Podsumowanie weekendu, czyli mamuśka ma wychodne !

0 Komentarzy

Dziecko zalane po kurek, kanapki z twarożkiem zrobione, więc można nadrobić zaległości na blogu. Wpis miał być wczoraj, ale zaniemogłam i po prostu nie dałam rady. A wiele, naprawdę wiele się działo jak dla mnie w ten weekend.

Zaczęło się w piątek. Po długich pertraktacjach z córką mą Hanisławą, dostałam pozwolenie na wieczorne wyjście na imprezę. Nie powiem, twardy z niej zawodnik, wynegocjowała całodzienny dostęp do cycusia w sobotę, pełną dyspozycję mamy na weekend i zero gilgotek przez tydzień. Ona tymczasem zobowiązała się do długiego snu tamtej nocy. Po wieczornej kąpieli, zatankowaniu Haniutka i odczekaniu 30 minut, czy zasnęła na amen, przystąpiłam do przygotowań. Włos wymyty, pachnący Schaumą z ładną panią na butelce, oko przypędzlowane, ciuch wyprasowany, bez plam po dziecięcym „chlup”. I tu pojawił się pierwszy problem. „Co do jasnej Anielci teraz się nosi na imprezy?”. Szybki przegląd zdjęć w Internecie, szafy, dwa telefony do koleżanek i z przerażeniem stwierdziłam, że kwarantanna od świata i ludzi trwała zbyt długo. Większość ciuchów mam jeszcze z okresu ciąży, albo sprzed, więc nie bardzo nadają się one na wyjście do klubu. Wybrałam kreację nr 1 i prężąc dzielnie prawą pierś (lewa wydojona) przed Panem Tatą pytam:
– No i jak?
– Ładnie- Rzucił jednym okiem na moją osobę, drugim cały czas zezując na toczącą się w grze walkę. Zasyczał pod nosem, pad zapiszczał z bólu i przewrócił oczami.
– A to?
– Też ładnie- Stwierdził, zanim zdążył spojrzeć.
– A może jednak to?- Powróciłam do kreacji nr 1.
– O, super! Tak dyskotekowo.- Typowy facet. Jego zdaniem nawet w domowych ciurakach wyglądałabym „seksi, stylowo i niezwykle szczupło”. Biegając w popłochu, bo nagle z dwóch godzin do wyjścia zrobiło się 10 minut, wyszperałam z portfela męża dychę na wstęp i trzy pięćdziesiąt na sok, szybki zerk w lustro, po czym wybiegłam z domu. W aucie wyszukałam dyskotekową muzykę, volume up z bezpiecznego dla dziecka na prawie niszczący bębenki i ruszyłam po resztę ekipy. Od pewnego czasu robię za towarzyską taksówkarkę, co jak najbardziej mi pasuje. Po roku abstynencji latam po ścianach i mam porannego kaca już po połowie puszki Lecha Shandy 2,5%, poza tym w ogóle nie brakuje mi alkoholu.

Do domu wróciłam około 4 nad ranem, Hania cięła komara aż miło, małż grzecznie w łóżku przytulił i wymamrotał przez sen „Dobrze się bawiłaś?”. Oj dobrze ! I mam nadzieję, że na powtórkę długo czekać nie będę musiała, w zasadzie już opracowuję warunki negocjacji z Haniutkiem. Także dziewczęta, pełna mobilizacja, spinamy pośladki bo mamuśka poczuła głód zabawy.

Jednego w całej sprawie nie przemyślałam. Pertraktacje z przeciwnikiem nie objęły odpoczynku po całonocnym wypadzie. O 7 rano Hanisława przystąpiła do realizacji sobotniego planu i powitała mnie w łóżeczku z miną „na glonojadka”. Zanim zdążyłam położyć ją do łóżka rodzicowo-dzieciowego, przyssała się do cycucha, głośno stękając i mlaskając wysiorbała go do dna.

Przez resztę soboty dzielnie wywiązywałam się ze złożonych wcześniej obietnic, przeplatających się z szorowaniem kibelka i myciem podłóg. Dziecię z sytuacji jak najbardziej zadowolone, knuło w głowie plany, jak tu najbardziej mnie wykorzystać, na każdą niedogodność reagując głośnym piskiem, który po nocy obijał się o ściany mózgu, niczym piłeczka do sqasha. Wieczorem zatrudniłam wujka K. jako opiekunkę. Po sprawdzeniu 15 razy, czy dziecko jest przykryte, czy nie zatkała sobie ust Panem Królikiem, czy leży prosto i inne absurdy mojego wymysłu, ruszyliśmy z PT na pierwsze od urodzenia Hani samotne wyjście do znajomych. Kierowana porankiem, wróciłam do domu dość szybko (koło 1), zostawiając małża pod opieką polewającego szwagra i wparowałam od razu do sypialni by sprawdzić czy wszystko OK. Ufo nie porwało, łóżeczko jak stało, tak stało, Hanisława w objęciach Pana Królika i Morfeusza pływała sobie gdzieś myślami.

Kończę tymczasem, bo głowa postanowiła urozmaicić mi życie i pulsuje na wzór dyskotekowych świateł i basów, a żołądek daje do zrozumienia, że twarożek + chipsy to nie był dobry pomysł, albo kluje się jakieś rodzeństwo dla Haniutka. By było ! Przy wcześniejszych Ketolanach, Paracetamol śmieje mi się w twarz, więc idę powrzeszczeć z bezradności w poduszkę, po drodze do sypialni zgarniając miskę „w razie małego ups”..

Adios!

0 Komentarzy/e

Skomentuj