Moje dziecko doprowadza mnie do szału.

23 komentarze

Frustracja. To uczucie, które ostatnio zalewa mój umysł, gładzi łomem po kręgosłupie. Hormony po kolei detonują ładunek łez, krzyku i totalnej wściekłości. A w samym środku cyklonu zwanego ciążą jest Ona- Hanisława.

Rezolutna dwu i pół latka, której cięte i inteligentne riposty kręcą statystykami bloga. Która rozumie więcej i mówi więcej. Która nieustannie kładzie mnie na kolana swoją dziecięcą mąrością i równie nieustannie uczy. Od której wymagam więcej bo im więcej potrafi tym więcej ja chcę.

I która zdarza się, że nakręca moją frustrację. Więcej- doprowadza mnie do szału. Zwłaszcza teraz, od momentu zajścia w ciążę. Słodka, grzeczna dziewczynka stała się rozkrzyczaną i nieposłuszną dwulatką. Rzygam wtedy krzykiem, rzucam niechcianymi talerzami gorzkich słów i strzelam jadem.
Bo właśnie nielegalnie zdefraudowany z pokoju klocek poniewiera się w salonie, pod nieświadomą niebezpieczeństwa stopą. A prosiłam. Błagałam. Wręcz groziłam, że wyrzucę.
Bo kolacja made by Atelier Nieidealna, wyjęczana nad bajką o tęczowych rzygokonikach stanęła i w tym staniu została. Zimna, nieruszona. Bo przecież kobieta zmienną jest, w jednej sekundzie chce a w kolejnej z wrzaskiem demonstrowanym z poziomu zryczanych kafli informuje, że oto ma kolację w dupie, najgłębiej jak się tylko da.
Bo uznała, że jogurt bez cukru i bez smaku lepiej wygląda malowany Picassem na świeżo wytartym stole i świeżo niewybrudzonym ciuchu niż w miejscu przeznaczenia.

A ja stoję nad nią, prosząc, błagając i w rezultacie grożąc dwoma minutami na karnym schodku.
A ona totalnie, legalnie i konkretnie ma mnie tam, gdzie sama bym się w tym stanie miała. W dupie mnie ma.

Za chwilę zostanie starszą siostrą.
Oczekuję, że będzie sama zasypiała, bez bajki opowiadanej kolejną godzinę i ramion okalających moją szyję. Że pójdzie, położy się i odpłynie.
Że będzie sprzątała i wykonywała moje polecenia bez „nie” rzucanego gradem w mój obolały umysł, podsycając frustrację żywym ogniem.
Że bez ociągania rano się ubierze i bez dramatu błyśnie dopiero wypucowanymi zębami.
Że zje ciepłe, jak Nieidealna przykazała i w czasie krótszym niż ten, który wywołuje u mnie chęć potraktowania swojej tętnicy nożem do masła.

Oczekuję, że skoro ja idę w jedną stronę, ona pójdzie tam gdzie ja.
Oczekuję, że skoro mówię raz to to raz zostanie zrozumiane i uwzględnione. Bo każda konieczność powtórzenia prośby sprawia, że moja wewnętrzna matka, którą nigdy nie chciałam być ostrzy zęby i wycina oberasa z przytupem.

A później zatrzymuję się nad łóżkiem wieczornej niewinności, wpleciona w jej oddech, obezwładniona ramionami i budzę się z chorego wyidealizowanego wyobrażenia o niej jako dziecku idealnym i o mnie jako matce wygodnej.

I leży przede mną rezolutna ale wciąż dwu i pół latka. Dwu i pół latka, która znalazła się w zupełnie nowej, nieznanej dla niej sytuacji. Uwaga, dotąd wtłaczana w nią ze stuprocentowym zaangażowaniem została podzielona pomiędzy nią a kogoś, kogo istnienia nie może pojąć. Kogoś, kogo nazywają młodszą siostrą, podczas gdy wyglądem nie różni się znacząco od mięśnia piwnego Pana Mietka spod monopolowego. Kogoś, kto ukradł jej mamę.
Wspólny czas spędzany aktywnie stał się czasem pasywnego leżenia oraz jak mantra wypowiadanych słów „nie mogę Kochanie” i „zostaw, to dla dzidzi”.

I zrozumiałam, że ta sytuacja być może ją przytłacza. Być może jej zachowanie jest sposobem, próbą zwrócenia na siebie uwagi. Próbą odnalezienia się w nowej sytuacji bo oto nagle mama, zawsze obecna, strzelająca z karabinu pomysłów, nadaktywna i z wieczną petardą w tyłku, stała się niemalże odcięta.

Zniżyłam się do poziomu 98 centymetrów i spojrzałam przez duże ciemne oczy. Położyłam się z wrzaskiem na podłodze, wysmarowałam jogurtem ławę. Zażyczyłam sobie naleśniki, których nie tknęłam, a które były tylko dla mnie. Spieprzałam przed goniącymi mnie rajstopami w dłoniach goniącej mamy. Poszłam w drugą stronę tylko po to, żeby podbiegła i złapała mnie za rękę. Zasypiałam wtulona w jej ramiona.

Byłam z nią sam na sam, znowu.

I tak, zdarza mi się. Zdarza się, że krzyknę, że się wkurzę. A później zatrzymuję się, łapię za głowę i wiem, że zbyt dużo wymagam. Zbyt dużo jak na dziecko postawione w nowej, przytłaczającej sytuacji.
Chęć, z jaką próbuję zrobić z małej dziewczynki odpowiedzialne dziecko zasłania mi prawo do infantylności i beztroski.

Walczę.

23 Komentarzy/e
  • Black Orchide

    Odpowiedz

    Zazdroszczę Ci cholernie. Następnym razem zanim na nią się porządnie wsciekniesz, pomysl ile inni by oddali za zdrowe rezolutne dziecko. Niestety, mój syn raczej nigdy taki nie będzie. Pozdrawiam i szczęśliwego rozwiazania

  • Paulina

    Odpowiedz

    Jak dobrze,ze masz dystans do siebie samej i do calej rzeczywistosci. Dobrze,ze w pore zauwazylas w corce malego czlowieka,ktory w dalszym ciagu potrzebuje Ciebie jako mamy. Brawo Ty.

  • gośka

    Odpowiedz

    Nie krzycz, kurwa nie krzycz choćby skały srały bo kiedyś zapytałam syna dlaczego dzisiejszy dzień jest fajny, to mi powiedział , bo nie krzyczałas. Nigdy w życiu. Ie było mi tak głupio jak w tym momencie. Nie krzyczę często, raczej rzadko ale on najwyraźniej postrzega to inaczej a ty nigdy nie wiesz co wyryje się w pamięci. Ale dzięki za ten wpis, potrzebowałam tego.

    • Karola

      Powiem szczerze, że jestem już na granicy wytrzymałości psychicznej z moim 4-latkiem. Nie wiem czy natrafiłam już na ten moment, w którym trzeba udać się z dzieckiem do psychoterapeuty? Nie wiem czy to już zaburzenia nerwowe czy jeszcze etap 4-latka. Te wrzaski, tak irytujące, tak ślepe na argumenty, na tłumaczenia są jedną wielką dziurą rodzicielstwa. Za to miło widzieć tę cierpliwość u Ciebie.

  • Nowa w wielkim mieście

    Odpowiedz

    Chyba każdej matce zdarza się nieraz krzyknąć, choć nie wszystkie się do tego przyznają. Aż się boję mieć drugie dziecko, bo wtedy czasu dla pierwszego będzie mniej, a przecież starsza też ciągle potrzebuje mamy, czy ma 2 lata czy 5! A moja roczna jedynaczka też teraz się buntuje i też nieraz mam dość. No ale takie już to nasze życie-matek 🙂 Pozdrawiam i życzę cierpliwości i wytrwałości 🙂

  • A

    Odpowiedz

    To ja jestem beznadziejna po całości… Hormony nie szaleją, bo w ciąży nie jestem, a dziecko mnie tak czasem wkurwia, że mam ochotę walić głową o ścianę…

  • jadzka

    Odpowiedz

    Tak naprawdę jeszcze nie wiesz Nieidealna co Cie czeka:))) good luck and good night!:)

    • matka-nie-idealna

      Wiem. Kaftan już wisi w szafie.

    • Jadzka

      Mam teraz dwójke 2 miesiace i 2 latka..hmmmmm zaczynam czasem o Lubiążu myśleć że tam w sumie fajnie może być 😀

  • Joanna

    Odpowiedz

    Mam tak samo. Córka 21 miesięcy i za tydzień termin porodu drugiego dzidziusia.
    pozdrawiam

  • Karolina

    Odpowiedz

    Poczekaj aż urodzisz i wtedy będziesz się dwoiła i troiła bo w tym czasie kiedy karmisz małą Hania będzie coś chciała. Czasem zacznie krzyczeć tylko dlatego ze powiedz a teraz cichutko bo siostrzyczka spi. Ja przeżywałam to ze swoją dwu latką. Teraz na szczęście już Lenka rozumie ze Gabryś też jest zmęczony i mama musi fo uśpić a jak ona będzie krzyczeć to będzie to trwało dłużej i musi poczekać.

  • BeeMammy

    Odpowiedz

    Masz wyjatkowo rezolutna corke, to ze bedzie miala siostre, nie dodaje jej wieku. 2,5 letnie dziecko dla mnie to jeszcze malenstwo. Nie karz jej na sile byc juz duza siostra

    • matka-nie-idealna

      Słyszałaś o czymś takim jak hormony? Czytamy ze zrozumieniem 😉

    • Jadzka

      Tak , ale niestety jak urodziła się mała, i zobaczyłam mojego dwu latka to on od razu urósł o 5 lat! tak jak to piszą wszędzie! a mówiłam – nie u mnie tak nie będzie, że od razu będę wymagać od niego zrozumienia! i znowu mieli racje. powinno się zamknąć tych amerykańskich naukowców! 😀

      • matka-nie-idealna

        Niestety. Wtedy starsze ale wciąż małe dziecko wydaje się takie duże… 😉

  • Julka

    Odpowiedz

    Jeśli Cię to pocieszy, to moja odprawia gorsze jazdy niż opisujesz (choć zakładam, że po prostu wybrałaś takie a nie inne przykłady i pewnie mamy podobne warunki), ale ja w ciąży nie jestem, nie zmieniły się „warunki bytowe” mojej córki. Po prostu taki okres. Jest niegrzeczna, krzykliwa, ciągle jest „nie” bez powodu, a wręcz na złość łapie np kota za kark, chyba żeby zwrócić na siebie uwagę…

  • Tekane007

    Odpowiedz

    Ach jak ja to rozumiem… mam synka dokładnie w tym samym wieku, ale nie jestem w ciąży (chyba ;)) U mnie problem jest w PMS… kiedy nadchodzą te dwa dni w miesiacu, zmieniam się w potwora.. i wszystko moze byc OK do momentu kiedy mały nie zaczyna np wylewać na siebie wody i na fotel i na dywan i na panele itd… to potrafi mnie doprowadzić do takiej akcji, że… walnę parę niecenzuralnych słów i

  • Tekane007

    Odpowiedz

    rzucę czymś o podłogę… :/ wykrzyczę się, wyzłoszczę i trzyma mnie jeszcze parę minut, a potem przychodzi refleksja… mówię synkowi przepraszam, mama juz nie będzie krzyczała… bo przecież to tylko małe dziecko, które poznaje świat na różne sposoby, takze poprzez wylewanie wody gdzie popadnie. A to my dorośli czasem nie radzimy sobie z samymi sobą i obrywają dzieci. Ale z drugiej strony

  • Tekane 007

    Odpowiedz

    nie wyobrażam sobie za bardzo wychowywania tylko słodkopierdzącego. Ech trudne klimaty… Matko Nieidealna, czemu tu nie można zostawić dłużego komentarza? irytujące to jest.

    • matka-nie-idealna

      O kurcze, pojęcia nie mam! Już to sprawdzam!

  • MatkaCz.

    Odpowiedz

    Byłam i jestem w identycznej sytuacji. Braciszek pojawił się kiedy starszy miał 2,5 roku. Nie chce Cię martwić ale po porodzie jest jeszcze gorzej. Nie chodzi o zazdrość i złe traktowanie małego – Kocha go nad życie! Ale kiedy mamy za dużo na głowie on zaczyna być potwornie wredny, nieusłuchany i ryczący o wszystko :/ Walczę ze sobą bo niby wiem o co cho ale bywa ciężko… Powodzenia!

  • Aneta

    Odpowiedz

    Tekst, który czyta się lekko, prosto i skłania do refleksji – tylko takie teksty można znaleźć na tym blogu! Chętnie tutaj do Ciebie wracam!

  • Bożena

    Odpowiedz

    Bardzo emocjonalny tekst. Masz lekkość pisania i wyrażania swoich emocji, a to jest super dar. Powodzenia, choć wyobraża sobie, że nie zawsze jest łatwo:)

Skomentuj