„… a jednak muszę wziąć jeden dzień wolnego”.

3 komentarze

Zaczyna się w sumie niewinnie. Pierwsze podrygi wiosny, pierwsze ciepełko pieszczące pachy do tego stopnia, że antyperspirant ogłasza kapitulację, pierwsze słoneczko malujące jasny pasek łańcuszka na czerwonej szyi. Podkręcona zbliżającym się latem, plująca endorfinami bo w końcu można zrzucić puchy i gryzące rajty, wbijające się wiadomo gdzie, odpalasz w samochodzie klimę.

Albo może zacząć się jeszcze niewinniej. Młode idzie do żłobka. Niereformowalni rodzice puszczają do placówki dzieci kwalifikujące się co najwyżej do wizyty w łóżku. No i dzieć przynosi smara, niewinnie dyndającego ponad górną wargą. Nie przytulisz? Nie wycałujesz? Oczywiście, że przytulisz, oczywiście, że wycałujesz. Dziecko uradowane, że dzielisz z nim niedolę, postanawia się podzielić jeszcze bardziej. Prątkuje.

Później już trochę mniej niewinnie, ot takie lekkie gilganie w gardełku, coś tam lekko pobolewa w stawach. Łykasz Fervexy i inne specyfiki mające za zadanie wykrzesać z twojego organizmu odrobinę dobrej woli do walki z wirusem. Dwa dni później gardełko już gilgota żyletą, w gnatach łupie a ty kulturalnie się rozkładasz. Fervex macha na całą imprezę cytrynową ręką, aspiryna w ogóle nie podejmuje negocjacji. Delikatnie mówiąc zaliczasz K.O., leżysz na ziemi i łupiesz dłonią w parkiet w celu poddania się.

Pół biedy jeśli do tego czasu dzieć jest zdrowy i pomyka do żłobka. Ćwierć biedy, jeśli dziecia nie masz i możesz kulturalnie wywalić zwłoki na kanapie, raczyć się tabletkami na ból wszystkiego, popijać aspirynką i wkładać termometr do ust, pod pachę czy kto gdzie lubi. Gorzej, jeśli chorujesz ty a razem z tobą mały kaszlak, osmarkaniec, który w gratisie do infekcji dostał zapalenie spojówek. Zaje(***)fajnie.

Myślisz co począć? W robocie młyn, razem z L4 możesz położyć szefowi na stole nabity rewolwer bo z pewnością walnie cię w łeb. Zwlekasz się więc z wyra wczesnym rankiem, później niż zwykle, na szczęście nie musisz transportować młodzieży do żłobka. Suniesz noga za nogą do łazienki, ogarnąć jakoś oblicze. Wory pod oczami, oczy- szklanki świadczą o tym, że nie jest dobrze. Nocka nie ułatwiła egzystencji, chore dziecko dowaliło do pieca. Odpalasz dzieciowy termometr, po czym wyłączasz gdy zaczyna napitalać sygnałem. Nawet nie chcesz wiedzieć ile objawił. Lecisz do pracy na wpół tomna, jakoś to będzie- myślisz. Zamiar jest jeden, ogarnąć najważniejsze, po czym zmyć się do doktorka. Praca życia nie ułatwia, odbębniasz przepisowy dzień pracy, mijając się z lekarzem już drugi dzień.

I znowu pół biedy, gdy masz kogoś, kto ogarnie domowy bajzel, ugotuje rosół, choćby z chińskiej torebki i przejmie pieczę nad jednym z pacjentów, w tym przypadku padło na dziecko. Wracasz spokojnie do domu, nie jesz, nie pijesz bo gardło kulturalnie nawala tak, że prędzej idzie sobie łeb odrąbać, koniecznie poniżej szyi, po czym zalegasz w łóżku i umierasz na całe 12 godzin. Ojciec w tym czasie kursuje przy młodzieży, pełni wartę od czwartej rano, kiedy to chora Hanisława postanawia mieć głęboko w markowej pieluszce fakt, że normalni ludzie o tej porze jeszcze chętnie by pospali. Kłaniam się w pas PT.

Gorzej, jeśli piec grzeje, gardło boli, smar leje się obficie a ty musisz ogarnąć wszystko. A to sytuacja nierzadka. I tu też kłaniam się w pas mamom, które muszą. Przy obecnym stanie termometra i stopnia desperacji żeby sobie jednak wyciąć narząd w gardle odpowiedzialny za uprzykrzanie życia, nie dałabym rady.

I tu przychodzi mi na myśl pewna reklama, a leciało to mniej więcej tak:

Alicjo, przepraszam, że przeszkadzam. A jednak muszę wziąć jeden dzień wolnego, poradzisz sobie?”

Śmiechłam przez łzy.

3 Komentarzy/e
  • abika

    Odpowiedz

    Kochana. Uwielbiam Twój blog. A co do ostatniego przeziębienia to robisz podstawowy błąd. Fervex to badziew, który zawiera w składzie paracetamol, którego NIE WOLNO łączyć z kawasem acetylosalicylowym (czyli aspiryną). Lepiej dużo czosnku, wit.C (dla Ciebie najlepiej Acerola, a dla Hanisławy Juvit-C) w podwójnej dawce. Łykajać Fervexy i inne chemioterapeutyki nie pozwalasz organizmowi walczyć z bakterią, czy wirusem, tylko go osłabiasz przez to choroba trwa 2 razy dłużej. Zdrówka życzę 🙂

    • Jack

      mieszkanko jest cudowne, wsykztso w nim do siebie pasuje, co do pomaranczowego to nic juz mnie nie „wystraszy” kolega ma pokoj w takim kolorze i da sie przyzwyczaic;) okolica jest przepiekna… odplywam w marzenia;)

  • Mamatorka

    Odpowiedz

    Zdrowia życzę !! Dla Ciebie i Hanisławy !!

Skomentuj