Gorszy dzień.

9 komentarzy

Otwierasz oczy. Świst obok, dochodzący z pachnących wczorajszym dniem ust informuje cię, że jest jeszcze wcześnie. Zbyt wcześnie by dotknąć zimną stopą podłogi i pomaszerować do toalety. Zamykasz oczy i ignorujesz fakt, że ktoś wewnątrz ciebie wkomponował trampki w twój pęcherz. Rozsadza cię od środka. Irytacja rośnie, zalewa powoli twoje wnętrzności. Płynie od serca ku górze, wypełnia cały umysł. Siłą wyciągasz krótkie minuty z kończącej się nocy i psychicznie szykujesz się na poranną jazdę. Zanim zmęczenie odbierze ci świadomość, ugotowałaś w myślach obiad, odpisałaś na e-maile i wymyśliłaś tekst nowego felietonu. Tekst, który kilka minut później jest już tylko sennym, irytującym wspomnieniem. Wspomnieniem, które zabrało ci ciszę, tak bardzo potrzebną w czasie dnia.


Dźwięk budzika bezdusznie rozrywa twoje sklejone snem oczy. Jeszcze pięć minut temu zaciskałaś je na siłę, a przynajmniej wydaje ci się jakby to było pięć. Wmawiasz sobie, wręcz jesteś o tym cholernie przekonana, że to będzie dobry dzień. Każdego wieczora obiecujesz sobie, że jutro się nie dasz. Że zen, że spokój, że Dalajlama i że będzie dobrze. A później budzisz się z jakże wspaniałomyślnej mary. A raczej budzi cię nie wróżący nic dobrego jęk, dochodzący z pieczary małolata.

Nic nie jest tak jak być powinno. Niezrozumiały zły humor dziecka zwiastuje, że masz przesrane już od początku. Później wszystko idzie w jeszcze gorszym kierunku. Skarpety nie te, spódniczka nie, sukienka nie i spodnie, a jakże, nie. Dres wciśnięty siłą i obraza majestatu, malowana słonymi łzami. Podjęcie próby ogarnięcia dziecięcego włosa grozi rozstrojeniem twojego i tak już nadszarpniętego układu nerwowego.
Śniadanie owszem, bo pacholę głodne po nocnych eskapadach. Jajko nie, jogurt nie, owsianka nie. Może jednak jogurt. Ale ten z reklamy, nie z lodówki.
Buty nie, kurtka nie i czapka nie. Łzy zaczynają przypominać dzieło Picassa, nie rozumiesz ani jednego ani drugiego. Masz nadzieję, że kilka godzin w żłobkowych murach wykręci na jej ustach chociaż ledwo widoczny uśmiech. Fotelik samochodowy gryzie, gryzie też dziecko i nerwy nadgryzione. Pogryzione przez psa kapcie za kasę, o której boisz się powiedzieć poślubionemu i ładowarka od laptopa. Pół ładowarki bo drugie pół już w ogrodzie. Dwie godziny od budzika a ty masz ochotę strzelić sobie w łeb raz, celnie. Przynajmniej się wyśpisz.

Siadasz przy kawie, parującej. Od chwili szczęścia odrywa cię listonosz, później kurier a później telefon. I dostawa do mężowej firmy, zapowiedziana na tyle wcześniej, że zdążasz wsunąć nogi w kapcie i przepasać szlafrok. Kawa nie paruje, parujesz ty.


I chcesz już urodzić bo sama ze sobą nie jesteś w stanie wytrzymać. Zrzędzisz, marudzisz i unicestwiasz końcówkę swojej ludzkości. Zamieniasz się w jeden wielki, zirytowany twór, odbijający się czkawką wszystkim dookoła.

A później uświadamiasz sobie, że wystarczy wziąć się w garść, spiąć poślady i zrobić coś ze sobą by ten dzień był dobry. I uśmiechasz się na dźwięk słowa „wystarczy”. Bo to wbrew pozorom nie takie proste. Tylko od ciebie zależy czy się uda, czy może jednak dalej będziesz siedzieć i użalać się nad sobą. Nabierasz powietrza i przekuwasz złą energię w coś pozytywnego. W uśmiech dziecka, w komplement od męża, dobre słowo od listonosza. Uśmiechasz się do pani przy kasie, przepuszczasz w kolejce dzieciaka, któremu dzwonek oznajmił początek lekcji. Dzwonisz do babci, kupujesz psu kość, którą będzie wpieprzał trzy dni. Podlewasz kwiaty, dodajesz lubczyku do zupy.

Później zdajesz sobie sprawę, że to tylko na chwilę. Że za kilka tygodni, wiosną, wszystko wróci do normy. Że to chwile słabości i irytacji. Chwile, które definiują nie tylko nastrój twój ale całej twojej rodziny. Masz zbyt mało czasu żeby uczynić ten dzień i każdy kolejny lepszym. Dzisiaj możesz mieć focha i ciskać kurwami, jutro może być za późno na naprawę tego, co wykrzyczana w gniewie kurwa zepsuła.

Nabierasz głęboko powietrza, zaciskasz zęby i jedziesz. Przecież to tylko gorszy dzień.

źródło zdjęcia: flickr.com

9 Komentarzy/e
  • gigi

    Odpowiedz

    Wiesz…ja jestem na etapie przewartosciowania swojego życia. Wszystko co piszesz jeszcze tydzień temu też odczuwałam- tą irytację spowodowaną upartą niespełna dwulatką. A teraz umieram ze strachu czy synek rosnący w moim brzuchu ma zdrowe serduszko i cała reszta jest tak mało istotna…i znikły obawy jak poradzę sobie z dwójką urwisów. Marzę tylko żeby mój synek był zdrowy. I by móc cieszyć się do końca tą ciążą. I by móc rodzić normalnie w szpitalu. Mogę rodzić nawet 3 dni, byle synek był zdrowy.

    • matka-nie-idealna

      Masz rację, są rzeczy ważne i ważniejsze. Przejmujemy się pierdołami, tracimy czas na nieistotne sprawy a wokół nas ludzie cierpią. Trzymaj się dzielnie i ty maluchu w brzuszku walcz dzielnie.

  • agata

    Odpowiedz

    Twoje teksty są jedyne, prawdziwe i ….. takie moje 😉 moja Nadia ma 6 lat a czytając Ciebie wracam do swoich wspomnień i odległych cudownych chwil 😉 jesteś niezwykła 😉

  • MartynaG.pl

    Odpowiedz

    Gorsze dni dotykają każdego z nas… niestety! Mijają…. ale cholera lubią wracać

  • Nowa w wielkim mieście

    Odpowiedz

    Każdy ma takie gorsze dni. Trzeba je jakoś przetrwać i tak jak mówisz, zacisnąć zęby i nie dać się. Jutro będzie lepiej. I najlepiej chyba wylać swoje żale i wtedy złość przechodzi. Mnie w każdym razie takie wyżalenie ostatnio pomogło i już prawie m-c się nie złościłam na nic, bo zaczęłam dostrzegać małe, ale piękne rzeczy w swoim życiu i zaczęłam cieszyć się nimi. Życzę Ci byś miała jak najmniej takich gorszych dni w Twoim życiu!

  • patita

    Odpowiedz

    Jak ty fajnie piszesz matko 🙂 bardzo przyjemnie się czytało o tym gorszym dniu. Też takie miewam.

  • Matka Puchatka

    Odpowiedz

    Każdemu takie dni się zdarzają. Pozbyć się takiego jędzowatego nastroju nie jest łatwo – tak jak pisałaś. Chyba po prostu trzeba wykrzyczeć, powarczeć (byle nie za wiele) , wydłubać się z tego dna i żyć dalej. Życzę Ci wielu tych kolorowych, zero tych szarych dni 🙂

  • Anik

    Odpowiedz

    Jejku jak ja to wszystko rozumiem… Mimo ze nie jestem teraz w ciazy. Moj niespelna dwulatek potrafi dac w kosc za 3 ale i tak wszystko bym dla niego zrobila.
    Ostatnio zrobilam strasznie sfrustrowana i nerwowa. Moj syn jest na etapie uciekania wszedzie inie wazne ze idziemy obok ruchliwej ulicy. Juz pare razy prawie dostalam zawalu. W wozku dostaje histerii, w sklepie to samo. Ludzie sie patrza, przepuszczaja mnie w kolejce. Zrobienie zwyklych drobnych zakupow to jakas katorga. Wracam do domu zdyszana, spocona, potargana i zla. A potem mam wyrzuty sumienia bo to przecierz tylko male dziecko i tak jak jego tata ma alergie na sklepy

  • Asia

    Odpowiedz

    Dzień dobry! Jestem ciężarówką leżącą a właściwie bardzo się oszczędzającą. Będę tu wracać, jakoś ten blog mnie podnosi na duchu.

Skomentuj