Filtr matko ponad wszystko !

1 Komentarz

Rodzi się dziecko. Ty nieruchomiejesz pod małym, wrzeszczącym i długo wyczekiwanym potomkiem leżącym na twojej piersi. Wsłuchujesz się w arię na całą porodówkę, wyszukujesz w niej tej najpiękniejszej nuty bo przez całą sektę matek- koleżanek ze stażem, który miał prawo położyć amnezję na wspomnienie własnego porodu wbijano ci do głowy, że najpiękniejszy na świecie dźwięk to płacz nowo narodzonego dziecka. W głowie szumią ci jeszcze komendy sierżanta położnej, która kazała przeć kiedy poziom twojej energii oscylował gdzieś na granicy niekontrolowanego zgonu lub co gorsza zakazywała przeć kiedy w tobie akurat zbierało się ciśnienie.

Kiedy już pozbierają cię do kupy na tyle, że odróżniasz gdzie twoja głowa a gdzie dupa, przychodzi czas „sam na sam” z dzieckiem. Dziecko wpija się w życiodajną pierś a ty obserwujesz. Perkaty nosek, maź sklejająca pióra, mające się gęstością nijak do stopnia palenia w garach, co nazwano pieszczotliwie zgagą. Zgagą co najwyżej możesz nazwać swojego psa, dającego w pizdę o 5.30 rano, pół godziny przed alarmem budzika.
Jedziesz oczodołem dalej. Oczy opuchnięte ciemnościami i wodą opływającą je przez dobre 40 tygodni. Skóra blada, lekko przezroczysta, z mapą żyłek piszących historię życia. Doszukujesz się piękna w tworze twojego życia i czujesz się wyrodną matką. Nie widzisz piękna, co więcej, doszukujesz się w sercu instynktu macierzyńskiego, tak gromnie zapowiadanego.


Odbębniasz trzy miesiące aktywności jako matka. Padasz na ryj, karmisz, padasz na ryj. Przeczesujesz internety w poszukiwaniu prawd objawionych na temat kolek, ulewania i chwili dla siebie… och wait. To jest samodzielnego zasypiania. Nic nie jest jak powinno. Młode jedzie syreną na półtorej osiedla, leje nabiałem przez twoje ramię jak rasowy strażak a zasypia tylko w pozycji „na cyca”. Leżysz na bezdechu i pochłaniasz internetowe okno na świat, a tam aktorka męcząca od 15 lat męczącą rolę w o dziwo jakże męczącym serialu z uśmiechem na ustach reklamuje idealne macierzyństwo. Zero rozstępów, kilogramów i skórki, zamieniającej twoje uda w sorbet pomarańczowy. Wspomnieniami jeszcze siedzisz w trzecim trymestrze ciąży, gdzie bezlitosna wskazówka łazienkowej wagi pokazywała ci wizerunek małego walenia i nie ominęły cię żadne ciążowe „przyjemności”, łączące cię nierozrywalnym aczkolwiek mocno burzliwym związkiem z domową toaletą. Jedziesz dalej. Druga  celebrytka w pierwszym trymestrze ciąży, o której pewnie dowiedziała się przy dzisiejszym porannym siku, rżnie reklamy typu pluszowe kocyki i opowiada o błogosławieństwie błogosławionego stanu. I że ciąża jest super i w ogóle. I że nie rzyga i w ogóle. I że nie przytyła od porannego siku i w ogóle.

Sytuacja trzecia.

Leżysz na niemowlęcym dobę numer dwa. Rwie cię tu i tam, siku wydaje się być wyprawą na Kilimandżaro w japonkach, nie mówiąc o dwójeczce. O dwójeczce pomyślisz za sześć tygodni, gdy pan doktor pozwoli rozszczelnić kolana i skupić się z pozycji „na Małysza Stocha”. Telewizja na złotówki wżera kolejne monety, jednym okiem łypiesz na klatkę piersiową pierworodnego, czy aby przez jedną nanosekundę nic się nie zmieniło, drugim zezujesz na księżną Kasieńkę, machającą nogami po schodach dziesięć godzin po porodzie, z uśmiechem made by Hollywood, fryzurą odsiedzianą trzy kwadranse pod ręką królewskiego mistrza i co najważniejsze, figurą utwierdzającą cię w przekonaniu, że tatuś mocno cię oszukał, mówiąc do ciebie w dzieciństwie „księżniczko”.

Czujesz jakbyś mogła aspirować do miana matki roku. Wyrodnej matki roku.


Później wcale nie jest lepiej. Chcesz być modna i wygodna, pies w jednej łapie, w drugiej ziemniory, dziecko przylutowujesz do piersi pasami i szpanisz na mieście. Matki spoglądają na ciebie wzrokiem kata mordercy, pani w sklepie przed nosem macha ci plastikiem „ostatni klient”. Pewnie zazdrość, w końcu nosisz się z dzieciem modnie, wygodnie i drogo bo nie inaczej jak dwa zera z piątką na przedzie pękły przy dostawie. Cały Zachód się tak nosi, Pudelki ci zareklamowały.

Przy okazji wykłócisz się z matką, babką i teściową o swoje bo „tak wyczytałam”. Chłoniesz tomy makulatury, zasypiasz i budzisz się na forum. Jesteś naczelną specjalistką od wszystkiego co przeczytałaś.

Serwujesz dzieciarni Danonki bo z wapniem co osłabia wzmacnia kości i Kubusia, co kupił cię w reklamie cukrem witaminami.

I nagle, ni z prawej ni z lewej jak nie huknie, jak nie dundnie- kubeł zimnej wody.
W dobie dzisiejszych mediów, gdzie reklama ma z uczciwością tyle wspólnego co obietnice wyborcze, gdzie za idealną celebrytką stoi sztab idealnie opłaconych opiekunek i specjalistów od worów pod oczami, gdzie atesty można kupić na Allegro a gwiazdy za bujnięcie się z nosidłem marki wisiadło dostają kwotę kładzącą amnezję na wyrzuty sumienia, trzeba mieć filtr.

Dawno temu, gdy mądre głowy stworzyły Internet ze słowami „a teraz bierzcie i pijcie z tego wszyscy”, zapewne nie zdawali sobie sprawy, że uczeń przerośnie mistrza a ich kontrola w przyszłości ograniczy się do pstryknięcia puszką z piwem i obserwowaniu jak sieć żyje własnym życiem. Media mają nieograniczoną moc manipulacji, spijając z ludzi naiwność i łatwowierność. A można tutaj napisać wszystko. Bo ludzie moi drodzy, cierpią na brak filtra. Co zobaczą w to uwierzą, zatracając tutaj umiejętność samodzielnego i przede wszystkim logicznego myślenia oraz kręcąc sobie na własne życzenie stryczek pod belką.

Filtr rodzicu przede wszystkim.

1 Komentarzy/e

Skomentuj