Byliśmy normalną, kochającą się rodziną. W jednej chwili wszystko się zmieniło.

2 komentarze

Dzisiaj zostawiam Was z listem od Moniki.

Dzień dobry Natalio.

Czytam Cię od dłuższego czasu (chyba ze dwa lata), pomimo iż mam już dorosłe dzieci – 23 letniego syna i 19 letnią córkę. Ostatnio wpadłam na Twój wpis (klik) i po raz pierwszy postanowiłam napisać jakąkolwiek wiadomość czy komentarz. Może to da do myślenia niektórym ludziom i zmieni życie chociaż jednej rodziny. Będzie trochę długo. Jeśli potrzebujesz to poskracaj.

Jak już wspomniałam, mam dorosłe dzieci. Ta historia będzie o Marku*, moim 23- letnim synu. Jesteśmy w miarę normalną rodziną. Ja jestem nauczycielką w podstawówce, mąż górnikiem w kopalni na Śląsku. Marek jest cudownym chłopakiem, zawsze otaczało go mnóstwo przyjaciół, a w naszym domu zawsze było dużo miłości, chociaż mąż był raczej surowym człowiekiem, z pewnymi zasadami. Marek ma wielu kolegów, z którymi gra w kosza, czy kopią piłkę na boisku, ale też wiele koleżanek. Przez nasz dom zawsze przewijały się tłumy jego znajomych. Marek jest też grzecznym i ułożonym chłopakiem. Zawsze wniesie sąsiadce zakupy na trzecie piętro, skosi trawnik u babci, czy pogrzebie z ojcem w samochodzie. Jeszcze trzy lata temu razem reanimowali jakiegoś gruchota. Chcieli kupić starą motorówkę do remontu, zrobić ją, a później wyjechać na Mazury, na męski wypad. Syn zawsze miał dobre serce i dużo czasu dla wszystkich. Pękaliśmy z dumy, kiedy dostał się na wymarzone studia.

Jedyne co zawsze martwiło męża to fakt, że Marek nie ma żadnej dziewczyny. Przez 23 lata mojego macierzyństwa nie przypominam sobie, żeby przedstawił jakąś, jako „swoją”. Nawet na studniówkę poszedł z koleżanką z równoległej klasy. Myśleliśmy, że coś się z tego zrodzi, ale wtedy on powiedział: „Nieee mamka, Sandra to tylko kumpelka”. Nie raz mu przez to docinano na rodzinnych spotkaniach, pytano kiedy znajdzie sobie narzeczoną. On tylko uśmiechał się pod nosem i mówił, że jak będzie czas.

Aż w końcu pod koniec zeszłego roku, Marek zapowiedział, że przedstawi nam kogoś przy okazji Bożego Narodzenia Nie mogłam się doczekać. Myślałam, że może chce się żenić (chociaż był młody), w trochę gorszym wypadku, że wpadł z jakąś dziewczyną. Wigilia minęła normalnie, a w pierwszy dzień świąt mieliśmy poznać jego wybrankę. Pojechał po nią na PKP i mieli wrócić na obiad. To, co działo się później, pamiętam jak przez mgłę. Wszedł do domu, a za nim jakiś chłopak. Myślałam, że może przy okazji zaprosił kolegę, ale nie pojawiła się żadna dziewczyna. Chłopak przedstawił się jako Tomek*. Zaproponowałam kawę, usiedliśmy w piątkę w dużym pokoju. Zdziwiło mnie, że córka trzymała brata za rękę i zaczęłam podejrzewać, że coś się święci. Wtedy Marek powiedział, że Tomek to jego chłopak i są razem od roku, poznali się na ostatnim Sylwestrze. Czułam jak zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam na męża, który wyglądał jakby miał dostać wylewu albo zawału serca. Był cały czerwony, jego pięści zaciskały się tak, że wyszły mu żyły na dłoniach. Zapytał córkę czy wiedziała o tym, a ta skinęła tylko głową. Później wszystko potoczyło się jak w jakimś filmie. Mąż złapał Tomka za ciuchy i zaczął wykrzykiwać hasła, że ten zniszczył mu syna, że jest zboczeńcem, że Marek taki stał się przez niego. Marek rzucił się, żeby ich rozdzielić. Próbował wyjaśnić ojcu, że był taki od zawsze, że bał się mówić bo obawiał się reakcji taty. Przepychali się tak przez chwilę, po czym mąż spojrzał roztrzęsiony na syna, jakby zaraz miał wybuchnąć i rzucił: „Wypierdalaj z tego domu i nigdy więcej się tutaj nie pojawiaj zboku”.

Byłam w takim szoku, że obserwowałam wszystko z boku. Syn rzucił mi smutne spojrzenie, ubrali buty i wyszli. Wtedy rzuciłam się na męża z krzykiem. Zapytałam, jak mógł tak potraktować własne dziecko. Że Marek to dobry chłopak, że przecież go kocha. Sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć, bo w moim otoczeniu nie było nigdy żadnego geja. Mąż odburknął tylko, że nigdy więcej nie chce poruszać tego tematu i już nie ma syna. Nie chce już nigdy więcej o nim rozmawiać. Chwilę później weszłam do pokoju córki, która pakowała rzeczy Marka do walizki. Zaproponowałam, że wyjdę z nią przed klatkę, pod którą czekali chłopcy. Marek siedział na schodkach z twarzą ukrytą w dłoniach. Wiedziałam, że płacze. Tomek trzymał rękę na jego ramieniu. Poczułam w żołądku dziwne ukłucie, bo pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją. Zapytałam Tomka czy mogę chwilę porozmawiać z synem. Gdy ten odszedł, usiadłam obok niego i milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Zapytałam, czy kocha tego chłopaka i czy jest szczęśliwy. Marek skinął głową, a z jego piersi wydobył się najbardziej przerażający szloch, jaki kiedykolwiek słyszałam. To był moment, w którym zrozumiałam, że mąż bardzo go zranił. Syn potrzebował jedynie akceptacji, troski i miłości. Liczył na ojca, który się od niego w rezultacie odwrócił. Objęłam go ramieniem i powiedziałam, że dla mnie to trudna sytuacja i potrzebuję trochę czasu, żeby wszystko przetrawić, ale musi wiedzieć, że nigdy się od niego nie odwrócę. Kocham go, zmieniałam mu pieluchy, karmiłam piersią, tuliłam do serca w chorobie, trzymałam za rękę przed maturą i obiecałam, że zawsze będę przy swoich dzieciach. I że jeśli jest szczęśliwy z tym chłopcem to i ja będę, jak tylko poukładam sobie w głowie całą tę sytuację. W jego mokrych oczach zobaczyłam iskierkę nadziei. Zapytał czy sądzę, że ojcu przejdzie i kiedyś zaakceptuje syna. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że nie wiem. Ale wiem, że tato bardzo go kocha. Wtedy syn powiedział coś, co bardzo zapadło mi w pamięci: „Co to za miłość mamo? Miłość jest bezwarunkowa. Ja nie spełniłem jego oczekiwań. Jakbym wiedział, że tak zareaguje, to nigdy bym mu nie powiedział”.

Próbowałam wielokrotnie rozmawiać z mężem na temat Marka. Ten zawsze się denerwuje i krzyczy, żebym się nie ważyła o nim kiedykolwiek wspominać. Wyparł go ze swojej głowy. Kiedy czasami w wiadomościach jest coś o LGBT lub marszach równości, rzuca nieprzyjemne uwagi o wykolejeńcach i chorych psychicznie. Ja czasami jeżdżę do syna do Katowic, on już nigdy potem nie przyjechał do naszego rodzinnego domu. Córka ma z nim rewelacyjny kontakt, jest tam znacznie częściej, zazwyczaj jeździ na weekendy. Chce zacząć studia w październiku i zamieszkać u brata. Marek nadal jest z Tomkiem, myślę że są szczęśliwi. To dobre dzieciaki, pełne kultury. Mają mnóstwo przyjaciół. Zawsze wcześniej myślałam, że geje noszą się bardzo ostentacyjnie, zwracają na siebie uwagę. Bardzo się myliłam w tej kwestii. Pełne zaakceptowanie tego zajęło mi trochę czasu, ale z każdym kolejnym spotkaniem zaczynałam rozumieć, że to nic innego jak miłość dwójki ludzi. Teraz Tomek jest dla mnie jak syn, nawet w żartach czasami mówi do mnie: „Mamo”. Pokochałam go jak własne dziecko. Czasami Marek pyta co u taty i wspomina, że gdyby wiedział, jaka będzie jego reakcja, to by nigdy nie powiedział. Tęskni za nim, ponosi straszną karę za to, że ktoś kiedyś określił homoseksualizm jako coś złego. Nasz kraj też nie ułatwia chłopakom funkcjonowania. Tomek jakiś czas temu był zaczepiany na przystanku tylko dlatego, że rozmawiając przez telefon miał delikatny, wysoki głos. Gdyby nie świadkowie, mógłby zostać pobity.

Orientacja seksualna to nie jest fanaberia czy ideologia. Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym zostawić moje dziecko, które teraz stało mi się jeszcze bliższe, niż kiedykolwiek indziej. Dziękuję Ci za tamten wpis, mam nadzieję, że otworzy oczy wielu ludziom.

Pozdrawiam Ciebie i wszystkie czytelniczki,
Monika*


*Na prośbę autorki e-maila, imiona zostały zmienione.

Photo by Dimitri Houtteman on Unsplash
2 Komentarzy/e
  • Basia

    Odpowiedz

    Temat trudny. Nawet bardzo trudny. Dla niejednego rodzica nie do zaakceptowania. Ale ja, całym sercem jestem z bohaterką dzisiejszego wpisu. Szanuję ją, podziwiam i mocno trzymam kciuki, aby ta trudna dla niej sytuacja kiedyś w przyszłości się „wyprostowała”. Nie ma nic gorszego niż bycie między przysłowiowym „młotem a kowadłem” :(A jeszcze gdy dotyczy to współmałżonka i dzieci…Trzymam kciuki!

  • Dominika

    Odpowiedz

    Brawo dla Ciebie Mamo,że bez względu na wszystko jesteś że swoim dzieckiem.

Skomentuj