Widzę Cię.

9 komentarzy

Kilka dni temu poszłam z dzieckiem na spacer. Pierwszy raz od kilku tygodni, pierwszy raz od dawna. Zawsze jest za zimno, za późno, za ciemno, za choro i za „nie chce mi się”. W końcu ruszyłam 50 kilo człowieka i tyle samo wózka z dzieckiem, zapakowałam cygański tabor, bo już zapomniałam, że jak idzie się z dzieckiem na spacer to trzeba być zaopatrzonym w pieluchy, przekąski, napoje, chusteczki na wypadek gdyby lał Ci się pot po dupie od noszenia tego wszystkiego, zapasowe ciuchy i pół sali zabaw. Zaniosłam, zapakowałam do samochodu, przeklinając w duchu, że mieszkam na końcu świata gdzie wychodząc z domu istnieje ryzyko, że zakopię się w błocie i nie wrócę i pojechałam do ludzi.

Usiadłam w parku na ławce, #2 zawinięta w pierzynę wchłaniała przez sen świeże powietrze. Trochę jej zazdrościłam tego lenistwa, chwilowego resetu i wdupiemiejstwa. Ona tam leżała, pod tą markową kołderką, za którą cztery lata wcześniej sprzedałam nerkę i pół wątroby a ja klekotałam zębami i próbowałam rozmasować zgrabiałe dłonie. Oczywiście, że miałam rękawiczki. Ale przeszkadzały mi w obsługiwaniu telefonu.

Siedziałam na tej ławce i tą zgrabiałą dłonią sprawdzałam maile, obrabiałam zdjęcia, odpowiadałam na komentarze i prywatne wiadomości. Takie mobilne biuro, zawsze przy tyłku, w tylnej kieszeni. Dzięki temu szybko mogę zareagować na każdą aktywność a propozycje współpracy, zanim trafią przed moje oblicze, najpierw mam w dupie.

Minęłaś mnie powoli, z niesmakiem spoglądając na centrum dowodzenia w moich rękach. Prowadziłaś spacerówkę, wokół Ciebie orbitowała dwu i pół, może trzy latka z wózkiem dla lalek. Rozmawiałaś z nią, pokazywałaś bociany za siatką woliery. Chwilę wcześniej szłyśmy równym krokiem obok klatek ze szpakami i zagrody dla kóz. Dziewczynka biegała, zatrzymywała się, pokazywała palcem stado kaczek. A ja wciąż wpatrywałam się w telefon. Wiem co myślałaś. Zwłaszcza wtedy, gdy z impetem władowałam się w ogrodzenie zagrody dla osłów.

„Nawet nie będzie wiedziała kiedy zgubi dziecko”.

Nie wiedziałaś jednak, że to był pierwszy dzień od tygodnia, prawie półtorej, kiedy mogłam przez czterdzieści minut snu mojego dziecka popracować w ciszy. Bo wcześniej tydzień spędziłam w rozjazdach a później trzy dni na wycieraniu gila, lulaniu do snu i pocieszaniu w chorobie dwulatki. Nie wiesz, że mogłam zostać w domu i robić to przy komputerze ale wolałam napompować dziecko świeżym powietrzem. Nie wiesz, że w ten sposób zarabiam na chleb i staram się pogodzić pracę z opieką nad chorym dzieckiem. Nie oceniaj mnie.


Widziałam Cię w drogerii, kiedy stałaś z nastolatką przy półce z podkładami. Wybierałyście korektor do twarzy pokrytej młodzieńczym trądzikiem. Dziewczyna wodziła oczami po markach, Ty coraz bardziej się niecierpliwiłaś.

– Może ten?
– …
– Aśka do cholery, możemy stąd już wyjść?
– Mamo, nie znam się na tym…
– Masz łapy czy ci je pourywało? Mam wszystko robić za ciebie?
– …
– Zaraz mnie szlag trafi. Dziewucho czy ty potrafisz ruszać się szybciej?
– Nie wiem. Obojętnie.
– Przecież jak wysmarujesz se pysk byle jakim, będziesz wyglądała jak klaun.
– Dobra, to nie bierzmy żadnego. Możemy stąd wyjść?
– Wyjść? Nie po to z tobą jechałam do galerii, żebyś strzelała fochy!

Pomyślałam wtedy, że nigdy nie chciałabym mieć takich relacji z moim dzieckiem. Że nie będę tak odzywała się do Hani, nigdy nie powiem tak do Nadii. Że masz kiepski kontakt z dzieckiem i nic dziwnego, że ona nie ma najmniejszej ochoty z Tobą rozmawiać.

Nie wiedziałam jednak, że miałaś zły dzień w pracy. Że szef szurnął Ci papierami o biurko i musiałaś robić nadgodziny a przecież obiecałaś córce, że odbierzesz ją ze szkoły i spędzicie razem popołudnie, bez młodszego brata. Nie wiedziałam, że jest jej przykro z tego powodu i miała świadomość, że macie zaledwie piętnaście minut, żeby zdążyć po niego do szkoły. Nie wiedziałam, że codziennie bierzesz środki nasenne, żeby móc przespać całą noc bez rozmyślania o pracy. I że stres a także olbrzymia odpowiedzialność zawładnęły Twoim życiem.

Nie powinnam Cię oceniać.


Spojrzałaś na mnie w przedszkolu. Twoja córka chodzi do starszej grupy niż Hania. Zlustrowałaś mnie wzrokiem, od góry do dołu i od dołu do góry. Byle jak ułożone włosy, z odrostem domagającym się odświeżenia. Związane na czubku głowy pięć minut przed wyjściem z domu. Bez makijażu, którego nie zdążyłam, a może nie miałam siły zrobić po nieprzespanej nocy. Gorączka, katar i kaszel młodszego dziecka budziły cały dom ze snu. Resztki wczorajszego makijażu, który wtarł się w poduszkę, gdy zasnęłam obok córki na łóżku. Koszulka wczorajszo – nocna, robiąca za piżamę tej nocy. Zmienię ją gdy tylko wrócę do domu- obiecuję. I wezmę prysznic, jeśli tylko dziecko zaśnie na dłużej niż piętnaście minut. Nawet zrobię makijaż i zjem śniadanie. Może uda mi się wypić kawę.

Widzisz tylko ułamek mojej historii. W Twojej jestem zajechaną kurą domową, niedbającą o siebie kobietą. Poprawiasz perfekcyjne blond włosy, okalasz szyję modnym szalem i wyruszasz do swojego korpo świata, współczując mi marnego życia. Ale już jutro wejdę w rytm chorobowy i nabędę zdolności organizacyjnych. W nocy skończę wszystkie zlecenia a za kilka dni, z momentem powrotu #2 do żłobka, ja wrócę do świata żywych.

Nie oceniaj.


Widzę Ciebie. Niegdyś najpiękniejszą dziewczynę w liceum, za którą szaleli wszyscy faceci. Dzisiaj zapuszczoną, czterdzieści kilogramów cięższą matkę dwulatka. Już tyle czasu minęło od porodu a Ty nadal nie możesz wziąć się za siebie. Nic nie zostało z Twojej smukłości. Długie włosy zostały ścięte, wygoda zastąpiła efekt. Mówią, że złapałaś kasiastego na dziecko, że przestałaś o siebie dbać.

Nikt nie mówi, że przez rok faszerowałaś się hormonami bo lekarz dał Ci kilka procent szans na posiadanie dziecka. Walczyliście miesiącami, jeździliście po najlepszych klinikach. Rozważaliście in vitro a kiedy się nie uda to adopcję. W międzyczasie on wybudował dla Was dom, chciał chociaż w małym stopniu wynagrodzić Ci to, czego nigdy mieliście nie mieć. To wszystko nie pozostało bez rezultatu dla Twojego organizmu. Później utrzymanie ciąży, tygodnie w szpitalu. Poświęciłaś swoje zdrowie dla macierzyństwa.

Nie powinnam Cię oceniać.

9 Komentarzy/e
  • MamaEmi&Nati

    Odpowiedz

    Och Nieidealna, jak dobrze jest czytać Twoje przemyślenia…Człowiek tak czesto popada w rutynę, żyje stereotypami i wszystkich mierzy jedną miarą…Jakże ubogą istotą jest ten nędzny, prosty człowiek, który wszystkich klasyfikuje jednakowo nie biorąc pod uwagę, że czyjeś zachowanie może mieć znaczenie głębsze, poważniejsze podłoże niż może to się wydawać na pierwszy rzut oka….Jesteś Wielka 🙂

  • Natalia K

    Odpowiedz

    O tak1!!!! Nic dodać nic ująć, żyjemy w takich czasach ze człowiek człowiekowi wilkiem , zobaczy dana osobę i ” juz zna” jego cala historie

  • Ag

    Odpowiedz

    Tak oceniać potrafią tylko kobiety-matki. Krzyknęłaś dziecko w publicznym miejscu?-„Niektórzy to nie powinni mieć dzieci!” Strasznie jest żyć w czasach, gdzie z każdej dziedziny robi się konkurencje. Która lepiej, która zdrowiej…Nie lubię matek, choć sama nią jestem. Okropna grupa społeczna, potrafi tylko krytykować, oceniać i wytykać błędy. Na palcach jednej ręki można zliczyć normalne matki

  • Mama

    Odpowiedz

    To jeden z niewielu wpisów, pod którym się podpisuje

  • Iwona Bugalska

    Odpowiedz

    Na taki wpis czekałam od dawna, przeczytałam go jednym tchem. Natalia,jesteś do tego stworzona! Nie wyobrażam sobie,że mogłoby zabraknąć tych twoich życiowych wpisów.

  • Karolina

    Odpowiedz

    Wypisz wymaluj moje życie. Super napisane, naprawdę tak jest a wiele kobiet, matek nie zdaje sobie sprawy że tak było, jest i będzie…
    Te, które mają wszystko idealnie to albo mają pomoc bliskich albo są tak super hiper zorganizowane albo po prostu mają szczęście…

    • Dominika Nellka

      Ale gdyby to wszystko straciły to by się zgubiły w życiu . Tak myślę

  • Dominika Nellka

    Odpowiedz

    Piękny jest ten wpis ?

  • Iza

    Odpowiedz

    Podoba mi sie u Ciebie. Masz lekkosc wypowiedzi i mase cennych uwag. Jakbys miala ochote zapraszam do siebie po darmowe grafiki i plakaty ?

Skomentuj