Dziecko mi dorasta.

8 komentarzy

Równo za 2 miesiące i 12 dni mama wraca do pracy. Z tego tytułu w gardle utknął mi glut rozpaczy, serce palpituje a nogi samoistnie lecą twista. Możecie nazwać mnie panikarą.

Średnio widzę powrót do pracy, mając na uwadze moje ponadroczne oderwanie od cywilizacji i większych grup ludzi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że doznam szoku społecznego, że matczyne naleciałości mogą ukazać się razem z brudnymi pampersami  w torebce i drugim śniadaniem w postaci owocowej brei marki Gerber, a przy nodze nie będzie uwiązanego smarka, który oddalony o kilkanaście kilometrów będzie gryzł w żłobku kapcie pani Joli zamiast maminych. Muszę tylko pamiętać, by z naleciałości nie pozostało mi zostawianie otwartych drzwi przy kiblowaniu bo szef może pomyśleć, że mam go w zadzie, gdy przypadkiem przywitam go w pozycji na Małysza z bielizną na poziomie kostek.
Nie wiem co jest gorsze, iść do pracy po raz pierwszy w ogóle, czy iść do pracy po raz pierwszy po roku społecznego ostracyzmu, spowodowanego podcieraniem Haniowego tyłka. Podczas, gdy tyłek będą podcierać jakieś obce ręce, ja będę z nerwów pluła na odległość pazurami nad firmową klawiaturą zastanawiając się, czy młoda nie fiknęła orła na zawiniętym brzegu wykładziny, czy zjadła wymiociny przygotowane przez żłobkowe kucharki i czy nie odśpiewuje arii żałobnych za matką.

Tak, Hanisława pójdzie do żłobka.
No właśnie, żłobek… Ciężko mi z tą myślą, że moje dziecko będzie pod opieką kogoś obcego, podczas gdy ja będę w spokoju piła CIEPŁĄ kawę w pracy. Byłyśmy dzisiaj z Hanisławą zrobić orient w terenie, zajechałyśmy do potencjalnego żłobka. Wybór jeden z dwóch miejskich szału nie robi, miasto pod tym względem się nie popisało, zakładając, że społeczeństwo bogate, za prywatne żłobki i opiekunki zapłaci z minimalnej krajowej jałmużny. Drugi zapchany dziećmi po brzegi, podobno ponadprogramowe dzieci mają, Hanki już nie upchną, przynajmniej oszczędzili nam dylematu w takim licznym wyborze. Miejscówka niczego sobie, kolorowe ściany od razu odkryły dwa kasowniki na dziobie Hanki, Kubuś Puchatek wesoło machał ubzdryngoloną w miodku łapką, wszystko ładne, czyste i zadbane, pani Jadzia zasuwa w tę i nazad szorując żłobkowe podłogi z dziecięcej śliny i rzygów, ogólnie same ochy i achy. Pani dyrektor wywarła na nas dobre wrażenie, trochę mnie olała na rzecz Hanisławy, jakby to ona miała wyskoczyć z tych 4zł dziennie na żłobkowe żarcie. Wiem, szaleństwo, toż to pół słoiczka Gerberowej brei. Dyrektorka zareagowała śmiechem nawet wtedy, gdy Hanisława zaszorowała brylantami po dyrektorskiej markowej myszce od komputera, ciekawe czy gdy za rogiem nie ma rodziców też świeci bielą w każdą stronę. Dokumenty zebrane, na razie grzeją miejsce w torebce bo sam fakt złożenia podania do żłobka nakręca moje jelita na grubszy temat. Gdyby młoda nie dostała się do żłobka publicznego, w grę wchodzi jeszcze prywatny. Pomijając fakt, że prędzej opłaca mi się przykleić tyłek do kanapy na kolejne 2 lata niż posłać dziecko na prywatę, żłobki w naszym mieście zapewniają tyle rozrywek od języków obcych, przez gimnastyki, po balety i malarstwo artystyczne że istnieje ryzyko, iż pewnego razu młoda wróci ze żłobka i zasunie nam po francusku, że pardon, ona chce croissanta z buerre, odtańcowując po drodze „Jezioro Łabędzie” i ośmieszy starych po całości, takie buty.

Za każdym razem, gdy patrzę na Hanisławę, jęczę obficie, że nie wyobrażam sobie sytuacji październikowej, gdy odtransportuję ją do miejsca przeznaczenia, zamknę za sobą drzwi i odetnę się od macierzyństwa na kilka godzin pracy. Pierwszy dzień żłobkowania zapewne skończy się moją sraczką i natarczywym zaglądaniem w żłobkowe okna, co może skończyć się pomówieniami o nieczyste intencje. Założę się, że Hania całą sytuację zniesie o niebo lepiej niż ja, odwróci się na kolanie i uraczy mnie widokiem zadu, pędząc do innych raczków ze swojej grupy pokazując, że moja panika jest zupełnie nieuzasadniona.
Umiejętności adaptacyjne grupowe dzieci są na pewno lepsze niż matek powracających po rocznym ostracyźmie do pracy. Sytuacja, gdy muszę wejść do biura, usiąść do porzuconego rok temu komputera i odpowiadać na pytania „co u ciebie?” podczas gdy moje dziecko w najlepsze dłubie w nosie kolegi z grupy, napawają mnie niekontrolowanym rozwarciem organów odpowiedzialnych za utrzymaniem wszystkiego w kupie. Nie zdziwię się, jak po kilku dniach zacznę się jąkać a najlepszą pozycją będzie podbiurkowa. Proszę udawać, że mnie nie ma. Dlaczego pani w ogóle się do mnie odzywa? Ten telefon dzwoni, łot de fak?

Dni już nie będą wyglądały tak samo. Hanisława ogarnięta zabawą z Jasiem, Stasiem i pięcioma innymi Haniami powoli będzie stawała się samodzielna. Już nie będę widziała, czy zjadła cały obiad, jak długo była w zasłanym pampersie i dlaczego ma odparzoną Kaśkę.
Trzeba będzie zerwać pępowinę, która łączy nas od 16.10.2013r., zakończyć labę, zwaną paradoksalnie „urlopem macierzyńskim”  i oddelegować dziecko pod opiekę innych, być może mniej opiekuńczych rąk.

Boże, dziecko mi dorasta..

8 Komentarzy/e
  • ~marta

    Odpowiedz

    Oooo jak ja Cię rozumiem. Podobne myśli towarzyszą mi ostatnio codziennie. Co więcej, po nocach mi się to śni. Mój mały urodzony 27.08 do żłobka idzie od 1 września. I cały czas rozkmina: co będzie jak mu się zachce pić, przecież nie powie, skąd będą wiedzieć, że sajgon w pampersie przy tylu dzieciach-odparzenie murowane, biedaczek będzie tam najmniejszy-jak on sobie poradzi (grupa od roku do dwóch lat), jak go uśpią bez mamusi i tak w kółko, tematów mi nie brakuje do rozmyślań. Staram się jednak pocieszać, że nie on pierwszy i jedyny idzie do żłobka, to chyba wiedzą co robić. A do pracy chce mi się już wrócić bo prawie zdziczałam. Gdyby nie to, że jestem zesrana na maksa to bym się cieszyła 🙂 pozdrawiam, w kupie siła 😛

  • ~Goska

    Odpowiedz

    Zapewne tak bedzie, ze Ty gorzej przezyjesz rozlake niz Hania. Juz raz przez to przechodzilam. Tylko ze ja musialam zostawic moja coreczke jak miala pol roku. Niestety mala nabawila sie lekow nocnych i rok sie z tym bujalysmy. Za pol roku czeka mnie to samo z druga i nie wyobrazam sobie tego. Mam nadzieje ze roczniakom latwiej jest zostawac bez mamy. Czas pokaze. Chyba ze trafie „szostke” i bede mogla nianczyc moj skarb do 18 -tki. Powodzenia i nie stresuj sie na zapas

  • ~Julka

    Odpowiedz

    Ooo widzisz, a ja myślałam, że w całej Polsce nabór do miejskich żłobków był do końca maja, że to ustawowo itp. No tak czy siak moja rodzona 4.10. idzie od 1.09 pod opiekę a ja z nadzieją patrzę na cały wolny wrzesień i haczyk października, bo mam do wybrania zaległy urlop. Obserwując moje dziecko wiem, że dokładnie tak będzie, że wypnie mi zad i z dzikimi wrzasko-piskami poleci do innych dzieciaczków 😉 a ja zrobię w końcu coś dla siebie- pouczę się języka, pofitnessuję. Taka zła matka ze mnie. potem w październiku wróce do starej- od nowa- pracy (niestety w mojej pracy można uznać, że będę nowa, od początku muszę pozdobywać klientów, bo starzy są już u innych handlowców), co już mi się absolutnie nie podoba 😛

  • ~Gośka

    Odpowiedz

    No właśnie ja to samo przeżywałam przy pierwszym dziecku, z tym, że zostawiałam ją jak miała 8 miesięcy, była cały czas na piersi. No masakra, zostawała z nianią, dobrze, że to było 4-5 godz, bo pracowałam w szkole. Teraz muszę zostawić już dwójkę – synek ma 14 miesięcy, rzeczona córka w grudniu skończy 4 lata (do przedszkola się oczywiście nie dostała, a za prywatne musiałabym oddać pół pensji – notabene drugie pół dla niani na synka) – tak że rysuje się świetlana rzeczywistość. Z jednej strony cieszę się, że udało się znaleźć pracę, a z drugiej teraz będę znikać na 7 godz., mały też na cycku jedzie i ani myśli zakończyć ten proceder. Co mu zrobię jak w nosie ma butelkę i gdy widzi sztuczne mleko, to pluje nim dalej niż widzi. Córkę ostatecznie zabiorę do przedszkola, gdzie idę, ale za jakieś dwa miesiące, a mały będzie z niańką. Taki jest plan, co się będzie działo to nie wiem… boję się myśleć. Córka się nie chce rozstać z bratem, bo mówi, że on ją kocha i nie może bez niej zostać, a niańka do dwójki dzieci – toż to przerasta moje możliwości. Ogólnie tak źle i tak niedobrze….załamka.

  • ~Ania

    Odpowiedz

    Tak to właśnie jest z mamami;) Pierwsze dni w żłobku czy przedszkolu gdzie pracuję, to często one przeżywają bardziej niż dzieci. Ja to rozumiem. Przecież trzeba oddać swojego największego skarba w obce ręce. A chociaż te ręce nie wiem jak byłyby dobre, są po prostu obce. Wiadome jest, że nikt, nawet najlepsza „ciocia” nie dopilnuje Twojego dziecka jak Ty sama. Z drugiej strony, powrót do pracy i taka trochę jakby resocjalizacja ( w końcu tyle czasu spędziłaś z dzieckiem) na pewno dobrze Ci zrobi;)

    • ~Gośka

      Sama, kiedy pracowałam w przedszkolu, nie mając jeszcze dzieci, dziwiłam się matkom na początku roku szkolnego, dlaczego one tak ryczą, przecież dzieciom nic złego się tutaj nie dzieje????!!! Teraz je w 100% rozumiem….
      Był taki chłopiec, który płakał przez 3 miesiące dzień w dzień, normalnie wył na całe przedszkole, strasznie żal go było, później się przystosował.

  • ~Mama Magda córy Zosi

    Odpowiedz

    Matko dziewczyny, doskonale Was rozumiem. Siedzę właśnie w pracy i z rozpaczy szukam bloga/linków i osób, które mają takie problemy jak ja. Tak jestem w pracy i póki co Zosia moja jest u dziadków-teściów, więc i to mi ciężko przychodzi. Nie ma co się oszukiwać, powrót do pracy był okropny. Ja też byłam ponad rok w domu, bo moja Zosia urodziła się w maju 2013. Podobnie tak jak i Wasze pociechy idzie do żłobka od 1 września, Może to i dobrze, że teraz jest u dziadków, uczy się, że Mama wychodzi i wraca. Ale mi serce ściska, wszystko się zmieniło, już nie jesteśmy razem, a w ciągu dnia zostaje nam wspólnego czasu może z 3 godziny. Po weekendach powrót do pracy jeszcze jest gorszy. Pociesza mnie jednak myśl, że 3/4 społeczeństwa tak żyje i jakoś funkcjonują, ale emocje, które towarzyszą matce przy oddaniu dziecka w inne ręce są nie do opisania.

Skomentuj