Ulepimy dziś bałwana?

13 komentarzy

Pamiętam czasy, kiedy hitem podwórkowego trzepaka były „karteczki”. Każde dziecko przechadzało się po dzielni, nosząc w zębach segregator z papierami wartościowymi, odkrywając w sobie żyłkę przedsiębiorcy i negocjatora w jednym, pytając: „A za tą? Co chcesz? Nie, nie. Mogę Ci dać co najwyżej dwie małe”.

Pamiętam też czasy, kiedy w każdym domu, w każdym dziecięcym pokoju i każdych dziecięcych rękach królował tetris, naparzany godzinami, na małej konsolce z grami, na współę z bratem/mamą/tatą. Miałam taką za dzieciaka i razem z panią Marzenką z przedszkola, biłyśmy rekordy o 6 rano, kiedy to normalne dzieci jeszcze spały, a ja jako dziecko pani z kiosku, przysypiałam na przedszkolnym dywanie, w momencie otwarcia przedszkolnych bram.

Wkrótce tetrisa i zieloną konsolkę z żółtymi przyciskami zastąpiło Tamagotchi. U Chińczyków za całe 40 złotych a na tamte czasy to był spory wydatek. Żebrałam przed rodzicami, obierałam ziemniaki i szorowałam kible, aż wyszorowałam sobie takie cudeńko własne, własniutkie. Problem pojawił się gdy rodzice nie pozwolili mi zabrać Tamagotchi do szkoły i zostałam sadystką, ze szczeniakiem przymierającym głodem.

W międzyczasie były pieski, szczekające wściekłą mechaniczną melodyjką i robiące salta niczym sprawna rosyjska gimnastyczka, którym to mój tatuś pieprznął kiedyś o ścianę, cedząc coś na wzór „a idź w cholerę pomiocie szatana” a później tłumaczył, że piesio sam z siebie zwalił się z półki. Była lalka na rowerku, na którą to rodzice kredyt w banku na 36 miesięcy zaciągnęli, czyli dłużej niż lalka przeżyła w moich piekielnych paluszkach.

Moda się zmieniała z sezonu na sezon, rodzice wieczorami gryźli poduszkę zastanawiając się, ile, po co i skąd wziąć kasę na kolejne zabawki dla nas. Czasy były inne, zabawek pięć na krzyż i to na spółkę z bratem, młodszym niemalże o dekadę ode mnie.

Kiedy urodziła się Hanka, zasypałam ją wszelką możliwą grającą, wkurzającą i świecącą elektroniką. Szybko pożałowałam, bo okazało się, że producenci zabawek wylewają swoje frustracje i wszelkie życiowe niepowodzenia w pracy, ładując głośność zabawek do maksimum. Kupujesz zabawkę, czując, że robisz coś dobrego dla potomności, bo języki obce, bo piosenki, bo logiczne myślenie, bo inteligencja, bo kolory, a kończysz ubrana na biało, z rękami zawiązanymi na plecach. Do tego okazuje się, że zarabiasz tylko na baterie bo nie dość, że przy projektowaniu producenci sporządzili plan zagospodarowania terenu w zabawce to jeszcze sprzęt żre baterie w błyskawicznym tempie.

Dzieć zaczął dorastać i kumać modę. Ma swoje ulubione bajki, ulubione postaci. Wszystko oczywiście dyktowane trendami zrzucanymi przez media. Nic to, że ja „wolę” edukacyjne, estetyczne drewniane zabawki i takie, które rozwijają intelekt. Dziecko, jak to dziecko ma swój plan, zupełnie różny od mojego.

Aktualnie, od prawie pół roku jesteśmy rodzicami Księżniczki Hanny, która „ante moc”. Wokół „Krainy Lodu” kręci się nasza codzienność. Bluzki z „Krainą Lodu”, spodnie z „Krainą Lodu”, przy czym każda z tych rzeczy jest zajeżdżana do momentu aż odejdzie ze skórą. Do tego kubki, talerzyki, podkładki i oczywista oczywistość- zabawki.


Kiedy Duracell zaproponował mi współpracę, dorzucając coś między zdaniami, że przyślą dla Hanki Olafa- bałwanka opowiadającego bajki, śpiewającego piosenki i ruszającego przy tym całą swoją osobistością, byłam pewna, że dziecko zejdzie mi na zawał. Kojarzycie reklamę tych baterii? Króliczki Duracella, jadą na bateriach do ośmiu razy dłużej. Wśród rodziców panuje taki żarcik, trochę z kategorii czarnego humoru, że dzieciom montują je przy urodzeniu. No i tu nastąpiła pomyłka, bo nie w tym zadzie, w którym trzeba je instalują.

W każdym razie, skupiłam się oczywiście najbardziej na fakcie sprawienia dziecku niespodzianki. Nie myliłam się. Hanisława się cieszy, Olaf robi z siebie bałwana a Nadia wpatruje się w niego jak zaczarowana. Ja przy tym mam okazję na chwilę samotności z kubkiem kawy albo mopem w pakiecie. Do tego dorzucili zapas baterii na kilka miesięcy bo zgodnie z zapewnieniem producenta, Duracell Turbo Max działają do ośmiu razy dłużej niż zwykłe baterie. I to by się zgadzało. Olaf ma ostrą jazdę od paru tygodni i szczerze mu zazdroszczę energii. Ja znam wszystkie bajki na pamięć, Nadia siedzi jak zaczarowana a Hanka wciąż pyta, czy ulepimy dziś bałwana.

 

13 Komentarzy/e
  • Ilona

    Odpowiedz

    Jesteś już drugą blogerką która dostała Olafa od Duracell 🙂 marketing u nich działa hihi 🙂 co do Olafa to mamy go już rok i jest suuper zabawka polecam na prezent 🙂 a baterie u nas tez szły jak woda wiec używamy akumulatorki Może droższe ale ostatecznie wychodzi taniej no i ekologicznej 😉

    rośnie Ci te #2 (klon p. taty ) :))

    • Eve

      Duracell widzę ostro dziala w kręgach matek… Z moich obserwacji wynika, że nie drugą ale trzecią blogerką? Wszyscy chwalą tego Olafa i polecają na prezent ale gdzie go kupić? ? Bo ja chciałam na Święta i niestety TEN model nie był nigdzie dostępny. .. Przynajmniej ja nie znalazłam. ..

  • Klaudia

    Odpowiedz

    Bałwan świetny, moja 4 latka też ma tę moc, ubrania z Elzą, warkocz Elzy i wszystko na czym tylko widnieje facjata Elzy bądź Anny. Na you tube wciąż lecą 3 piosenki na okrągło (mam tę moc, ulepimy dziś bałwana, pierwszy raz jak sięga pamięć), że tak powiem kurwicy można dostać- zwłaszcza gdy dziecko głosu nie ma ale ambicje ma by śpiewać jak Elza ;/ Hania, Anielka i Antoś pozdrawiają Dziewczyny 🙂

  • Paulina

    Odpowiedz

    U nas na tapecie jest obecnie Spaidermen i Strażak Sam,wiec znam ten ból.

  • kretucha

    Odpowiedz

    Jak wczoraj pamiętam te karteczki, tamagotchi, tetrisa czy łapanie jajek do koszyczka 😉 A jeśli chodzi o baterie to skłaniam się ku zakupowi akumulatorków, bo w takim tempie to na zwykłe baterie nie zarobimy… Ostatnio sporo tego zjada mój stary walkman, na którym synuś słucha bajek 😉

  • Ola

    Odpowiedz

    ILONA – ja już widzę 3 blogerkę :/ wszystkie zaczynają pisać to samo 🙁 smutne bo nie chce się czytać po raz enty tego samego. Wiem że okres przedświąteczny i pewnie Olafy wyprzedadzą się w sklepach… marketing, aż żałosne wszystko się robi

  • Marta

    Odpowiedz

    Przyzynam, ze ten Olaf i baterie na wszystkich, wszystkich blogach jest juz męczący.

  • Monika

    Odpowiedz

    A ja mam pytanie z tzw „innej beczki”: co to za mata podłogowa? Aj przydałaby mi się przy moim 8miesiecznym komandosie, co to o raczkowaniu nie myśli tylko sunie przez mieszkanie na brzuchu 😉 może gil spod nosa w końcu by zniknął 😉

  • Fen

    Odpowiedz

    Było miło i się skończyło. Baterii i Olafa mam serdecznie dosyć na dziś. Ile jeszcze reklamujących blogów? 🙁

  • Helena

    Odpowiedz

    Diuracel heheh przy takiej zabawce jak olaf zuzywa bardzo malo energii. Kupcie wypadione autko na pilota.
    Jedyne co ratuje te baterie tylko ladowarka do baterii ale tylko na 2 ladowania!

  • Kobieca Myślodsiewnia

    Odpowiedz

    Ostatnio odkryłam „karteczki” u moich rodziców – ach, te wspomnienia! z namaszczeniem pokazałam je prawie 5-letniej córce… tiaaaa…. poczułam się jak z innej epoki. Brakowało tylko pytania: a gdzie tu się wkłada baterie? 😉 😉 😉

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Czwarty tekst o Olafie i bateriach Duracell…

Skomentuj