że to jeszcze nie mój czas. A ja stoję na starcie i wycieram butem namalowaną kredą kreskę, ustawiam stopy na podpórkach. Rozgrzewam ręce, kręcę biodrami. Sprawdzam czy numer jest dobrze przymocowany do koszulki i z przerażeniem stwierdzam, że nie jestem jedyna. Że takich jak ja są tysiące i w sumie to wzrokiem nie sięgam końca ochotników.

Każdy z nich rozpycha się łokciami, pragnąc żeby ten czas był jego wygraną. Te pięć minut, może siedem – unieść nad głową w geście zwycięstwa. A ja czuję się spychana, czuję jak porywa mnie tłum. Więc rozpycham się łokciami w ślad innych. Szarpię za włosy, wbijam paznokcie głęboko w skórę, próbując nie dać się zepchnąć na dalszy plan.

Nad wszystkim widnieje napis „Strefa komfortu”. Strzałka w drugą stronę.

W tym wszystkim zauważam wśród leniwie ziewającego tłumu dwie małe istotki. Trzymają kolorowy transparent, wyróżniający się na tle szarości i obojętności innych. Próbuję przeczytać ale wtedy sędzia wymierza w powietrze pistolet startowy. Rozlega się huk.

Tłum ludzi mija mnie. Łokcie obijają się o moje żebra, bolą podeptane stopy. Zaczynam biec razem za nimi, żeby przetrwać. Żeby moje marzenia nie zostały na starcie, tonąc w szarości zapomnienia. Bo to o zwycięzcy wszyscy będą pamiętali, nie o przegranym. Nie o tym, kto nawet nie stanął do walki.

Mijam przeszkody, niejednokrotnie upadając na twarz. Podnoszę się kilka razy, kilka innych nie mam siły wstać. Ktoś ciągnie mnie ku górze, ktoś inny krzyczy, że nie po to tyle walczyłam by teraz się poddać. Biegnę. Łzy płyną mi po policzkach, oczy zachodzą mgłą. Znowu nie mogę oddychać, znowu brakuje tchu. W oddali słyszę niewyraźny doping dwóch małych istot. Chcę się odwrócić, chcę spojrzeć na transparent ale ogłusza mnie kolejna przeszkoda. Nie zauważam jej i padam na twarz. „Kurwa, tamta miała być ostatnia!”. Bluzgam w myślach, krzyczę, że to niesprawiedliwe. Co ja im zrobiłam, że dokładają, że dowalają, że zmieniają? Z pozoru prosta trasa staje się walką o przetrwanie.


Pociągam łyk herbaty. Koła pociągu równomiernie stukają o tory. Stara skórzana kanapa skrzypi za każdym razem kiedy się ruszam. Nabieram powietrza nosem i wypuszczam je głośno ustami. Spoglądam przez okno na tłum biegnących ludzi. Gdzieś tam biegnę ja. Oglądam wszystko z boku.

Wyciągam kartkę papieru, temperuję ołówek. Przedzielam kartkę na pół. Po jednej stronie grubymi literami piszę „PLUSY”, po przeciwnej „MINUSY”. Zastanawiam się jak zatytułować listę. Firma? Marzenia? Dążenie do celu? A kr*j z tym. To bez znaczenia. Chwilę zastanawiam się nad plusami. Gryzę końcówkę ołówka, wwiercam wzrok w pustą rubrykę.

Zacznę od minusów.

Ołówek szoruje po kartce, słowa kreślą się same. Rysik zatacza koła, stawia kropki i przecinki.

Plusy, plusy…

Niezależność? Nie, no bez jaj… Jestem zależna od ludzi. Od siebie. Od swoich pomysłów i kreatywności. Od klientów.

Pasja? Jest pierwsze.

Spełnianie marzeń…? Drugie.

Własny ślad. Tak. Chcę zostawić coś po sobie. Coś więcej niż zlepek literek w internecie, o którym i tak wszyscy kiedyś zapomną.

Wsparcie? Okeej… Chcę wspierać kobiety takie jak ja. Pokazywać życie z dystansem, z przymrużeniem oka. Krzyczeć do nich: „Hej! Ja też Was rozumiem! Jest nas więcej!”.


Pociąg zwalnia, tłum ludzi coraz bardziej się zbliża. Tysiące rąk łapią konstrukcji by za wszelką cenę dotrzeć do celu, by sobie ułatwić. Nie mam już siły, zastanawiam się, czy się poddać. Podbiegam bliżej. W oknie widzę zamyśloną postać, chyba pisze coś na kartce. Ludzie  naokoło upadają, część się zatrzymuje. Ktoś machnął ręką i wyszedł poza trasę biegu. Ktoś inny podłożył nogę współzawodnikowi. Nie chcę być taka jak oni. Nie chcę oszukiwać, nie chcę po trupach, tak jak oni. Dzwoni telefon, kolejny rachunek do zapłacenia. Ktoś nie otrzymał płatności, ktoś inny spóźnia się ze swoją. Towar utknął w szczerym polu, nie będzie go przez najbliższy miesiąc. Strona stanęła. Skaczę przez te przeszkody, omijam, przepływam. Kusi, żeby złapać konstrukcji, spoglądam na postać za oknem. Zastanawiam się czy wyciągnąć rękę, poprosić o pomoc. Zaczyna brakować tchu. Pierdolony oddech.

Czy gdybym wiedziała, że walka o marzenia będzie walką o przetrwanie znowu stanęłabym na starcie?

Odpowiem sobie na to jutro.


Wiem, że pierwsze dni września to zarówno dni szczęścia jak i smutku dla rodziców. Z jednej strony nasze dzieciaki w końcu ruszają do szkół i przedszkoli po dwóch miesiącach wyprowadzania nas z macierzyńskiego ZEN, z drugiej ten czas ześwirował! Na przykład taka Nadia. Wczoraj się urodziła, dzisiaj poszła do przedszkola. Jutro będzie aplikowała na studia.

W związku z powyższym, jeśli czujecie potrzebę poprawienia sobie humoru i robicie zakupy na przykład na www.akrojztym.pl ,  przy wpisaniu hasła „wrzesień” w polu rabatowym, dostaniecie 15% off na wszystkie koszulki. Jeśli wolicie zamiast tego darmową wysyłkę, wklepujcie „wysyłka”.


Ps. Jeśli udało się Wam zobaczyć ten wpis, będzie mi niezwykle miło, jeśli zostawicie po sobie ślad na Facebooku lub puścicie go dalej w świat. 


 

 

1 Komentarzy/e
  • Michalina

    Odpowiedz

    extra , podoba mi sie ten wpis 🙂

Skomentuj