Szpital to nie zoo.

39 komentarzy

Poród.

Długo wyczekiwane zwieńczenie dziewięciu miesięcy ciąży. Jesteś wykończona i obolała. A w zasadzie masz ochotę przemalować pyskiem szpitalne kafle.

Ja po swoim porodzie czułam się jak wciągnięta, przeżuta i wypluta przez maszynkę do mięsa. Bardziej zmęczona byłam tylko po próbie przebiegnięcia trzech kilometrów. Ja i bieganie totalnie się nie lubimy i nie kumamy. Przy życiu trzymała mnie adrenalina i świadomość, że w moim życiu właśnie zameldował się nowy człowiek a ja po raz drugi mianowałam się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Przewożą cię na salę noworodkową, stawiają przy łóżku akwarium z nowym narybkiem, wkładają pod wymęczony tyłek podkład i zostajesz sama. Albo przynajmniej chciałabyś zostać sama.

Chciałabyś przystawić dziecko do piersi, zrzucić szpitalną kołdrę i wywietrzyć bramę do innego świata bo na dworze plus dwieście stopni. Albo chciałabyś wstać i iść kulturalnie się wysikać. Tylko najpierw musisz pozbierać klamoty bo wokół siebie stworzyłaś Meksykańską Masakrę Dziecięcą Główką. I w końcu kiedy pacholę uśnie, chciałabyś odespać kilku/nasto godzinny maraton porodowy.

Ale nie możesz.

Nie możesz bo przy łóżku obok akurat zebrała się audiencja noworodkowa. Pół wioski się zjechało. Mama, tata, brat, ciotka ze strony matki, trzecia woda po kisielu i sąsiadka z poprzedniego osiedla. I trzy koleżanki z byłej klasy z mężami, które widziałaś pół roku temu.

Nie możesz zaświecić tyłkiem i zebrać się po porodzie pod prysznic. Bo musiałabyś uraczyć towarzystwo mało estetycznym obrazem nędzy i rozpaczy twojego krocza i wszystkiego, co z niego wypłynęło.

Nie możesz odpłynąć obok swojego dziecka, bo przy łóżku naprzeciwko rozlegają się ochy, achy i orgazmy zachwytu nad nowym życiem. Do tego plotka goni plotkę bo przecież od wczoraj, od dnia porodu Ziemia ruszyła w drugą stronę.

Krępujesz się wyciągnąć pierś, zwłaszcza kiedy jesteś pierworódką bo idzie ci to cholernie niezdarnie i musiałabyś wyłożyć całe zawory mleczne na widok dziadka koleżanki po przekątnej. I wujka. I koleżanki, co to uważa, że publiczne karmienie piersią to jawna pornografia i terror laktacyjny.

I kiedy tobie do szczęścia potrzebny jest jedynie spokój, sen i tasak do odrąbania piersi, przez salę przelewają się pielgrzymki gratulacyjne.

Kilka tygodni przed urodzeniem się #2 zdecydowałam, że nie chcę odwiedzin w szpitalu. Miał mi towarzyszyć jedynie PT i Hanisława. To miał być mój czas, nasz. To nowe, bezbronne życie już w czasie porodu dostało tylu nowych bodźców, że nie potrzebne były jej kolejne atrakcje. Ja byłam wypompowana i mogłam spać 24h/dobę. Po porodzie pani doktor poprosiła by ograniczyć ilość odwiedzin ze względu na obniżoną odporność dziecka. A to dziecko ważyło trochę ponad 2,5 kilo. Była mała, krucha i jedyne czego potrzebowała to mleko mamy i spokój.

Odwiedziny postanowiłam ograniczyć również ze względu na szacunek do współlokatorek. Zakładałam, że one również potrzebują spokoju i odpoczynku. Że niektóre sytuacje mogą być krępujące. Że każda nowa osoba to zarazki przynoszone zewsząd.

Niestety po szpitalu wciąż przewijały się pielgrzymki adoracyjne. Położne nie nadążały z wywalaniem gości z ciasnych, dusznych sal i ciągle grały tą samą melodię „Bardzo proszę o opuszczenie sali”.

Z jednej strony nie dziwię się, że kobieta może chcieć pochwalić się swoim szczęściem. Z drugiej strony, świeżo upieczona mama powinna wziąć pod uwagę inne rodzące, które niekoniecznie takiego przemiału mogą sobie życzyć. Pierwsze dwie/trzy doby po porodzie powinny być czasem odpoczynku bo prawdziwa jazda dopiero się rozpocznie. Naprawdę nic się nie zmieni od urodzenia do momentu wyjścia ze szpitala. Jeśli tak bardzo chcemy się pochwalić dzieckiem, zawsze są MMS-y i telefony. Poza tym, jak to jest, że osoby, które na co dzień mają nas w poważaniu a kontakt ogranicza się do SMS-a na urodziny i z okazji świąt nagle czuje się w obowiązku nas odwiedzić?

W niektórych szpitalach rozwiązaniem są sale wizyt, co dla mnie jest rozwiązaniem idealnym. Na sali powinna być tylko matka z dzieckiem i ewentualnie ojciec. Inne rozwiązanie to ograniczenie godzinowe i czasowe wizyt, co jest praktykowane w szpitalu, gdzie ja rodziłam. Niestety nikt się do tego nie stosował i pielgrzymki odbywały się również poza godzinami odwiedzin. I trwały znacznie dłużej niż 10 minut.

I tutaj mały apel. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli ktoś odwiedzi nas i dziecko po wyjściu ze szpitala. Przez kilka dób dziecko nie zmieni karnacji, nie zacznie chodzić ani mówić. Będzie wyglądało tak samo. Miejmy szacunek do siebie, do swoich współlokatorek a tym bardziej do dzieci, które w okresie okołoporodowym potrzebują spokoju i odpoczynku i czasu żeby nabrać odporności.

Zdjęcie z serwisu flickr.com

39 Komentarzy/e
  • veronica

    Odpowiedz

    Amen. Zgadzam sie z kazdym zdaniem.ja rowniez zakazalam odwiedzin w szpitalu poza M. i sama tez nie latam do kolezanek,tak jak ty uwazam ze to wyjatkowy czas poznania sie i zarezerwowany dla najblizszych. Buzaki dla Hani i dla #2

  • Ilona

    Odpowiedz

    Szalenie ważny temat.Gdybym wiedziała o tych pielgrzymkach…zainwestowałabym w jednoosobową salę.Serio.I byłyby to dobrze wydane pieniądze.To powinien być święty czas matki, dziecka i tych najbliższych z najbliższych… W tych pierwszych dobach naprawdę należy zbierać siłę na dalsze dni i tygodnie… a nie rozdawać uśmiechy na prawo i lewo, i być dostępną dla ogółu.Ja przynajmniej tak bym wolała.

  • Karolina

    Odpowiedz

    Mnie nie przeszkadzały pielgrzymki, bo miałam ich mało. Ale też czułam się wypluta, było mi gorąco i nie fajnie.

  • Patrycja

    Odpowiedz

    Rodzilam w 2013r. Pierwsze dziecko. Po porodzie bylo jak piszesz. Ja sama z dzieckiem, a obok tabor cyganski. Ale mnie to nie ruszalo. Nie mialam krepacji. I tak szanse na ponowne spotkanie tych ludzi byly male, wiec mi to zwisalo. Bardziej mnie wkurzalo, ze nie moglam otworzyc okna, bo dziecko 15m dalej przewieje… masakra jakas.

  • Karolina

    Odpowiedz

    Całe szczęście w moim szpitalu są sale rodzinne ale tam może przebywać tylko jedna osoba z zewnątrz a na wspólnych salach nie ma odwiedzin.

  • Magda

    Odpowiedz

    W pelni sie z tym zgadzam.przychodzil do mnie maz raz dziennie na chwile badz mama. starali sie byc jak najciszeh sie da.A do kolezanki obok w ciagu dnia moze nawet z 10osob bylo w tym 5naraz .byli chodzili po sali krzyczeli patrzyli sie na nas,inne matki. Bylo nas na sali 4 jak do kazdej z nich przyszlo po kilka osob naraz nie dalo sie oddychac.wstac bez wzroku innych na sobie czy osciagnac mleka

  • karolina

    Odpowiedz

    Bardzo dobrze powiedziane. U mnie na sali u współlokatorki goście byli cały czas, raz do 23.. Chciało mi się wyć do księżyca, choćby dlatego, ze walczyłam z karmieniem piersią, byłam obolała, a dziecko spadało z wagi.. Nie miałam ani chwili spokoju, męczyłam się schodząc z łóżka do dziecka (byłam po cc) żeby nie świecić gołym tyłkiem. Masakra..

  • Kretucha

    Odpowiedz

    Całe szczęście w szpitalu, w którym dwukrotnie rodziłam (szpital im.F.Raszei w Poznaniu) po pierwsze sale na położnictwie są 2-3 osobowe, a po drugie oddział jest zamknięty i personel wpuszcza gości wyłącznie w godzinach odwiedzin (14-18, nawet dla ojców). Ponadto każda z mam może mieć tylko jednego gościa w danym momencie i zabronione jest wprowadzanie dzieci do lat 14 🙂

  • MatkaOlka

    Odpowiedz

    Ja np potrzebowałam tych odwiedzin, może z racji tego że miałam pojedyncza sale, której się bardzo domagalam. moje Dziecię urodziło się po 13h męki, zakończonej i tak cesarka o 23.35. Tej nocy nie przespalam, dlatego kolejna „oddałam” je położonym. Tak naprawdę tylko jedna noc w szpitalu z nim byłam. Potrzebowałam tego towarzystwa jak cholera, szczególnie kobiet bo nic nie wiedzialam.

    • matka-nie-idealna

      pojedyncza sala to coś innego… 😉

    • MatkaOlka

      Ale mimo to też jestem za szacunkiem wobec spokoju innych Pan, jak i ich dzieci. Nawet mnie już któraś z kolei wizyta zaczęła męczyć. Szczególnie jednej koleżanki, która zaczęła robić zdjęcia, gdy karmilam mimo moich protestów. Ludzie w chwili narodzin cudzego dziecka zaczynają być niemozliwi

  • Madzior

    Odpowiedz

    Rodzilam 11 mc temu i u nnie tez byla lolitka z calym tabunem wsi. To nie bylo jej pierwsze dziecko a moje tak. Jej po porodzie wszystko przeszkadzalo ale odwiedziny nie.po naturalnym porodzie wyfiokowala sie niby taka bez sil.a ja czulam sie jak ten wymoczek zlaszcza po cesarce i paru jeszcze innych dolegliwosciach tak ze do horroru poszlabym grac bez zadnych upiekszen. Zgadzam sie z toba 100%!!!

  • beata

    Odpowiedz

    A ja się zgadzam tylko częściowo z tobą bo dwie wizyty które miałam podniosły mnie na duchu i kilka osób co było niestety nie zrodziny pomogły mi przy dziecku (bo chyba instynkt mi jeszcze nie dzialal) jedyne co mnie w odwiedzających wkurzalo to to że przychodzili gromadami i siedzieli godzinami pojedyncze osoby które umieją się zachować w szpitalu są dla mnie jak najbardziej spoko.

  • Weronika

    Odpowiedz

    Na szczęście, w szpitalu w którym dwa razy rodziłam nie ma odwiedzin na sali, właśnie ze względu na to ze leży na niej kilka pań no i pewnie na zarazki. Jest to dla mnie idealne rozwiązanie. Wiem, ze wielu paniom to przeszkadza, a mi wcale. Odwiedziny są tylko na korytarzu, jeśli jesteś w stanie wyjść z sali to ok 😉 także swiecisz wszystkim co masz tylko przed kolezankami z sali :p

    • Justyna

      Bardzo dobry pomysł aby odwiedziny były tylko poza salą. KIedy u koleżanki obok cały dzień od świtu do wieczora siedział mąż, ja byłam bardzo skrępowana no i spięta, bo to jednak obcy facet. Czas po porodzie jest naprawde dużym przeżyciem bez względu na to czy to pierwsze dziecko czy kolejne, i matka powinna sie skupić na dziecku i sobie, a jeśli co ją rozprasza to nie jest fajnie.

  • Wiola

    Odpowiedz

    Dobrze powiedziane. Ja już na wstępie zaznaczylam. .. szpital to nie hotel do odwiedzin. Więc tylko mąż przychodził. Oprócz tego miałam szczęście że byłam na pokoju z jedną panią. Obie nie miałyśmy dzieci przy sobie bo były na intensywnej terapii ale to co działo się na innych pokojach to jakaś chora sytuacja…..

  • Natalia

    Odpowiedz

    Niestety nie do końca mogę się zgodzić. Pol roku temu urodziłam synka. Leżałam w szpitalu gdzie zakaz odwiedzin nawet przez męża. Brak sali dla odwiedzających. Wtedy myślałam że to super. Po porodzie okazało się ze mój synek jest typem płacząc około 23 h na dobę. Darł się non stop. Z powodu zoltaczki byłam 6 dób. W tym czasie prawie nie spałam. Nie kapalam się. Prawie nie jadłam. Masakra .

    • matka-nie-idealna

      Dlatego ja napisałam, że możliwość powinien mieć jedynie ojciec dziecka i być może rodzeństwo.

  • Julka

    Odpowiedz

    Ja miałam tyle szczęścia, że na sali dwuosobowej byłam finalnie sama. Niestety dosłownie bo Zuzka nie dosć że urodziła się poniżej 2500 g to z infekcją i w drugiej dobie została zabrana do CZD na Ligotę. Wtedy doceniłam brak wspóllokatorki, bo nie wyobrażam sobie być na sali ze szczęśliwą mamą z dzidziusiem, poza tym dopadł mnie potężny dół więc potrzebowałam męża a też jeździł do Zuzi i pracował.

  • Barbarella

    Odpowiedz

    Ja rodziłam w lutym i akurat wtedy w szpitalu został wprowadzony zakaz odwiedzin z uwagi na sezon grypowy. Strasznie było mi przykro i chciało mi się płakać…do czasu kiedy to nie zaczęłam dostawać telefonow i smsów od osób których nie widziałam lata a które chciały mnie bardzo odwiedzić – WTF? Na szczęście nie było takiej możliwości. Ale, bo przecież zawsze jest jakieś ale…

  • Barbarella

    Odpowiedz

    (cd.) Ale niestety zakaz dotyczył również tatusiów co uważam za duży błąd. Oczywiście mąż przychodził bo przynosił mi różne potrzebne rzeczy, ale podawał je na korytarzu i nie mógł zostać.
    Dla mnie było to trudne bo potrzebowałam jego obecności ale myślę, że równie trudne było to dla niego bo zakochał się w naszej kruszynce od pierwszego wejrzenia a potem tęsknił.

  • Barbarella

    Odpowiedz

    …Oczywiście po tajniaku przemycałam Małą żeby ją zobaczył, ale to nie to samo co móc ją przytulić.
    No ale jak to mówią było minęło 🙂
    P.S Albo ja raka gadatliwa albo tu jest za mało miejsca w komentarzy 😛

  • Sam

    Odpowiedz

    Święte słowa. Też zakazałam odwiedzin oprócz Małża. Chyba po 3 dobie przyjechał dopiero teść i moja Mama. Teściowej ktoś naopowadał, że może się od noworodka zarazić żółtaczką fizjologiczną, wiec chociaż z tym był spokój. Natomiast do dziewczyny leżącej obok non stop przychodziły pielgrzymki, a to rodzice, a to koleżanki, ciotki i inne cholery.
    Zgadzam się w 100% 🙂

    • Monika

      Do mojej teściowej by to nie przemówiło. Szkoda…

  • Dominika

    Odpowiedz

    możliwość odwiedzin wyłącznie dla ojca. Nawet co do rodzeństwa mam wątpliwości, bo dzieci dla dzieci to największe zagrożenie epidemiologiczne.
    Jesli chodzi o mnie, to nikt mnie nie pytał, czy chcę odwiedzin. Byłam skrępowana. Swoim wyglądem, zmęczeniem i modliłam się, żebym nie musiała wystawiać cyca..

  • Mama Emilki i Natalki

    Odpowiedz

    Hmmm….Może nie jestem za całkowitym zakazem odwiedzin u świeżo upieczonych mam, bo sama wiem po sobie że potrzebowałam kontaktu z bliskimi, zwłaszcza teraz, po drugim porodzie, z mężem i starszą córką, ale na pewno za OGRANICZENIEM ODWIEDZIN i ILOSCI ODWIEDZAJACYCH! Bo zwłaszcza dla kobiet rodzących po raz pierwszy, karmienie piersią, wstawanie z łóżka itp są bardzo krępujące 🙁

  • MamaFranka

    Odpowiedz

    U mnie na sali, małżonek współlokatorki zamówil sobie pizze…także tego….

  • Anka

    Odpowiedz

    W moim szpitalu jest sala odwiedzin, na oddział nie miał prawa wejść nikt oprócz kobiety i jej nowonarodzonego dziecka. Nie wyobrażam sobie by w tych trudnych dniach, kiedy fizjologia tak mocno daje o sobie znać krepowala mnie obecność obcych ludzi. Serio jest tak w niektórych szpitalach?

  • Aga

    Odpowiedz

    Gdy rodziłam był całkowity zakaz odwiedzin, bo panowała grypa. Rzeczy podawane były przez pielęgniarki. Szczerze, pasowało mi to, że nikt nie przychodzi. Gdy dziecko spało, to ja też. Cisza, spokój:) Nie wiem jak jest w sutuacji kiedy odbywają się pielgrzymki. Pewnie nieciekawie.

  • Anula

    Odpowiedz

    W sąsiedniej sali była właśnie taka pielgrzymka, 6 czy 7 osób. Położna z przekąsem pyta: „a więcej was już nie ma?” na co jeden facet zupełnie serio:”są, ale czekają na dole, aż wyjdziemy, bo nie chcieliśmy tłumu robić” 😉 😉 😉

  • Gosia

    Odpowiedz

    Szczyt wszystkiego osiągnęła chyba moja teściowa – byłam po trzeciej cesarce zakończonej komplikacjami, na silnych środkach przeciwbólowych, ledwo żywa i przytomna a ona (razem z siostrą męża) postanowiła uraczyć mnie odwiedzinami o … 20:30; pielęgniarkom urządziła karczemną awanturę, że nie chcą ich wpuścić a potem, że nie pozwoliły popatrzeć jak kąpią jej wnuka/bratanka…

  • MamaGosia

    Odpowiedz

    Zgadzam się w 100%. Gdy urodziłam pierwszą córkę panował sezon grypowy i na moje szczęście był zakaz odwiedzin. Z drugą niestety z braku miejsc leżałam w jednoosobowej sali z drugą panią. U mnie był 2 razy mąż i tyle. U pani obok cała rodzina i koleżanki. Mąż tej pani przyniósł bukiet róż, położył na przewijaku i jeszcze się krzywił gdy poprosiłam, żeby zabrał bo chciałam małą przewinąć. Masakra!

  • Paulina

    Odpowiedz

    I tego właśnie boję się najbardziej. Najazdu każdego z osobna. Boję się tego bardziej niż porodu- naprawdę. Cenię sobie prywatność, a zdanie „po porodzie będzie Ci wszystko jedno” do mnie nie przemawia. Bo nie świeciłam cycem wujkowi wcześniej, to czemu mam pokazywać teraz? Mam nadzieję, że uda mi się być na tyle stanowczą, że po prostu będą bali się podejść. OBY

    • Joanna

      Poproś pielęgniarki o pomoc w tym temacie 🙂 Niech kłamią, że śpisz albo zakaz odwiedzin. A w ogóle to kto się do noworodka na salę szpitalną pcha bez zaproszenia? No i skąd będą wiedzieć, w którym jesteś szpitalu, jak nie zostaną poinformowani?

  • Monika

    Odpowiedz

    Właśnie z tego względu wybrałam inny szpital niż miałam najpierw w planach. Nie chcę by po porodzie kiedy będę żyła resztkami sił ktoś zakłócał mój spokój albo nie daj Boże będą przychodzić pielgrzymki do sąsiadki z pokoju. Nie i koniec! Szpital, który wybrałam ma salę odwiedzin i to jest zbawienie. Do tego dziewczyny zaopatrzcie się w stopery do uszu! Po co płacz innych dzieci ma wam zakłócać sen

  • Ania

    Odpowiedz

    Ja tak samo uwazam ze swieza matke i nowe narodzone dziecko mozna odwiedzic nawet miesiac po porodzie a nawet i pozniej. W moim szpitalu byla sala odwiedzin i mnie odwiedzal tylko moj M i moja Mama, ale do jednej kobiety przyszla chyba cala rodzina naraz… 15 ludzi nie przesadzajac.. I wchodze ja, Matka, pierworodka, i nikt miejsca mi nie ustapil.. Taki szacunek

  • Beata

    Odpowiedz

    Święta prawda! Ja przed porodem zapowiedziałam, że oprócz mojego M nie chce nikogo więcej w szpitalu chyba, że poproszę. Moja szwagierka nie potrafiła po porodzie zrozumieć dlaczego, bo ona tylko „na chwilkę” wpadnie i się obraziła, że mój M jej nie wpuścił. U rodzącej obok wiecznie tłumy, ale w D.e miałam czy komuś przeszkadza Cyc na wierzchu czy nie, ważniejszy był dla mnie syn i jego potrzeby:)

  • Mila

    Odpowiedz

    A dla mnie te odwiedziny były bardzo pomocne. Kiedy przychodzili bliscy mogłam spokojnie isc do toalety, wykapać sie czy porozmawiac i nie myslec o bólu. Odwiedziny były raczej krótkie. W pierwszej dobie prawie nie miałam przy sobie dziecka i obecnosc bliskiej osoby była bardzo pomocna, bałam sie zakażeń, okazało sie ze dziecku podawany jest FFbaby, syntetyczna flora bakteryjna.

  • Gosia

    Odpowiedz

    Mi pielgrzymki przy pierwszym dziecku nie przeszkadzały bo bylam za bardzo podekscytowana ze mam w koncu dziecko….Ale nigdy nie zapomne jak moja tesciowa w obecnosci moich rodzicow i męża zaczela rozchylac mi szlafrok zeby zobaczyc czy mam rozstępy na brzuchu. Czulam sie podle.

Skomentuj