Z przeprowadzką na nowe jest trochę jak z wakacjami.
Najpierw nie czujesz odwłoka bo taszczysz i rozładowujesz tony kartonów i worków ponad stulitrowych, od kręgosłupa sieka cię wszerz i wzdłuż i generalnie jest fizyczny odlot. Jak już pozbierasz gnaty do kupy, upchniesz wszystko gdzie trzeba i ogarniesz umysł na tyle, że nie budzisz się w nocy z okrzykiem „patelnia! gdzie moja patelnia?” lub o 2 w nocy nie rozkminiasz gdzie do cholery załadowałaś swoje szmaty na jutro do roboty, możesz uznać, że się wprowadziłaś. Przez pierwsze tygodnie czujesz się jak na wczasach. Gdy ci pierdutnie trochę pasty ze szczoteczki w okolice do tego nieprzeznaczone, pędzisz z kawałkiem szmatki i polerujesz. Generalnie wcześniej miałabyś to w głębokim poważaniu, fakt wysmarowania kafelka pastą skomentujesz zakryciem kapciem. Jedziesz mopem w tę i nazad bo zaczynają się pielgrzymki zwiedzających, niekończące się grille z racji pogody wyciskającej ostatnie poty i nieustanna kontrola jakości bo przecież obiecywałaś sobie, że na nowym będziesz mogła jeździć jęzorem po podłodze, tak będzie czysto. Do tego wymyśliłaś sobie psa („I po cholerę mi to było?) co generalnie w poważaniu ma fakt, że właśnie wróciłaś umordowana z wyprawy z mopem i przy pierwszej lepszej okazji chrzci podłogę.
A później siadasz na tarasie, kawa w dłoń, w tle muzyka przenosi szkło. Puszczasz dziecko samopas po trawniku i wiesz, że na twoim ogrodzonym zadupiu nie podejdzie do niego żaden gnojek z niecnym zamiarem. Rozkładasz spracowane zwłoki na leżaku, jednym okiem zerkasz na poczynania pierworodnej, drugą nadajesz rytm na ekranie telefonu. Zamykasz oczy, pozwalając by słońce rozlało się ciepłem na twojej twarzy. Pod fotelem Czajna zarzynająca wszystko co wpadnie pomiędzy jej szpilki, w szczególności dłonie i stopy. I widzisz Hanisławę pędzącą po trawniku, ze stopami w błocie i ciuchem nadwyrężającym ostatnio mocno obroty pralki. Z uśmiechem świadczącym o tym, że warto było wziąć pętlę na szyję na pierdyliard lat, chociażby po to, by zobaczyć niczym niezmąconą radość. I czujesz się szczęśliwa.
A później wciągasz kolejną kiełbasę ze słowami „I’m sorry wątrobo”. I chociaż wiesz, że przed tobą jeszcze kilometry rejonów do wyszorowania („I po cholerę mi to było?”), trawnik do skoszenia („I po cholerę mi to było?) i w rezultacie o 19 padniesz epicko na pysk. I czujesz się szczęśliwa.
8 Komentarzy/e
Agata
🙂 Pięknie! Oczywiście Hania wygląda pięknie, reszta to tylko dodatek 😛 a tak serio to tak można żyć 🙂
matka-nie-idealna
Pod warunkiem, że ma się panią do sprzątania 😉
KingaL
hmmm… jak juz tu kiedys pisalam, my tez niedlugo zabieramy sie za nasz domek. Przegladam zdjecia i widze, ze : elewacja w moich wybranych kolorach, w srodku tez – bialy, szary, z turkusem i myslalam jeszcze o czarnym…., zwgar chcialam taki sam lub podobny, tylko jeszcze nie szukalam, o kuchni nie wspomne… – moze tylko to ze mam miec wyspe ale jak sie nie zmiesci to bedzie prawdopodobnie tak samo…. i kto mi teraz uwierzy ze to byly moje osobiste wybory?? 🙂
Wiec mam pytania: skad jest ten zegar, sofa i co to jest za dekor na scianie za tv?
matka-nie-idealna
Mamy wyspę 😉 Co do wyborów zegara i cegły- nie wiem, jak kupiliśmy już tak było. Wiem tyle, że cegła była biała i pomalowana na czarno. Co do sofy, u nas w miejskim meblarzu, który został już zlikwidowany ale to dosyć powszechny model, pewnie w wielu sklepach ją znajdziesz 😉
paulina
mam pytanko o psa 🙂
skąd imię dla niej? nietypowe :):)
taka ciekawość 🙂
matka-nie-idealna
Miała być Aria… 🙁 Ale jako, że ja wybrałam psa, rasę i hodowlę, mąż chciał imię. Na PT wołają Chińczyk lub Chiny a wśród znajomych jesteśmy „Chińczyki”. Stąd Czajna (China) :p
Paulina
cykl skojarzeniowy poprawny 🙂 Sunia cudo 🙂
Ania
Zazdro! Po stokroć zazdro! Piękna ta Twoja chałupa! 🙂 Zapraszam do mnie!