Pora zacząć robić karierę, czyli matka w telewizorni.

7 komentarzy

Kilka dni temu Matka Nieidealna dostała zaproszenie do Warszawy, żeby w programie telewizyjnym polansić się na studyjnej kanapie i wygłosić kilka mądrości. Dlaczego nie? Przyodzieję jakąś sensowną kieckę, podmaluję odrosty i postaram się nie seplenić, gorzej z mądrościami. Pierwszy występ telewizyjny mam za sobą, zostałam oficjalnie rozdziewiczona, kamera mnie lubi, mam wprawę. Jeżeli przypadkowo zacznę się jąkać lub spłonę żywym rumieńcem, Hanisława ugra widzów za mnie, pokaże wszystkie sześć zębów, widownia będzie nasza. Zapewne nie zyskam sławy pokroju Makoweczki.pl, ale przynajmniej coś się będzie działo a i Wa-wę zwiedzę pierwszy raz w moim 26-letnim życiu. Żenujące trochę, że taka stara krowa notorycznie oblewa test z topografii stolicy, toteż postanowiliśmy wybrać się z PT i Hanisławą na weekend, zaliczając przy okazji TVP i wspomnianą kanapę.

Pani Paulina, która wykopała moją osobę z czeluści Internetów i zaprosiła do programu, poinformowała mnie, że tematem rozmowy będzie czas, jaki matki poświęcają dzieciom, a jaki powinny poświęcić sobie. No dobra, czas… Temat bardzo rozlazły, pisać można o nim stronami a dzisiaj w planach mamy jeszcze wizytę z Hanisławą u szamana od krzywicy.

Obecnie jestem na urlopie rodzicielskim i Hanisławie poświęcam 100% mojego czasu, Hanisława natomiast, chcąc nie chcąc, poświęca cały swój czas mi. Co to oznacza? A mniej więcej to, że Hanka uczestniczy w każdym aspekcie mojego życia, a ja uczestniczę w każdym aspekcie życia Hanki, poczynając od porannej dawki nabiału o godzinie 6.00, przez wspólne skupianie się na toalecie- ja jej, ona mojej, przez codzienne spacery i zabawy, po wieczorną- ostatnią flaszkę. Matka to taka instytucja co to jest czynna 24 godziny na dobę, bywa mało reprezentatywna zwłaszcza o 1 w nocy, gdy z pełną trzeźwością umysłu musi odmierzyć 210ml wody w temperaturze 50 stopni, podczas gdy w drugim pokoju rozwścieczony darmozjad obgryza szczebelki łóżeczka domagając się flachy już, nie za 3 minuty. Wśród moich znajomych nastał istny baby boom, ostatnio naliczyłam dziesięcioro dzieci z rocznika Hanisławy, małe przedszkole. Logiczne więc, że mojego Facebooka i Instagrama opanowały zdjęcia dzieci wąchających kwiatka, jedzących pierwszą marchewkę, siedzących, kiwających się na boki, dłubiących w nosie, wystawiających język i miliony innych sytuacji, które ja również zawzięcie dokumentuję w pamięci swojego telefonu. Rodziców ogarnia zdjęciowo- opisowy szał, gdzie co chwilę ktoś wrzuca informację o nowej dolnej jedynce Joli, lub pierwszych trzech krokach Maciusia. Prywatność poziom zero, oczami wyobraźni widzę pozwy grupowe smarków za 18 lat. Sytuacja jest o tyle fajna, że często można podpytać koleżankę, co oznacza zielonkawa zawartość pampersa, jaki lek na kolkę i kiedy pierwszy raz zesłać dziecko dziadkom by w samotności zaszyć się na kanapie i nadrobić wszystkie odcinki „M jak Miłość”, tudzież wypić nieprzyzwoitą ilość alkoholu bez obowiązku porannej służby przy łóżeczku. Widzę, że część moich koleżanek bez pardonu, niczym jaskółki podrzuca smarki pod opiekę byle jelenia, wyjeżdżają na weekendy, na wakacje, imprezują, etc. Często też pod Facebookową informacją „Wieczór bez dzieci” pojawia się społeczny, koleżeński ostracyzm i wytykanie palcami monitora „Józek, paaaaaaaatrz jaka wyrodna matka! Pod opiekę społeczną podchodzi” No bo jak to bez dzieci? A tak to… Wiele matek nie wyobraża sobie sytuacji pozostawienia niemowlaka na dzień/noc u dziadków, nie mówiąc o nocach wielu. „Ja bym tak nie mogła”, „Nie darowałabym sobie, gdybym nie sprawdziła, czy kupa Mariolki była żółta, czy zielona”, a tak w ogóle to „CO Z CIEBIE ZA MATKA???”. Gdy Hanka się urodziła, ja również tak myślałam. Nie wyobrażałam sobie wyjścia na siłownię, do sklepu czy do ginekologa bez dziecka, a gdy byłam zmuszona zostawić ją pod opieką Pana Taty, niczym halny, targały mną wyrzuty sumienia, po czym gnałam na sygnale do domu. Z siłowni po czasie zrezygnowałam, może byłoby inaczej, gdyby przy orbitreku zamontowali siodełko dla darmozjada. Mogłam ryć pyskiem panele ze zmęczenia, wszystko musiałam robić przy młodej sama, wszystko wiedziałam najlepiej. Na samą myśl, że potrzebuję czasu dla siebie, moje powieki wpadały niekontrolowaną oscylację, a po chwili beształam się myślami po policzkach, modląc się o wybaczenie młodej. Z biegiem czasu moje podejście zaczęło się zmieniać, stwierdziłam, że potrzebuję nabrać powietrza. Samej. Bo oprócz tego, że jestem matką, jestem kobietą, jestem człowiekiem. Małżon jest takim samym rodzicem jak ja, brał udział z dziele stworzenia więc tak samo zapewne potrafi się zająć smarkiem, tylko nigdy nie miał ku temu okazji. A tak naprawdę najczęściej okazji pozbawiałam go ja, bo on problemu z opieką nie widział. Kilka razy więc zostawiłam Hanisławę pod skrzydłami PT, który i tak, zanim nauczył się instrukcji obsługi, dzwonił do mnie milion pięćset razy pytając, jak zrobić kaszę, ile tych „melelitrów” wrzątku dodać i dlaczego nie może być 30 mniej i o której należy Hankę zesłać do Morfeusza. Na początku grzałam do domu, po części dlatego, że ku spokojności wolałam obsłużyć dziecko sama. Z biegiem czasu małżon się nauczył butelkowych miar, jednak mi zboczenie zostało, dalej pieję kogutem stojąc w korkach z myślą, że powinnam być już w domu, podczas gdy moja nieobecność obchodzi młodą tyle, co zawartość pampersa. Dawno o mnie zapomniała. Troszkę inaczej sytuacja ma się wieczorami, gdy mam zaplanowane wyjście z koleżankami a na strażnicy wartę pełni PT. Hanisława wypachniona, zatankowana i wymachana zalega w łóżeczku, więc z czystym sumieniem i poczuciem spełnienia macierzyńskiego obowiązku wychodzę z domu, wiedząc, że następnego dnia o 6 rano nie będę musiała się czołgać do kuchni odmierzać porcję nabiału.

Za kilka chwil Hania ruszy do żłobka i wtedy już na zawsze będę musiała pożegnać się z moją nadopiekuńczością i wybujałym poczuciem obowiązku a także przygasić trochę sumienie. Chwila relaksu, chwila samotności to nie egoizm, to nie nagroda za dobre sprawowanie. Należy się zarówno matce jak i ojcu. A czasami obojgu naraz.

Ruszę za tydzień do Warszawy, być może na ostatnią tego typu przygodę. Usiądę na kanapie, zarzucę nogą na nogę i powiem, co myślę. Że czas dla matki to nie grzech, to nie wstyd. Że czasami ciężko uciszyć sumienie, pogodzić się z samodzielnością dziecka, z samodzielnością taty i tym, że Babcia D. podczas opieki nad Hanisławą olała tak skrzętnie przygotowywaną przeze mnie o 10 rano zupę na rzecz słoiczka. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, ważne, że dziecko zadowolone i Matka psychicznie niezrujnowana.

7 Komentarzy/e
  • ~bastalena

    Odpowiedz

    wrzucisz filmik?? 🙂 bom ciekaw(sk)a Twojego występu

  • ~Też matka

    Odpowiedz

    Świetnie napisane. Świetny blog !

  • ~Gosia

    Odpowiedz

    Och jak idealnie opisałaś to, co ostatnimi czasy czuje – to przeświadczenie, że ja zajmę się dzieckiem najlepiej i jednocześnie potrzeba zrobienia czegoś tylko dla siebie, bez dziecka (i te wstrętne wyrzuty sumienia za takie myśli! Bo matka powinna być przy dziecku!) Ale jest postęp – ostatnio pomyślałam że musiałabym choćby dwa razy w tygodniu wyjść sobie gdzieś sama – na basen, rower, zakupy itp. Póki co dojrzewam do tego, nie wiem czy i kiedy wdrożę ten plan. Miło wiedzieć, że nie tylko ja tak biję się z myślami 🙂 i dobrze wiedzieć, że dziecko bez matki (z tatusiem) ma szanse na przeżycie 😉

  • ~Anka Karolina

    Odpowiedz

    jakbym o sobie czytała… moze i ja zmądrzeję w końcu? 🙂

  • ~karinakarol

    Odpowiedz

    Tak mamą należy się czasem sam na sam

  • ~polis

    Odpowiedz

    Pamietam jak moja kilkutygodniowa corke zostawialam pierwszy raz z”obcym” tudziez moja mama. Plakalam przez 15 minut zanim wypuscilam ja z ramion co moja mama skwitowala krotkim”glupia”. Dzisiaj wychodze bez problemow, zamykam za soba drzwi, lapie gleboki oddech I rozkoszuje sie chwila dla siebie. Oczywiscie po kilku godzinach takiego luksusu instynkt nakazuje wracac do domu biegiem bo dziecko na pewno brudne i zaglodzone bo przeciez nikt lepiej niz ja ale to juz moje matczyne prawo. Swietny blog – uwielbiam

Skomentuj