Dzieci nie są najważniejsze.

5 komentarzy

Uszami wyobraźni słyszę, jak część z Was rzuca nieme (bo matce nie wypada inaczej): „Co ona piehdooooli?”.
Zanim jednak zaczniecie ostrzyć widły i wyciągniecie zestaw zapasowych pazurów do zadrapania innych matek, lub ewentualnie zadzwonicie na MOPS-y, poczytajcie co mam Wam do powiedzenia..

PAMIĘTASZ?

Pamiętacie jak się poznaliście? Mówię oczywiście o Tobie i Twoim partnerze / mężu. Pamiętasz Waszą pierwszą randkę, pierwszy pocałunek? A może pierwszy seks? Pamiętasz, co lata temu pociągało Cię w nim najbardziej? Jak przed każdą randką goliłaś raciczki i ubierałaś seksowną bieliznę? Pamiętasz jak trzymaliście się za rękę na spacerze? Jak wtulałaś się w niego w kinie, lub rozmawialiście o nowej płycie Twojego ulubionego artysty?

Pamiętasz jak on starał się zachwycić Cię swoimi opowieściami o wejściu na Kilimandżaro, które po latach okazało się być pijacką próbą podbicia okolicznego komina? Pamiętasz jakie ma świetne poczucie humoru i jak imponował Ci swoją dojrzałością i opiekuńczością na samym początku?

Założę się, że większość z Was pierwszy raz od kilku lat wspomniało właśnie początek swojej znajomości, pierwsze chwile zauroczenia, może zakochania. Dam sobie rękę uciąć, że wiele z Was od miesięcy nie myślało o swoim mężczyźnie jak o facecie, z którym chciało się iść przez całe życie, wstawiając w to miejsce zadaniowość dnia codziennego. Zwłaszcza, kiedy pojawiły się dzieci.

ZMIANA HIERARCHII WARTOŚCI.

Oczywiste jest, że kiedy rodzi się dziecko, zmienia się hierarchia wartości. Umówmy się – hormony robią w naszym organizmie jesień średniowiecza, do tego na świecie pojawia się człowiek, który chwilę wcześniej dyndał pod naszym sercem, i za którego bierzemy teraz odpowiedzialność. Totalnie nie ma sensu z tym walczyć. To matka natura wyłącza nasze mózgi w sferach partnerskich i włącza te obszary, odpowiadające za przetrwanie. I tu umówmy się po raz drugi – pierwsze miesiące życia dziecka to próba przetrwania. Mężczyźni niekoniecznie to rozumieją, nie są do tego przygotowywani.

TO NIE DZIECI POWINNY BYĆ NAJWAŻNIEJSZE.

Jeśli ktoś mówi, że chce dziecko, żeby ratować związek albo zatrzymać przy sobie partnera, nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać. A już na pewno trzeba mocno jebnąć się w głowę, bo to chyba najgorszy błąd jaki może popełnić dwoje ludzi. Jedyne co może scalić dziecko, to dwoje nieszczęśliwych ludzi, którzy zostaną ze sobą na lata, dla jego „dobra”.

Na samym początku mojego macierzyństwa, kiedy przechodziłam kryzys związkowy, bo byłam tak zafiksowana Hanką, że nie widziałam świata poza jej zaślinionym jestestwem, ktoś mi powiedział, że powinnam trochę odstawić na bok macierzyństwo i skupić się na swoim związku.

Moja reakcja wtedy była jak teraz większości z Was: „Pojebało cię do reszty. Przecież to dziecko jest najważniejsze!”. Otóż nie.

Tak się składa, że jakiś czas temu wybraliśmy sobie na życiowego partnera człowieka, z jakichś tam konkretnych powodów. My SAMI sobie go wybraliśmy. To właśnie ten człowiek zostanie z nami, kiedy dzieci pójdą na swoje. To właśnie z tym człowiekiem powinniśmy się dogadywać, zgadzać, wspierać, trzymać za ręce.

I teraz wyobraźcie sobie taką sytuację. Oddajecie dzieci na weekend do dziadków i macie okazję wyjść gdzieś we dwójkę.

– Jakie tematy pojawiają się najczęściej?
– Jak często dzwonicie, żeby skontrolować dzieci?
– Czy macie w ogóle o czym ze sobą rozmawiać?
– Jak dawno trzymaliście się za ręce?

Takich pytań mogę zadać Wam wiele. A Wy sami sobie odpowiedzcie, jak bardzo zapomnieliście o sobie, w sensie małżeństwa lub pary, stawiając na piedestale dzieci i ich potrzeby?

KOCHAM MOJE DZIECI.

Kocham je tak bardzo, że każdego dnia wydaje mi się, że nie można bardziej. Ale kocham też mojego męża. Człowieka, z którym chcę się dogadywać dla dobra naszej relacji i naszego rodzicielstwa. Chcę pokazywać moim córkom, że można w swoim życiu spotkać fajnego faceta, który kocha swoją rodzinę i przez lata jest zakochany w swojej żonie. Który szanuje partnerkę, tworzy rodzinę i dom na równi z nią. Chcę pokazywać moim dzieciom, że rodzice się przytulają, chcą pobyć sami. Że pielęgnują swoją relację, która jest dla nich tak samo ważna, jak relacja z dziećmi. Że nie podważają swojego zdania i żyją w zgodzie.

Chcę żeby moje dzieci wiedziały, że poświęcę dla nich wiele, ale nie poświęcę mojego związku z człowiekiem, który dał mi w życiu dwie cudowne istoty. I chociaż wiem, że czasami jest to niewykonalne, bo wieczorem padam tuż po dobranocce, a dziadki mają swoje życie i nie zawsze mogą zająć się wnukami, to staram się z całych sił. Przelotnym buziakiem w drodze do łazienki, czułym objęciem przy robieniu kolacji, czy wkomponowaniem zimnych nóg pod kołdrą.

A kiedy moje dzieci pójdą w świat, chcę nadal fascynować się człowiekiem, którego pokochałam prawie 9 (słownie: dziewięć – bo sama nie mogę w to uwierzyć) lat temu. Chcę z nim pić wino wieczorami, podróżować po świecie, spacerować po lesie, robić ciepłą herbatę do kolacji. Chcę na niego patrzeć z taką samą miłością i czułością jak dzisiaj i jak 9 lat temu. Chcę spacerować za rękę, jak te wszystkie rozczulające starsze pary.

LUDZIE SIĘ ZANIEDBUJĄ.

Swoją drogą, czy to nie smutne, że starsi ludzie idący za rękę – rozczulają nas? Czy nie powinno to być standardem?

Znam wiele małżeństw, które po latach związku najzwyczajniej w świecie, nie mogą na siebie patrzeć. Znam ludzi, którzy od miłości przeszli do nienawiści. Małżeństwa, które po wyjściu dzieci z domu, nie potrafią razem spędzać czasu. Nie lubią przebywać w towarzystwie współmałżonka. Nie mają wspólnych pasji czy nawet tematów do rozmów. Które reagują na siebie agresją czy złością. Które trwają w związku tylko z powodów finansowych, lokalowych czy wiary. Znam ludzi, którzy zapomnieli o sobie, poświęcając wszystko dzieciom. A później zostali sami.

Chciałabym, żeby moje córki za dwadzieścia lat powiedziały, że ich rodzice bardzo się kochali. Że chcą stworzyć właśnie takie związki. Że jesteśmy dla nich wzorem.

Dzieci są ważne. Bardzo ważne. Ale my również powinniśmy być ważni. Wiem, że niezwykle ciężko zachować równowagę, kiedy w naszym życiu pojawia się dziecko. Przedkładamy jego potrzeby nad swoje własne i nie ma w tym nic złego, o ile w pewnym momencie znajdziemy balans.
I dlatego, jeśli miałabym dać jakąkolwiek radę przyszłym rodzicom, byłaby to: NIE ZAPOMNIJCIE O SOBIE.

Photo by Derek Thomson on Unsplash

*Pamiętaj, że najlepszą zapłatą dla autora jest Twoja reakcja, która bez wątpienia da mi kopa do dalszej pracy <3
*Będę wdzięczna, jeśli dasz mi o tym znać tutaj na blogu lub na Facebooku (
klik), łapką w górę, komentarzem lub udostępnieniem postu.
*Możesz odwiedzić nasz profil na Instagramie 
(klik).

5 Komentarzy/e
  • Avcia

    Odpowiedz

    Piękny tekst 🙂

  • Kalina

    Odpowiedz

    Matko Nieidealna czytanie Twojego bloga za każdym razem jest jakbym czytała swoje myśli. Jesteś fantastycz

  • Lidia Obiedzinska

    Odpowiedz

    Jak zawsze w punkt! ? pięknie i mądrze napisane!!! Pozdrawiam

  • Lidia Obka

    Odpowiedz

    Jak zawsze w punkt! ? pięknie i mądrze napisane!!! Pozdrawiam

    • Kate

      Moja teściowa ukierunkowała się tylko na miłość do synów, oczywiście już jest po rozwodzie. Jak wyfruneli z domu to.obrażona o brak kontaktu i zainteresowania 24/7h. A mi po ślubie powiedziała że szybko musze rodzić bo dzieci to jedyny sens w życiu i gdyby nie dzieci to ona by nie żyła. Powiedziałam że mam kochającego męża i dość dużo powodów żeby żyć, dzieci to nie jedyny sens życia.

Skomentuj