Dzień świstaka, czyli o tym jak Hanisława stosuje przemoc domową.

5 komentarzy

Hanisława od kilku dni jakiegoś wścieku dostaje. Wrzeszczy, piszczy i wymusza wszystko krzykiem i płaczem. Gryzie dywany, chodzi tyłem po podłodze, chce siedzieć chociaż nie umie, o godzinie 8 rano jęczy żeby jej Jolę Pieńkowską z Tefałenu włączyć, bo inaczej bębenki za karę nam porozsadza. Ze słodkiego roześmianego bobasa stała się po prostu babą… Serdecznie współczuję jej przyszłemu mężowi, bo gdy nadejdzie czas PMS, chłop się wyniesie z domu, nerwowo biedak nie wytrzyma. W naszym przyszłym domu stworzę specjalny pokój dla desperata, dobrą teściową będę. Mam nadzieję, że to zęby bo jeśli nie, oszalejemy z Panem Tatą i gdy one nadejdą, to chyba namaluję sobie tarczę na nowej ścianie i z każdym kolejnym zębem, będę celowała tam głową. Sąsiedzi pewnie myślą, że dziecko katujemy, zastanawiam się, czy nie obłożyć sypialni Hanisławy gąbką dźwiękochłonną.
Poza tym Haniutek nie ogarnia jeszcze, że nie potrafi raczkować, krzyczy i piszczy do momentu aż nie ustawimy jej w pozycji „na pieska”, po czym macha łapkami i nogami jak nakręcana żaba, przy okazji tworząc pod sobą kałużę. Przy zetknięciu z podłożem leży jak rozjechany królik, bo mocy w nogach jeszcze nie ma, a i grawitacja za bardzo na pampersa działa. Za chwil kilka z Panem Tatą będziemy mogli występować w zawodach kulturystów, bo bi i tricepsy rosną nam wraz z wagą młodej. Teraz np. Hanisława trenuje kickboxing na Panu Królisiu, z tego co widzę, uszasty ma przewagę, jak dziecię zaśnie, podrzucę wam zdjęcie.

Remont ma zacząć się za 2 dni a ja już mam dosyć. Teoretycznie wiedziałam, czego chcę, ale PT skutecznie miesza mi w głowie, podsuwając pod nos co rusz nowe kolory, pomysły i inspiracje. Haniutkowy pokój z fioletowego awansował na wrzosowy poranek czy coś tam, który dla mnie jest po prostu różowy. Mam nadzieję, że dziecię nas w przyszłości nie pozwie, gdy okaże się nagle, że jest emo. Jakby co, to wina PT, on wybrał ten niemęski kolor.
Salon zamiast szarego będzie grafitowym zmierzchem. Czyli po prostu szary inaczej. Zastanawiałam się, kto wymyślał nazwy farb i obstawiłam Panią Krysię, która siedzi 8h za biurkiem z plakietką „Colour designer”, piłuje 7- centymetrowe tipsy pomalowane na „dojrzałą malinę”, co chwilę wydłubuje gumę do żucia z dziury między czwórką a piątką i w szufladzie ma cichaczem upchnięte Harlequiny:

„I wtedy Fakundo spojrzał w oczy Sophie w kolorze gnijących fiołków. Grafitowy zmierzch powoli zamieniał się w orgazmiczną czerń…”

Śni mi się po nocach ten wrzos, ten zmierzch i inne remontowe koszmary. Budzę się o 2 w nocy z krzykiem „Jeszcze listwa do kabli!”, a z regipsów i profili mogę dawać korepetycje. Remont + SNCCH (samo nie wiedzące czego chce) dziecko…? To nie może się udać.

Wybrałyśmy się dzisiaj z oślinioną i wściekłą Hanisławą do sklepu, wybrać wykładzinę do jej sypialni. Jako, że ja już miałam serdecznie dosyć wyborów, wzięłam dziecię pod pachę, stanęłam przez ścianą z wykładzinami i pytam po kolei:
– Ta? – cisza. Idę więc dalej.- A może ta?- Zero zainteresowania. Przed rolką z czerwoną wykładziną, spojrzała na mnie z miną „Stara, co ty na kolorach się nie znasz? Gdzie czerwony do wrzosowego poranku?”. Ściana, na niej tysiąc pięćset rodzajów wykładzin od podrób paneli do tych o strukturze ptaka z Ulicy Sezamkowej. Jakby ktoś miał ochotę, może sobie na przykład posadzić sztuczną trawę w sypialni albo rozjechanego pluszowego misia w salonie. Mi przyjemnie się skojarzyła nazwa Opius, w kolorze skisłego mleka lub zjełczałego masła, co Hanisława potwierdziła wysokotonowym „Iiiiiiiiiiiiiiiiii”, w związku z którym nasz czas w sklepie dobiegł końca. Upocone, wkurzone (ja sytuacją a Hanisława chyba SNCCH), zahaczyłyśmy obuwniczy, w którym oczywiście podobały mi się tylko jedne buty i tylko te jedne nie miały mojego rozmiaru, po czym  wróciłyśmy do domu.
Haniutek na szczęście szybko padła, ja razem z nią. Obudziłam się z dziecięciem przyssanym do centralki, z rozbawieniem stwierdziłam, że powinna mieć gdzieś zamontowany zaworek odpowietrzający. Próbując wyszarpnąć cyca, zrozumiałam, że to większa impreza, dziecko dostało szczękościsku i ani myślało pierś puścić. Najwyraźniej straciłam w niej czucie, bo na szczęście nic nie bolało, ale sutek do tej pory łaskocze mnie w pępek.

Chyba pójdę za przykładem Hanisławy.

Dobranoc!

5 Komentarzy/e
  • ~mamaAntosia

    Odpowiedz

    Haniutek biedny ma skok rozwojowy, albo widocznie cóś się tam wykluwa w buźce:). Ja bywam strasznie zdziwiona, gdy jęcząc swojemu lekarzowi, że mały chyba znowu kolki ma, bo jęczy, wyzywa na ulubione bajki i nawet ” Czarli i cyferki” nie pomagają, a pan doktorek ” Pani, on ma zęby!” Pięknie dwie górne jedyneczki, matka w szoku, cyc jeszcze bardziej 🙂
    Dacie radę!

  • ~Emilcia

    Odpowiedz

    Też obstawiam skok rozwojowy, moi chłopacy 2 tygodnie serwowali mi „ostrą jazdę bez trzymanki” jeden cały dzień jęczał i piszczał drugi w nocy wył 🙂 teraz zęby i znów to samo 🙁 Trzymaj się ponoć w macierzyństwie najgorsze pierwsze 25 lat potem z górki 🙂

  • ~Matka-Nie-Idealna

    Odpowiedz

    Skok rozwojowy moje drogie Panie to ona ma chyba co 2 tygodnie. Teraz najlepszym lekarstwem jest paluch mamy i szorowanie jeszcze bezzębnych gumowin. Przy kolejnym skoku to ja wyskoczę przez okno!

  • ~mamaAntosia

    Odpowiedz

    Antek dodatkowo ulewał, i walił w pieluchę dwa razy częściej. Też nie wiedziałam, co się z nim dzieje. 18-go skończył cztery miesiące a tu już zęby, kompletnie się nie spodziewałam. U nas tradycyjnie pomagała suszarka do włosów, przytulanie na golaska i „mama wyłącznie dla Antka”. Biedny nie umie jeszcze dobrze złapać gryzaczka, a żel był o kant d… rozbić. Zlizał i nie było. Wyrżnęły się i na razie spokój… Oby, jak najdłużej.

  • ~Marta

    Odpowiedz

    Oj znam ten ból, mój zaawansowany wiekiem syn (8 miesiąc) 😉 właśnie zaczął ząbkować i to hurtowo. Taki z niego egzemplarz. Tak człowiek tych zębów wygląda bo jak już będą to lżej będzie, ale zanim one wszystkie wyjdą toć jak do reszty osiwieje 😉 Pozdrawiamy

Skomentuj