Żłobek sucks. A Hanisławie się podoba.

12 komentarzy

Kiedy twoje dziecko idzie do żłobka, możesz być pewna, że niebawem twoje problemy żołądkowe awansują na poziom permanentnego związku z muszlą klozetową.
Ja od wczoraj ze strachu tłukę kolanami po szklanej ławie, która lada moment pójdzie w pizdu. I dobrze, bo chciałam cholerę posłać na przetopienie już dawno z racji kilkakrotnego zamachu na życie Hanisławy i wieczne rypanie kantami o moje piszczele.

Tego wyjątkowego- pierwszego dnia wstajesz skoro świt, gdzie wstajesz to odpowiednie słowo do sytuacji, w której zwlekasz zwłoki z łóżka, po zarzynaniu całą noc mężowi basem z głębi zgliszczy płuc, w związku z czym nigdy nie przeklinający małż w nadziei na to, że rzuciło ci się też na uszy, pieje przez sen mało elegancką łaciną. Budzisz niczego niespodziewającego się skazańca i gdyby nie fakt, że za kilka chwil przeżyje coś, co pewnie odbije się hektolitrami łez i gilem po pas, nawet sprawiłoby ci to przyjemność. Rezygnujesz więc z instalacji syreny strażackiej nad jej głową i potulnie mruczysz do ucha, że już pora. Po drodze do miejsca zsyłki twój entuzjazm powoli ustępuje miejsca wyrzutom sumienia, w końcu całkiem znika, lokując się gdzieś w okolicy jelit, przypominając ci o twojej miłości do dwóch liter- WC. Podciągasz skazańcowi ledżinsy, klepiesz na szczęście w pampersa klnąc w myślach, że tobie też by się przydał w danej chwili, wpychasz pod pachę Panią Krowę, której wieczór wcześniej dziergałeś na łapie paralityczne „Hania” i oddelegowujesz do sali zabaw z przykazaniem powrotu za trzy godziny. W domu pierdyliard razy sprawdzasz godzinę, czy jest już „po zupie”, w ciągu trzech godzin nieobecności smarka wypracowujesz sobie miano perfekcyjnej pani domu ogarniając wszystko, co od miesięcy prosiło się o ułaskawienie. Przez cały ten czas tłumaczysz sobie, że jeśli przykleisz się nosem do żłobkowego okna, najprawdopodobniej skończysz w policyjnych kronikach z podpisem 'pedofil’ i w ramach relaksu czyścisz w toalecie miejsca, o których nie miałaś pojęcia. Gdy w końcu wybija godzina „0”, od kilku minut stoisz przyklejona do żłobkowej klamki niczym na promocji w Lidlu, kręcąc bączki butem, rozgrzewając się do biegu. Odbierasz dziecko, wycierasz gila spod nosa (swojego) i gdy już odkleisz młokosa od siebie okazuje się, że wszystko jest dobrze poza faktem, że ze szczegółami możesz opowiedzieć, co danego dnia było na obiad i modlisz się w duchu, żeby ten proszek za miliony monet ogarnął cały syf zawarty na koszulce. Wracasz do domu zastanawiając się, kiedy w końcu poluzujesz gumę w gaciach i zaakceptujesz fakt, że młode w żłobku daje radę. Przez pół dnia obserwujesz pierworodną szukając oznak rozbicia emocjonalnego lub impulsu by naklepać żłobkowym opiekunkom i zerwać umowę ze skutkiem natychmiastowym i z przykrością stwierdzasz, że młodej najwyraźniej się podobało. Żłobek sucks. Dla ciebie.

DSC01390

Proszę państwa, oto miś.

Wszystko jest piękne do czasu, gdy spostrzegasz, że pralka leci na dwóch etatach a pomimo to zapasy dziecięcych szmat ci się kończą, nie uwzględniłaś w wyprawce stu par spodni i tyle samo koszulek.

I wtedy odzywa się do ciebie ona- pani Ania.

„Witam, 

Przez przypadek wpadłam na Pani wpis “O tym, jak Hanisława się lansi w używkach.” – bardzo fajny artykuł – wiem coś o tym bo po moim domu buszuje 5-letnia Daria i 3-letni Filip (choć drożdży w postaci ogólnej im nie podaję, to rosną jakby je pochłaniali kilogramami lub ciuchy leżące w szafie mają tendencję do kurczenia się), a co więcej z “mojej branży”. Będąc jedną z wielu “matek udomowionych” postanowiłam zrobić coś dla siebie i uruchomiłam sklep z odzieżą używaną dla dzieci (…).
Z zawodu jestem kosmetologiem. Z przyczyn zdrowotnych musiałam zrezygnować z kosmetologii. Po urodzeniu dwójki dzieci zostałam z dużą ilością ubranek. Zaczęłam wystawiać je na różne aukcje. Ciuszki nad wyraz dobrze się sprzedawały. I tak od tego się zaczęło… Szybka decyzja o założeniu firmy oraz długie debaty nad nazwą. Zostały wybrane DzieCiuchy. Tania odzież dla dzieci. Postawiłam na dobrą jakość, przystępną cenę oraz znane marki. Zaczęłam szukać firm, osób, które zajmują się sprowadzaniem odzieży używanej z Anglii. Staram się wybierać towar naprawdę idealny, czyli bez dziur, zmechaceń. Wiadomo jednak, że o taki towar trudno. Na początku było ciężko, bo przy dwójce małych smyków ciężko jest się zająć samą pracą. Miło jest patrzeć jak dzieci również pomagają. Jak przychodzi nowy towar córka pomaga w segregowaniu, jak również w przymierzaniu co uwielbia! :-).”
DSC01330
DSC01385
Kamizelka- F&F
DSC01405
Apaszka- Reserved
Pchacz- Chicco
Pani Ania spadła mi z nieba w momencie gdy okazało się, że szafy Hanisławy umierają śmiercią głodową a młoda wyrosła z większości rzeczy. Zbliża się jesień, jeszcze niedawno ograniczałyśmy garderobę do body albo mini barchanów i t-shirta, teraz z lekką dozą przemocy naciągam Hance na głowę więcej warstw ubrań. Przejrzałam ofertę sklepu (klik, klik) a Pani Ania podesłała mi coś na zachętę. I wiecie co? Moje wcześniejsze zakupy używek przez Internet o kant dupy rozbić. Pewnie nie jeden/jedna z was skusiła się aukcją z „prawie nową, w idealnym stylutanie”, posmarować miodem i do porzygu idealny opis a po rozpakowaniu paczki rzecz wylądowała na podłodze i na niej pozostała, zmieniając tylko nazwę na szmatę do podłogi.
Gdy rozpakowałam paczkę z DzieCiuchów, coś zaczęło zalatywać. Hanka fiołkami nie zwykła rżnąć, moja mocno domowa koszulka do fiołków miała jeszcze dalej. Paczka ! Paczka pachniała… świeżością. Ciuchy były wyprane i wyprasowane, nic tylko założyć i się lansić.
Jeśli pytacie czy warto, czy mogę ich polecić- warto. Nie tylko ze względu na jakość ciuchów ale również na pomysł pani Ani, która po urlopie macierzyńskim i fakcie, że nie może wrócić do swojej pracy nie zapuściła włosów na nogach i zapomniała, że wałki do włosów to nie ozdoba, tylko zwarła co trzeba i rozbujała fajny interes.
Jeśli wasze smarki wyrosły ze starych szmat lub codziennie przynoszą ze żłobka/przedszkola obiad na ubraniu, zajrzyjcie do niej koniecznie !
DSC01406
I don’t think so… (-:
DzieCiuchy
12 Komentarzy/e
  • ~jaśkowa

    Odpowiedz

    Kocham twoje opisy ! Masz kobieto talent! Taknsamo czułam się gdy Janek szedł do żłobka. A do sklepu muszę zajrzeć po kombinezon

  • ~Julka

    Odpowiedz

    Pierwsze zdanie Twojego posta idealnie oddaje niedawny mój stan, z tym że przyczyną był rotawirus przywleczony ze żłobka!!! Jak wiadomo jestem prywatną wyrodną matką Twojego bloga, więc mi żadne stresiki nie doskwierały tylko radość z oczekiwanego urlopu wypoczynkowego przy okazji posłania młodej do żłobka 😉 ale rzeczywistość ma się inaczej do wizji i tak z 5 tygodni żłobka, łącznie 3 zostały spędzone w domu… Dlatego życzę aby Hanisława nie chorowała. Moja Zuza żeby nie było hartowana i szczepiona, choroby lekko przechodzi, ale jednak…

  • ~Kasia

    Odpowiedz

    Zdecydowanie tak się czułam podczas pierwszych dni młodego w przedszkolu 🙂

    • ~ola

      Oj znam y to, znamy. Nie zapomnę pierwszego dnia w przedszkolu mojej pierworodnej. Armia przyklejonych do szyby matek ze mną włącznie i panika kiedy któreś z pociech zaczynało płakać. Kiedy wróciłam do domu nie wiedziałam co mam robić, gdzie się podziać. I nagle poczułam straszny smutek i pustkę, no bo jak to – ja, tak sama w domu, a jej nie ma przy mnie. A co jeśli miałabym ją stracić na zawsze…? I tak ona ryczała w przedszkolu, ja ryczałam w domu. Masakra. Na szczęście przeszło, minęło, potem było już tylko lepiej. Pozdrawiam i wytwałości życzę:)

  • ~Assu

    Odpowiedz

    O matko, współczuję! Jestem za samorealizacją, za pracą zawodową, sama mimo przysługującego rocznego macierzyńskiego urlopowałam się 6 mcy, ale dziecka za żadną cenę (pomijam wyjątkowe, tragiczne sytuacje losowe)do żłobka bym nie oddała. Kurcze, nie po to mam dziecko (długo na nie czekaliśmy), żeby je zostawiać obcym wychowawcom, z obcymi dziećmi. Serce by mi pękło. Przeze mnie i rodzinę traktowane z czułością i miłością, tam obrabiane taśmowo. Nie ganię, każdy ma inną sytuację, ale współczuję.

    • Matka-Nie-Idealna

      Ja miałam do wyboru, oddać do żłobka lub opiekunka. Wybrałam pierwszą opcję, chociaż opłacenie opiekunki to dla nas nie problem. Dlaczego? Właśnie dlatego, że są dzieci, są inni ludzie. Chcę by Hanisława miała kontakt z innymi ludźmi a i choroby żłobkowo-przedszkolne przejdzie teraz, w związku z czym licze na spokój w przedszkolu kiedy będę już poważną bizneswoman i L4 nie będzie wchodziło w grę 🙂

  • ~Żona Alojzego

    Odpowiedz

    Co do używanych ciuszków – jak kogoś nie stać, to ok. Ja nie lubię. Zaraz sobie wyobrażam, co ktoś w tych ciuchach robił i widzę krew, pot i spermę (myślę o ciuszkach dorosłych) czy nawet trupi jad 😀
    Nie kupuję dla siebie, więc dla dziecka miałbym wyrzuty sumienia. Nie muszę kupować oryginalnych ciuchów, mogę kupić więcej z np. Pepco czy z F&F (np. bieliznę pakowaną po kilka sztuk) a z droższych sklepów tylko kilka sztuk w danym rozmiarze.
    Al. jak ktoś lubi. na pewno znajda się odbiorcy i pomysł w sumie fajny.

    • Matka-Nie-Idealna

      Ja teraz też w większości kupuję nowe, używki kupowałam gdy Hania była malutka i rosła jakby się nawpieprzała drożdży. Jeśli chodzi o używki, fajna sprawa jeśli dziecko chodzi do żłobka/ przedszkola bo mi szkoda kasy na spodnie, które po 3-4 dniach będą miały kratery na kolanach. A co do używanych rzeczy, mój mąż jest ich wielbicielem i sam od czasu do czasu nas w nie zaopatruje.

    • ~Julka

      Też kiedyś byłam anty do używek, ale z nudów w ciąży zaczęłam chodzić po chiucholach no i z bólem muszę przyznać, że o wiele lepsze używane ciuszki są z next, goerge czy innych zagranicznych firm niż te dostępne w Polsce. F&F wcale nie ma tanich ubranek, chyba że mówimy o 5-pakach białych body. Ja kupuję bodziaki w tesco na wyprzedażach, ale np smyka czy h&m, c&a mam na tyle daleko, że nie opłaca mi się tam po ubranka jeździć, które wcale tanio nie wychodzą. Ciuszki z SH prałam najpierw w dorosłym proszku, potem w delikatnym a teraz tylko w dorosłym piorę, ale to raczej kupuję używki na allegro, bo do SH nie mam kiedy chodzić..

  • ~Ania

    Odpowiedz

    Po przeczytaniu Twojegoi wpisu zajrzałam na blog „Marny – puch” i tam akurat wpis na ten sam temat. Polecam przeczytać.
    P.S.
    Zaręczam, że nie jestem autorką, ale się zgadzam.

    http://marny-puch.blogspot.com/2014/10/smutne-dzieci-w-zobkach.html?showComment=1412594950222#c1256929651244661870

    • ~Julka

      Dobrze, że przeleciałam po filmiku, bo autorka posta dość wybiórczo wybrała rzekomo smutne momenty, a tam normalnie się dzieci bawią razem, jakieś rzucanie kółkami i inne pierdółki. Nie wiem jakiej „współaktywności” oczekujecie od maluszków, ale moja roczna córka albo bawi się sama nawet jak jakieś dzieci czy my jesteśmy obok, albo interakcje polegają na zabieraniu innym zabawek. Dziecko, które z rana było niby smutne mogło po prostu być jeszcze niekumate bo zaspane, albo po prostu taki mały „zawias” z synka jest i tyle. Mnie nic na tym filmiku nie zaskoczyło, no ale ja jak zwykle mam inne zdanie od reszty komentujących 😛 Teraz za to muszę szukać jakiś klubów dla mam z dziećmi, bo Zuza nam tak namiętnie choruje, że nie mam jak wrócić do roboty. I tu jest główny element, który w żłobku mi nie odpowiada – panie nigdy nie upilnują tak jak mama, żeby dziecko nie pchało łapek do cudzej buzi albo smoczka nie oddawało obcym. No i jak pójdę do takiego klubu i zobaczę, że jakieś dziecko jest chore to mogę wyjść, w żłobku ciężko skontrolować stan zdrowia innych dzieci.

    • Matka-Nie-Idealna

      A ja myślę, że to wszystko jest mocno przesadzone. Tak male dzieci nie potrafią bawić się jeszcze razem, przedszkolaki owszem. Pani w żłobku nie jest w stanie poświęcić uwagi wszystkim w takim stopniu jak matka, dzieci w dużej mierze są zdane same na siebie i uczą się samodzielnej zabawy. Gdyby były kamerowane przedszkolaki, idę o zakład, że na widok kamery sztucznie by się szczerzyły 🙂

Skomentuj