Szpital na peryferiach.

16 komentarzy

Wyszłam, zaraz wracam.

Życie przeciętnego rodzica nie jest proste. Czasami wspominam jak fajnie było mieć tylko jedno dziecko na stanie i zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby kontynuować rozmnażanie. Umowa na drugie dziecko nie obejmowała czwartego już zapalenia oskrzeli i dwóch pobytów w szpitalu, w ciągu zaledwie trzech miesięcy. Za kilka chwil Nadia, jeśli nie dostanie dziennej dawki antybiotyku, zacznie zachowywać się jak na głodzie. Niestety nie pamięta też, jak wygląda życie bez permanentnego smara. Po raz pierwszy od ośmiu miesięcy zaczynam czuć bezsilność. Starsze, z orderem małego rycerza na piersi, dzielnie walczącego z jesienno- zimowym gównem, latającym w powietrzu, po raz pierwszy od roku się zepsuła. Walnęła od razu z grubej rury, rzygając płucami na odległość.

Od dwóch tygodni jest mnie jakby trochę mniej. Wylogowałam się z blogowania na rzecz dwóch istot, potrzebujących mnie bardziej niż Wy. Wycieram gile, pompuję w małe ciała morze antybiotyków i nic nie dającej sacharozy z medycznie brzmiącą nazwą. Jestem zmęczona. Mówię to głośno.

Sobota. Większość ludzi lata na mopie, cotygodniowym zwyczajem. Ja, z dwójką w składzie 3- latka i 8- miesięczniak, czekam drugą godzinę na pogotowiu. Zapalenie oskrzeli razy dwa.


Od czterech dni koczujemy w szpitalu. Zniżeni do poziomu podłogi, przejechanej naprędce brudną szmatą, inaczej pył i tynk wdzierają się każdą możliwą dziurą, odbębniamy turnus z Nadką na pediatrii. Nie, nie ma miejsc dla rodziców. Można na przykład podzielić się jednym krzesłem na całą salę. Można też przynieść ze sobą bejsbola bo kto sprytniejszy, zbił sobie leżankę z dwóch foteli i dobrowolnie żadnego nie odda. Swojego materaca też nie można mieć bo szpitalna polityka a panie pielęgniarki honorowo polityki pilnują, przypadkowo trącając butem delikwenta w środku nocy. Trzydzieści razy.

Mój umysł nie ogarnia 8-miesięczniaka za kratą szpitalnego łóżeczka a organizm nosi się z zamiarem wywieszenia białej flagi. Lada moment podda się walkowerem, chociaż wie, że nie może. To będzie porażka roku. Już widzę nagłówki gazet: „Nieidealna pieprznęła macierzyństwem”. Na razie jedziemy na oparach, niekiedy oparach absurdu. Z resztą Nadia też nie ogarnia sytuacji. Dziecko na pełnej petardzie, z predyspozycjami do raczkowania i samodzielnego siadania, z zaprogramowanym ruszaniem się 24 na dobę, kontra powierzchnia 140/70. Nie je, nie śpi i wkleja się w moje słabnące już ramiona całymi dniami. Dostaje pier-dol-ca. Z resztą nie tylko ona. Jakby komuś się nudziło i zechciał wpaść ponosić osiem trzysta trzydzieści- zapraszam. A nie, zakaz odwiedzin do odwołania. Zakaz jedzenia i picia na salach. Jeśli przypadkiem jesteś z dzieckiem 24/7 to sory memory, możesz sobie na przykład przykleić żołądek do kręgosłupa. Albo zostawić dziecko pod opieką pielęgniarki, z tym, że ona też nie ma czasu się nim zająć bo właśnie wyciera rzygi dwie sale obok. A, że Nadia wściekle łupie głową w metalowe pręty łóżeczka, istnieje prawdopodobieństwo, że zostawiając ją na dwadzieścia minut, podczas których i tak nie zjem ze stresu, zastanę ją na chirurgii, z pięcioma szwami na głowie. Kiedy w końcu zasypia, nie wiem czy mam w tym czasie sikać, jeść czy wyciągnąć zapałki spod powiek. W rezultacie siedzę i patrzę na nią bo za chwilę i tak na bank się obudzi. Śmiem wierzyć w to, że piguły mają jakąś funkcję wykrywania śpiących dzieci. Zawsze wtedy jest kroplówka, antybiotyk, inhalacja, chuje muje, dzikie węże… I nie, żeby cicho, na paluszkach. Jebnięcie drzwiami jest wprost proporcjonalne do głębokości snu. I zawsze na tyle odpowiednie, by obudzić dziecko.

O warunkach szpitalnych można by długo i intensywnie. Zaczynając od przyjęcia na oddział i tony papierów do wypełnienia, przez wywiad, w którym podajesz wszystko, od rozmiaru buta do długości penisa pradziadka, do zameldowania na szpitalnej podłodze. Pediatria, łamane przez obóz cygański nie widziała tylu przyjęć od dnia kiedy można było się inhalować zapachem świeżej farby. Wczoraj 10 (słownie: dziesięć) przyjęć kaszlących, rzygających i ledwo widzących na oczy dzieci. Małe ciałka przelewają się przez ramiona rodziców, pielęgniarki tasują łóżkami równie zwinnie co kasjerzy w kasynach. Jelitówki przeplatają się z oskrzelami, strach kichnąć bo istnieje ryzyko, że osrasz pół sali.

Do tego w szpitalu aktualnie trwa remont. Niby nigdy nie ma na to odpowiedniego momentu, ale szczerze cieszę się, że nie muszę rodzić ze świadomością, że do cipci sypie mi się tynk. Noworodki i dzieci też nie mają łatwo. Co chwilę pod salami dwóch Wieśków testuje nową Makitę, drąc mordę przez cały korytarz. Panowie- wystarczy najpierw wyłączyć wiertarkę.

Z „przyjemnością” wspominam okres, kiedy Hanka była chora. Hanka. Chora. Sama. Pół biedy kiedy drugie dziecko jest zdrowe i można zesłać je do przedszkola. Gorzej, jeśli trzeba włączyć kombinatorykę, komu, gdzie i o której podrzucić to drugie- także chore bo przecież pierwsze w szpitalu.

Logistyka level master.

 

 

 

16 Komentarzy/e
  • Monika

    Odpowiedz

    Boszzzz…. Tak bardzo współczuję…. ile my matki musimy znosić… rozumiem Cię doskonale, mimo, że na razie jedno dzieciątko na liczniku. A i czasami z tym jednym mamy problem logistyczny, bo oboje pracujemy w innym mieście niż mieszkamy.
    Życzę dużo zdrowia, wytrwałości i siły. Mam nadzięję, że niedługo skończy się Wam ten maraton i będzie wszystko OK!!!!!!! Trzymajcie się i zdrowiejcie szybko!!

  • Ania

    Odpowiedz

    Trzymaj sie kobieto dasz radę ja tak spedzilam 2 miesiace na krzesle w szpitalu. Po dwóch tygodniach nic nie robiłam tylko plakalam następny tydzien to obrywalo sie mezowi a pozniej lekarze zobaczyli ze moje wory pod oczami sa juz po kolana to dostałam fotel bo jak sie wtedy do wiedziałam jeszcze trochę u nich mialysmy goscic. Córka miala zapalenie płuc a trafilysmy tam na 5 dobe jej zycia ?

  • Gosia

    Odpowiedz

    Wiem co Pani czuje, równo rok temu „wylądowałam” ze swoim 3-latkiem w szpitalu, 3-dniowa walka lekarzy o niego,lekarze nic nie wiedzieli, pakowali antybiotyk i modlili się żeby pomogło, po 3 dniach powrót po długiej i bolesnej podróży a w domu roczny brzdąc, który jak każde dziecko potrzebuje uwagi, przytulenia itd. + koczowanie przy łóżku, dom-szpital. 3mamy Mocno Kciuki za Was 🙂

  • Julka

    Odpowiedz

    O raju współczuję… trzymaj się, choć nie wyobrażam sobie nawet jak Ci trudno… ściskam mocno

  • iwona

    Odpowiedz

    Jak bym czytala o sobie. Z tym ze do noszenia mam półroczne 9.100. Sily i zdrowia!

  • Kaśka

    Odpowiedz

    Pamietajmy i się pocieszajmy
    Kiedyś to minie?
    Ja rowniez mam dość. Jestem mamą trójki. Starsze przynoszą wirusy ze szkoly przedszkola. I my je wszyscy razem gromadnie przechorowujemy. Moja Jagna też 8 miesięcy. Rzadko kiedy da odpocząć bo albo chora albo zęby albo jakiś skok , szczepienia. Jeszcze w nocy non stop na cycu. Mam dość. Uff to się wygadalam już mi lepiej?

    • Kaśka

      A sytuacja w szpitalach naszych to horror.
      Bardzo Wam życzę szybkiego powrotu do zdrowia. I aby ta zima z tym całym swoim kolezenstwem wirusów sobie już poszła i dała nam żyć ?

  • Ana

    Odpowiedz

    współczuję, bo wiem co przechodzisz. Jeszcze w grudniu byliśmy tylko na diagnostyce i te chore szpitalne zwyczaje to jest hardcore. Szczególnie toaleta poza oddziałem dla rodziców. U nas był chociaż materac do spania, ale tak wąski, że w żaden sposób nie można spać na nim z dzieckiem. Zakaz wychodzenia choćby na korytarz, nie mówiąc o jakiejś sali zabaw. Życzę dużo zdrowia i siły!

  • Anita

    Odpowiedz

    Dużo siły fizycznej i psychicznej życzę. Zdrowia dla Maleńkiej córeczki. I jedyne co mogę poradzić, żeby utrzymać zdrowie , jak już oczywiście wrocicie do domu, to nie posyłać Hani do przedszkola. Może i metoda trudna ale jedyna skuteczna. Ważniejsze zdrowie Maluszka , niż kilka zabaw w przedszkolu starszaka . Nie ma obowiązku przedszkola. Na pewno wyjdzie to na zdrowie Nadusi.
    Pozdrawiamy

    • matka-nie-idealna

      Nie zostawię Hani w domu bo po pierwsze, cały czas pracuję. Po drugie, Hania była zdrowa przez cały rok, do teraz. Rezygnacja z przedszkola nie wchodzi w grę, co więcej, Nadia od maja idzie do żłobka)

  • samuelowo.blog

    Odpowiedz

    My również dwa tygodnie temu wróciliśmy ze szpitala. Po raz drugi w ciągu
    ostatnich dwóch lat. Przy czym pierwszy pobyt to było piekło. Oprócz tego, co Pani opisuje lekarze potraktowali mojego syna jak królika doświadczalnego. Morze łez i wypis na żądanie. Najlepiej byłoby, aby ktoś został z dziećmi chociaż na pół godziny… A Pani mogła wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć powietrza. Chociaż tyle.

  • Kasia

    Odpowiedz

    Wszyscy w Pl ktorzy byli w polskim państwowym szpitalu wiedzą,że warunki są skandaliczne(nie licząc szczątkowych przypadków).To jest paranoja,żeby rodzic nie mogł przynieśc z domu materaca(który powinien zapewniać szpital!)Rodzic to natręt,tylko że bez niego pielgniarki miałyby 3 razy wiecej roboty przy dzieciach.
    Poród w pl to rzeź, a szpital niewiele lepszy*

  • Kasia

    Odpowiedz

    *Natalia a wyobrażasz sobie,że musisz zostawić niemowle lub kilkulatka samego w szpitalu na tydzień i oglądać go przez szybę?Bo 30 lat temu tak było…

  • balinkaz

    Odpowiedz

    Zgadzam się z Kasią – szpitale w Polsce to jakaś porażka. Wystarczy, że byłam np. w Holandii a jaka jest różnica (na plus oczywiście). Jesteśmy częścią Europy to powinniśmy mieć lepsze szpitale…

  • Jaca

    Odpowiedz

    Mam nadzieję, że Pani już wyszła i wszystko w porzadku z dziećmi. My z Żoną właśnie przerabiamy x2. Ale ja nie o tym…
    Dziękuję za uśmiech, bo świetny wpis Naprawdę. Potrzebowałem tego i Żona też. Bo to Ona mi zostawia włączone co ciekawsze stronki na lapku, więc wiem, że też czytała.
    PS. Pracuje w logistyce, magazyn z 24 półgłowkami to pikuś przy 2 chorych bobasach.
    Logistic Level USArmy.

  • Andzia

    Odpowiedz

    Ciężko jest być mamą…ale słowa wypowiedziane małej istotki „mama”, uśmiech…jest to coś co nie da się kupić za nic…i zapomina się o przykrych sytuacjach, o nie przespanych nocach….

Skomentuj