Faux pas, czyli jak zwykle wpakowałam się po uszy…

5 komentarzy

Czwartek, godzina 23. Podekscytowana 10tys. wizytami na blogu położyłam się obok śpiącego małża. Wcześniej musiałam zmienić piżamę, bo przy czytaniu serii komentarzy od czytelników upociłam się bardziej niż na orbitreku. W momencie, gdy wtopiłam zimne stopy w afro na małżowych nogach, doznałam olśnienia a wena zaszumiała mi pod czaszką. Jako, że godzina późna, liczyłam na to, że wena do dzisiaj mnie nie opuści.

Dziecię posłusznie wciągnęło butlę niemieckiej kaszy bez cukru za miliony monet, przyłożyła głowę do Pana Królisia i o godzinie 20.03 udała się w objęcia Morfeusza.

Przypomniała mi się wczoraj sytuacja z czasów, gdy jeszcze nie byczyłam się do góry brzuchem na „urlopie” macierzyńskim z Hanisławą w domu i codziennie dzielnie szorowałam na 7 do roboty. Swoją pracę bardzo lubię, chociaż jest wymagająca i odpowiedzialna. Nie raz ze swoim stanowiskiem szłam na szable, leciały qrwy, łzy chlustały, a tak w ogóle to krew, pot i rzucałam to w cholerę setki tysięcy razy. Zawsze wracałam niczym syn marnotrawny z pochyloną głową, wlewałam w siebie kolejną kawę, zmieniałam status na Fejsbusiu na „w związku”, odpalałam kalkulator i z anielskim wyrazem twarzy rozpływałam się w przepisach prawa pracy, ZUS-ów, US-ów i innych kochanych przez wszystkich Polaków instytucji.
Przez ostatnie 3 lata pracowałam (i mam nadzieję, że nadal pracuję) sobie spokojnie w fajnym miejscu. Codziennie o 7 rano parzyłam sobie wiaderko 'małej’ czarnej, szybka gimnastyka wszystkiego, co może przez 8 godzin zdrętwieć od siedzenia przy biurku i heja banana do 15.

Jak już wspomniałam moja praca jest wymagająca i odpowiedzialna, bywa też niewdzięczna. Do moich obowiązków należy zatrudnianie i zwalnianie pracowników, liczenie wypłat, wszystkie ZUS-owe przyjemności, dokumentacja, etc.
Jakiś czas temu dostałam informację od szefa, że należy zwolnić jednego pana. Coś przewinił, pamięć mam dobrą ale krótką więc nie pamiętam nawet co. Było lato, gorąco jak cholera. Smażyliśmy się w biurze ze współpracownikami, pod krzesłami miski bo pot lał się strumieniami, procesje pod kran z zimną wodą. Często wychodzimy z biura na 'plotki’ z kolegami z produkcji, więc klimę odpalaliśmy tylko wtedy, gdy ktoś chciał sobie zrobić urlop i poleżeć w domu z 40-stką pod kopułą i smarkami po pas. Smażymy się w tym swoim piekiełku, koleżanka nawet zaczęła do pracy surowe jajka przynosić bo do drugiego śniadania zdążyły się ugotować w szafce, wiadomo synapsy w takich temperaturach mogą dostać zwarcia i kłopoty gotowe.
Siedzę sobie kulturalnie przy biurku, zmieniam ustawienia nogi na nodze, przykleiłam się do fotela, buty wpieprzyłam gdzieś daleko pod mebel, muchy naokoło się zleciały i w ramach „upewnienia” i chwili przyjemności zatapiam się w lekturze kodeksu prawa pracy. Błędu popełnić nie chciałam, zawsze sprawdzam wszystko trzy tysiące razy zanim podejmę decyzję. Miała być dyscyplinarka, takiego dokumentu jeszcze nie miałam przyjemności tworzyć, zawsze stroniłam od konfliktów i starałam się wszystko załatwić polubownie. Szef przepływając przez biuro polecił dać znać kierownikowi, że jegomościa zwalniamy i ma szukać kogoś innego na jego miejsce. Wystukałam tipsem nr do kolegi, wysłuchałam poczty głosowej, czynność powtórz. Po tym, jak nauczyłam się formułki z poczty głosowej na pamięć a głos kolegi jeszcze długo prześladował mnie w snach, stwierdziłam, że chłopina pewnie ciężko zapracowany, może na jakimś spotkaniu biznesowym a ja mu tylko pośladki zawracam, więc naskrobię maila. Kolega zaopatrzony w inteligentne sprzęty, na pewno zostanie poinformowany od razu o sytuacji i odezwie się jak tylko wiadomość odczyta. E-maila odpaliłam, adres wpisałam, jak to zazwyczaj w mailach się robi i poczyniłam wiadomość, wiadomo jak to między kolegami z pracy bywa, gwarą naszą wewnętrzną, niekoniecznie nadającą się do publikacji w mediach, mniej więcej tej treści:

„Cześć kochaniutki, pan XYZ przegiął 'tak a tak’ więc dyscyplinarkę mu sprezentujemy. Dantejskie upały mamy więc telefon go parzy, słuchawki nie podnosi, zawieziesz mu liścik osobiście czy mam wysłać gwardię narodową?”

WYŚLIJ

10 minut nie minęło jak dzwoni telefon, pewnie kolega odczytał informację, oddzwania by podać decyzję.
– Dzień dobry tu XYZ. Dostałem przed chwilą od pani e-mail o treści…- i czyta mi chłop wiadomość, którą wysłałam do kierownika. Świat mi przed oczami zawirował, całe życie przed oczami przeleciało, widziałam już światełko w tunelu. Jezus Maria, nie może być, to chyba jakiś chory żart? Skąd zwalniany pracownik dowiedział się, że go zwalniamy?. Zająknęłam się, rzuciłam szybko coś w stylu „Ą, ę, yyyy, tak ja to sprawdzę” i trach słuchawką o stacyjkę. Jak się okazało, e-mail zamiast do kierownika poleciał do rzeczonego pracownika. Kolega oddzwonił po chwili z pytaniem czy ktoś umarł bo ma milion pięćset nieodebranych połączeń ode mnie. W zasadzie to jeszcze nie umarł, ale w niedługiej przyszłości umrze, bo szef mnie na sto procent zaciupcia za to 'fo pa’. Blada, jakbym przypieprzyła twarzą w biurową ścianę ruszyłam w ostatnią podróż do gabinetu wodza. Po drodze zaczęłam żegnać się z koleżankami i kolegami, omiotłam wszystko 'ostatni raz’ wzrokiem i zapukałam do jego biura. Szef przyjął wszystko z ogromnym uśmiechem, zadzwonił do pracownika z wytłumaczeniem, że blondynka się pomyliła, wiadomo jak to z nami kobietami jest. Wybaczyć trzeba, buzi na zgodę i udało się wszystko rozwiązać za porozumieniem, ale co strachu durna baba się najadła, to już moje.

Tak więc dzieci kochane pamiętajcie, najwyraźniej trzy tysiące sprawdzeń nie wystarczy, trzy tysiące pierwsze poczyńcie, bo nie zawsze szef jest równym gościem i dyscyplinarka może powędrować też do was.
I w tym momencie właśnie zatęskniłam za swoją pracą… !

5 Komentarzy/e
  • ~Emilcia

    Odpowiedz

    Ha ha ha ha pozazdrościć szefa i wyrozumiałości 🙂 Ja w ciąży też zaliczałam wpadki ale mniejszego kalibru 😉 Swoją drogą czy nie zauważyłaś że w czasie ciąży mózg pracował nieco w innych rytmach? Ja nie potrafiłam się skupić a na wykładach na uczelni czułam się jak na marsie gdzie każdy mówi innym językiem :O
    P.S. Gratulujemy Hani co raz większej sławy ! Ruch pod niektórymi postami jak na Marszałkowskiej.

  • ~Górnik

    Odpowiedz

    Miałem podobną sytuację ale obyło się bez krzyku.

  • ~ola

    Odpowiedz

    załóżmy, że to prawda to normalnie człowiek, kiedy dostaje takiego znaka, że ma być zwolniony, w normalnych okolicznościach, zwalnia się z pracy z powodu przerażającego bólu, biegnie do doktórów i przynosi zwolnienia lekarskie przez 180 dni a potem kolejne 300 dni z powodu rehabilitacji na odzyskanie zdrowia i przez ten czas jest nie do ruszenia a pensyjka na konteczko wpływa – c’est la vie

  • ~ddd

    Odpowiedz

    Dlaczego usuwasz komentarze? Jakiś czas temu było tu wiele opinii, a teraz tylko trzy.

    • Matka-Nie-Idealna

      Bo mogę ?

      Odsyłam do lektury książki Tomka Tomczyka „Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj”.

Skomentuj