Bunt dwulatka nie istnieje?

20 komentarzy

Ludzie są leniwi. Lubią reguły, lubią rytuały i lubią święty spokój. Nie lubią natomiast gdy ktoś grzebie im butem w wewnętrznym spokoju i działa na opak. Ja przynajmniej tego nie lubię.

Z reguły to zawsze wygląda to samo. Spieszysz się do wyjścia, jest pięć minut przed godziną „0”. I wtedy, w tym najmniej lubianym przez ciebie momencie, gdy liczysz pręgi na tyłku za swoje spóźnienie do pracy, gdy widzisz oczami wyobraźni jak wrzucasz młode do żłobkowej sali, po czym nerwowo gryziesz pedał gazu, dziecko jak gdyby nigdy nic zaczyna się bawić. Albo zaczyna symfonię na twoich nerwach mistrzowskim marudzeniem. Albo po prostu mu się nigdzie nie spieszy. Twoja irytacja powoli szybuje ku górze po to, by w rezultacie spłynąć warknięciem. I zaczyna się jazda. Zaczynasz odbijać z pierworodnym piłeczką, mówiąc delikatnie wkurwienia. Ty warczysz, on z piskiem gna przed siebie, byle dalej od tornada, które za chwilę zrujnuje cały poranek.

Ale zaraz, zaraz? Przecież za pół godziny w pracy będziesz opowiadała, że dziecko dało ci rano popalić. Że zrobiło „akcję” i masz już dosyć. Dorzucisz jeszcze trochę samobiczowania jak to ci źle, że potrzebujesz wakacji i że dziecko to ewidentnie chce cię wykończyć. Na końcu wysapiesz jeszcze coś o buncie dwulatka. Koleżanki dzieciatki z politowaniem będą potakiwały głowami bo przecież każda to przechodziła.

Poranne walenie blond czupryną w ścianę.
Krzyki i piski.
Totalny luz właśnie wtedy, kiedy ty czujesz oddech szefa na plecach.
Histerię.
Dramat w trzech aktach.
I dziecko, które robi na złość.

Jeśli jesteś tym szczęśliwcem, który nigdy nie spotkał się z żadnym z tych dziecięcych zachowań, udaj się w prawy górny róg i zaserwuj sobie czerwony krzyżyk. Wcześniej możesz wysłać mi swoje zdjęcie, oprawię w ramkę z podpisem freak roku matka idealna lub też ojciec idealny.

 Jeśli jednak jesteś jedną z matek nieidealnych, które w swoim rodzicielskim CV mogą wpisać „bunt dwulatka”, to nie wysyłaj mi swojego zdjęcia. Obawiam się, że mój dysk tego nie zdzierży.

Czym jest bunt dwulatka?
Dla mnie jest każdym niepożądanym przeze mnie zachowaniem. Jest chęcią założenia prawego buta na lewą stopę kiedy ja już stoję w progu domu. Jest każdym „ja sama”, jest każdym „nie”, jest każdym „nie chcę”. Jest histerią gdy na coś nie pozwalam i każdym fochem. Jest wszystkim co doprowadza mnie do szału.

Kiedy już wyprodukowaliśmy własną interpretację buntu dwulatka, możemy wszystko wziąć i wytrzeć sobie tym podeszwy.

Bunt dwulatka nie istnieje.

Zanim potraktujecie hejtem bo jak to? Przecież tysiące lat istnień, tysiące buntów, tysiące karnych jeżyków i tysiące pasów na dupę zrobiło przecież regułę. Ostatnio wszystkim sobie wycieram tyłek więc zaryzykuję i tym razem.

Przeanalizujmy poranną sytuację jeszcze raz.

Spieszysz się do Mordoru. Buty, płaszcz, kluczyki od samochodu, dziecko pod pachę i w dupę drogę. Gonisz dziecko z Najkiem w ręku, dziecko ucieka. Naturalnie, jak co rano chce żebyś spóźniła się do roboty. Przecież wie, że się spieszysz.

Pamiętajcie, że w życiu są tylko trzy prawdy. Tylko prawda, sama prawda i gówno prawda.

Powyższa sytuacja to gówno prawda. Małe dziecko, na poziomie wiekowym Hani nie wie, że każdego ranka spieszysz się do pracy. Nie pamięta, że spieszyłaś się wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. Nie wie, że gdy się spóźnisz najwyższy poleci ci po premii. Z resztą kim jest najwyższy, co to jest premia i dlaczego nie wolno spóźniać się do pracy? A tak w ogóle czym jest praca?

I teraz pomyśl… Robisz wszystko na ostatnią chwilę albo zwyczajnie wiesz, że musisz już wychodzić. Twoja irytacja rośnie bo umówmy się, kto tam lubi chodzić do Mordoru. Zwłaszcza w poniedziałki. Rzucasz szybkie „ubieraj buty” i wtedy mała gnida znika z pola widzenia. Zastanów się dlaczego tak jest. Może rzuciłaś komendę prośbę zbyt ostrym tonem? A może dziecko wyczuwa, że w powietrzu wisi burza z piorunami. Może po prostu twój stres dał się odczuć w promieniu pierdyliarda kilometrów? Założę się, że zachowanie dziecka było reakcją na twoje zachowanie.

Podobnych przykładów jest miliony.

Dziecko nie robi na złość. Ono testuje. Nie po to by nasz wkurzyć tylko dlatego, że uczy się świata.
Dziecko nie histeryzuje bez powodu. Dojrzało cukierka, którego chce tu i teraz. Nie ważne, że za chwilę będzie obiad, że próchnica i otyłość polskich dzieci. Ono chce zaspokoić swoją potrzebę nie licząc się z konsekwencjami bo nie wie, na czym one polegają. Twój zakaz może wywołać negatywną reakcję dziecka. Nie, to nie znaczy, że mamy zawsze ulegać dziecięcym zachciankom. Wystarczy nie dawać mu pretekstu do takich zachowań, na przykład żreć słodycze wieczorami w ukryciu chować rzeczy do szafki. Można też spróbować odwrócić uwagę dziecka („Oooo popatrz jak pan sika pod śmietnikiem!”). Zapomni po 10 minutach o tym, że cukierek w ogóle istniał. Lub najzwyczajniej na świecie mocno przytulić. A ja jeszcze jestem z tych, którzy wierzą, że przytulenie czyni cuda. Czekam aż życie to zweryfikuje…

Jeśli chodzi o starsze dzieci to szczerze nie wiem, nie doszłam do tego etapu. Wydaje mi się, że duże znaczenie ma nasze zachowanie od momentu gdy dziecko jest malutkie. Do dobrego (chociaż w tym przypadku złego) łatwo się przyzwyczaić. Skoro starsze dziecko wie, że kiedyś udało mu się wymusić płaczem cukierka, jeszcze wcześniej pokładówką na sklepowej podłodze Kinder jajko (bądź przeklęte), czemu rodzice ulegli dla świętego spokoju, będzie t wykorzystywało do zaspokajania własnych potrzeb.

I jeszcze jedno. W rodzicielstwie nie ma miejsca na „dla świętego spokoju”. Wiem, że to wygodne i ja sama to mocno wykorzystuję. Mam jednocześnie świadomość, że kiedyś może się to na mnie mocno odbić. Na przykład na szybce mojego poprzedniego telefonu, który dawałam Hanisławie dla świętego spokoju. Ale szybka jest akurat najmniej groźną konsekwencją.

Miejmy czas. Poświęćmy kilkanaście- kilkadziesiąt minut dziennie tylko dla dziecka. 100% uwagi bez odgłosów telewizora (wspólne oglądanie bajek jest spędzaniem czasu razem ale nie jest poświęcaniem uwagi dziecku tylko bajce), ekranu matki-nie-idealnej czy snapchata. Pokażmy dziecku, że jest dla nas najważniejsze chociaż przez niewielką chwilę w ciągu dnia. Miejmy czas na rozmowę, zauważajmy problemy. Interesujmy się dzieckiem, jego emocjami i potrzebami. Dziecko to nie 98cm terrorysty (#suchar), który chce nas wykończyć psychicznie. To nie ono pchało się na świat, to my je powołaliśmy do życia. W związku z tym bierzmy pełną odpowiedzialność za to co robimy.

Poradźmy sobie ze swoimi emocjami a wiele rzeczy stanie się łatwiejszych.

Wstawajmy 10 minut szybciej (#suchar 2).

Warto.

20 Komentarzy/e
  • Api

    Odpowiedz

    Czytam każdy Twój tekst nie posiadając jeszcze dziecka, ciesze się ze jest ktoś kto o tym całym miodzie i smrodzie mówi bez owijania w różowe kokardki i wymówki ze to wina „buntu”. Tylko po prostu nasze nie umiejętne zajęcie się tym małym człowiekiem i szukanie wymówek zamiast rozwiązań.
    Jesteś lepsza niż nie jeden poradnik:)
    Pozdrawiam 🙂

    • matka-nie-idealna

      Nie chcę być poradnikiem, piszę na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji. Wiele moich poglądów zweryfikowało życie. Co do bycia złym rodzicem, podam inny przykład, chociaż nie wiem czy jest odpowiedni. Od 2 miesięcy chodzimy na tresurę z Czajną. Pierwsze co powiedział treser to to, że nie ma złych i groźnych psów. Są tylko nieodpowiedzialni właściciele. wszystko ma gdzieś swój zalążek. najczęściej niestety w nas…

  • aga

    Odpowiedz

    I po raz kolejny ciężko się nie zgodzić. .. 100 % racji:) to może nawet spróbuję te 10 min wcześniej wstać; )

    • matka-nie-idealna

      Ja próbowałam. Wyszło 5 minut później :p

  • Jagoda

    Odpowiedz

    Dziś to zrobiliśmy wstaliśmy 15 min wcześniej i wszystko odbyło się inaczej! bez stresu ,bez bieg,u nawet został czas aby po oddaniu do żłoba skoczyć do sklepu po gumę orbit i coś słodkiego do kawy 🙂

    • matka-nie-idealna

      Jak to zrobiłaś? 😀

      • Jagoda

        Te 15 min dziś wygrało! nawet Panie w złobku go chwaliły że miał dobry humor!! Ciekawe co jutro będzie;p Choc wstać było ciężko! ba! zrobiłam mu rano jeszcze inhalacje 7 min przy teletubisiach bo cos kaszel sie wkradł. no nic sprawdzę czy jutro 15 min też wygra czy to po prostu czwartek tak działa na wszystkich 😀 pozdrowienia dla wszystkich komentujących w stylu ” my nie mamy takiego problemu”

  • Agata

    Odpowiedz

    A jak my mówimy naszemu synkowi, że czas do żłobka to w minutę jest gotowy 🙂 Nie żeby sam się ubrał, ale każdą kończynę pięknie podaje do odziania. Oby mu się nie odmieniło, bo nie chcę wstawać przed 6 ;/

  • F.

    Odpowiedz

    Nie doszliśmy jeszcze do dwóch lat ale mniej więcej podobnie to widziałam. Dziękuję, że potwierdziłaś moje przypuszczenia. 🙂 Choć liczę na to, że jednak będę mogła wysłać Ci swoje zdjęcie. 🙂

  • orfea

    Odpowiedz

    To na jaki adres można przesłać zdjęcie? 😉 żartuję, ale muszę się pochwalić, że nie zauważyłam u mojego już 2,5 latka żadnego buntu, równie chętnie chce wychodzić rano do żłobka jak syn Agaty, wiadomo że czasami ma gorszy dzień, ale to się zdarza każdemu! Należę chyba do tej szczęśliwej, nielicznej grupy rodziców, którzy śpią w nocy, ich dzieci jedzą wszystko, nie mają kolek ani innych zaparć itp. Za to w ciąży dał mi popalić, więc teraz musi się wykupić 😉 Niestety nie mam na to „przepisu”. Fajny tekst 🙂

  • Monika

    Odpowiedz

    Święta prawda, zgodzę się w 100%. W dzisiejszych czasach, rodziców siedzących z nosem w telefonie, Internecie dzieci walczą o chwilę uwagi. ..nie bądźmy oobojętni! Ja walczę że sobą każdego dnia, z mężem również. Bunt dwulatka? Lepiej bym tego nie ujęła, Itylko spokój może nas uratować. Krzyki i nerwy pogarszają sytuację, a spokojne tłumaczenie jak krowie na rowie potrafi zdziałać cuda. I przytulasie!:)

  • Niko

    Odpowiedz

    Ha !!!! Chyba wyśle to zdjecie !!!! Na ogół tego nie mowię bo wiadomo dziecko mnie naśladuje no i straciłabym przyjaciół / znajomych – rodzice są głupi ,egocentryczni bez empatii i zrozumienia własnych dzieci !!!!! No dobra ,przechodziliśmy bunt 2 latka przez jakieś 5 dni !!!! To był szał , ryk i furia !!!! Moja i dziecka !!!! Czemu bo ja sie umówiłam ( w celach towarzyskich ) a moje dziecko tak bardzo nie chciało wychodzić !!!! O nie !!!! Rozkaz nie spełniony !!! O nie!!!! Moje dziecko to nie robot jaki żal !!!! Wiec co dalej !!!! Szybko plan co robić , w nowej rzeczywistości – ok plan jest !!!! Pytanie gdzie tak naprawde musze wyjsc !!!! ( nie pracuje ,do sklepu – ok najwyżej obiadu nie bedzie , dla mnie spoko mniej bałaganu w kuchni , spacer – ok najwyżej padniemy z niedotlenienia ) i doszło potem do tego ze mała chodziła w pidżamie cały dzień bo nie chciała sie przebrać !!! Co z tego !!! No i to mycie zębów !!! Tu byłam nieugięta – konsekwecje wytłumaczone i kosztowało to nas jakieś 30 min proszenia !!!… Efekt taki ze bunt sie skończył !!!! Bunt- srunt !!!!

  • Mama Czarka

    Odpowiedz

    Jestem tego samego zdania. Ciesze się, gdy słyszę lub czytam takie prawdy od innych mam. Czyli nie zwariowałam sama 😉 Wiem, że dla wielu jest to gorzka prawda ale tak, taka właśnie jest prawda.

  • Anna Raskolnikoff

    Odpowiedz

    Bunt dwulatka istnieje. Tylko polega na czym innym. Bunt oznacza, że dziecko bardzo chce robić wszystko samo i zeby było po jego, bo zaczyna rozumieć, że jest odrębną istotą ludzką. Ale nie mierzy się go krzykami i fochami, bo gdyby się mierzyło, to mój syn ma bunt dwulatka od 6 miesiąca życia, a w zasadzie to nawet wcześniej – darł się o wszystko w takich decybelach, że niewiele brakowało, a uszkodziłby mi słuch. Tak ma. Chce. Natychmiast. Teraz. Już. Bo nie rozumie jeszcze, że dostanie za chwilę, że to, czego chce moment poczeka i nie zniknie. Przecież tyle rzeczy znika… 🙂 Fajny wpis. Dzięki.

    • Iwona

      Wydaje mi się ze to nie bunt dwulatka, w przypadku pół rocznego szkraba tylko taka jego osobowość i charakterek;) dzieci są różne, jedne spokojne inne energiczne a jeszcze inne najzwyczajniej w świecie „wiecznie marudzące” taka ich natura i taki ich urok;) to nie znaczy że są lepsze czy gorsze;) po prostu dzieci są różne;) i nie ma to nic wspólnego ze skokami rozwojowymi, buntem dwu czy pięciolatka. ( oczywiście dla nas- mam, wszystkie są najpiękniejsze, najmądrzejsze i najlepsze na świecie- to naturalne;))

  • Paulina

    Odpowiedz

    według mnie „bunt” to są takie fale w życiu dziecka, przychodzą i odchodzą! moje ma 10 lat i kolejny bunt! pięcioklasisty tym razem!! tylko że 2 latek mowi: NIE! a moj mówi zaraz!!! więc pytam zaraz teraz czy zaraz potem? to sie obraża! ech..
    czekam na następny? gimnazjalny?

  • Julka

    Odpowiedz

    Nie wiem czy uda mi się oddać dokładnie to co bym chciała, ale spróbuję. Pierwszy raz nie mogę się do końca zgodzić z Twoim postem. Wg mnie bunt dwulatka istnieje. Tyle, że nie jest do końca tym o czym piszesz, ale to za chwilę. Najpierw chciałam się ustosunkować do przykładów. Słodycze chować możemy, ale potem można się doczekać cyrku w sklepie, a przecież słodyczy z półek nie pochowamy, czy też nie odizolujemy dziecka od sklepów, musi się uczyć też takich interakcji. Chyba lepiej w domu potrenować, że nie zawsze dziecko dostanie to czego chce 🙂 Z porannym wstawaniem nie mamy problemu, bo przychodzi babcia, ale za to po pracy odbieram córkę i musimy iść prawie codziennie na pocztę, a potem chcę wrócić szybko do domu, żeby zacząć robić obiad nim wróci mąż. No i mogłybyśmy robić to żółwim tempem, zaglądając w każdy kąt świata, ale nie uważam, żeby takie dostosowywanie się do dziecka było dobre zawsze i wszędzie. Już taki dwulatek musi poznać dyscyplinę, czyli np w naszej sytuacji na pocztę idziemy w narzuconym przeze mnie tempie, nie ma zatrzymywania i robienia co się chce. Zuza bardzo dużo spaceruje z babcią, później z nami i uważam, że ma na prawdę mnóstwo czasu na poznawanie świata, więc jedną sytuacją codziennie, gdy to ja narzucam warunki nie robię jej krzywdy. Są potem sytuacje, w których trzeba działać zwarcie, więc chyba lepiej to potrenować na lżejszych przypadkach. Tak samo nie rozumiem ludzi, którzy pozwalają dziecku niszczyć zabawki czy rysować po książkach. Jest małe i się uczy, dobrze, ale to czego nauczy się teraz to potem będzie robić, więc uważam, że nie można pozwalać na pewne zachowania i dostosowywać się do dziecka… No ale wracając do samego buntu, to gdybym miała bez zastanowienia odpowiedzieć komuś co to jest dla mnie, to pewnie mówiłabym to co większość, że wieczna samodzielność i wszystko na „nie”. Tylko to co nam najbardziej doskwiera, to NAGŁA zmiana córki… Ona zmieniła się ogromnie w ciągu może tygodnia, bo analizowaliśmy sobie tą całą sytuację. Więc i my musimy się jakoś do tej zmiany dostosować… Tyle, że taka jest natura i chęć samodzielności i poznawania świata rozumiemy, ale nie rozumiemy czemu ciągle wszystko jest na „nie” i to dosłownie wszystko. A sedno buntu i najbardziej wku**wiający objaw, to wielkie darcie się o byle co… nie mówię o sytuacji jak się coś nie udaje, klocek nie pasuje do dziury itp, ok frustracja choć zbyt emocjonalnie oddana, ale do cholery żeby płakać, bo siedzi na rogówce i się bawi, a mama obok zbiera ubrania do prania?! Gorzej niż baba z pmsem!!! No to by było na tyle, mam nadzieję, że zrozumiale 😛

    • matka-nie-idealna

      Ja z kolei nie zgodzę się z tym, że bunt to wieczna samodzielność. Czyli ja jestem w buncie odkąd się wyprowadziłam na swoje 😉 Jeśli chodzi o :ja sama” to jest to dla mnie zwykła dziecięca inteligencja. Mam dwie rączki, mam dwie nóżki. O! służą do czegoś więcej niż do napieprzania mamusi po brzuchu na przewijaku! Bunt w moim mniemaniu to nieumiejętność radzenia sobie (dziecka) z natłokiem bodźców zewnętrznych. Ale jako, że postawiłam tezę, że bunt nie istnieje, dla mnie to po prostu skok rozwojowy i właśnie nieumiejętność radzenia sobie z własnymi emocjami. Obiawia się to bezzasadnymi (naszym zdaniem) histeriami, krzykami i właśnie samym „nie”. My kobiety czasami też tak mamy (PMS albo narąbany mąż) i jakoś nie nazywa się tego buntem 😉 Bunt to wg. mnie nazwa potoczna, która z buntem rzeczywistym nie ma nic wspólnego.

  • Julka

    Odpowiedz

    Ale dla mnie też przecież chęć samodzielności to natura a nie sedno buntu. To dla mnie na prawdę najmniejszy problem, bardziej nie umiem sobie poradzić z ciągłym „nie” i to bezzasadnym, bo chcemy iść oglądać pociągi co uwielbia a ona w pierwszym odruchu mówi „nie” 😉 tak jakby innego słowa nie znała 😛 Tak jak pisałam, moja odpowiedź „taka jak wszystkich” byłaby bez głębszego zastanowienia 🙂 A czym jest w takim razie bunt rzeczywisty? Bo to słowo zdaje mi się, że oznacza sprzeciw, więc chyba mamy z tym do czynienia 😛

  • Dorota

    Odpowiedz

    Polecam moje kompetentne dziecko. Tam jest właśnie podobnie opisane. Nie ma buntu. Nawet nie ma buntu nastolatka. Zachowania destrukcyjne dzieci mają swoją przyczynę. Zawsze. Zazwyczaj dzieci czegoś chcą, a nie zawsze umieją wytłumaczyć co. To jak dziecko przychodzi ze szkoły i nagle stwierdza że nienawidzi szkoły i już chodzić nie będzie. Zwykle się okazuje, że w cale nie chodzi o szkołe. Tylko o jakiegoś kolegę/koleżankę co dokuczył dziecku na przerwie. Dzieci nie zawsze umieją wytłumaczyć o co im dokładnie chodzi. Bronią się używając naszej broni. Tak jak wy reagujecie w trakcie „buntu” tak one zwykle robią dokładnie to samo.

Skomentuj