Czy da się pracować w domu z dzieckiem? Ano da się. Akcja inwigilacja metodą EyeOn Baby.

7 komentarzy

Podekscytowana fajrantem ciśniesz pedał gazu, frontem skierowana w stronę domostwa. Przekraczając próg swojej eM-ki meldujesz obecność na drugim, trzecim i czwartym etacie- matki, żony i kochanki, z przyjemnością oddając się czynnościom wszystkorobienia. Kiedy już nadchodzi upragniony wieczór, kiedy najchętniej przytuliłabyś się pyskiem do poduszki albo męża, kiedy z chęcią popracujesz nad nicnierobieniem w wannie próbując nową sól do kąpieli mejd baj Biedra, kiedy wreszcie drżącą ręką chcesz odpalić puszkę z zimnym Lechem, tudzież pokręcić korek w czerwonym wytrawnym, orientujesz się, że dzisiaj jest ten dzień. Dzień posta. Zalegasz więc przed komputerem, witając się z wonią czerwonego grona uderzającą z pękatego kieliszka, w panice przeczesując internety w poszukiwaniu inspiracji. Pustka echem wyżera wenę i wiesz, że dzisiaj nie dasz rady wypocić z siebie nic sensownego, co mogłoby szturmem zebrać pochwałę ogółu.

Był taki etap w moim  blogowaniu, jeszcze przed powrotem na etat, kiedy Hanisława nie była na etapie permanentnego gila a swoją obecność w żłobku zaznaczała na trochę dłużej niż trzy dni. Był taki etap, kiedy po zesłaniu ją w żłobkowe mury, po przeleceniu szczotką domowego kibla i posłaniu cenzury w kierunku masakry spozierającej na mnie ze zlewu odpalałam ekspres, odpalałam laptopa i wlewałam w bloga wszystko, co mi w czasie wcześniejszego szorowania domowych rejonów wpadło do głowy. A że przy ogarnianiu chaty włączałam turbo moce, na tworzenie miałam dużo czasu. Przy kawce, w pachnącym domku i przy pyrkającym obiadku.

Trochę komplikacji pojawiło się gdy Hanka złapała jakąś zarazę i zalegała ze mną w domu. Domek już nie był taki pachnący, obiadek nie pyrkał wesoło na kuchence, co więcej był na etapie lodówki w Tesco, a kawkę jak siorbnęłam o dziesiątej rano, tak skończyłam o szesnastej. Do tego Hanisława przechodząca chorobowy PMS, testująca cierpliwość sąsiadów i pracowników opieki społecznej.
Kto próbował pracować w domu przy dziecku wie co i z czym i że po prostu do cholery się nie da. Schemat wygląda mniej więcej zawsze tak samo. Wtapiasz pośladki w kanapę, na kolana zarzucasz laptopa. Dziecię w drugim pokoju pracuje nad pypciem na języku, żrąc podeszwę od ojcowskiego kapcia. Odpalasz plik tekstowy/maila/internety/telefon (niewłaściwe skreślić) i wtedy rozlega się alarm. Gnasz do dziecięcego pokoju i dmuchasz paluszki witające się z hukiem z wnętrzem szuflady ze skarpetkami. Albo wyjątkowo w tym jednym dniu, w którym zlecenie grzeje ci oddechem kark pociecha zdecydowała o braku drzemki. Albo każde twoje zniknięcie za rogiem dziecięcego pokoju wywołuje w dziecku potrzebę okazania ci miłości.

Podejmujesz decyzję o przeniesieniu się z tobołami do dziecięcego pokoju. Rozkładasz się ze swoim majdanem w składzie laptop, kawa, notatnik i inne elektroklamoty potrzebne w ogarnięciu weny, tudzież internetowego świata i w tym momencie młodzież postanawia pobawić się z tobą, bo przecież bezcelowe napieprzanie w klawiaturę to niezły fun. Do tego należy doliczyć piciu/ jeść/siku/srać/pobaw się ze mną (wiecie co robić). Próbując ogarnąć ciśnienie oscylujące gdzieś blisko poziomu wyprowadzenia ze stanu opanowania, rezygnujesz z dalszego podejmowania prób polepszenia swojej sytuacji materialnej.

Pracować w domu w połączeniu z opieką nad dzieckiem, o ile w ogóle się da, a się nie da, jest cholernie trudno. Ciężko zostawić młode samo w pokoju i oddać się pracy, kiedy akurat zawsze w tym momencie potomstwo albo pcha paluchy do kontaktu, albo zawyża średnią wypadkową, albo wlezie tam, gdzie wleźć nie powinno, albo robi po prostu coś, co w warunkach naszej obecności w ogóle nie wpadłoby mu do łebka.

Hanisława jest dzieckiem, które potrafi zająć się samodzielną zabawą na dłużej niż ustawa przewiduje. Co więcej, nawet to lubi. Kiedy więc grzała w domu miejsce i termometr, teoretycznie mogłam w miarę spokojnie pracować gdyby nie fakt, że gdy znikałam z jej pokoju, moja wyobraźnia zawsze robiła jej „krzywdę”. Jednym słowem, nie mogłam skupić się na robocie, zapindalając co chwilę do pokoju po to, by skontrolować poczynania młodzieży.

Kiedy dostałam propozycję przetestowania elektronicznej niani firmy d-Link, podeszłam do sprawy sceptycznie. Jedną nianię już mamy, aktualnie zbiera kurz na dnie szafy i domaga się potraktowania jej opcją sprzedaży na Allegro. To zwykły rupieć emitujący tylko zgrzyty, trzaski i żrący baterie w tempie w ogóle nieproporcjonalnym do długości użytkowania.
Do sprawy przekonał mnie fakt, że niania firmy d-Link zwykłą nianią nie jest. Jak sama nazwa „EyeOn Baby” mówi, inwestując w ten sprzęt, możemy przeprowadzać pełną inwigilację naszej pociechy. Jeśli jeszcze się nie domyśleliście, tak mówimy o kamerze i to takiej na wypasie.

W dużym skrócie, bo jak na rasową blondynkę przystało, nie wszystko jeszcze ogarnęłam swoim rozumkiem, EyeOn Baby firmy d-Link to system umożliwiający kontrolę dziecka i jego otoczenia. Działa sobie w dość nowoczesny sposób, za pomocą domowej sieci fifirifi. Co ciekawe, jak to w zwykłych niańkach bywa, nie mamy tutaj bazy i tego drugiego (co emituje nam szumy i trzaski w drugim pomieszczeniu). EyeOn Baby posiada bazę w postaci kamerki, natomiast stroną odbioru jest nasz smartfon, tablet lub laptop. Wystarczy zainstalować na domowym sprzęcie łatwo dostępną aplikację i voila! Inwigilacja mode on. Oprócz obrazu, jak na nianię przystało, urządzenie rejestruje też dźwięki, z dokładnością odgłosu stóp dzieci sąsiadów piętro wyżej albo pyrkania z tronu za drzwiami toalety. Chciałam się przyczepić do jakości obrazu lub dźwięku, szukam minusów w czymkolwiek, chciałam po prostu pogrążyć trochę sprzęt żeby nie rzucać wam samymi „achami” i „ochami” ale niestety nie mogę. Shit happends.

EyeOn Baby działa w dzień i działa w nocy. Jakości rejestrowania nocnego obrazu też nie da się pogrążyć. Kamera działa w podczerwieni. Shit. Do tego, jakby było mało, żeby pozamiatać konkurencję całkowicie, kamera rejestruje ruch, płacz i temperaturę w pomieszczeniu, skrupulatnie informując nas o wynikach. Jakby ktoś chciał, może sobie jednym dotknięciem ekranu telefonu nagrać poczynania dziecka, zrobić mu zdjęcie albo na przykład… włączyć dziecku jedną z kilku zainstalowanych w kamerze kołysanek. Oczywiście nie ruszając tyłka z poziomu kanapy w drugim pokoju. Jeśli żadna z melodyjek nam się nie spodoba, możemy wpierniczyć do środka kartę microSD z własnymi utworami albo po prostu zapodać coś ze sprzętu w naszej dłoni.

Zakładając, że zainstalujemy w pokoju dziecka powyższy sprzęt BigMama i widzimy, że młode na przykład urządziło sobie wspinaczkę na komodę, możemy huknąć do tableta a druga strona usłyszy. Tak tak, dyskutować przez to ustrojstwo też można. Można też zobaczyć, co dziecko aktualnie przeżuwa, zwłaszcza jeśli przeżuwać tego nie powinno za sprawą zooma. Razy cztery.

Niania jest pomocna nie tylko w czasie pracy. Odpalam ją za każdym razem gdy idę rano pod prysznic, robię obiad i zawsze wtedy, gdy istnieje ryzyko rozniesienia przybytku w drobny mak. 

matka-nie-idealna d-Link

matka-nie-idealna.pl d-Link

matka-nie-idealna.pl d_link

matka-nie-idealna.pl d_link

matka-nie-idealna.pl d-Link

matka-nie-idealna.pl

Teraz wam zapodam filmik prezentujący zaledwie ułamek tego, co EyeOn Baby potrafi, tymczasem ja idę szukać opcji prasowania i parzenia kawy.

Enjoy!

7 Komentarzy/e
  • kretucha

    Odpowiedz

    Fajne to i nawet byłabym skłonna kupić, gdyby nie fakt, że mój brzdąc nie ma osobnego pokoju ;( A tak dla ciekawostki ostatnio przeglądając pewien magazyn trafiłam na artykuł o akcesoriach, które mogą sprawić sobie nowocześni rodzice: ekspres do mleka, głowica usg podłączana do smartfona, pas informujący znajomych na fb o ruchach dziecka w brzuchu, niemowlęce jacuzzi, nocnikotablet czy śpioszki z biosensorem, które dzięki czujnikom odszyfrowują emocje dziecka i przesyłają do smartfona info czego ono chce. Pomijam ceny, ale WFT ???

  • Gosia

    Odpowiedz

    urządzenie dobre raczej dla dzieci, które nie są jeszcze mobilne. Po pierwsze ze względu bezpieczeństwa, piszesz o sprawie w humorystyczny (dla siebie) sposób, ale który rozsądny rodzić zostawia 1-2 letnie dziecko bez bezpośredniego nadzoru? Jak samemu się na to nie wpadnie, to wszędzie o tym trąbią „dziecko jest w tym (np. 18-20 mcy) wieku samodzielne, ale nie wolno zostawiać go samego”. Jak taki maluch weźmie do buzi jakiś drobny przedmiot czy wejdzie na coś z czego może spać, to można dobiec za późno. Więc to urządzenie dla niemowląt, ewentualnie śpiących 1-2 roczniakow a później kilkulatków, tych wystarczy mieć na oku na odległość, ale w przypadku dziecka w wieku Hanny to bezmyślność

    • matka-nie-idealna

      Do kibla też mam brać dziecko ze sobą? A może przywiązać do nogi?
      Po pierwsze, czytamy ze zrozumieniem. Oczywiście, że może wejść, może spaść. Jakbyś czytała ze zrozumieniem, wyczytałabyś, że urządzenie ma kamerkę, przez co widać co dziecko robi.

      Po drugie, komentując pod kilkoma postami, podpisujemy się jednym nickiem pani „Moniko” (czy jednak Gosiu?). Każdy komentarz jest opatrzony u mnie numerem IP, także doskonale widzę, czy ktoś komentuje pod jednym, czy pod kilkoma nickami. Nie bądźmy dziecinni, trollowanie jest passe.

      Po trzecie, zrób coś dla mnie. Potraktuj się krzyżykiem w prawym górnym rogu.

  • Patrycja

    Odpowiedz

    A jak z instalacją na telefon? Mam dziecko w wieku 16 miesięcy, dom wolnostojący, zdarza się, że muszę wyjść na moment i takie urządzenie byłoby zbawieniem. Instalacja prosta czy wymaga pewnych zdolności informatycznych?

    • matka-nie-idealna

      Nie ma z tym problemu, telefon informuje nas krok po kroku co robić.

  • Bambolo

    Odpowiedz

    A ja się zastanawiam czy można to urządzenie wykorzystać jako monitorowanie poczynań dziecka z nianią. Czy zasięg między komputer – kamera jest tylko na przestrzeni kilku metrów, czy spokojnie można mieć zainstalowany program na laptopie w pracy?

  • Patrycja

    Odpowiedz

    z tego co mówi producent zasięg jest głobalny. Wszędzie gdzie masz neta masz podgląd. To wyróżnia tę nianię. Dlatego myślę o zakupie. Mieliśmy philipsa, zasięg 300m, zdychał zaledwie 50m od domu.

Skomentuj