Wielozmysłowy rozwój dzieci. Zostań przez chwilę noworodkiem.

2 komentarze

Długo zbierałam się do tego wpisu.

Po pierwsze, całkiem niedawno zostałam po raz drugi mamą. Od pięciu miesięcy balansuję pomiędzy niemowlakiem a trzylatką i staram się znaleźć jakąś równowagę między macierzyństwem a zdrowiem psychicznym. Dnie poświęcam dzieciom a wieczory poduszce. Po drugie, z racji tego, że mam w domu #2, która ledwo oderwała się od łożyska, chciałam przetestować całe zjawisko na żywym organizmie.

Jakiś czas temu miałam przyjemność wziąć udział w warsztatach na temat wielozmysłowego rozwoju dzieci, organizowanych przez markę JOHNSON’S. Pojechałam tam nastawiona mocno sceptycznie. Kolejna reklama, marka się chce pokazać, zamknę oczy i przetrwam jakoś. Work, work, work… To co zastałam, nie miało z reklamą nic wspólnego. Pół dnia bez dzieci ale o dzieciach chłonęłam z uśmiechem na ustach. Chłonęłam wszystkimi zmysłami, dosłownie i w przenośni.

Nie jestem full time mamą. Nie potrafię założyć sobie pętli na szyję i „siedzieć” z dziećmi 24h na dobę. Muszę zachować dystans, równowagę między swoimi potrzebami a dziewczynkami. Doszłam do tego po roku bycia mamą, praktykuję do dzisiaj i nie żałuję.

Zawsze, natomiast, zawsze stawiam potrzeby dzieci nad swoimi. Jestem mamą w 100%. Zachwycam się każdym uśmiechem, ryczę ze wzruszenia z byle okazji i zostawiam zdrowy rozsądek przed furtką „rozpieszczanie”. Młode jadą na mnie jak na dzikim ośle, robią ze mną co chcą. Kocham te smrody miłością absolutną.

Od zawsze interesowałam się rozwojem swoich dzieci. Przy Hance odrobinę mniej. Tutaj działałam bardziej po omacku, intuicyjnie. Kiedy już lała się krew, dzwoniłam do jednej z mam, przy reszcie byłam Zosią samosią. Przy Nadii, być może z racji 4- miesięcznego reperowania depresji w łóżku, w okresie ciąży, interesowałam się bardziej rozwojem dziecka. Miałam już też 2,5 letnie doświadczenie i poniekąd wiedziałam, czego dziecko potrzebuje.

I w końcu warsztaty JOHNSON’S® So Much More™, w których wzięłam udział, gdy Nadka miała 3 miesiące. Warsztaty dotyczyły wielozmysłowej stymulacji dziecka czyli angażowaniu wielu zmysłów dziecka jednocześnie. Brzmi skomplikowanie, ale to tak naprawdę bardzo intuicyjne. Niesamowite jak poprzez taką stymulację zmysłów możemy wpływać na rozwój mózgu naszego dziecka, a w efekcie wręcz to jakim człowiekiem stanie się w przyszłości. Okazji do tego nie trzeba szukać daleko, bo chociażby codzienne zabiegi pielęgnacyjne są idealnym momentem do tego, aby przekuć je na coś znacznie więcej.

Po pierwsze i najważniejsze, dla dziecka najbardziej istotna jest, nic innego, jak nasza obecność. Mając nas, dziecko tak naprawdę ma wszystko. Jesteśmy w stanie stymulować każdy zmysł dziecka i powoli wprowadzać go w nowy, nieznany i przerażający świat.

Jeden z warsztatów, zatytułowany „Zmysły- rozwojowe okno na świat”, pokazał nam co się dzieje z dzieckiem w momencie porodu, tuż po nim i jak możemy stworzyć niemowlakowi poczucie bezpieczeństwa, respektując jego zmysły.

Po pierwsze, dotyk.

Kiedy urodziła się #2, niezwykle ważny był dla mnie kontakt „skóra do skóry”, tuż po porodzie. To był moment niezwykle intymny dla mnie, Nadii i PT. Wszyscy uczestniczący w porodzie wyszli z sali, światło zostało przyciemnione a ja przez ponad pół godziny leżałam z dzieckiem pod koszulą porodową. Poznawałyśmy się. Do tej pory pamiętam jej zapach, delikatną skórę i niezwykle długie palce. Ona natomiast poznawała mnie na nowo. Czuła szorstkość mojej skóry, mój zapach i głos, znany do tej pory jedynie z momentów, kiedy darłam mordę, że kiszony raz, poproszę.

Nadka po porodzie, z racji malutkiej wagi (2630g), była bardzo wrażliwa. Miałam wrażenie, że każdy dotyk sprawia jej ból, że jej skóra jest niezwykle wrażliwa.

Aktualnie jest ogromnym przytulakiem. Uwielbia być noszona w chuście, przytulana, kołysana, głaskana, całowana i generalnie- dotykana.

Dotyk jest bardzo ważny. Przez odpowiednie zachowania możemy pokazać swoją miłość, ukoić strach czy uspokoić dziecko. Warsztaty pokazały jak ważne jest przytulenie, kontakt skóra do skóry czy kangurowanie dziecka. Pokazały, że przez pierwsze miesiące życia dziecko identyfikuje się z nami, uważa, że jest jednym organizmem z mamą. A najlepsze co możemy zrobić to nie wyprowadzać go z błędu.

Po drugie, wzrok.

Jak wiadomo, wzrok noworodka nie jest do końca rozwinięty. Możemy go stymulować różnymi zabawami, kontrastowymi zabawkami czy po prostu swoją obecnością. Wiadomo, że najszybciej rozpoznawalną twarzą jest twarz matki a zaraz potem twarze najbliższych. Dziecko potrafi podzielić ludzi na „dobrych” i „złych”. Często odpowiada uśmiechem na uśmiech a niemowlak na tej podstawie kategoryzuje nowo poznane osoby.

Po trzecie, węch.

Niezwykle ważny zmysł, stąd też został mu poświęcony dodatkowy blok warsztatowy „Węch- wielka mapa świata”.

Nigdy nie rozkładałam zmysłu węchu na czynniki pierwsze. Często współgra on z innymi zmysłami (np. jedząc pomarańczę, gdy zatkamy nos, nie poczujemy jej smaku). Często konkretny zapach możemy przypisać do konkretnego miejsca lub sytuacji. Wiemy, że za chwilę zacznie padać deszcz, wiemy jak pachnie rodzinny dom, włosy dziecka po kąpieli czy ukochana osoba. Jak się okazało, zapach cytrusów działa na nas orzeźwiająco i pobudzająco. Sprawia też wrażenie „powiększenia” pomieszczenia. Warsztaty prowadziła Marta Siembab, jedyna polska senselierka, ekspert wiedzy związanej ze zmysłem węchu i zjawiskiem zapachu.

Pierwszym zapachem, który czuje dziecko, jest zapach wód płodowych. Kolejnym, zapach mamy, mleka i najbliższego otoczenia. Pamiętam z opowiadań mojej mamy, że kiedy byłam w wieku ledwo odbijającym od podłoża, zostałam pod opieką babci. Histeria poziom zaawansowany, babcia, jako ostatniej deski ratunku, złapała się szala mojej mamy. Dopiero kiedy poczułam jej zapach, uspokoiłam się. Hanisława, która była dosyć długo karmiona piersią, również zostawała z moją bluzką lub stanikiem (nie pytajcie…). Nadka natomiast, musi zasypiać z bawełnianą pieluszką, pachnącą mlekiem, przy buzi.

Po czwarte, smak.

I znowu. Pierwszym smakiem, który czuje dziecko jest smak wód płodowych. Są smaki, które dziecko rozpoznaje już w brzuchu mamy (słodki, czosnek, cebula, itp). Smakiem poznanym tuż po porodzie, jest smak matczynego mleka. I to mleko, zwłaszcza w połączeniu z zapachem cycolka, również stwarza poczucie bezpieczeństwa.

Po piąte, słuch.

Nadka to taki nieskomplikowany organizm- wystarczy włączyć jej suszydełko i odlatuje, a ja z nią. Pierwszymi słyszalnymi dźwiękami dla dziecka jest bicie serca, przepływy pępowinowe i wszystko, co można usłyszeć z poziomu brzucha. Również w późniejszym życiu dźwięki mają dla dziecka istotne znaczenie. Kołysanki, tonacja naszego głosu, głosy otoczenia…

Kolejnym warsztatem było Laboratorium JOHNSON’S Agnieszki Machnio.

I tu byłoby świetne miejsce do zareklamowania produktów ale nic takiego nie nastąpiło. Agnieszka mówiła przede wszystkim o skórze dziecka, o jej delikatności i potrzebach. Nie trzeba używać drogich i modnych kosmetyków do pielęgnacji skóry noworodka czy niemowlęcia. Tak naprawdę najbardziej istotne nie jest to, jakich używamy kosmetyków. Ważny jest zdrowy rozsądek. Ludzka skóra jest inteligentna i nie trzeba wspierać jej emolientami, kremami do pupy etc., dopóki nie pojawiają się problemy skórne.

Hanka to była torpeda. Pasowało jej wszystko i nie było z nią absolutnie żadnych problemów. Jak już wcześniej wspomniałam, skóra #2 była bardzo wrażliwa jeszcze długo po porodzie. Skóra schodziła jej płatami, nie pomagały żadne oliwki, balsamy i maści. Po kilku tygodniach intensywnego moczenia w emolientach, wyszliśmy na prostą i obecnie do pielęgnacji skóry nie stosuję praktycznie nic. Raz czasem, jak mi się przypomni, posmaruję Hasztu po kąpieli czymś co mam aktualnie pod ręką a krem do pupy stosuję jedynie, kiedy pojawi się zaczerwienienie.

Ostatnim warsztatem była Kąpiel- eksplozja zmysłów, Pawła Zawitkowskiego.

W tej kwestii mam zdecydowany kontrast między Hanką a Nadią. Każdą z dziewczynek, w większości, kąpie PT.

Przy pierwszym dziecku, bardzo pilnowałam codziennych rytuałów. Godzina kąpieli była dla mnie świętością. Starsza, najprawdopodobniej w związku z szybkimi szpitalnymi kąpielami, jeszcze całkiem niedawno, nie cierpiała tego robić. Każdego wieczoru darła puchę tak, że było ją słychać przez dwa osiedla a pół kuchni, w której kąpaliśmy dziecko było pod wodą.

Nadia natomiast odbywa cowieczorny chillout w wannie. To moment totalnej relaksacji zarówno dla niej jak i dla osoby kąpiącej. Młoda posyła nieziemskie uśmiechy, nie rusza ją żonglerka ciałem w wykonaniu PT ani woda wlewająca się wszystkimi możliwymi dziurami.

Przy tym wszystkim nie spinamy się i nie jest ważne, czy kąpiel odbędzie się o 17 czy o 19. Nic nie stanie się też, jeśli w ogóle jej nie będzie. Kąpiel jest eksplozją wszystkich zmysłów i fajnie jeśli oprócz typowych czynności pielęgnacyjnych jest to czas sam na sam z dzieckiem, którego czasami brakuje w ciągu dnia.

Każdy z rodziców, zwłaszcza przyszłych i tych świeżo upieczonych powinien mieć możliwość wziąć udział w takich warsztatach. Często nie przykładamy uwagi do rzeczy oczywistych, które dla maluszka są zupełną nowością.

_dsc0250 _dsc0252 _dsc0253 _dsc0256 _dsc0258 _dsc0262 _dsc0266 _dsc0267 _dsc0271 _dsc0272 _dsc0274

Na zdjęciach przeuroczy Leon, zaczarowany przez Pawła Zawitkowskiego.

2 Komentarzy/e
  • Dom Lalek

    Odpowiedz

    To prawda, że pokutuje przeświadczenie, że im droższe i bardziej znane marki kosmetyków tym lepsze dla skóry dziecka. Często jednak jest odwrotnie. 😉 To samo tyczy się zabawek.

    Leon totalnie oczarowany! 🙂

  • Elamela;)

    Odpowiedz

    Ja odkryłam, dzięki książce Giorgii Cozza „Dziecko bez kosztów” olejek migdałowy- tani a rewelacyjny do pielęgnacji pupy dziecka i dużo wygodniejszy i wydajniejszy w użyciu niż zasypka:)

Skomentuj