Dzień jak co dzień…

1 Komentarz

Budzimy się rano z Panem Tatą poskładani jak scyzoryki, bo Hanisława w środku śpi w pozycji „Jezusa z Rio”. Pan Tata w korzystniejszej sytuacji, może zarzucić nogę na ścianę, ja wiszę tyłkiem za łożem dziecięco- małżeńskim (do niedawna było jeszcze małżeństo- dziecięce) i balastuję pośladkami, żeby nie spaść na podłogę. Żadne siłownie nie są mi potrzebne, bo pośladki mam przez tą gimnastykę wyćwiczone, że hu hu, orzechy włoskie można łupać. Zerkamy smutno w okno, drzewo dobija się do szyby, pewnie żeby przed wichurą się schować a deszcz wybija rytm na parapecie. Co by tu dzisiaj robić, by tyłkiem do kanapy nie przyrosnąć i dziecku rozrywkę zapewnić? Babcia D. !

Wraz z Hanisławą przeprosiłyśmy się z puchówkami, cieplejsze body pod spód i w odwiedziny do babci D. się wybrałyśmy. Nim dotarłyśmy do samochodu, zaparkowanego stanowczo za daleko, wiatr rozczochrał moje pół opakowania lakieru na grzywce i obtłukłyśmy nosidełkiem wszystkie samochody po drodze. W zasadzie gdyby nie ono, pewnie strażacy ściągaliby mnie z jakiegoś pobliskiego drzewa. Wcale nie jest mi z tego powodu do śmiechu, bo jakieś 10 lat temu miałam podobną sytuację. Gdy wracałam ze szkoły, zerwała się taka wichura, że musiałam złapać się znaku drogowego bo w pewnym momencie nogi miałam wyżej niż głowę. Na szczęście dobre koleżanki przyszły mi z pomocą i… doładowały mnie swoimi plecakami tak, że mogłam dojść do domu.

Zazwyczaj staramy się z Hanisławą wbić do dziadków w porze obiadowej, dzisiaj w menu wątróbka i kapusta kiszona. Do fanów podrobów nie należę, ale darowanemu koniowi… Dziadki oczywiście przeszczęśliwe, cirlają nad Haniutkiem aż miło, rąsie, bujanko i mama nawet obiad ciepły mogła zjeść, wypić kawę po łyczku (zazwyczaj piję zimną, jednym duszkiem) i nawet urwać się do pobliskiej galerii na sekund pięć. Coraz bardziej cieszę się na remont, bo gdy przyjdzie jego czas a my się przeniesiemy do dziadków, ciepłych obiadów będzie więcej 🙂

Co do remontu, przybrałam dzisiaj bojową postawę i wynegocjowałam z małżem swoje akcenty w salonie i sypialni Hanisławy. Wprowadziłam się tutaj już w zasadzie na gotowe, PT miał swoje własne M. Siedzę więc i szukam inspiracji w Internecie, kark skrzywił mi się permanentnie od siedzenia przy komputerze a oczy zbieram z klawiatury. Ale w końcu wiem, czego chcę !

Hanisława wycirlana i wycałowana przez dziadków, wymęczona jak po maratonie, zasnęła w drodze powrotnej i obudziła się dopiero przed kąpielą. Czasami zastanawiam się, co myślą ludzie przechodzący pod oknem w kuchni (kąpiemy Haniutka w kuchni, bo ciepło), widząc mnie skaczącą nad wanienką i robiącą głupie miny, próbującą zabawić dziecię w kąpieli. Hania zanosi się śmiechem przy okazji wieczornej toalety do tego stopnia, że wanienka zyskuje nową funkcję- jacuzzi. Wypachniona, zatankowana i wycałowana zostaje odprawiona do łóżeczka, chwila czułości z Panem Królisiem i dziecka nie ma do rana. Ja tym czasem mam ochotę na coś mocniejszego dzisiaj, więc kładę się do wanny z Lechem Schandy.

A wam jak minął dzień?

Ahoj!

1 Komentarzy/e
  • ~Emilcia

    Odpowiedz

    To poszalałaś na całego z napojem wyskokowym 🙂 U mnie i bliźniaków dzień niestety pod znakiem ząbków do kwadratu, ciężko było nocka też zapowiada się wesoła, nie zostaje nic innego jak buszować po internecie i czuwać i niebawem próbować zasnąć (chociaż nie wiem czy jest sens kłaść się zamknąć oczy i za chwilę zrywać się do dzieci). Na szczęście jutro babcia i tatuś zostają z maluchami a ja na całodniowy urlop emigruję. Udanej i słonecznej niedzieli życzę. Pozdrówka

Skomentuj