Chodź, podetnę Ci skrzydła.

8 komentarzy

Kiedy zakładałam bloga, kiedy udostępniłam pierwsze wpisy, szczytem marzeń było dla mnie sto odsłon jednego artykułu. Blog miał być chwilą, igraszką, zabawą. „Planowałam” porzucić go krótko potem, jak każdy inny, poprzedni blog. Nie wierzyłam, że to co piszę będzie miało znaczenie a w temacie blogowania miałam zerowe pojęcie.

Nigdy nie pomyślałabym, że trzy lata później będziecie zaczepiać mnie na ulicy i gratulować bloga. Nigdy nie śmiałam marzyć, że w kolejce do lekarza będziecie podchodzić i dziękować za konkretny wpis. I że każdego dnia będę dostawała masę podziękowań za wsparcie, za odczarowanie macierzyństwa. Najczęściej piszecie „Dziękuję, myślałam że jestem z tym sama”. Nie jesteś i nigdy nie będziesz. Jest nas tysiące. Tysiące siedzących cicho i myślących, że są same. „Brudy” macierzyństwa wciąż są tematem tabu. Nieidealność jest ukrywana, przemilczana. Przyznam, że do tej pory nie wiem jak reagować na takie uliczne zaczepki a jest ich w ostatnim czasie naprawdę dużo. Moja wrodzona skromność i chyba trochę brak wiary w siebie stają gulą w gardle i wymazują z głowy wszystkie sensowne odpowiedzi, a jednocześnie wznoszą wysoko ponad ziemię i cholernie dowartościowują. To ja Wam dziękuję za ogrom siły i motywacji, który dostaję każdego dnia. Nie przestawajcie tego robić. To dla mnie wiele znaczy.

Jako, iż twierdzicie, że mam ogromny wpływ na Wasze myślenie, postanowiłam poruszyć kolejny trudny temat, z którego część z Was nie zdaje sobie nawet sprawy. To coś, co robimy odruchowo. Bo mamy zły dzień. Bo spieszymy się. Bo coś, co jest dla nas oczywiste, nie musi takie być dla naszych dzieci.

Ciastko, kawa i zapraszam.


Sytuacja pierwsza.

Market na obrzeżach miasta, poranek. Ludzie powoli zbierają siły na nadchodzący dzień, wlewając w siebie pierwszą albo kolejną kawę. Część pewnie kroczy myślami w cyferkach i wertuje firmowy papier. Część za chwilę przeczyta mój wpis, który zgodnie z rytuałem pojawi się punkt 8.20. Odstawiłam do przedszkola Hankę, zastanawiając się, co wrzucić dzisiaj do gara. Do wykarmienia trzy i pół gęby, z czego jedna nie pochłaniająca w ostatnim czasie nic a druga będąca na etapie „wszystko mi jedno, włóż do dzioba”.

Krążę między alejkami, wrzucam do wózka, dotykam, wącham i zwiedzam. Cieszę się chwilą samotności przed dniem z osobnikiem z motorkiem w dupie, osiemdziesięcioma centymetrami radości. Kocham ale umieram z wyczerpania.

Kasa. Pomimo wczesnej pory milion ludzi w kolejce. Produkty powoli suną na taśmie, szynki i marchewki lądują z delikatnym szelestem z powrotem w wózkach. Ktoś się tam przeciska w kolejce, ktoś prosi, żeby go przepuścić bo tylko dwa grejpfruty. W końcu stacja końcowa. Przede mną dwa grejpfruty, za nimi mama w towarzystwie dwóch córek, wiek chyba szkolny. Dwa grejpfruty zważyły się i nabiły na kasę. Cena jakby nie ta oczekiwana, pani błądzi dłonią w portfelu.

– Przepraszam, na stoisku była inna cena.
– Oczywiście, mogę to dla pani sprawdzić. Proszę chwilę poczekać, muszę podejść na stoisko.
– Kobieto! Najpierw prosisz, żeby przepuścić cię w kolejce a później zawracasz dupę. Tak się nie robi! – Matka od dwóch córek wyrzygała na dwa grejpfruty widoczny brak porannej kawy. Dwa grejpfruty przeprosiły, zawinęły się do siatki i wyruszyły ku myślom, że ludzka życzliwość jest jednak fikcją. Mieszanka krępacji wyszła ze sklepu a pani mama stanęła w gotowości do ewakuacji ze sklepu ze swoim towarem.

– Mamo, mogę zapłacić twoją kartą?
– Po co?
– Bo to fajne. Proszę, mamo.
– Co może być w tym fajnego? – Podaje córce kartę. Ja w myślach rozwalam ją kałasznikowem.
– Gdzie włożyć?
– Skoro nie wiesz gdzie włożyć to po co zawracasz głowę? – Macha w kierunku terminala. Młode płaci.
– I co w tym takiego fajnego? Możesz mi powiedzieć?

Z pozoru zwykła, niewinna sytuacja. Być może brak kawy, być może problemy osobiste. Być może jedna z delikwentek właśnie się rozchorowała i matka była zmuszona wziąć kolejne wolne w pracy. Być może dzieciaki dały jej w dupę albo mąż zachlał dzień wcześniej. Być może PMS a być może wredny charakter. Takich być może jest wiele. Dziesiątki. Tyle samo co ocen sytuacji. W tym moja, rozwalająca matkę w drobny mak, ładująca jej głową w kasę. Poszłabym siedzieć, przysięgam.

I druga rzecz, nie wymagamy od ludzi życzliwości, skoro sami nie uczymy tego naszych dzieci. Wzorce wynosi się z domu.


Sytuacja druga.

Okulista z Hanką. Każdy wie, że jak się idzie do okulisty, trzeba zabrać prowiant na pół dnia. Zwłaszcza jak jest kolejka na sryliard ludzi. A to badanie, a to zakropić, a to drugi raz zakropić, a to kolejne badanie. Dziecko gryzie z nudów kanapę, chciałaby telefon ale źrenice ma jak na dobrym haju i brzdęka, że słabo widzi. Włączyłam piosenki, ściszyłam, żeby innym nie wrzynały się w mózgi skaczące melodie i bimbamy w poczekalni. Na przeciwko nas matka z córką, wiek również szkolny. Młoda jeszcze niezakropiona, coś tam smaruje palcem po telefonie i chichra raz za razem. Matka z miną jakby ją ktoś odbytem nabił na kij od szczoty bez smarowania.

– Co tam oglądasz?
– Patrz. Dobre, co? – Kij wchodzi głębiej.
– Co w tym fajnego?
– Oglądaj dalej. – Młoda wyciera śmiechgila pod nosem.
– Nie wiem, co cię tak śmieszy. Nie ma w tym nic fajnego.

Piosenki w moim telefonie zamieniły się w ambitne jajka Kinder. Wróć. Hanka zmieniła. Zapytałam, co w tym fajnego. W jajkach, w niespodziankach i w puszczaniu tego na cały świat. A później uświadomiłam sobie, że prowadzę bloga parentingowego.

– Bo nigdy nie wiesz, co jest w środku! To takie fajne!
– Super, mogę więc pooglądać z tobą?
– Jasne. Patrz, dinozaur!

I chociaż, za przeproszeniem, gówno mnie te jajka obchodziły, chciałam odbębnić wizytę i wrócić do smażenia zwłok w ogrodzie, przytuliłam dziecko i próbowałam wkręcić się w jej świat chociaż przez chwilę. Po to, żeby nie czuła się odrzucona. Żeby wiedziała, że jej zainteresowania są dla mnie ważne. I że coś, co niekoniecznie podoba się mi, może podobać się jej a ja nie mam prawa tego krytykować. Każdy z nas ma prawo mieć własne zainteresowania.

Co łączy te dwie sytuacje? Dwie, z pozoru niewinne? Takie, na które większość z Was nie zwróciłaby uwagi? Podcinanie dzieciom skrzydeł. To tak, jakby powiedzieć dziecku „nie bądź dzieckiem”. Wyobraźmy sobie sytuację: pijesz ulubione piwo a mąż staje Ci nad głową i mówi „Jak możesz pić te siki?”. Najwidoczniej możesz. I w najlepszym wypadku odpowiesz mu kulturalne „Spierdalaj”. Albo zatapiasz się w kolejnym odcinku „Ukrytej prawdy” a koleżanka pyta jak możesz oglądać takie pierdoły i co w tym fajnego? Oglądasz bo lubisz. Bo sprawia Ci to przyjemność.

Zacznijmy stawiać się w sytuacji dziecka. Coś, co dla nas wydaje się być zwykłą czynnością, dla dziecka może być niezłą frajdą. Wystarczy dać trzylatkowi szmatkę, psikacz i poprosić o wytarcie kurzu z mebli. Dla nas to przykra konieczność, dla dziecka dobra zabawa. Nie kategoryzujmy wszystkiego swoją miarą. Pozwólmy dzieciom być dziećmi, okazując im tym samym zainteresowanie.

Dla nas to jest niewinne zachowanie. Jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, zabiegani. Niestety, moim zdaniem, taką postawą pokazujemy dzieci, że uważamy ich świat za infantylny i błahy. Nie zdziwmy się więc jak któregoś dnia nie przyjdą do nas porozmawiać, bo „I tak moich starych nie interesuje, co robię”, „I tak usłyszę NIE”.


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY. MOŻESZ ZATEM:

  1. Polubić lub/i zostawić komentarz tutaj lub na Fejsiku Nieidealnej.
  2. Polubić nasz profil na Facebooku.
  3. Zajrzeć do nas na Instagram.
  4. Puścić artykuł dalej w świat.

* zdjęcie z serwisu https://www.flickr.com

8 Komentarzy/e
  • Milena

    Odpowiedz

    Bardzo potrzebny tekst 🙂 Sama łapię się na tym, że zawieszam się i myślę chwilę co dziecku odpowiedzieć, żeby tych skrzydeł niechcący nie podciąć 🙂 jest mi przykro jeśli czasem się zapomnę i powiem coś do dziecka jak matka w kolejce 🙁 wyrzuty sumienia wtedy ogromne.. Dzięki, że poruszasz z pozoru błahy temat 🙂

  • Olga

    Odpowiedz

    W punkt. Nie ma potrzeby nic dodawać.

  • Iwona

    Odpowiedz

    Jak dobrze poczytać coś mądrego z rana,a jednocześnie się przy tym pośmiać. Zwłaszcza jak w domu 10 mies. córa ząbkuje,a 6 i 8 latek mają wakacje i w domu jest niezły sajgon:)Kobieto jesteś super:)

  • Gosia (Matkamotyl)

    Odpowiedz

    Kolejny wpis trafiony w 100 %, kochana jak Ty to robisz ze jak czytam Twoje wpisy mam wrażenie że czytam o sobie i swoim życiu. Sama pisze bloga jesteś moją inspiracją. Dziękuję. P.S. Lubię na fejbusiu i jestem na bierząco na instagramie ?

  • Olga

    Odpowiedz

    Nie mam zwyczaju wlazic w tyłki właścicielom blogów jakichkolwiek ale jak coś robi na mnie wrażenie to umiem to przyznać. Przed sobą. I przed kimś. Ten wpis zrobil. Niby oczywiste. Ale przypomniał ze za bardzo zlewam ostatnio świat swojego starszaka. Ona sobie na to nie zasłużyła. Zastanawiam się jak pogodzić wieczne humory roczniaka i wolajaca 5latke. …

  • Magda

    Odpowiedz

    Po części prawda. Jednak nie musimy na siłę podporządkować się dziecku. Też mamy prawo do gorszego dnia. Dzieci muszą wiedzieć ze są dla nas ważne, ale nie muszą nas cieszyć wszystkie dziecinne radości.

  • Gocha

    Odpowiedz

    Twój wpis jest bardzo wartościowy i popieram to co piszesz ale czasami my matki mamy gorszy dzień i wszystko nas denerwuje. Staram się wychowywać dzieci w atmosferze miłości ale nie zawsze mi się udaje. Czasami nerwy biorą górę i wybucham nawet w błahej sytuacji. Na szczęście rzadko do tego dochodzi. ALE ZNAM MATKI, KTÓRE NIE UMIEJĄ ZWRACAĆ SIĘ INACZEJ DO DZIECKA NIŻ PODNIESIONYM TONEM GŁOSU.

  • Ewka

    Odpowiedz

    Wychowanie dzieci nie jest łatwe. Czytając twoje porady staję się lepszą mamą i częściej wrzucam na luz. Bardzo fajny wpis

Skomentuj