Co robi matka nieidealna? Czyli krótka historia o blogowaniu.

8 komentarzy

Zaczynasz pisać bloga. W końcu to łatwa sprawa, tyle osób robi to z powodzeniem. Liczysz w myślach wpływy, dziergasz logo, wydłubujesz złote na szablon i serwer. Odkurzasz instrukcję obsługi lustrzanki, już wiesz gdzie ją włączyć. Siadasz do tekstu i…

  1. Słowny haft.
    Czasami jest flow, czasami go nie ma. Czasami siadasz i klawiatura dymi, czasami rzygasz słowo za słowem. Wena to wartość ulotna. Bloger nie oddycha weną, nie potrafi wyciągnąć tematu z lodówki, chociaż bywa, że kapsel od piwa jest w stanie mu w tym pomóc. Czasami wena dopada cię kiedy pod ręką masz tylko chusteczkę do nosa więc drobisz długopisem na wczorajszym glucie, czasami budzisz się o trzeciej w nocy z zajebistym tematem ale zimna podłoga skutecznie zniechęca do postawienia nań stopy. Zrywasz się skoro świt by przelać na papier tekst roku i… nie pamiętasz. Czasami masz wrażenie, że to wszystko już napisano… Ale to ty musisz porwać dziesiątki tysięcy czytelników.
  2. Czytanie ze zrozumieniem.
    Jedziesz z jakimś mega ważnym tekstem. Ciumkasz żelkę, popijasz winem i co pół godziny podekscytowana latasz do kibla bo czujesz, że to jest to! Publikujesz, rzucasz na Facebookową tapetę a później…
    I tak ktoś ci wyrzuci „ku*wę” wplecioną między słowa. Tekst, przesłanie i Pulitzer machający zza kominka nie mają znaczenia, tylko ta „ku*wa” bijąca po oczach.
    Inny przykład? Temat dziergany przez kilka wieczorów. Mąż wiszący namiętnym wzrokiem na twojej piersi i pies z nosem na kwintę bo już trzeci dzień obiecujesz dwugodzinny spacer. A ty siedzisz i skrobiesz pazurem w klawiaturę. I znowu- publikujesz tekst i po kilku godzinach już wiesz, kto oblał maturę z polskiego. Zastanawiasz się czy do kolejnych wpisów dołączyć łopatę żeby część społeczeństwa mogła sobie za jej pomocą wbić coś do łba. Piszesz o jednym a po komentarzach masz wrażenie, że oni rozmawiają o czymś innym.
  3. Czytelnicy.
    To nie jest tak, że zakładasz bloga, wrzucasz coś na Facebooka i bang! Ludzie lecą do ciebie jak muchy do gówna pszczoły do miodu. Przez pierwsze tygodnie, miesiące masz garstkę czytelników i trzy lajki pod postem. Na ludzi trzeba sobie zapracować (patrz pkt. 1 i 2). Na początku każda nowa osoba cieszy jak wata cukrowa na jarmarku, później przestajesz ogarniać tsunami zalewające twojego bloga i sociale. Niestety to nie trwa miesiąc czy trzy. Niektórzy blogerzy po wielu latach nadal piszą dla garstki ludzi.
    Rada? Cierpliwość i twarde pośladki. Bo blogowanie czasami łoi je bezlitośnie.
  4. Nawyki.
    Jak dziś pamiętam ten dzień, kiedy w pięknym opakowaniu przytachałam dla Pana Taty ciastko z cukierni. Głównym kryterium wyboru był nie smak a to, jak będzie się prezentowało na Instagramie. On je rozpakowywał, ja paliłam gumę w drodze po aparat. I teraz wyobraźcie sobie nagły spadek poziomu endorfin gdy przyleciałam z tym aparatem a PT już wepchnął do buzi to ciastko. Na moich oczach z nieświadomym zagrożenia uśmieszkiem.
    Zanim coś zjesz, wrzucasz zdjęcie na Instagrama. Kiedy twoje dziecko pochłonie krem Nivea, upieprzając tym całą łazienkę, zanim odwieziesz je na pogotowie, robisz… zdjęcie. Nazwy instagramowych filtrów znasz na pamięć.
  5. Robota 24h/ dobę.
    Jaka jest pierwsza rzecz, którą robi bloger po przebudzeniu? FB oczywiście. Później Instagram, moderowanie komentarzy i dopiero wtedy poranna kupa. WiFi hula 24 na dobę a ty asekuracyjnie masz wykupiony Internet bez limitu u swojego operatora komórkowego. Zanim wyjedziesz na wczasy orientujesz się, czy mają tam zasięg. Urządzenie mobilne jest zawsze w zasięgu twojej ręki a z baterią w nowym telefonie przestajesz się lubić po trzech miesiącach.
    Kiedy właśnie nie piszesz, z pewnością odpisujesz na maile, wiadomości prywatne, wyrzucasz skurczybyków, piszących ci, że „twoje dziecko ma krzywy ryj” a ty zakrawasz na polską patologię pierwszego stopnia, robisz sesje zdjęciowe albo piszesz na zlecenie. Robota na blogu nie kończy się z momentem wyłączenia komputera. Ostatnią rzeczą przed snem i pierwszą po przebudzeniu jest blog. Na spotkaniu z koleżanką ukradkiem spoglądasz na telefon, w autobusie jesteś celem nadpobudliwej staruszki, której nie zauważyłaś czytając kolejny komentarz.
  6. Sprzedawczyki.
    Piszesz bo lubisz. Czasami ktoś ci wrzuci do kieszeni zlecenie, które przyjmiesz bo wiadomo, nie samym powietrzem i pisaniem bloger żyje. Nic to, że jest to jeden wpis na bliżej niezidentyfikowany czas. I tak ci napiszą, że się sprzedałaś i właśnie cię odlajkowują bo cenili cię za niezależność. Nikt nie patrzy na to, że często blogerzy rezygnują z etatu po to, by żyć z pisania. Niestety jeszcze nie nauczyłam się żywić energią słoneczną a kredyt w magiczny sposób nie spłaca się sam. W wiele rzeczy trzeba inwestować grube pieniądze (aparat, serwer, szablon, grafika) ale tego nikt nie widzi. Wiele osób myśli, że bloger dostaje dużo rzeczy za darmo. To nie do końca jest prawda. Firma wysyłając dary losu często liczy na tanią współpracę i niezłą reklamę. W normalnych warunkach reklama kosztuje przecież więcej niż warty piętnaście złotych krem na hemoroidy.
  7. Hejterzy.
    Byli, są i będą. Kim jest hejter? Osoba z niskim poczuciem własnej wartości, która podkręca sobie ego, rozsmarowując na kimś kupę. Zazwyczaj nie ma nic konstruktywnego do powiedzenia, co by się zgadzało z poziomem jego inteligencji. Trafia na twojego bloga przypadkiem i nawet jeśli chce napisać coś mądrego, zazwyczaj jest zbyt leniwy by zajrzeć do innych wpisów i załapać, że nie wszystko co piszesz, jest na spiętym pośladku. Jak wygląda komentarz hejtera? „Masz krzywy ryj” albo „Idź się utop”. Kiedyś byli, od dłuższego czasu o dziwo mam spokój. Na początku przejmowałam się tym bardzo, później zrozumiałam, że z idiotą nie wygrasz. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem.
  8. Seks.
    I tu dotykamy z  pozoru najprzyjemniejszej części życia blogera. Wieczór, banda niepełnoletnich terrorystów już śpi. Rozochocony partner buja kolanem, od iskier można rozbuchać niezły płomień. Podchodzi do ciebie, drapie po uszku, jeździ ciarą po pleckach. Ty w tym czasie zastanawiasz się, które jajko najpierw mu urwać. Czy on nie widzi, że właśnie siedzisz i piszesz? Nie czuje skupienia rodem z domowego WC? Nie kuma, że za te kilkanaście minut przyjemności zostaniesz z czarną dziurą w pamięci?
  9. Uzależnienie od blogowania.
    Bywa, że cierpi na tym twoja rodzina. Nie możesz iść na rodzinny obiad do babci bo musisz napisać tekst na zlecenie. Rano stawiasz całą rodzinę do pionu bo właśnie jest najlepsze światło do zdjęć a przecież nie zrobisz sesji na uwalonej podłodze i równie brudnym stole, ze skarpetą męża w tle. Kupujesz droższe ciuchy bo w tych dziecko lepiej wygląda na blogu. Łazisz za facetem czy już przeczytał nowy wpis bo chcesz go dodać a nie jesteś pewna dwóch przecinków. Twoja rodzina chcąc nie chcąc staje się częścią bloga i to nie tylko tą pasywną. Wszyscy widzieli waszą sypialnię, na ulicy pani Jadzia od trójki chłopaków prosi cię o autograf i przeprowadzasz jej szybką psychoterapię. Generalnie dużo ludzi cię poznaje a ty nie wiesz jak reagować. Na blogu każde słowo jest wyważone i zredagowane.

 

8 Komentarzy/e
  • Asia

    Odpowiedz

    Hahahahahaha padłam 😀 No coś w tym jest…. 😉 Bo blogerzy zrobili jedną niefajną rzecz – czy cos jest dobre czy złe, jeśli post psot jest sponsorowany to zawsze ma pozytywną opinię o produkcie. I tu skończył się obiektywizm. Ale nie samymi sponsorkami bloger żyje i nei dlatego tu ludzie są 🙂

    • pozytywka

      Asia, blogerem nie jestem, ale ze względów zawodowych mam czasem z nimi kontakt, dlatego pozwolę sobie wtrącić trzy grosze 😉 Kasa kasą, ale PROFESJONALNY bloger, jeśli decyduje się na współpracę sponsorską i zobowiązuje się, do napisania tekstu sponsorowanego, to musi mieć przekonanie co do tego, że reklamowany produkt jest wart tego ! bo żaden PROFESJONALNY bloger nie zarekomenduje produktu, do którego nie ma 100 % przekonania, dlatego wszystkie teksty sponsorskie blogera są pozytywne – my czytelnicy widzimy tylko te pozytywne teksty to fakt, nie widzimy jednego, ile propozycji współpracy sponsorskiej odrzucił bloger i nie dlatego, że profity z tekstu nie były zadowalające, ale dlatego, że bloger nie chciał reklamować czegoś do czego nie ma przekonania. Jeśli bloger dla kasy brałby każde zlecenie, to myślisz, że miałby czytelników ? mogę mówić sama za siebie, ale ja bym takiego bloga nie czytała ot co !

  • Żonaelektryka

    Odpowiedz

    Dziękuję Ci za ten wpis. Właśnie dziś zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko naprawdę wygląda. Ja dopiero początke jako bloger i fajnie jest poczytać o tym jak to wszystko wygląda tak naprawdę☺

  • MyMami

    Odpowiedz

    Fantastycznie to napisałaś:)

  • mamidami.com

    Odpowiedz

    leżę i kwiczę 😀 ta historia z ciastkiem mnie urzekła 😀

  • Nowa w wielkim mieście

    Odpowiedz

    Ja zaczęłam blogować dopiero kilka mcy temu, a już się uzależniłam 🙂 I troszkę cierpi na tym mój mąż, bo rzeczywiście niekiedy on coś chce ode mnie, a ja chcę tylko pisać 🙂 No ale kiedy mam pisać, jak nie wieczorem gdy dziecię już śpi padnięte? Mąż zwykle też zasypia czekając na mnie 🙂 A natchnienie przychodzi do mnie zazwyczaj pod prysznicem 🙂 Więc zaraz po prysznicu szybko wypadam z łazienki i zapisuję co pamiętam. Też na początku myślałam, że blogowanie to tylko pisanie, a to jeszcze szereg innych czynności. Ale przynajmniej dzięki blogowi zapisałam się na kurs fotografii, by robić lepsze zdjęcia – a coś takiego zawsze się przyda, nawet jeśli blog kiedyś padnie. Pozdrawiam 🙂

  • TosiMama

    Odpowiedz

    Ciasto zjedzone przed wrzuceniem na Instagrama – genialne 🙂

Skomentuj