Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień, pewnie byłabym… ojcem.

0 Komentarzy

Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień,
pewnie byłabym…
…ojcem, tyle o mamusiach wiem,
jestem jedną z nich.

Przeciętny ojciec to jest – proszę państwa – ewenement na skalę światową, albowiem, nikt tak jak ojciec, ustawić się w życiu nie potrafi. No bo, jak wytłumaczyć na przykład fakt, że ojcostwo zaczyna się i kończy niekiedy, w momencie zabawy nabiałem? Albo fakt, że cały proces wytwarzania dziecka, poczynając od dodatkowych kilogramów, przez przymusową abstynencję alkoholową, po nacięcie krocza, spada na kobietę?

Nieliczni strudzeni tym czynem, podejmują się dalszej walki o przetrwanie. Zazwyczaj są to osobniki będące w stałym związku z przyszłą matką dziecka, ewentualnie wchodzący w rolę ojca, bez udziału w jego produkcji.

Pomińmy jednak ten nieliczny procent ojców, biorący udział w wychowaniu dziecka oscylujący na równi wkładu, wnoszonego przez swoją partnerkę. Mężczyzn, którzy nieprzymuszeni paralizatorem przystawionym do krtani, zabierają dziecko na spacer – BO CHCĄ. Tak, są tacy mężczyźni, którzy wychodzą z inicjatywą spędzania wolnego czasu z dziećmi. Podobno. Tacy, którzy wstają w nocy do dziecka, z własnej nieprzymuszonej woli. To na pewno. I tacy, którzy styczność z pieluchami mieli nie tylko w momencie zakupu. Bez wątpienia.

Istnieje jednak taka populacja facetów, którzy na zabawę w tacierzyństwo są zbyt dumni. Bo wiadomo – ojcem może być każdy, jednak nie wszyscy zostają tatą.

Warca jaśnie pan do domu i od progu drze mordę, że „Halyna, daj obiad, bom głodny!”. Halyna urobiona po pachy, dopiero co wróciła z roboty, a wcześniej odebrała dziecko ze żłobka. Leci obiad na dwa gary, bo pisklę nie toleruje glutenu, nabiału i koloru zielonego, a mąż braku schaba na talerzu. Tyknie młodego palcem „A tititi”, jebnie teczuszkę na oparcie krzesła, rozciągnie nogi na kanapie i sapie do żony:
– Ale żem miał ciężki dzień w robocie. Dwa spotkania z klientami. Jeden obiad i kawa z prezesem.
-Mareczku, kochanie. A może byś zmienił Adasiowi pieluchę?
-Przecież wiesz, że nie potrafię.
-No ale zobacz Mareczku, ogórki ci kroję do obiadu. Świnię ubijam, obtoczyć w jajku muszę.
-No dobra, daj tą pieluchę.
-Na szafce, po lewej.
-Khuuuurwa, Halyna! Ty żeś widziała, co tu się dzieje? Jakby dupą pogo w błocie tańczył na Woodstock’u. Jak to śmierdzi! Nie dam rady, kobieto!
-No to weź chusteczki nawilżane. Ja daję radę to ty też dasz.
-Halyna, a jak się tym posługuje? Gdzie tu jest zapięcie? Ty! A dobrze to założyłem?
-Nie, przód na tył włożyłeś. No weźże pomyśl trochę. Rzepy po bokach masz. Albo dobra, daj. Sama zrobię.

I rodzi się pytanie – jak my to wszystko ogarniamy? Jak łączymy kropki tego macierzyństwa, wypieprzając się po drodze kilka razy, po czym wstajemy i ciśniemy do przodu? Dlaczego bierzemy facetów pod pachę, nadając im miano dużych dzieci i pozwalamy, tak – POZWALAMY, im na ojcowską niekompetencję?

Jak to możliwe, że godzimy pracę zawodową, z pracą w domu i macierzyństwem? Skarżąc się czasami, że już nogi bolą i kolana trochę, od tego upadania, że kręgosłup nie ten i nerwy zszargane, że cierpliwość na wykończeniu, bierzemy się w garść, bo musimy? I nie ma, że boli, że nie ma sił na spacer po przedszkolu, że obiadu nie chce się robić. Skąd bierzemy pomysły na to całe wychowanie, na rozwiązywanie kryzysów? Żonglujemy obowiązkami, jakbyśmy się z tym urodziły. A przecież nikt nas nie uczy, radzić sobie w taki sposób, nie mamy wbudowanego nitro, kiedy głowa opada na oparcie kanapy.

I tak, jak kocham tego mojego czorta szalenie i generalnie chwalę się nim na prawo i lewo, tak zdarzają się momenty, że przylepiam mu plakietkę typowego faceta. Ojcem jest świetnym – trzeba mu przyznać. Obiad ugotuje, zrobi dzieciom budyń i usmaży naleśniki. Wyszoruje siwe głowy, siedząc z nimi w różowej wodzie, przeczyta bajkę na dobranoc. W nocy zrywa się na każde jęknięcie córek, a rano śpiewa do ucha na dzień dobry. Zostanie wieczorem, czasami na weekend, z dwójką pod pachą.

Tylko nigdy nie będzie się martwił tak jak ja. Nie będzie czytał o fotelikach i bezpieczeństwie w samochodzie. Nie będzie analizował składów parówek i zastanawiał się, czy kropka na lewym kolanie młodszej, jest czymś więcej, niż nic nie znaczącą kropką. Nie będzie pytał w internecie, jak sobie radzić z życiem i które przedszkole jest najlepsze. Nie będzie ocierał ukradkiem łez, kiedy dziecko zrobi pierwszy krok i wypowie pierwsze słowo. Nie będzie pamiętał, w jakim wieku się odpieluchowały, a pojęcie BLW oznacza dla niego „bardzo lubię wypić”. Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień, pewnie byłabym ojcem.

Totalnie wyluzowanym, wyczyszczonym z niepotrzebnych myśli i absurdalnego strachu – ojcem.

0 Komentarzy/e

Skomentuj